Wirtuoz: Altówka - michalurbanski
Proza » Historie z dreszczykiem » Wirtuoz: Altówka
A A A
Klasyfikacja wiekowa: +18

Wreszcie pani Alicja weszła do gabinetu z głośnym westchnieniem. Musicie wiedzieć moi drodzy, że tak niekulturalny gest w normalnych warunkach wzbudziłby moje szczere oburzenie, ale w przypadku pani Alicji poprzedzał bardzo przyjemne słowa.

 - To już wszystkie na dziś panie doktorze.

Uśmiechnąłem się promiennie do kobiety i zacząłem zbierać się do wyjścia.

 - Listę jutrzejszych pacjentów jak zwykle poproszę na maila pani Alicjo. Dzisiaj mam parę rzeczy do załatwienia, więc mogę nie odbierać telefonu do późna.

Zarzuciłem płaszcz, poprawiłem kaszkiet na głowie i rzucając wesołe – Do jutra pani Alicjo! – wyszedłem z gabinetu. Na dworze siąpił leciutki deszcz, więc drogę od kamienicy do auta, stojącego po drugiej stronie ulicy, pokonałem lekkim truchtem. Wsiadłszy do samochodu, uruchomiłem odtwarzacz, po czym zanurzyłem się na kilka minut w przyjemnym półśnie, kontemplując koncert smyczkowy Williama Waltona. Wszelkie instrumenty smyczkowe działają na mnie niesamowicie energetycznie. Znacie to uczucie, gdy powieki, kark i palce przyjemnie mrowią? Poddając się temu jakże przyjemnemu stanowi, odpaliłem silnik i ostrożnie włączyłem się do ruchu. Czułem, że coś się zbliża. Taaak moi drodzy! Czułem to całym sobą. Dochodziła szesnasta trzydzieści, więc musiałem nieco przyspieszyć, by zdążyć zmienić samochód i dotrzeć na miejsce kilka minut przed szóstą. Na szczęście wyjątkowo niewielkie korki sprawiły, więc droga była całkiem przyjemna. Dojeżdżając, niemal natychmiast zauważyłem ją wychodzącą z uczelni. Wyglądała równie eterycznie i nierealnie jak zawsze. Niedbale wciągnięta czapka opadała na lewą brew, którą zabawnie marszczyła przy każdym uderzeniu jakiejś niesfornej kropli o jej zawadiacko zadarty nosek. Spod nakrycia głowy wystawały ciemne, figlarne kosmyki, uroczo okalające śliczny owal jej twarzy. Musicie mi wybaczyć to rozczulanie się nad urodą dziewczęcia. Od momentu gdy pierwszy raz zobaczyłem ją miesiąc temu na plenerowym koncercie tutejszej orkiestry, nie mogłem pozbyć się tego euforycznego uczucia na jej widok. Zaraz po koncercie, przyznaję się wam do tego ze wstydem, zacząłem ją śledzić. Nie zrozumcie mnie źle. Po prostu musiałem dowiedzieć się wszystkiego o tej dziewczynie. Poznać każdy szczegół jej krótkiego życia. Weronika, bo jak dowiedziałem się tydzień temu, tak miała na imię, niecierpliwie przestępowała z nogi na nogę w drzwiach akademii, co chwilę wychylając się na deszcz i usilnie kogoś wyglądając. Do piersi przyciskała futerał ze swoją altówką. Przełknąłem nagły nadmiar śliny w ustach i oblizałem wargi. Dziewczyna wyglądała bardzo młodo. Niewinne usta rozczulały mnie przy każdym, nawet najmniejszym grymasie. Przez chwilę zapragnąłem wyskoczyć z auta i podejść do niej w tej właśnie chwili. Tak bardzo chciałem poczuć zapach jej włosów, ciepło skóry i spokojny rytm tętna. Szybko jednak opanowałem nagłe drżenie rąk i nadal syciłem wzrok. W tej chwili podszedł do niej mężczyzna. Wyglądał na 2-3 lata starszego od Weroniki, a więc musiał liczyć około dwadzieścia pięć wiosen. Znoszone jeansy i niechlujny zarost wskazywały na studenta jakiegoś artystycznego kierunku. Młodzian podszedł do dziewczyny i bezczelnym ruchem przygarnął delikatne ciało do siebie. Cmoknął perfekcyjne usta Weroniki i chwycił za rękę, ciągnąc w stronę przystanku tramwajowego. Dziewczyna w tym czasie, sądząc po szybkim ruchu warg, relacjonowała mu coś niesłychanie dla niej ważnego. Odpaliłem silnik samochodu i ruszyłem w kierunku ulicy, na której para zawsze wysiadała.

Jak zwykle wstąpili do małego pobliskiego pubu. Zostawiłem samochód na parkingu przecznicę dalej i również zszedłem po schodach do piwniczki, z której dobiegała nienachlana muzyka. Swoim zwyczajem zamówiłem lampkę wina i usadowiwszy się trzy stoliki od piękności i jej faceta, co było moim najbliższym kontaktem z dziewczyną, starałem się wyłapać choćby pojedyncze tony jej głosu. Mówi się, że każdy ma jeden dominujący zmysł, dzięki któremu przyswajanie świata jest dużo efektywniejsze niż w przypadku pozostałych czterech. Ja preferowałem słuch i chociaż często dawałem się uwieść powonieniu czy jakże pospolitemu wzrokowi, to jednak dźwięki sprawiały mi najwięcej radości. Chyba że musiałem słuchać nieciekawej, wydumanej paplaniny jak teraz. Chłopak z nieskrywaną dumą opowiada właśnie Weronice o jakiejś zbliżającej się wystawie, której on miał być główną gwiazdą. Z jego słów wynikało, że wydarzenie będzie tak samo nic nie znaczące dla historii sztuki i pretensjonalne jak on sam. O dziwo alcistka wydawała się być tym bardzo zainteresowana. Dopytywała się o szczegóły, jak to się teraz przyjęło mówić, eventu i pomysły swojego ukochanego. Ton jej głosu nie wskazywał już jednak na jakąkolwiek fascynację, a wzrok momentami wędrował ku futerałowi, by pozostać na nim kilkanaście, kilkadziesiąt sekund, zanim facet nie przywołał jej imienia. W tych momentach Weronika znowu skupiała uwagę na swoim chłopaku i ponownie całą sobą, oczywiście z wyjątkiem głosu, czego typ nie potrafił widocznie wyczuć, wyrażała zachwyt nad pomysłami ukochanego.

Po kilkudziesięciu minutach i moich kolejnych dwóch lampkach wina do lokalu wpakowała się osobliwie wyglądająca grupa: dziewczyna o fioletowych włosach i strasznie irytującym śmiechu oraz dwie kopie chłopaka mojej alcistki w równie przetartych jeansach i niechlujnych fryzurach. Przy stoliku zrobiło się głośniej, przez co nie mogłem słyszeć jej głosu, zresztą ona automatycznie przycichła po pojawieniu się grupki. Naszła mnie ochota, żeby wszystkich ich uciszyć, choćby tu i teraz. Usłyszeć jak ich przemądrzały potok słów nagle zaczyna gasnąć w kojącym tremolo jęków… Tak jak podejrzewałem, chwilę później Weronika cmoknęła swojego chłopaka w policzek i zaczęła powoli zbierać się do wyjścia. Nie czekając, aż pożegna się ze wszystkimi i zamarudzi kolejne piętnaście minut, wyszedłem z pubu, by zdążyć do samochodu, zanim ona opuści lokal. Znów poczułem przyjemne dreszcze na dłoniach i powiekach. Czekając w aucie na dziewczynę, wracającą z pubu do mieszkania zawsze tą samą drogą, dokończyłem koncert Waltona. Spokojnie wysiadłem z samochodu, gdy tylko pojawiła się na chodniku i rzuciłem jej uśmiech, na który ona odpowiedziała tym samym. Boże, ależ ona pięknie się uśmiechała! Przez chwilę aż zawirowało mi od tego w głowie, ale opanowałem się i w momencie, gdy mnie mijała, otworzyłem tylne drzwi samochodu udając, że czegoś szukam. Po chwili przytykałem już do jej ust szmatkę nasączoną starym, dobrym eterem. To był jeden z tych momentów, w którym dałem się ponieść węchowi. Zanurzyłem twarz w jej włosach, silnie trzymając coraz słabiej szamoczące się ciało. Kochani, ależ ona była wspaniała! Z trudem powstrzymałem się, by na chwilę oderwać od jej ust szmatkę, by już teraz usłyszeć jej słodki, przerażony krzyk. To byłoby jednak całkowicie irracjonalne i nierozsądne, więc tylko przytrzymałem Weronikę mocniej z myślą „Jeszcze tylko trochę Aleksandrze, nie daj się ponieść pasji”. Uśpioną dziewczynę delikatnie ułożyłem na tylnym siedzeniu auta, po czym wziąłem jej torebkę i przykryłem ciało ciemnym kocem. Odszukałem telefon ślicznej alcistki i sprawdzając rejestr ostatnich połączeń, odnalazłem numer chłopaka. Jego również chciałem zabrać ze sobą, chociaż z zupełnie innych powodów niż Weronikę.

Parę delikatnie, nieco niepewnie, jakby wstydliwie podanych sprośności doskonale pasowało do Weroniki, więc szybko wystukałem sms-a z numerem jej chłopaka. Zresztą bardzo dobrze wiedziałem, że na tego szczeniaka wystarczy dowolny podtekst seksualny, by zapomniał o jakiejkolwiek logice. Czekając w aucie na ukochanego Weroniki, dyskretnie podałem jej zastrzyk na nieco dłuższy sen. Stary, dobry eter był jednak nieco niepewny. Przez uchyloną szybę usłyszałem szybkie kroki. Spokojnie wysiadłem z auta zaparkowanego niedaleko drogi, którą musiał podążać szczeniak. Wystukałem na telefonie proste „Zadzwoń… chcę usłyszeć Twój głos!”. Dzieciak nie przerywając marszu podniósł telefon do ucha. Po kilku sekundach komórka w mojej dłoni zaczęła grać wesołą melodię. Przymknąłem oczy. Bardziej niż naprawdę usłyszałem, wyobraziłem sobie zwalniający rytm jego kroków. Gdy otworzyłem oczy, stał jakieś 15 metrów ode mnie. Mogłem niemal poczuć gotujący się w nim do walki testosteron. Jeszcze nie wiedział, co mogło się stać, że telefon, z którego przed chwilą pisała do niego ukochana, dzwoni teraz w ręce jakiegoś typa. Nie wiedział, ale już przeczuwał, że coś tutaj nie gra. Biedny młodzian, poczuł szlachetny, samczy obowiązek walki o ukochaną. Gdy podbiegał, szybko wbiłem mu pięść w splot promieniowy. Uważnie wsłuchałem się w jęk pozbawienia oddechu. Chłopak sflaczał na mojej pięści, a ja nie czekając dłużej poprawiłem pięścią w skroń. Wrzuciłem ogłuszonego do bagażnika i podałem środek uspokajający. Musicie bowiem wiedzieć moi drodzy, że ludzka pięść, choć robi piorunujące wrażenie, jest dalece mniej skuteczna od mojego ukochanego eteru. Zamknąwszy bagażnik, poprawiłem koc na dziewczynie i spokojnie odjechałem do mojej samotni. Place budowy to chyba jednak niezbyt bezpieczny skrót do domu…

Weronika niespokojnie poruszyła się na krześle i szybko zamrugała powiekami. Na jej słodkiej twarzy najpierw odmalowało się rozdrażnienie. Przez sekundę wyglądała jak mała, rozkapryszona dziewczynka, co jeszcze bardziej mnie rozczuliło. Po chwili ten uroczy wyraz zastąpiło zdziwienie, gdy zaczęła przyglądać się pomieszczeniu. Jeszcze chwilka i moja biedna Weronika przypomniała sobie, co wydarzyło się niecałe dwie godziny temu. Potem zobaczyła mnie i swojego chłopaka, leżącego na ziemi z nieco zakrwawioną głową. Gwałtownie wciągnęła powietrze, jakby zbierając oddechdo krzyku, lecz tylko zachłysnęła się i z drżącymi ustami wbijała we mnie spojrzenie, jakby nie mogła oderwać wzroku. Podszedłem do niej i uklęknąłem tak, by moja twarz znalazła się na wysokości jej oczu. Pierwszy raz miałem okazję z nią porozmawiać, chciałem powiedzieć tyle rzeczy. Wytłumaczyć jej, co się dzieje, by nie musiała się bać. Usłyszałem jednak zduszony jęk za plecami. To domorosły artysta powoli zaczynał się budzić. Spojrzałem zatem jeszcze raz w piękne, przerażone teraz oczy Weroniki i wstałem. Gdy się odwróciłem, zobaczyłem chłopaka na kolanach. Nie skrępowałem go tak jak dziewczyny, bo nie było to potrzebne. Ludzie po środkach uspokajających w odpowiedniej dawce są otępiali jeszcze przez dłuższą chwilę po ocknięciu, więc nie stanowią dla nas zagrożenie. Dobrze to wiedzieć, gdyż daje to pewien komfort umysłowy, jeśli wiecie, co mam na myśli. Chłopak jeszcze z poziomu podłogi zaczął artykułować niemrawe groźby, lecz jego malownicze „Coś Ty nam zrobił chory skurwy…” przerwałem silnym kopniakiem w szczękę. Muszę wam przyznać, że nie znoszę przekleństw. Niepotrzebnie kaleczą naszą piękną mowę i brudzą go do tego stopnia, że mam ochotę pozbawić języka każdego, kto nadużywa plugawego słownictwa. Zresztą… kiedyś tak też zrobiłem. Wróćmy jednak do Weroniki, a raczej do jej niesfornego chłopaka. Nieładne słowa ustąpiły miejsca bolesnemu jękowi. Tak… Ten dźwięk był o niebo przyjemniejszy. Szczeniak wypluł na podłogę krew i chyba dwa zęby, a gdy ponownie na mnie spojrzał, zobaczyłem w jego oczach przerażenie. Nie chcąc bardziej niepokoić Weroniki, złapałem delikwenta za przydługie włosy i kilkoma szarpnięciami przeciągnąłem go do drugiego pomieszczenia, po czym dokładnie zamknąłem drzwi.

Dzieciak był przerażony. Przerażony, ale znowu gotów do walki. Jego wojownicza postawa nawet nieco mnie rozczuliła, bo prawdę mówiąc nie spodziewałem się niczego takiego. Tym lepiej, trochę zabawy jeszcze nikomu nie zaszkodziło. Przynajmniej nie mnie. Chłopak zamachnął się parę razy, ale drżące nogi i smak sporej ilości własnej krwi w ustach nie pozwalał mu na składne ataki. Zrobiłem dwa szybkie uniki i ciąłem przez pierś wyciągniętym chwilę wcześniej skalpelem. Padł na plecy raczej z powodu bólu, niż siły uderzenia. Krzyknął przeraźliwie. Zdecydowanie nie był zbyt dobrym instrumentem. Brzmiał jak zarzynana świnia, szczególnie gdy ponownie tego wieczoru kopnąłem go w twarz. Jednak prawdziwy mistrz potrafi tworzyć sztukę nawet przy pomocy średnich narzędzi, prawda? Złapałem go za rękę i ciąłem delikatnie na głębokość mięśnia od ramienia do łokcia. Buchnęła gorąca krew, a mój instrument wydał kolejny, zupełnie nowy dźwięk. Nadal nie był to szczyt artyzmu, ale powoli zacząłem się oddawać coraz bardziej melodyjnym dźwiękom. Nucąc pod nosem Zimę Vivaldiego uderzyłem go pięścią w skroń dla pewności i przypiąłem kajdankami do uchwytów w podłodze. Dzieciak zaczął łkać i błagać o wybaczenie, co w połączeniu z Zimą w mojej głowie brzmiało już, muszę nieskromnie to przyznać, całkiem nieźle. Podłączyłem ipoda pod głośniki i włączyłem wspomniany utwór, gdyż musicie wiedzieć, że niestety śpiewam, nucę czy nawet pomrukuję bardzo niezadowalająco. Wasz skromny przyjaciel jest mistrzem tylko jednego instrumentu i właśnie zaczyna na nim grać. Usiadłem na kolanach leżącego i wraz z partią smyczków wykonałem dwa szybkie, ale głębokie cięcia przez klatkę piersiową. Muszę przyznać, że krzyk chłopaka był zaskakująco w tempie. Kołysząc się do taktu i wsłuchując w zawodzenie rozciąłem brzuch i zanurzyłem obie dłonie w ciele. Musiałem się spieszyć, gdyż słodkawy zapach otwartych wnętrzności zaczął drażnić nozdrza. W moim ulubionym momencie Zimy wykonałem ostanie cięcie przez gardło mego instrumentu i wsłuchując się w przedśmiertny charkot, dotarłem do końca utworu. Stwierdziłem, że ścierwo posprzątam później. Nie mogłem już dłużej czekać na nagrodę wieczoru. W drugim pokoju czekało przecież na mnie dzieło sztuki. To tak jakby dziecięcą zabawkę zamienić na Stradivariusa.

Gdy tylko przekroczyłem próg pomieszczenia, Weronika najpierw zachłysnęła się powietrzem, by za chwilę wysoko krzyknąć przez łzy. Mój zakrwawiony fartuch zapewnił piękne entree wprost z płuc dziewczęcia. Melodia sama zagrała w mojej głowie. Wiedziałem, że przy niej nie będę musiał włączać żadnej muzyki. Mogłaby tylko wszystko zepsuć. Czas na komponowanie. Podszedłem do Weroniki i pochyliłem się przykładając palec do ust. Przyspieszony, świszczący oddech był idealnym wstępem dla mojej toccaty. Patrząc w cudowne oczy, zacząłem powoli przesuwać skalpelem od jej kostki w górę nogi. Przymknąłem oczy i wsłuchałem się w rodzący się w piersiach szloch. Na wysokości kolan gwałtownie ciąłem przez ścięgna, co wywołało wspaniały, głęboki krzyk, który, jestem tego pewny, gdyby nie wyciszenie, niósłby się przez całą dzielnicę. Nie chcąc stracić tego pięknego dźwięku, wykonałem następne szybkie cięcie na wysokości brzucha, niezbyt jednak głębokie – wszak nie chcieliśmy kończyć tego wspaniałego koncertu przedwcześnie! Kolejne wysokie tony przywołały dreszcze na rękach, powiekach i głowie. Twórczy amok porwał mnie bez reszty i następne cięcia dosięgły lewej ręki, piersi oraz warg. Przerwałem na chwilę, by usłyszeć gasnący jęk i gdy Weronika była blisko popadnięcia w typowe zamroczenie, wykonałem nagłe cięcie od podbrzusza do szyi. Idealny wysoki pisk, przechodzący w niskie bulgotanie, gdy nieco głębiej wbiłem się w okolice krtani. Udało mi się jednak nie uszkodzić jej, mimo podniecenia, więc pozwoliłem sobie na dwa leniwe pociągnięcia wzdłuż żył na przedramionach. Wtuliwszy się w jej kolana z uniesieniem sączyłem coraz cichsze, słabnące jęki i oddałem się bez reszty dobrze znanemu mrowieniu. Tak moi drodzy, mimo dość niemrawego i topornego początku zagranego chłopakiem, mistrzowska wirtuozeria z Moniką w roli głównej uratowała ten koncert. Wstałem i wraz z ostatnimi tchnieniami dziewczyny ukłoniłem się wyimaginowanej widowni, czując sam przed sobą – swoim jedynym, ale przez to wcale nie pobłażliwym krytykiem – że dzisiejszy występ był jednym z lepszych w mojej karierze. Mrowienie powoli ustawało.

Wreszcie pani Alicja weszła do gabinetu z głośnym westchnieniem. Musicie wiedzieć moi drodzy, że tak niekulturalny gest w normalnych warunkach wzbudziłby moje szczere oburzenie, ale w przypadku pani Alicji poprzedzał bardzo przyjemne słowa.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
michalurbanski · dnia 23.03.2013 11:34 · Czytań: 1018 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 5
Inne artykuły tego autora:
Komentarze
pablovsky dnia 24.03.2013 19:21
I krew się polała w rytm Vivaldiego... Słyszałem :)
Całkiem dobre.
Jeśli potraktować to, jako fragment jakiejś całości, to kto wie? Zakończenie wymowne, ale ja bym się pokusił o więcej, o jeszcze. Mam na myśli kontynuację, a nie przedłużenie makabry.
Można tylko żałować, że na samym początku nie napisałeś "Prolog".
Sam "babram się" w tych klimatach, więc to oczywiste, że musi mi się podobać. Pewnie jest trochę rzeczy do poprawienia, nawet taki laik, jak ja, to zauważyłem.
Więc poczekaj na ocenę techniczną, nie wątpię, że znajdzie się chętny. Wręcz namawiam, bo warto się pochylić nad tym tekstem.
A jeżeli ktoś Ci napisze, że to jest kiepskie - nie wierz.
Jeśli usłyszysz, że zbyt słabe - bij się! :)

Pozdrawiam ze skalpelem w ręku :p
michalurbanski dnia 24.03.2013 20:10
Dziękuję za pozytywny komentarz pablovsky... i słowa otuchy ;) W zamierzeniu ma to być fragment całość, czy raczej pewna wprawka, moje zapoznanie się z Wirtuozem. No i próba sprawdzenia się w prozie, więc na pewno wiele rzeczy jest to poprawienia - czekam na ludzi od kwestii technicznych zatem :D

pozdrawiam również!
zajacanka dnia 24.03.2013 23:45
Cytat:
Na szczęście wyjątkowo nie­wiel­kie korki spra­wiły, więc droga była całkiem przy­jem­na.

Co sprawiły niewielkie korki? Zdanie do przebudowania.
Cytat:
spo­koj­ny rytm tętna.

masło maślane :)
Cytat:
Wyglądał na 2-3 lata star­sze­go
Cytat:
Nie­po­trzeb­nie ka­leczą naszą piękną mowę i brudzą go do tego stop­nia,


liczebniki słownie
Cytat:
dwa­dzieścia pięć wio­sen.

dwudziestu pięciu
Cytat:
Uważnie wsłuchałem się w jęk po­zba­wie­nia od­de­chu.

raz - nie brzmi to ładnie; dwa: dlaczego podkreślone?
Cytat:
Gwałtow­nie wciągnęła po­wie­trze, jakby zbie­rając od­dech­do krzy­ku,

brak spacji po oddech.
poza tym wyrzuciłabym ten oddech.

Cytat:
więc nie sta­no­wią dla nas zagrożenie.

zagrożenia
Cytat:
Nie­po­trzeb­nie ka­leczą naszą piękną mowę i brudzą go do tego stop­nia,



Cytat:
mi­strzow­ska wir­tu­oze­ria z Moniką w roli głównej

z Moniką?

Okropne wynurzenia chorego umysłu. Ale dośc sprawnie napisane, interpunkcja do poprawy koniecznej.
Witaj na PP :)
michalurbanski dnia 25.03.2013 07:59
Dziękuję bardzo za wyrzucenie tych błędów - część z nich odnalazłem sam po ponownym przeczytaniu tekstu (chyba muszę to robić zanim pójdzie do publikacji :D)

Oj tam od razu chorego ;). Witam również i jeszcze raz dzięki za przeczytanie.
pierzak dnia 09.04.2013 13:42
Witaj na Portalu!

Całkiem dobry debiut.
Kwestię do poprawy, masz już wypisane, także odniosę się do samego tekstu.

Zaczyna się dość monotonnie, można by rzec - znowu to samo (to tylko moje odczucia) - ale brnąc dalej kreuje się niezła historia.

Granie przez delikatne cięcia, niczym struny szarpnięcie:) dobrze to wyszło.

Zgodzę się z pablovskym, iż całość zasługuje na kontynuacje, a jeśli nie (choć szkoda by było), to czekamy na kolejne teksty.


Pozdrawiam
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty