Przywiązał ją łańcuchem do drewnianego słupka. Dopiero teraz uświadomiłem sobie, że gdyby chciała mogłaby spokojnie uciec. Wystarczyło podnieść łańcuch do góry, może z nim podskoczyć, tak by pętla przeszła nad palem. Mogła go nawet uratować. Nie zrobiła tego. Leżała spokojnie, patrząc jak szedłem w jej kierunku. Wcześniej głośno krzyknęła, chyba wiedziała co zrobiłem. Co zamierzam zrobić. Nie protestowała, nie próbowała walczyć. Gdy podszedłem bliżej widziałem, że płacze. Bała się. Ale kto nie boi się umierać?
Dygotała z zimna ubrana tylko w zwykłą koszulkę i dresy. Na ramiona opadały jej długie brązowe włosy. Na szyi miała srebrny łańcuszek. Pewnie myśleli, że dzięki temu się nie przeistoczy. To na nich nie działa, przemieniłaby się nawet, gdyby ogniwa tego łańcuszka miały grubość palca. Srebro to był tylko głupi zabobon.
Gdy byłem zaledwie dwa metry od niej uniosła głowę i spojrzała swoimi dużymi, brązowymi oczami prosto w moją twarz. Była gotowa, czuła co ma się zdarzyć.
Podniosłem broń do góry. Po jej policzku spłynęła łza. Zanim nacisnąłem spust zdążyła cicho powiedzieć: „Znam cię”. Później jej ciało bezwładnie osunęło się na ziemię.
Odebrałem zapłatę od mężczyzny i wróciłem do auta. W drodze powrotnej, myśl że coś było nie tak, nie dawała mi spokoju. Gdy już dotarłem do siebie, zaczynało świtać. Wziąłem prysznic, zjadłem posiłek z mikrofali i położyłem się na łóżku. Jednak sen nie przychodził łatwo, zamiast tego cały czas myślałem o poprzednim wieczorze.
***
Zatrzymałem auto przy płocie jednego z domków. Zapaliłem wewnętrzne światło i spojrzałem na adres zapisany w notesie. Chyba się zgadzał chociaż sądziłem, że Townboend to większe miasto. Coś mówiło mi, że już kiedyś tu byłem. Cóż, w mojej pracy widzi się wiele podobnych miejsc i przedmieść. Domków z białymi płotkami i idealnie równymi, zielonymi trawnikami. Po pewnym czasie wszystkie zlewają się w jedno.
Sięgnąłem do tyłu i wziąłem futerał z bronią, zgasiłem silnik, wyszedłem z samochodu i podszedłem do wejścia domu.
Nim zdążyłem podnieść dłoń do dzwonka, drzwi uchyliły się i wyjrzał z nich mężczyzna.
- Pan Wesley Jefferson? - spytał.
- Tak - odpowiedziałem i od razu usłyszałem dźwięk odczepianego łańcuszka u drzwi.
- Proszę.
Gdy przekroczyłem próg podał mi dłoń, miał mocny uścisk. W korytarzu stała jeszcze jakaś kobieta - zapewne jego żona - trzymająca w rękach małe dziecko, dziewczynkę o blond włosach. Tuż obok stał może trzyletni chłopiec i mierzył mnie wzrokiem. Uśmiechnąłem się do nich.
- To Mery - powiedział mężczyzna. - Moja żona. To maleństwo to nasza córeczka Suzy. Chłopiec to…
Podniosłem rękę do góry nakazując mu milczenie. Wtedy odebrałem sygnał od chłopca.
(gdzie jest moja mama?)
Nie pamiętam kiedy nauczyłem się odbierać od nich wiadomości, z pewnością miało to miejsce w czasie który teraz zasłania mi kurtyna amnezji.
(nie wiem, jak ci na imię?)
(deamon)
(wszystko będzie dobrze deamon)
Odwróciłem się do mężczyzny, który stał nieco zaniepokojony, uśmiechnąłem się i powiedziałem, by kazał żonie zabrać dzieci gdzieś indziej. Chwilę potem kobieta zniknęła za zamykającymi się drzwiami do jednego z pokojów.
- Czy przygotował pan wszystko? - spytałem, a mężczyzna kiwnął głową i wskazał mi wejście do kuchni.
Położyłem futerał na stole i powoli go otworzyłem.
- Czy zechce pan zachować kule?
- Proszę?
- Czy chce pan zachować kule? - powtórzyłem. - Niektórzy tak właśnie robią, trzymają ją jako amulet albo wieszają ją nad kominkiem.
- Czy to coś pomaga?
- Raczej nie, mogę skorzystać z palnika?
- Tak proszę. - Wskazał na kuchenkę.
Z jednej z przegródek w torbie, wyciągnąłem mały garnuszek z długą rączką, z kolejnej srebrną monetę i foremkę.
- Będzie trochę śmierdziało, może pan otworzyć okno.
Mężczyzna nie odpowiedział, przyglądał się mojej broni, zareagował dopiero gdy powtórzyłem to po raz drugi.
- Piękna broń - powiedział otwierając okno. - Znałem kiedyś mężczyznę który posiadał podobną, miał tak samo na imię jak pan.
- Mieszka gdzieś niedaleko? Może pozwoliłby mi rzucić okiem na swoją.
- Zginął w noc przemiany. Jego dom doszczętnie spłonął.
Mężczyzna zamilkł. Pokiwałem głową na znak że rozumiem. Srebro już prawie się roztopiło, jeszcze kilka sekund i mogłem wlać je do foremki.
- Jak udało się panu przetrwać?
- Nie miałem żadnych zwierząt w domu za to dość solidne drzwi - odpowiedziałem. - No i dużo szczęścia, chociaż i tak o mały włos nie zginąłem.
Odwinąłem lewy rękaw i pokazałem paskudną bliznę po ogniu.
- Ciągnie się aż do środka pleców - dodałem.
Tym razem to mężczyzna kiwnął głową. Moneta zmieniła się w bulgoczące srebro, więc przelałem ją do foremki, kilka kropelek wpadło do wody ustawionej w misce na zlewie nad którą dokonywałem całej operacji.
- Jak państwo przetrwali tę noc?
- Też mieliśmy mnóstwo szczęścia. Siedzieliśmy z Mery przed telewizorem, oglądając jakiś film. Była już chyba dziesiąta, czy coś koło tego, gdy rozległ się pierwszy grzmot, przy drugim Sara zaczęła skrobać w drzwi. Wie pan, strasznie boi się burzy. Otworzyłem jej, a ona weszła do środka. Zazwyczaj podczas nawałnic leżała przy naszych nogach ale wtedy zaczęła dziwnie popiskiwać i nie mogła znaleźć sobie miejsca, chwilę później zaczął się koszmar.
Mężczyzna przerwał, jakby przez strach na samo wspomnienie tego wydarzenia. Po kilku sekundach powrócił do opowiadanej historii.
- Sara zaczęła szczekać, warczeć i gryźć meble, następnie rzuciła się na nas. Uciekliśmy do piwnicy. Zamykając drzwi zobaczyłem coś dziwnego, ale nie było czasu by mówić o tym Mery. Zabarykadowałem drzwi i okna czym tylko się dało. Modląc się doczekaliśmy ranka, w naszym domu zrobiło się cicho. Później nastało południe i stwierdziłem, że nie możemy siedzieć w piwnicy cały dzień. Choć Mery protestowała ostrożnie wyszedłem z ukrycia. Dom był niemal pusty. Jedynie na środku salonu leżała naga kobieta, jej pierś ssał mały chłopiec.
Gdy ostrożnie podeszliśmy do niej z żoną, jakby się nas wystraszyła. Zakryła ręką małego i bardziej się skuliła. Wyszeptała słowo „przepraszam” choć przysiągłbym, że nie poruszyła ustami a słowo, było tylko wytworem mojej wyobraźni.
Mery znalazła dla niej ubranie, ze znalezieniem odpowiedniego dla malca też nie było problemu, bo moja żona była akurat w ciąży i dostawała ubranka od znajomych. Kilka pasowało. Dopiero po kilku dniach zrozumieliśmy co tak naprawdę się stało.
- Tak?
- Ludzie w końcu zaczęli rozmawiać o nocy przemiany. Okazało się, że nie tylko ja widziałem coś dziwnego. Zwierzęta zaczęły rosnąć. Wiem co mówię, może mi pan wierzyć. Chociaż widziałem to tylko przez ułamek sekundy, nie zapomnę tego do końca swojego życia. Sara stała na dwóch łapach które dziwnie napęczniały i stały się jakby dłuższe. Była wyprostowana, jej przednie łapy zamieniły się w normalne ręce zakończone olbrzymimi pazurami. Morda nieco się spłaszczyła ale dalej pełna była ostrych jak brzytwa kłów. W jej oczach widziałem furię.
- Dlaczego ją zostawiliście?
- Większość tych potworów została zabita jeszcze w noc przemiany. Przez wojsko, policję albo zwykłych ludzi którzy walczyli z tymi potworami. Reszta jakby gdzieś znikła. Ludzie myśleli że zwierzęta odeszły gdzieś, tak samo jak się pojawiły. Nikomu nie przyszło na myśl, że zwierzęta przemieniły się do końca. Uspokoiło się, więc nie widzieliśmy żadnego powodu by kogoś powiadamiać. Ona była naszym psem przez dwa lata, nigdy nikogo nie ugryzła i była posłuszna. Po za tym po przemianie stała się…
- Człowiekiem?
- Chyba tak. Nie mogliśmy jej wydać. Mijały dni i tygodnie a ona się nie zmieniała. Ktoś komu byśmy ją powierzyli, pewnie by ją zabił może męczył jakimiś eksperymentami. Po za tym, oni zabili by nie tylko ją ale i jej syna. Rozumie pan?
- Mimo wszystko teraz ja będę musiał to zrobić.
Mężczyzna uciekł gdzieś wzrokiem. Spytałem go jak ją ukryli.
- Nie było trudno, gdy przeszukiwali domy nie sprawdzali danych, panował chaos. Spytali tylko czy miałem jakieś zwierzę i co się z nim stało. Skłamałem, że miałem kundla ale zdechł tydzień wcześniej. Pokiwali głową i odeszli.
- Kiedy pana zaatakowała?
- Wczoraj, późnym wieczorem. Jedliśmy kolację i Deamon pociągnął za warkocz naszą córeczkę. Dałem mu lekkiego klapsa i wtedy Sara na mnie skoczyła. Leżałem plecami na ziemi, ona na mnie. Zaledwie kilka centymetrów przed moją twarzą były jej zęby. Właściwie kły bo jej twarz znów zmieniła się w tą prawie psią. Moja żona zaczęła płakać, razem z nią dzieci. Chyba to mnie uratowało, Sara spojrzała w ich kierunku i uciekła, zostawiając mnie na podłodze.
Wróciła tego ranka, wyglądała jak zbity pies. Nie odzywała się, jakby wiedziała że coś przeskrobała. Dała mi się związać przy garażu, jest tam wysoki płot i nikt jej nie widzi. Czy Deamon…
- Niech go pan wyprowadzi przed drzwi, muszę się mu przyjrzeć i zamienić z nim słowo.
Nabiłem broń prochem a na końcu wrzuciłem srebrną kulę. To tylko zabobon ale zrobił wrażenie na moim gospodarzu. Wyszedłem na zewnątrz przez tylne drzwi. Oparłem muszkiet o ścianę. Chwilę potem usłyszałem że zbliża się mężczyzna z małym. Gdy znalazł się blisko mnie przyklęknąłem obok niego.
- Nie będziesz sprawiał problemów, prawda? - spytałem.
(gdzie moja mama?)
(musisz o niej zapomnieć, nauczyć się żyć tak jak żyją ci ludzie, rozumiesz?)
(gdzie ona jest?)
(za chwilę wrócisz do domu, chcę żebyś posłuchał muzyki w słuchawkach które da ci pani Mery, zrobisz to dla mnie?)
(dobrze ale gdzie jest moja mama?)
(idź już)
Malec pokręcił głową. Wymiana zdań tylko naszymi myślami nie trwała dłużej niż dwie sekundy.
- Niech go pan zaprowadzi do domu i puści jakąś muzykę tak by mógł jej słuchać w słuchawkach. To dobry chłopiec na pewno będzie grzeczny.
Pogłaskałem malca po włosach.
- Widziałem że mu się pan przyglądał, jest pan pewien że z nim wszystko będzie w porządku ja pan zastrzeli jego matkę?
Mężczyzna popełnił niewyobrażalny błąd. Przemienieni może i są małomówni, ale na pewno nie są głusi. Malec, Deamon, odkręcił się na jednej nodze, jego twarz w mgnieniu oka zmieniła się w mordę pełną szpiczastych kłów. Jego oczy były pełne nienawiści.
(oszukałeś mnie!)
Krzyczał rzucając się na mnie. Odsunąłem się nieco w bok tak że zahaczył o moją nogę i wyłożył się jak długi na płytkach patio. Szybko dopadłem do niego, wyciągniętym z cholewki buta nożem uderzyłem w miejsce gdzie kręgosłup łączy się z czaszką. Ciało chłopca zadrgało spazmatycznie, przewróciłem je na drugą stronę i zadałem kolejny cios w serce. Z oddali dobiegł pojedynczy kobiecy krzyk. Chłopiec nie żył, powoli zaczynał zmieniać się w szczeniaka którym byłby do dziś gdyby nie noc przemian.
Stojący za mną mężczyzna upadł na kolana i zwymiotował. Spojrzałem na niego i pokręciłem głową. Czy wiedział, że to była tylko i wyłącznie jego wina. Złapałem za lufę muszkietu i udałem się w kierunku z którego dobiegł krzyk. Była przywiązana łańcuchem do drewnianego pala, ubrana w cienki dres i krótką podkoszulkę dygotała z zimna. Z bliska zobaczyłem że płacze, jednak nie próbowała uciekać albo walczyć. Wiedziała co ją czeka i chyba sądziła że to jest kara za to co zrobiła. Wycelowałem do niej.
(znałam cię… kim jesteś teraz?)
Nacisnąłem spust. Osunęła się na ziemię jej ciało zaczęło się zmieniać w ciało zwykłego psa. Może mieszankę wilczura z jakimś labradorem, wiedziałbym gdyby jej głowa nie była taka zmasakrowana. To dziwne strzelać do człowieka a widzieć zwłoki psa.
Czułem że kipi we mnie złość. Chciałem jeszcze raz nabić muszkiet i zastrzelić tego mężczyznę. Dlaczego się wygadał? Deamon nie musiał ginąć, a Sara nie musiała umierać wiedząc że nic po sobie nie pozostawia. Ludzie są idiotami. Odwracając się w drugą stronę stanąłem jak wryty. Na jednym z okien garażu zobaczyłem swoje odbicie.
Mężczyzna, metr osiemdziesiąt, dość dobrze zbudowany, długie włosy. W jednej ręce trzymający starodawną broń. I jego twarz. Twarz wilczura. Czerwone oczy żądne krwi, ryj pełen kłów. Podniosłem rękę do góry zasłaniając na sekundę widziany obraz, gdy je odsłoniłem okazało się, że odbicie należy do mnie i jest całkiem normalne. Nie ma kłów i czerwonych ślepi. To mogło być tylko przewidzeniem.
Wróciłem do mężczyzny. Wręczył mi kopertę której nawet nie otwarłem by sprawdzić czy zawartość się zgadza, przechodząc przez jego dom szybko zgarnąłem futerał i torbę. Gdy pakowałem wszystko do auta mężczyzna zapytał co ma zrobić z ciałami, odparłem mu, że może je zakopać. Wsiadłem do auta i wróciłem do siebie.
***
Sen zaczyna się od ciemności. Potem dostrzegam siebie i Sarę. Kochamy się, szybko namiętnie, tak jakby zaraz ktoś miał nas rozłączyć. Jesteśmy ludźmi. Widzę jej twarz, uśmiecha się do mnie. Mówi coś. Wydaje mi się że to rozumiem ale szybko tracę sens wypowiadanych przez nią słów.
Znów ciemność. Słyszę nadciągającą burzę, spoglądam w górę i widzę starca nabijającego stary muszkiet. Rozglądam się na boki i spostrzegam że jestem psem, od niechcenia drapię się tylną nogą za uchem. Staruszek, mój pan coś do mnie mówi, odwraca się i wkłada kulę do lufy, łapie mnie za kark i próbuje wyciągnąć na zewnątrz. Chyba wiem co stanie się za chwilę. Ale zamiast mojej śmierci następuje coś innego. Coś bardzo niedobrego. Czuję rozdzierający ból. Od najmniejszych kostek w łapie po długie piszczele. Jakby coś miażdżyło a następnie rozdzierało je na mniejsze łupki. Zaczynam wyć. Starzec odwraca się i staje przerażony. Ja czuję że moje mięśnie palą żywym ogniem, skóra pręży się i pęka. Twarz dziwnie się przemieszcza. Kątem oka widzę że starzec zaczyna do mnie mierzyć. Stoimy naprzeciw siebie, twarzą w twarz, obaj na dwóch nogach ale on jest dużo wolniejszy. Szybkim ruchem łapy wybijam mu broń. Strzał który był dedykowany mi, pada w kominek z którego wylatuje mnóstwo iskier i palących się węgli. Zajmuje się dywan i jedna z firanek.
Widzę że starzec próbuje jeszcze raz załadować muszkiet. Skaczę i wgryzam się w jego gardło, czuję ciepłą krew, która płynie coraz wolniej aż w końcu przestaje płynąc w ogóle. Rozwścieczony rozszarpuję zwłoki. Dookoła mnie szaleje ogień, uciekam ale coś każe mi wrócić. Widzę tą starą broń, jest w ogniu mimo to po nią sięgam. Czuję jak sierść na mojej dłoni pali się. Uciekam.
Budzę się na jakiejś polanie ale nadal śnię. Jestem sobą mam poparzoną rękę i plecy. Długo błąkam się po lesie, w końcu znajduję jakiś namiot z którego kradnę ubranie.
Ciemność, przede mną pojawia się Sara i wskazuje na coś palcem. Patrzę w tym kierunku i odbieram od niej telepatyczny przekaz.
(zabiłeś swego syna)
(zabiłeś mnie)
(zabiłeś nas)
Gdy znów patrzę na nią, jej twarz się zmienia. Psia morda pełna kłów rzuca się na mnie.
***
Obudziłem się z krzykiem, przez chwilę pewny, że było to wycie. Spojrzałem na zegarek, wskazywał na to że przespałem cały dzień. Wstałem i poszedłem do łazienki. Na progu niemal znów krzyknąłem. W lustrze zobaczyłem potwora ze swoich snów. Może nie takiego samego ale bardzo podobnego. Ostrożnie podszedłem bliżej. Stojąc przed samym lustrem dotknąłem swojej twarzy, potwór zrobił to samo. Pod ręką wyczułem wydłużony ryj i sierść. Uniosłem wargi odsłaniając śnieżnobiałe brzytwy. Zamrugałem kilka razy czerwonymi ślepiami.
- Więc to jednak prawda - powiedziałem do lustra.
Usiadłem na muszli klozetowej i zacząłem powoli wdychać powietrze, nie przestając dotykać swojej twarzy. Poczułem dziwne mrowienie i w końcu rysy zaczęły powracać do normalnego kształtu.
- To prawda…
Płakałem przez dobre pół godziny, później wziąłem długi prysznic. Zjadłem śniadanie i sprawdziłem pocztę. Miałem kolejną robotę, kolejnego mieszańca do wykończenia. Wiedziałem że w końcu sam zmienię się w jedną z tych bestii i to na mnie będą polować. Ale myślałem że jeszcze nie dziś, jeszcze nie teraz. Miałem robotę do wykonania. Spakowałem muszkiet, zabrałem kolejną srebrną monetę, zamknąłem dom i wsiadłem do auta.
Jestem w drodze już od kilku godzin, czuję dziwne mrowienie na twarzy, w wstecznym lusterku widzę odbicie swych czerwonych ślepi.
Wspomnienia zaczęły powracać rozjaśniając mroki niepamięci sprzed nocy przemiany. Ciepłej marcowej nocy, która była zaledwie trzy lata temu. Kiedy wydarzyło się coś dziwnego i zwierzęta zaczęły przemieniać się w dwunożne potwory atakujące ludzi. Noc której nie pamiętałem i poranek po niej od którego pamiętałem wszystko.
Teraz psia pamięć zaczęła powracać, mówić mi o mojej psiej miłości. Ta z kolei powtarza mi tylko dwa zdania:
Znałam Cię…
Kim jesteś teraz?
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt