Marta i ja (część pierwsza) - Cristtimm
Proza » Obyczajowe » Marta i ja (część pierwsza)
A A A

"Ecie pecie,
gdzie jedziecie?
Do Torunia,
kupić konia.
Bo w Toruniu
pięknie grają,
za pieniądze
wszystko dają. "

Trzymając się za ręce wirowałyśmy do utraty tchu, do odczucia rozbujanej karuzeli w głowie, do miękkości w kolanach, która podcinała nas. Upadałyśmy w trawę. Łapiąc oddech, śmiejąc się, wierzyłyśmy, że lato będzie trwać wiecznie. Gdy nasze dłonie odnajdywały się wśród traw, zaciskały się mocno. Bez słów wiedziałyśmy co chcemy sobie powiedzieć. Jej oczy błyszczały, moje oczy błyszczały. Pytała nimi: pora wracać? Tak - odpowiadałam w ten sam sposób.
Otrzepując sobie wzajemnie sukienki, bo przecież mama nie znosi, gdy wracamy ubrudzone, czerpałyśmy nawet z tak prostej czynności radość bycia ze sobą. Przygładzałyśmy wzajemnie włosy. Marta starła z mojego pomarszczonego policzka maleńki pyłek. Możemy wracać do domu.
- Myjcie ręce, siadajcie do obiadu - znajome słowa, znajoma sytuacja.
- Macie godzinę na zabawę, ja muszę posprzątać, a wy po zabawie umyć się i szybko do spania.
Kiwałyśmy głowami zgodnie. Patrzyłyśmy na siebie z radością, mamy jeszcze godzinę dla siebie. Całą godzinę. Potem rozdzieli nas sen. Chociaż zdarzało się, że i w nim przebywałyśmy razem.
Mama wychowywała nas samotnie, nie licząc okresowych wujaszków. Tak nazywałyśmy znajomych matki. Okresowy wujaszek przebywał w naszym domu czasem kilka godzin, czasem dni, a bywało, że i miesiące. W końcu jednak odchodził jak jego poprzednicy, robiąc miejsce dla swoich następców. Jedni byli mili, inni nie, a większość wcale nas nie zauważała. Nie martwiło to nas, oni dla nas też byli półprzeźroczyści. Czasem tylko, trzeba było niespodziewanie wyjść na spacer, bo mama o to prosiła lub też, gdy padało, do stodółki za domem.
Mieszkałyśmy w przedostatnim domu we wsi, niedaleko miasteczka Rogoże. Za nami to już tylko stara Jabłońska miała gospodarstwo. Synowie jej wyjechali do dużego miasta, a starowina żyła skromnie i cicho, jakby już za życia przygotowując się do odegrania głównej roli w trumnie. Czasem chodziłyśmy do niej z Martą, dawała nam ciepłe jeszcze mleko, ale czasem, gdy wstępował w nas zły duch rzucałyśmy o zmierzchu grudkami błota w jej okna. Słuchałyśmy jak wykrzykuje groźby i przekleństwa pod adresem sprawców i chichotałyśmy cichutko. Dzisiaj myślę, że ona wiedziała, że to my, jednak nigdy nie powiedziała do nas złego słowa. Z bezzębnym uśmiechem dzieliła się białym, pienistym napojem.
Za domem Jabłońskiej rozciągał się iglasty zagajnik, który przechodził w las. To był teren naszych zabaw, pole do ćwiczenia dziecięcej wyobraźni. Granicę stanowiła rzeka, poza nią nigdy nie zawędrowałyśmy. Miałyśmy specjalne miejsca na ćwiczenie biegów, na skakanie, na zabawy w zagubione księżniczki, wróżki, czy elfy. Miałyśmy swoją polanę, na której opalałyśmy chude, dziecięce ciała, miałyśmy miejsce pod drzewem, gdzie wypoczywałyśmy w cieniu, upajając się wodą ze studni przyniesioną w "pożyczonym" od mamy termosie. No i oczywiście miałyśmy swoje, własne miejsce na kąpiel. Rzeka na ogół płynęła leniwie, powolnym, statecznym nurtem, jednak zdarzały się okresy, gdy wariowała, przyspieszała, kołowała. Jednak w naszym miejscu, lekkim wygięciu niedaleko brzegu, czułyśmy się niezmiennie bezpieczne.
Mama pracowała w pobliskim miasteczku na poczcie. Jeździła do pracy rowerem. Wracała czasem zziajana upałem, czasem zmoknięta lub zmarznięta, jednak zawsze po powrocie pierwszą czynnością, zaraz po umyciu rąk, było szykowanie dla nas obiadu. Najczęściej były to placki ziemniaczane albo naleśniki - smakowały bosko. Bywało, gdy mama "miała farta", jak to sama określała, poznawała wujaszka z samochodem i przyjeżdżała "z fasonem" do domu. Jednak nawet wujaszek musiał usiąść w kącie kuchni i cierpliwie czekać, aż skończy się rytuał szykowania posiłku i wspólnego jego spożywania. Po obiedzie, jeśli byłyśmy same, sprzątałyśmy jak najszybciej, by móc usiąść razem. Mama czytała nam wtedy swoje ulubione książki lub opowiadała. Najbardziej lubiłyśmy opowieści o naszym nieżyjącym tacie. Miała ich zawsze niewyczerpaną ilość. Potrafiła wspominać go całymi godzinami. Czasem tylko patrzyłyśmy sobie z Martą porozumiewawczo w oczy, gdy opowieści te przynosiły sprzeczne opisy lub zdarzenia z ich życia. Nigdy jednak nie wypominałyśmy jej tego.
- Znowu się trochę pomyliła - mówiły oczy Marty.
- Tak, dajmy jej czas, aby odnalazła właściwe wspomnienie - odpowiadały moje.
Mama jakby zapadała się we wspomnieniach o tacie. Milkła niespodziewanie,a wtedy zostawiałyśmy ją samą. Kochałyśmy jej opowieści, ale jeszcze bardziej swoje bezsłowne dialogi. Marta głaskała mnie po bliźnie na policzku, jej jedynej na świecie pozwalałam na to bez strachu. Nie pamiętam zdarzenia, które przyczyniło się do powstania szramy. Wersje mamy są różne. Najczęściej opowiada, że to z winy taty, który nie umiał zachować ostrożności, nie dopilnował nas i któraś ściągnęła wraz z obrusem wrzącą herbatę. Czasem wspomina coś o babci, że nie dopilnowała ognia w piecu, bywa, iż winny jest daleki kuzyn lub sąsiadka opiekująca się nami. Są dni, gdy mamusia płacze, że gdyby wtedy nie odwróciła się... Na prawie całym, lewym policzku i poniżej szyi mam paskudne białawo-różowe piętno, skóra na nim jest martwa, pofałdowana i brzydka. Kiedy Marta stawała naprzeciw lustra, przeglądając się w nim, ja podchodziłam z boku i patrzyłam pełna podziwu w odbicie, była piękna, idealna - tak ja powinnam wyglądać, myślałam. Nie miałam do nikogo żalu o swoją skazę. Sprawiła jednak ona, że nikomu prócz Marty nie ufałam. Widziałam zaciekawione spojrzenia dzieci, sąsiadów, przypadkowych ludzi i czułam je na całym ciele. Mała dziewczynka z jakże dorosłym oszpeceniem.
Kiedyś jeden z okresowych wujaszków zachłysnął się zupą ogórkową, gdy zobaczył mnie wchodzącą do kuchni.
- Jezuuuu, co jest tej małej? Wydawało mi się, że przed chwilą widziałem ją całkiem normalną.
- To była druga z moich córek - wyjaśniła spokojnie mama - ta w dzieciństwie uległa wypadkowi.
Wujaszkowi zrobiło się przykro, bo spuścił wzrok, nie spojrzał już na mnie, tylko mruknął "acha" pod nosem.
Inny z wujaszków musiał polubić mnie odrobinę, bo przynosił mi cukierki "kukułki", gładził po zdrowym policzku i uśmiechał się smutno. Czasem wzdychał "biedna mała, co ona za życie będzie miała?".
Uwielbiałam "kukułki", dzieliłam się nimi tylko z Martą. Wydzielałam je nam, po sześć każdego dnia, nie więcej. Gdy wujek przestał przychodzić, dwa czy trzy razy poprosiłam mamę, żeby je kupiła. Kiwała głową, że tak, obiecywała, że postara się nie zapomnieć o tym i zapominała. Później, miałam już jakieś osiemnaście czy dziewiętnaście lat i zarabiałam swoje pierwsze pieniądze kupiłam sobie cały kilogram tych cukierków. Smakowały obrzydliwie.
W szkole siedziałyśmy z Martą w przedostatniej ławce, prawie wcale nie rozmawiałyśmy ze sobą. Bo po co? Pokazywała swój zeszyt, a w nim ukradkowo narysowany na ostatniej stronie kot ze zmrużonymi oczami, a ja już wiedziałam, że chce abyśmy poleciały po lekcjach zajrzeć do sołtysa stodoły, bo akurat okociła się jego kotka. Rysowała żabkę, odgadywałam bezbłędnie, że pyta czy pójdziemy po lekcjach popływać w naszej zatoczce. Czasem wystarczyło, że szturchnęła mnie łokciem, a gdy odwróciłam się, patrzyła mi w oczy z promiennym uśmiechem, "też cię kocham" odpowiadałam bezgłośnie.
- Nie głupia, kocham cię, ale masz dać ściągnąć - mówiły jej oczy.
Podsuwałam niepostrzeżenie zeszyt z rozwiązanym zadaniem.

Tamtego lata szkoła była tylko niejasnym wspomnieniem majaczącym się gdzieś na obrzeżach świadomości. Upajałyśmy się ciepłymi wieczorami i wakacyjną wolnością.

Jednego z tamtych dni mama po obiedzie wyszła, ubrana w kolorową sukienkę, z włosami starannie ułożonymi w fale. Wróciła późno w nocy z nowym wujaszkiem z miasta.
- Cicho - szeptała do niego chichocząc - ciszej, bo obudzimy moje córeczki... chcesz zobaczyć jakie są słodkie?
- Wolę zobaczyć twoje słodkości - odpowiedział basowy, nieznajomy głos.
Mama zaśmiała się półgłosem, potem dotarły do mnie dziwne odgłosy mlaskania, cmokania i na moment zaległa cisza. Przytuliłam się do ciepłej, pachnącej szamponem rumiankowym Marty. Zamruczała coś przez sen i kopnęła mnie próbując zrzucić kołdrę. Zacisnęłam mocno oczy - śpij, śpij - szeptałam do siebie.
Odgłosy dorosłych przemieściły się w stronę pokoju mamy. Chichotała ona nieustannie, potem zamilkła, by zmienić śmiech na cichutkie pojękiwanie. Wtórował jej miarowy odgłos skrzypiącego tapczanu.
- Śpij... śpij - szeptałam do siebie półgłosem.
Nie pomagało wtulanie się w Martę, naciągnęłam na głowę kołdrę.
- Śpij... śpij...
Skrzypienie i jęczenie ustało. Odetchnęłam, zaczęłam odpływać w krainę dziecięcych snów.
- Nooo chodź - wyrwał mnie z jej obrzeża głos mamy - musisz zobaczyć moje dziewczynki, są najukochańsze na świecie.
- Daj spokój, obudzimy je - męski głos wbrew słowom brzmiał głośno i donośnie.
- Nie, po cichu wejdziemy... śpią... no chodź - upierała się przy swoim.
Weszli do naszego pokoju, słyszałam jak podchodzą do łóżka.
- Milenka zakryła się kołdrą - objaśniała mama - a ta tutaj to Marta...
Marta nieświadoma, że jest oglądana przez dorosłych, zarzuciła nogę na mnie i zachrapała.
- Ile ma lat? - zapytał wujek.
- Jedenaście... Śliczna, nie?
- Tak, rzeczywiście miła dziewczynka.
- Wyglądałam identycznie jak ona, gdy byłam w jej wieku - zachichotała znów mama.
- Słodko... chodźmy do łóżka bo zmarzłem.
Słyszałam jak się oddalają. Dzięki Bogu, mnie nie chciał zobaczyć.
- Śpij, śpij - powróciłam do swojego zaklęcia.
Zasnęłam...
Rano wstałam najwcześniej ze wszystkich. Ubrałam się, przyszykowałam śniadanie dla siebie i Marty i poszłam ją obudzić. Otworzyła oczy, uśmiechnęła się. Odpowiedziałam tym samym.
- Kakao? - zapytała
Skinęłam potakująco głową.
- Mniam! Już wstaję.
Chciałam abyśmy po śniadaniu natychmiast wyszły. Gdziekolwiek. Do starej Jabłońskiej, nad rzekę, do lasu, do sklepu. Chciałam wyprowadzić ją z domu, zanim wstanie mama.
- Moje skarby, takie samodzielne! - zaskoczył nas jej głos.
Stała w koszuli nocnej, włosy miała w nieładzie, na policzku odbił się róg poduszki, ale jej twarz promieniała. Znałam ten blask, pojawiał się ilekroć przybywał do nas nowy, okresowy wujaszek.
Podeszła do nas szybkim krokiem i pocałowała, najpierw mnie, potem Martę we włosy.
- Wyspane?
- Tak mamo - szybko odpowiedziałam - chciałyśmy wyjść. Możemy?
- Już? Tak wcześnie? - nadal promieniała - ale skoro szkoda wam dnia na starą matkę...
Nie odpowiedziałam, spuściłam głowę. Nie lubiłam tego kokieteryjnego tonu. Po co udaje, że zależy jej abyśmy zostały, skoro widać, że myślami jest przy nowym wujaszku?
Marta wstała od stołu i odniosła do zlewu naczynia po śniadaniu, przystanęła na progu kuchni, spojrzała pytająco na mnie. Przytaknęłam głową. Tak, zaraz wychodzimy. Zanim...

Wróciłyśmy późnym popołudniem. Siostra przed drzwiami domu zatrzymała się i obejrzała na mnie z pytaniem w oczach. Wzruszyłam ramionami. Najwyżej trochę pogdera i pomruczy pod nosem, że obiad wystygł. Na pewno jest tak uszczęśliwiona nowym wujaszkiem, że nie zwróci uwagę na godzinę naszego powrotu.
Miałam rację. Mamy nie było w kuchni. Rozejrzałam się. Ani na stole, ani kuchence nie czekał na nas obiad. Usiadłyśmy zdziwione, to przecież rzadkość. W domu panowała cisza, drzwi wejściowe jednak nie były zakluczone, więc musi ktoś być w środku.
Sypialnia mamy to taki pokój Sinobrodego - miałyśmy zabronione do niej wchodzić. Wkradałyśmy się jednak często podczas jej nieobecności i napawałyśmy się każdym zakazanym szczegółem. Komoda z lustrem, które posiadało trzy części, dwie składane, umożliwiające nam oglądanie się z boku, a nawet przy odrobinie gibkości - z tyłu. Łóżko pod oknem, przykryte kapą w beżowym kolorze, a pod poduszką ukryta koszula nocna mamy. Wyjmowałyśmy ją na chwilę i wąchałyśmy. Pachniała bliskością i ciepłem. Miękki, brązowy dywan. I czeczotowa szafa - ta to dopiero skrywała cudeńka.
Przymierzałyśmy mamine sukienki, zakładałyśmy buty, spowijałyśmy się w szale, chusty, apaszki. Marta patrzyła na mnie triumfująco - jestem piękna - mówił jej wzrok. Pełna nabożnego podziwu przytakiwałam kiwając głową. Ona podsunęła mi jedwabną apaszkę -weź przymierz - mówiła bez słów. Zrobiłam sobie z niej czarczaf i przyglądałam się tajemniczemu odbiciu w lustrze. Blizna zasłonięta, tylko oczy błyszczały nad chustą. Też jestem piękna - myślałam - piękna jak Marta, a może nawet jak mamusia.
Mama jawiła się nam jako najbardziej urodziwa osoba na świecie. Niewysoka, ale o nieskazitelnej figurze, gęstych, lśniących blond włosach, oczach szarych i błyszczących i ponętnych wargach przyciągała spojrzenia zarówno mężczyzn jak i kobiet. Poruszała się z kocią gracją i zawsze miała wypielęgnowane dłonie. Moja mama...

Tego dnia jednak jej pokój nie był pusty. Podkradłyśmy się pod drzwi i w milczeniu nasłuchiwałyśmy. Dwa oddechy, spokojne, miarowe. Jeden cichutki, drugi z poświstem, nieznajomy. Marta spojrzała na mnie pytająco, kiwnęłam głową - chodźmy na zewnątrz, to ci powiem.
- Nowy wujaszek? - mruknęła, bez szczególnego zainteresowania, gdy się tam znalazłyśmy.
Przytaknęłam. Czułam, że ten wujaszek może zatrzymać się u nas na dłużej.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Cristtimm · dnia 28.03.2013 08:54 · Czytań: 933 · Średnia ocena: 5 · Komentarzy: 3
Komentarze
al-szamanka dnia 28.03.2013 16:09 Ocena: Świetne!
Cytat:
Gdy nasze dłonie od­na­j­dy­wały się wśród traw, za­ci­skały się mocno.

zaciskałyśmy je mocno? :)

Cytat:
bo mama o to prosiła lub też, gdy padało, do stodółki za domem.

bo mama o to prosiła, lub gdy padało, do stodółki za domem.

Cytat:
ale cza­sem, gdy wstępował w nas zły duch(,) rzucałyśmy o zmie­rzchu gru­d­ka­mi błota w jej okna.


Cytat:
nie zawędrowałyśmy. Miałyśmy spe­cja­l­ne mie­j­sca na ćwi­cze­nie biegów

rym wyszedł

Cytat:
Miałyśmy spe­cja­l­ne mie­j­sca na ćwi­cze­nie biegów, na ska­ka­nie, na zaba­wy w za­gu­bi­o­ne księżni­cz­ki, wróżki, czy elfy. Miałyśmy swoją polanę, na której opalałyśmy chude, dzie­cięce ciała, miałyśmy mie­j­sce pod drze­wem, gdzie wy­po­czy­wałyśmy w cie­niu, upa­jając się wodą ze stu­d­ni przy­ni­e­si­oną w "pożyczo­nym" od mamy te­r­mo­sie. No i oczy­wiście miałyśmy

trochę za blisko

Cytat:
Milkła nie­spo­dzi­e­wa­nie,a wtedy zo­sta­wiałyśmy ją samą.

brak spacji przed a

Cytat:
Spra­wiła je­d­nak ona, że ni­ko­mu prócz Marty nie ufałam.

ona zbędne

Cytat:
Później, miałam już jakieś osiem­naście czy dzie­więtnaście lat i za­r­abiałam swoje pier­wsze pieniądze(,) kupiłam sobie cały ki­lo­gram tych cu­ki­e­rków.


Cytat:
- Cicho - sze­p­tała do niego(,) chi­chocząc


Cytat:
- Ka­ka­o? - za­py­tała(.)


Cytat:
Wkra­dałyśmy się je­d­nak często pod­czas jej nie­obe­c­ności i na­pa­wałyśmy się każdym za­ka­za­nym szcz­egółem.

drugie się zbędne


Dobrze, że to część pierwsza - byłabym straszliwie zawiedziona nie móc czytać dalej :)
Podobało się, podobało się bardzo.
Lubię takie teksty - wspominkowe. A ten ma wyjątkowy klimat. Czuje się w nim prawdziwą nostalgię, ciepło.
Narracja przypomina mi nieco tę z "Amarcordu" Felliniego, może dlatego, że wspomnień z dzieciństwa nie sposób prowadzić inaczej. Zawsze mają w sobie to coś.
Podoba mi się w jaki sposób pokazałaś duchową wspólnotę obu sióstr, ich rozmowy spojrzeniem. Urocze.
Nie wiem tylko, dlaczego ta idylla wywołuje we mnie chwilami dziwny niepokój - może coś przewiduję, bo przecież każda sielanka musi się w końcu zderzyć z rzeczywistością.

Jedyne, co mi lekko zgrzyta, to tytuł. Wiem, jest ważny, sugeruje treść, ale... nie zaciekawia, nie przyciąga. A szkoda, bo opowiadanie jest świetne.
Doskonały materiał (i początek) na książkę.
Czekam na cdn.

Pozdrawiam :)
Wasinka dnia 03.04.2013 21:51
Warto co nieco dopracować, ale ogólnie - czytałam z zaciekawieniem. I podobnie jak Al-szamanka mam wrażenie jakiegoś niesprecyzowanego niepokoju. I to już nie chodzi o to, co się przytrafi później (bo pewnie przytrafi się coś dramatycznego), ale w ogóle jest tutaj taki dziwny rys - poprzez bliznę, poprzez wujaszków, poprzez Jabłońską, której okna dziewczyny obrzucały błotem mimo jej dobroci...
Mam zamiar, oczywiście, zajrzeć do części kolejnej.

Pozdrawiam księżycowo.
Cristtimm dnia 09.04.2013 23:24
Dziękuję, dziękuję, dziękuję Dziewczyny. Wszystkie uwagi biorę pod uwagę ;) i zmienię później w oryginalnym egzemplarzu.
Napisałam drugą część i wrzucam... powinna za jakiś czas się pokazać.

O wrażeniu niepokoju pisało mi już wielu czytelników, ale ja nic a nic nie zdradzę ;)

Pozdrawiam serdecznie
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:83
Najnowszy:pica-pioa