Franek idzie w kierunku swojego biurka - mocno pochylony do przodu, zgarbiony, jego kroki są ciężkie, chwiejne i niepewne, chwilami zahacza butem o but i z trudem utrzymuje równowagę. Dla każdego normalnego człowieka tych parę metrów nie stanowi trudności, dla Franka jest to prawdziwy wyczyn, zwykle korzysta z inwalidzkiego wózka. Przy biurku, oparty obiema rękoma o blat, spogląda na swoje skarby: kilka ciężkich albumów, nożyczki, miseczki z wodą i najważniejsze - stos kopert opatrzonych pięknymi, kolorowymi znaczkami. Z namaszczeniem ustawia miseczki w jednym rzędzie, przesuwa o parę milimetrów jedną z kopert, a potem, z głośnym westchnieniem ulgi, zasiada w swoim specjalnym fotelu, podsuwa go tak, że poręcze dotykają biurka i dopiero wtedy luzuje zapięcie hełmu. Bo teraz jest bezpieczny, nawet gdyby dostał ataku, nic groźnego stać mu się nie może.
Franek czuje się tak pewnie, że nawet zdejmuje hełm. Gęste, lekko przyprószone już siwizną włosy nie są w stanie zamaskować deformacji jego głowy: starych, szerokich blizn, wklęśnięć po poważniejszych upadkach, czerwonej pręgi ciągnącej się od ucha aż do podbródka. Przekrzywiony, dwukrotnie złamany nos, ciągle przypomina niebezpieczny upadek ze szczytu drabiny - w czasach, gdy był jeszcze dzieckiem.
Franek zabiera się do pracy. Małymi, tępo zakończonymi nożyczkami wycina znaczki z kopert i wkłada je do miseczek z wodą. Gdy już się odkleją od papieru, umieści je na ręczniku, aby następnego dnia, pięknie wysuszone, mogły powiększyć jego zbiory w albumach. Te znaczki to cała jego duma. Może siedzieć przy nich godzinami, skupiony i zamknięty na wszystko, co dzieje się wokół.
Podchodzę do biurka, staję tuż obok.
Franek zanurza właśnie następny znaczek w wodzie, jego ruchy są nieopisanie powolne, nieznacznie przesuwa miseczkę wysmukłym palcem. Ma wyjątkowo piękne dłonie.
Pochylam się nieco nad nim i mówię:
- Franek, wieczór się zbliża, właśnie kończę pracę i idę do domu. Czy chcesz mi coś powiedzieć?
Franek nie reaguje. Cierpliwie powtarzam moje pytanie. Wielokrotnie.
W pewnym momencie unosi głowę, na jego twarzy powoli rozkwita uśmiech. Tak, rozkwita, bo jest to uśmiech niezwykły. Jak rzadki kwiat. Pojawia się najpierw w bruzdkach koło ust, w nikłych zmarszczkach przy oczach, w ciepłym rozbłysku źrenic, a potem rozlewa się po całej twarzy. Nie mogę oderwać wzroku od tego uśmiechu. Hipnotyzuje mnie swoją czystością, blaskiem, siłą powstrzymuję łzy zachwytu, bo mam wrażenie, że spoglądam w głąb jego ufnej duszy.
Nigdy nie wiem, ile czasu patrzymy tak sobie w oczy, czas wtedy nie istnieje.
- Dobranoc.
Słyszę wreszcie odpowiedź na moje pytanie. Jedno, jedyne słowo, wypowiedziane cicho, miękko i pieszczotliwie. Jest w nim wszystko, co tworzy naszą przyjaźń.
*
Franek jest pięknym, wspaniałym człowiekiem.
Ma czterdzieści sześć lat i zespół Lennoxa-Gastauta.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt