„Żurki-srurki”, cytując klasyka. Ech, ta dziewczyna to ma zdrowie...
Święta, bzdety, marudzety. Dzieci się cieszą, ukradły matce lakiery do paznokci i szpachlują nimi ogromne strusie jajo. Nie wiem, jaki kosz mógłby je udźwignąć. I kto to coś zatacha do kościoła. Ja na pewno nie. Niedoczekanie.
Dodatkowo przyjechała kochana teściowa. A niech cholera strzeli ją i jej całe zamartwianie, że my tacy młodzi i biedni, i pewnie rady nie dajemy, i przydałaby nam się pomoc, i że teściu to taki kawał drania.
Aha, jajco już umalowane. Na zielono, w rude ciapki, podobno już nie jest strusie, tylko dinozaurze, a nawet dizonaurze. Jestem dumny. Moi synowie jak nikt inny pojmują ważne chrześcijańskie symbole. Gdyby szanowna mamusia naprawdę chciała pomóc, zabrałaby tych łobuzów do siebie na wieś, ale nie. Teraz gnieździmy się w piątkę na trzydziestu dwóch metrach. A niech te cztery kąty też szlag weźmie i strzeli, chociaż spokój będzie.
A propos spokoju, to w końcu chwila oddechu. Matka wysyła do sklepu po pierdoły do mazurów i babek. To mi pasuje. W Biedronce ludzi więcej niż zawsze, o dziwo. A jakie ładniutkie baranki na wystawie, a obce bachorki jak radośnie kicają w zajęczych uszkach! Ach, poezja...
W kolejce czekam prawie godzinę. Już wiem, czemu ludzie przychodzą tu całymi rodzinami. Urodzeni stratedzy. Niestrudzony ojciec od wejścia staje w szeregu do kasy, starsza córka szuka dekoracji, matka – jeszcze paru świeżych jaj, a najmłodsza z pań ślini się do czekoladowych figurek. Z jaką gracją syn walczy o wózek! Wszystko mają rozplanowane, aż miło. Panie w żółtych koszulkach finezyjnie drukują paragony, ochroniarze z zapartym tchem oglądają wyścigi po towar, a ja czuję ten klimat wielkiego miasta, który wciąga mnie, pochłania, relaksuje i aż mi trochę smutno, że już stoję przed panią Jadzią, a w gruncie rzeczy to ona już zaprasza ponownie.
Moknę po drodze. Jeszcze tego spapranego deszczu brakowało! Dziwne, wcześniej nie padało. Teraz już wszystko zwiastuje nieszczęście.
Wchodzę do naszego „uroczego” harmidru i na dzień dobry obrywam w stopę tą zbierającą kurz końcówką odkurzacza. Chłopaki dla odmiany odrywają kawałki palemek i obrzucają się nimi z radością, a teściowa biega za nimi i straszy kablem. No co za babsko.
W kuchni wszystko pachnie. Kiedy próbuję zanurzyć palec w surowym cieście, żona atakuje mnie z łapskami. Potem zafascynowana zanurza głowę w wyładowanej po brzegi torbie, a za chwilę zmienia nastrój i niemal wybucha furią.
- Nawet do sklepu nie można cię wysłać? Nie cukier puder, a cukier wanilinowy! Nie trzy kilogramy, a trzy opakowania!
Zrezygnowany, ale i pełen nadziei na kolejne mistyczne przeżycia, wciągam na siebie kurtkę i wychodzę do sklepu.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt