Początkowo bardzo sceptycznie podchodził do tego pomysłu, ale współlokator nalegał. Rozpaczliwie potrzebował tej roboty, bo do każdej innej nie przyjmowali go ze względu na „flegmatyczne usposobienie”. Po zażyciu metylokatynonu faktycznie stał się bardziej rozmowny, energiczny, wesoły. Jego potencjalni pracodawcy byli zachwyceni jego entuzjazmem i ruchliwością, pewnością siebie i błyskotliwym dowcipem. W tym wydaniu był akwizytorem idealnym.
Rozmowa o pracę odbywała się w ich domu, by stworzyć wrażenie przyjaznej, hermetycznej firmy utrzymującej bliskie kontakty ze współpracownikami. Przynajmniej żeńska część duetu entuzjastycznie starała się spełnić ten punkt, podejrzanie często składając dłoń na jego kolanie. Brat kobiety nie próbował naruszyć jego sfery osobistej, ale to może dlatego, że zbyt zajął się miarowym głaskaniem długiej rury. Przyniósł bowiem odkurzacz i kazał mu go sprzedać.
- Zachwalić do bólu, porzygu, rozumiesz. Masz to sprzedać tak, jakby to była sztabka złota.
- Ale nie dosłownie do porzygu. – Kobieta o nieinteresującym imieniu zaśmiała się perliście, molestując jego rzepkę.
A zatem sprzedał im. Sprzedał tak, jak nikt jeszcze tego nie zrobił, pod wpływem metylokatynonu faktycznie zauważając w odkurzaczu swojego przyjaciela, kompana, kochanka. Brata, w duchu rodzinnej firmy. Rozkochał się w nim tak, że sam niemal się wzruszył, kobieta obok również, bo wytarła oczy serwetką, a jej brat zawędrował myślami w okolice rozważań o harmonii uniwersum, która zostałaby zachwiana, zbezczeszczona, złamana bez obecności stojącego przed nimi skromnie, niebieskiego zasysacza brudu z dywanów i zbrodni z ulic Warszawy (nie pamiętał, jaki tok myślowy zaprowadził go do tego wniosku, ale wszyscy zupełnie się co do tego zgodzili).
Opchnął im jeszcze dwa długopisy, tarkę do sera i szklaną antyramę, ale na tym się skończyło, gdyż chcieli zacząć naprawdę mu płacić za swoje własne rzeczy. Pośmiali się zatem, porozmawiali o wynagrodzeniu, poprzytulali dłońmi, powymieniali powłóczystymi spojrzeniami (z kobietą), pomrugali powiekami zalotnie (brat również uległ jego czarowi) i poprosili, by został na kawę. Wyznali mu w sekrecie, że każdemu to proponują, ale zawsze częstują ich lurą, którą kiedyś dostali w prezencie od ciotki. Podobno miała być z nigeryjskich ziaren, ale opakowanie sugerowało produkcję w Białymstoku. Ale jemu, jemu nie, ależ skąd, on był wyjątkowy, jemu zrobią specjalny, rodzinny przepis i wcale nie od ciotki, bo od niej to zawsze tak nijak było.
I kawa zaiste była niezwykła. Już pierwszy łyk rozlał w nim ciepłe, słodkie uczucie, jakąś taką przejmującą, ale nie smutną tęsknotę za domem, za swoim własnym bratem, zapach ciasteczek babci. Tych samych, które były istotą zakładu między nim i pierworodnym synem jego rodziców.
- Tu jest cukier waniliowy? – zapytał, pobladły. Kobieta energicznie przytaknęła, a on przypomniał sobie, jak dziesięcioletnia wersja jego samego wpychała sobie ciasteczka do ust, nie przeżuwała do końca i przełykała, jednego po drugim, aż doszedł do trzydziestu i rozchorował się na dwa dni.
I zwymiotował na stół, odkurzacz, tarkę do sera i dwa długopisy. Nie zadzwonili.
Współlokator doradził sprzedanie nerki, by w końcu opłacić czynsz. Tym razem postanowił nie słuchać.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt