Lena. (4) - wykrot
Proza » Długie Opowiadania » Lena. (4)
A A A
Od autora: Tomek śpi w hotelowym łożu Doroty i wspomina Lenę, która kilkanaście lat temu pracowała w tym hotelu. Wspomina swoje z nią życie, oraz rozstanie. To było pierwsze z jego życiowych rozstań. Jakieś fatum? Kobiety ciągle go porzucają...

Marta, usłyszawszy hałas wyszła do przedpokoju, ale udało mi się wcześniej pochylić i udając zwykłą niezręczność, oraz nie patrząc jej w oczy, podniosłem słuchawkę, po czym oddałem jej, aby odłożyła na aparat. Kiedy zapytała kto to był i czego chciał, powiedziałem, że dzwoniła właścicielka i są jakieś problemy z mieszkaniem. Coś jest niezapłacone i ma jakieś interwencje. Będę chyba musiał przyspieszyć wyjazd.
Nie wiem, czy mi uwierzyła, ale wzruszyła tylko ramionami, a ja poszedłem do łazienki, bo tylko tu mogłem się zamknąć i obmyć napływające do oczu łzy…

Nie mogłem zasnąć tej nocy. Nie dawałem rady. Całe życie z Leną przesuwało mi się w głowie, niczym na taśmie filmowej. Od pierwszych dni w „Salucie”, poprzez pokoje i apartamenty „Palace-a”, aż do naszego wspólnego zamieszkiwania. I to wszystko ma być teraz tylko wspomnieniem? Jak ja mam bez niej żyć w Moskwie? Przecież ja nie umiem, nie chcę!
Nagle rozpaczliwie zdałem sobie sprawę, że bez Leny, to ja w zasadzie nie mam żadnych bliskich znajomych! Owszem, miałem znajomych biznesowych, znałem kilku Polaków żonatych tutaj z Rosjankami, znałem wielu przedstawicieli innych polskich firm, bo przecież spotykaliśmy się na targach, czasem Biuro Radcy Handlowego organizowało jakieś spotkania… ale to były znajomości na dzień, nie na wieczór! I wieczory miałem teraz spędzać samotnie??? Bez Leny??? Nie mogłem w to uwierzyć. To się nie mieściło w mojej głowie. To chyba jakaś pomyłka!!!

Kiedy Marta zasnęła, zabrałem z barku butelkę wódki i po cichutku zacząłem ją w pokoju opróżniać. Trochę poprawił mi się nastrój, bo po kilku kieliszkach zacząłem wierzyć, że pojadę i to wszystko odkręcę. Lena nie może być taka nieczuła, a ja jej wybaczę nawet to, że mnie zdradziła. Wszystko będzie jak dawniej.
I kiedy w butelce nie było już ani kropli, byłem tego niemal pewien. Mogłem się przez chwilę zdrzemnąć, bo za niedługo, Marta miała wstawać do pracy.
Rano nawet nie przychodziła do mojego pokoju, bo odwiedzałem firmę wtedy, kiedy chciałem. A Marta nie miała czasu, bo musiała odprowadzić Joasię do przedszkola i zdążyć do pracy na siódmą, więc nocne pijaństwo uszło mi na sucho. W dodatku śniło mi się, że zajechałem do Moskwy, a Lena czekała na mnie na dworcu i śmiejąc się mówiła, że ten telefon, to był taki żart… Więc kiedy się obudziłem, byłem zdezorientowany. Sam nie wiedziałem, co było snem, a co jest jawą… Ale kiedy jeszcze „wczorajszy” zawlokłem się do firmy, któryś z kolegów od razu mi powiedział, że już kilka razy dzwonił za mną Oleg i że koniecznie chce się ze mną skontaktować. Zadzwoniłem więc do Moskwy i… szok.
Zdezorientowany Oleg od razu mi powiedział, że dzisiaj Lena wpadła do biura jak po ogień, powiedziała, że zostawia dla mnie klucze i że ja wiem jakie i po co. Po czym wyszła nie chcąc o niczym rozmawiać. I on nie wie, co ma o tym sądzić. Powiedziałem mu, żeby nic nie sądził i że jutro mu powiem, kiedy przyjadę. Tyle było naszej rozmowy. Teraz już wiedziałem, co było snem, a co jawą. Moje pijackie złudzenia powoli się rozwiewały…

Poszedłem do szefa i przyspieszyłem swój wyjazd. A przez pozostałe dwa dni w Polsce, niemal nie trzeźwiałem. Szedłem do firmy, szukałem chętnych do towarzystwa i piliśmy do wieczora. Młodzi się bali, ale starzy pracownicy, ci którzy bywali z szefami na delegacjach, wiedzieli na co i kiedy mogą sobie pozwolić. No to sobie pozwalaliśmy.
Do Moskwy też jechałem wstawiony, chociaż dotychczas to się nie zdarzało. Ale teraz wszystko się zmieniło. Byłem ja zaczadzony. Nie umiałem myśleć o niczym więcej; jedna Lena siedziała mi w głowie. Inne czynności wykonywałem automatycznie, jednak. nowych… nie umiałem zrobić. Nie mogłem skupić uwagi na niczym. Na szczęście alkohol stępiał mojego „doła” i łagodził ból istnienia.
Dobrze, że Oleg wyszedł po mnie na dworzec, bo Moskwa mnie przeraziła. Ja się teraz tutaj zwyczajnie bałem!!! Bałem się ulic, sklepów i wszystkich miejsc, które odwiedzałem z Leną. Czyli wszędzie! Trudno było w tej okolicy znaleźć miejsce, gdzie nas nie było.
Trząsłem się cały, ale Oleg złożył wszystko na karb alkoholu i niemal na siłę zawlókł mnie do mieszkania. Nie mówiłem mu o kluczach, więc tych od Leny nie brał, ale ja miałem swój komplet. I kiedy weszliśmy do środka, w pierwszej chwili jeszcze się w niczym nie zorientował. Rzadko tu bywał, nie zwrócił uwagi na zmiany. Ale ja od razu widziałem pustkę!

W mieszkaniu panował idealny ład i porządek. Wszystko było posprzątane, a kiedy zajrzałem do szafy, okazało się również, że wszystkie moje rzeczy są wyprane, wyprasowane i poukładane. Lena nie pozostawiła po sobie bałaganu. Ale półki po jej garderobie były zupełnie puste, a kiedy wszedłem do łazienki… żaden flakonik ani buteleczka nie wskazywały na jakakolwiek obecność w tym miejscu kobiety. Nawet zapachu jej kosmetyków chyba już nie było… W całym mieszkaniu znikło wszystko, co tylko było z nią związane. I tak jak mówiła, znikła też jedna z fotografii Joasi. Bardzo ładne zdjęcie, zrobione zimą na placu zabaw.
Oleg jeszcze się w niczym nie zorientował, kiedy wygoniłem go po jakieś zaopatrzenie. Sądził, że to na wieczór, na spotkanie Leny. Przyniósł mnóstwo jedzenia, alkohol i napoje. Ale kiedy mnie zastał leżącego nieruchomo na kanapie w pokoju, coś mu wreszcie zaczęło nie pasować. Wtedy powiedziałem mu, że Leny już nie ma i nie będzie. Początkowo nie wierzył, ale kiedy kazałem mu dokładnie rozejrzeć się wokoło i znaleźć jakiś ślad kobiety, zrozumiał, że nie blefuję. Szczęka zjechała mu poniżej pasa. Chciał o tym rozmawiać, ale wolałem być sam. Wygoniłem go do pracy, poleciłem zadzwonić do firmy, że przyjechałem, a poza tym miał się zająć bieżącymi sprawami. Ja zostałem w domu sam.

Przez dwa dni nigdzie nie wychodziłem. Piłem, spałem, wstawałem i piłem dalej. Początkowo dzwonił kilka razy Oleg, pytając kiedy przyjdę, gdyż nie wiedział jak rozwiązać niektóre tematy, ale go zbywałem, a potem w ogóle nie podnosiłem słuchawki. Dopiero jak wódka mi się skończyła, z konieczności nieco otrzeźwiałem. Na tyle, żeby obmyć twarz, ubrać się i pójść pod metro po nowe butelki. A potem nastąpowała kontynuacja. Czasu nie liczyłem. Zlewał mi się w jeden nieprzerwany ciąg.
Któregoś dnia przyszedł. Nie otwierałem mu drzwi, ale miał przecież Leny klucze i przestraszony ciszą, sam sobie otworzył. Zastał mnie pijanego, spokojnie leżącego w pokoju na kanapie i gapiącego się w sufit. Nic mnie nie obchodziło poza jednym. Chciałem obecności Leny. Oleg, próbując wyrwać mnie z tego stanu, wydębił ode mnie numer jej telefonu do pracy i zadzwonił tam.
Lena wprawdzie odebrała telefon, ale poprosiła go, żeby nigdy więcej nie dzwonił, po czym odłożyła słuchawkę. To i tak dobrze. Bo kiedy wcześniej ja kilka razy próbowałem dzwonić, to nawet nie usłyszałem jej głosu. Bez słowa odkładała słuchawkę, a kiedy próbowałem łączyć się powtórnie, już nie odbierała rozmowy.

Przez tydzień nie wychodziłem z mieszkania, nie licząc kilku wieczornych wypraw do metra po zaopatrzenie. Wieczornych, bo szedłem już wtedy, kiedy mrok skrywał chociaż trochę mój wygląd. Jeszcze zdawałem sobie sprawę, że najprzystojniejszy to teraz nie jestem. Z kolei Oleg próbował kryć moją nieobecność w pracy, ale niezałatwione sprawy narastały. Robiło się niedobrze. Wreszcie, wpadłem na pomysł porozmawiania z Mariną. Ale nie miałem do niej telefonu, ani nie byłem w stanie się zmobilizować i sam do niej pojechać. Wysłałem więc do „Saluta” Olega, aby ją tam odnalazł i poprosił, żeby do mnie przyjechała. No i wreszcie coś się udało. Marina nie robiła problemów i następnego wieczoru dotarła do mnie. Tyle, że po wejściu przeżyła szok i załamała ręce! Zapomniałem, że od tygodnia nie sprzątałem niczego w pokoju. Nawet nie wyrzucałem pustych butelek.
Wygoniła mnie do łazienki, żebym się umył, a sama zabrała się za robienie porządków. A kiedy w końcu udało mi się zmyć z siebie tygodniowy zapach potu i wyjść na korytarz, pokój był już uprzątnięty, Marina natomiast siedziała za stołem przy herbacie. Obok stała druga, przeznaczona dla mnie.

Nie kryła niczego, ani nie miała mi zbyt wiele nowego do powiedzenia. O decyzji Leny dowiedziała się dopiero następnego dnia, już po jej telefonie do mnie. No i otwarcie jej mówiła, że tej decyzji ani nie pochwala, ani nie rozumie i w ogóle to się Lenie bardzo dziwi. Jej nowego partnera określiła jako poniżej przeciętnego i twierdziła, że sama nie wzięłaby go nawet z dopłatą. Owszem, jest wolny, ale to pewnie dlatego, że żadna go dotąd nie chciała. A ma już też powyżej trzydziestu lat. I że mężczyzna, który w tym wieku nie był jeszcze żonaty, jest co najmniej mocno podejrzany, a już na pewno niewart tego, żeby wskakiwać mu do łóżka w kilka dni po rozstaniu się z poprzednim partnerem.
Była przekonana, że Lena będzie kiedyś bardzo żałować swojej decyzji, ale to niczego mi nie dawało i nie zmieniało mojej sytuacji. Coraz bardziej dochodziła do mnie okrutna prawda, że jeśliby nawet dzisiaj odeszła od niego, to i tak już do mnie nie wróci. Bo też nigdy nie byłoby tak jak wcześniej. Lena zerwała tę nić, tą więź, która nas łączyła. I tego już się nie da skleić. Takiego kleju jeszcze nikt nie wymyślił. Nie było go na świecie.

Wizyta Mariny miała jednak dla mnie ogromne znaczenie. Miałem wreszcie z kim otwarcie porozmawiać o Lenie, powspominać dawne lata i przez cały wieczór nie tknąłem alkoholu. Częstowałem wprawdzie ją, ale sam trzeźwiałem. Rozmawiało nam się fajnie i długo, a na koniec udało mi się nawet namówić Marinę, żeby pojechała jutro do Leny i poprosiła ją w moim imieniu o jedno jedyne, pożegnalne spotkanie. Chciałem ją jeszcze raz zobaczyć i porozmawiać.
Marina nie wierzyła, że to się jej uda, ale obiecała spróbować. I chociaż znowu otwarcie mi powiedziała, że jeśli chcę, to pójdzie ze mną do łóżka, ale nie skorzystałem z oferty. Skończyliśmy rozmowę późno w nocy, ja poszedłem do sypialni, a Marina pościeliła sobie w pokoju i spaliśmy oddzielnie.
Rano, nie spieszyliśmy się z wstawaniem, bo miała wolne, a mnie do pracy też nie ciągnęło. Cieszyłem się, że jest w tym ogromnym mieście ktoś, kto mnie rozumie i popiera, więc nie sięgałem też po wódkę. Jednak zatrucie alkoholowe dawało o sobie znać. Ręce mi się trzęsły i w ogóle czułem się fatalnie.
Marina zrobiła śniadanie, a kiedy przekąsiliśmy i posprzątała ze stołu, wracając z kuchni nieoczekiwanie objęła mnie na chwilę i tak trochę retorycznie zapytała dlaczego wtedy w „Salucie” wybrałem Lenę, a nie ją? Dodała zaraz, że dbałaby o mnie nie gorzej niż Lena i nigdy by mnie nie zostawiła, a tym bardziej w taki sposób. Opowiedziała jeszcze, jak dziewczyny zazdrościły Lenie, że ja z nią jestem, że jej nie zdradzam, że się nie awanturuję, że nie piję, nie biję… że zawsze ją obejmuję, że całuję…
Było mi przyjemnie słuchać takiego tekstu, ale moje ciało na nią nie reagowało. Ja chciałem Lenę! Po dłuższej chwili Marina chyba zrozumiała moją obojętność i odsunęła się. I chociaż, gdy wychodziliśmy z mieszkania, uściskałem ją, to było tylko po przyjacielsku, bez żadnych seksualnych podtekstów. Obydwoje już wiedzieliśmy o tym.

Nadzieja na to, że porozmawiam jeszcze z Leną, trzymała mnie z daleka od wódki. W pracy usiłowałem się skupić na zaległych sprawach, ale podświadomie czekałem na telefon od Mariny. Miała zaglądnąć do Leny do hotelu, a potem poinformować mnie o wynikach rozmowy. Jednak długo nie dzwoniła. Dopiero późnym popołudniem dostałem radosną informację, że Lena zgodziła się przyjść do mnie na pół godziny, ale tylko w towarzystwie Mariny. Nie dlatego, żeby się mnie bała, tylko dlatego, by uniknąć wszelkich dwuznaczności podczas tej wizyty.
Było mi troszkę lżej, ale nie poprawiło to moich możliwości skupienia się na pracy. Nie umiałem myśleć o zadaniach i problemach zawodowych. W mojej głowie Lena zajmowała 99% miejsca i właściwie nic więcej tam się już nie mieściło.

Nie piłem nic do następnego wieczora. Czekałem na nie obydwie zupełnie trzeźwy, umyty i ogolony, a kiedy usłyszałem dzwonek do drzwi, omal nie upadłem, taki jednak byłem słaby. W końcu udało mi się otworzyć drzwi.
Lena weszła smutna, poważna i spokojna. Bez tej nadąsanej miny jak przy poprzednich naszych nieporozumieniach. Podała mi rękę na powitanie i uważnie na mnie spojrzała, ale zaraz spuściła wzrok. Poprosiłem, by weszła do pokoju nie zdejmując butów, jednak zdjęła je, a moich pantofli nie przyjęła. Poszła do pokoju w rajstopach. Zaproponowałem żeby usiadły i zapytałem czym je mogę poczęstować. Krótko odparła, iż prosi tylko o herbatę, a za wszystko inne z góry dziękuje, bo z niczego nie skorzysta. Marina natomiast bezceremonialnie kazała mi siadać na miejscu, powiedziała, że ma gdzieś konwenanse oraz zasady, herbatę nam przyniesie, a w ogóle, to idzie siedzieć do kuchni i nie będzie nam przeszkadzać. Jakby była potrzebna, to kazała się wołać. No i wyszła. Zostaliśmy sami, siedzący po przeciwnych stronach stołu.

Milczeliśmy. Lena miała opuszczoną głowę, ale w końcu ją podniosła i rzuciła na mnie okiem. Zaczęła się rozmowa, którą dość dobrze zapamiętałem:
- Wiesz… nie wyglądasz zbyt rewelacyjnie – odezwała się. – Nie chciałabym, żebyś przyjął to jako pouczanie, ale picie nic nie zmieni, bo zmienić nie może. Więc chyba dobrze by było, gdybyś zastanowił się nad tym co robisz.
- Ty się zastanawiałaś nad tym co zrobiłaś? – odpaliłem od razu. – Proszę cię, miałaś szansę na wychowywanie mnie i nie chcesz z niej korzystać.
Wzruszyła tylko ramionami.
- Przepraszam, mówiłam, że nie chcę cię pouczać.
- Nieważne - spuściłem z tonu. – Chciałem cię prosić, abyś mi wytłumaczyła dlaczego… dlaczego to zrobiłaś? Dlaczego w taki sposób, kiedy mnie tutaj nie było?
- Dlaczego? – powtórzyła moje pytanie i zrobiła pauzę, jakby nad czymś myślała. Ale nie wierzyłem w to. Odpowiedź miała pewnie dawno przemyślaną.
- Mówiłam ci o tym przez telefon – przerwała, bo Marina przyniosła filiżanki z herbatą. I wyszła zaraz, bo cukierniczka stała na stole. Wtedy Lena kontynuowała. – To już się stało moją obsesją. Nie potrafiłam i nie potrafię pogodzić się z tym i z tym żyć, że nie mam szansy na bycie „pierwszą”. Że zawsze będę tylko twoją kochanką i tylko tą „drugą”. Nigdy nie dałeś mi najmniejszej nadziei na zmianę. Nigdy nie ukazałeś mi szansy na to, że kiedyś doczekam się zmiany. Nigdy nie napomknąłeś o tym, że mógłbyś się kiedyś rozwieść. I z tym miałam żyć dalej? Jak długo jeszcze? Ja czekałam. Cierpliwie czekałam. Tłumiłam w sobie złość i dumę. Pokazywałam ci, że umiem starać się o ciebie i o ciebie dbać. Przekonywałam, że nie musisz się obawiać, że będę szkodzić twoim dzieciom. Mogłabym je przyjąć nawet jak własne. I gdybyś dał mi chociaż jakiś punkt zaczepienia, coś, co mogłabym chwycić chociażby zębami i tego się trzymać… jakieś światełko w tunelu, które pozwoliłoby mi trwać… Ale ja żadnego światełka nie zobaczyłam. I już nie miałam nadziei. A dlaczego teraz i w taki sposób? No to ci odpowiem pytaniem. A kiedy miałam to zrobić i w jaki sposób? Miałam czekać jeszcze te parę miesięcy, kiedy wsiądziesz do wagonu i pomachasz mi ręką, mówiąc baj, baj? Rób sobie teraz dziewczyno co chcesz, a ja wracam do żony? Przecież sam mówiłeś, że bywacie za granicą po dwa lata. A ty i tak zaliczasz już dwa razy po dwa lata. Więc uważasz, że ja liczyć nie potrafię? A dlaczego wykorzystałam okres kiedy ciebie nie było? Bo gdy tutaj byłeś, to ja nie umiałam! Nie mogłam ci niczego odmówić, nie potrafiłam… I nie potrafiłam być bez ciebie.
Rozpłakała się. A moje oczy nie były inne. Wstałem z krzesła i podszedłem do niej, próbując ją objąć, ale zastawiła się rękami.
- Nie! Nawet tego nie próbuj! – szybko się opanowała. Podałem jej chusteczkę z pudełka, stojącego na szafce. Tym razem nie odmówiła. Wzięła i wytarła oczy, a potem już spokojnie kontynuowała. – Tomek, zrozum, to co się stało, już się nie zmieni. Ja nie jestem już tamtą Leną, którą znałeś. Ja jestem już inną Leną. I nigdy już nie będziemy ze sobą, ani nigdy do ciebie nie wrócę. Bez względu na to czy z kimś będę, czy nie.
Też się już opanowałem, ale było mi bezbrzeżnie smutno.
- A wiesz, że zostaję w Moskwie na następne dwa lata? – zapytałem cicho.
- Skąd to wiesz? – spojrzała na mnie.
- W firmie już nawet oddali komuś moje biurko. Ja tam nie mam miejsca, tak są pewni tego, że się zgodzę. Szefowie byli na 100% pewni, że ja tu z tobą zostanę. Przecież o tobie wiedzieli…
- Dlaczego nie powiedziałeś mi o tym wcześniej?
- A kiedy miałem mówić? Rozmawiałem z nimi właśnie w tym dniu, kiedy zadzwoniłaś…
Znów zamilkła. Ja, zrezygnowany, ponownie usiadłem na swoim miejscu.
- Gdybym wiedziała o tym dwa dni wcześniej, to może nawet dalej czekałabym na ciebie – powiedziała nieoczekiwanie. – Ale widocznie los chciał inaczej. Tak nam było pisane.
- Nie tłumacz się losem – zaoponowałem. I postanowiłem jej trochę odpowiedzieć. – Bo to tak łatwo go obwiniać za swoje grzechy. Może i musiałaś tłumić w sobie jakieś do mnie żale, ale najczęściej to sama je wymyślałaś. Bo nie dawałem ci powodów do wielkich skarg. A to co uważałaś za moje wielkie winy, najczęściej było nieporozumieniem, jak to wtedy na plaży, albo sprawy ode mnie niezależne. Myślisz, że nie widziałem, że masz do mnie żal za to, iż nie byłem wtedy, gdy zmarła twoja matka? A co ja mogłem zrobić? Przecież moi szefowie nie wezwali mnie złośliwie przeciwko tobie. Gdy dostałem o tym informację, to byłem daleko i to niezależnie od swojej woli. Nawet żebym na głowie stawał, to i tak bym nie zdążył przyjechać. A naprawdę chciałem, bo chociaż rozmawiałem z nią tylko kilka razy w życiu, to bardzo ją szanowałem.
- Lubiła cię, nigdy ci o tym nie mówiłam, ale tak było – wtrąciła się Lena. – Gdyby nie ona, to dawno bym od ciebie odeszła. Ona mi nie pozwalała.
- Widzisz? Mądrą kobietą była. Bo z tobą to jest tak, że niby wszystko rozumiesz, ale w duchu i tak masz pretensje. Albo weźmy twoje tłumaczenia że teraz tak zrobiłaś, bo inaczej nie mogłaś… Lena, czy nie widzisz, że ty mnie po prostu oszukałaś? Kto ze mną spał przed wyjazdem? Kto ze mną przez pół ostatniej nocy omawiał, co mam ci przywieźć z Polski? Czy nie wiedziałaś gdzie jadę i na jak długo? Czy nie miałem prawa wierzyć, że będziesz na mnie czekać? Więc czy nie kłamałaś i nie oszukiwałaś? I siebie nie widzisz? Tylko pomachałaś mi ręką baj, baj i zaraz wskoczyłaś innemu facetowi do łóżka! Tak ci brakowało faceta? Nie mogłaś poczekać do mojego powrotu? Nie potrafiłaś spojrzeć mi w oczy? A teraz możesz patrzeć?
- Jak ty wskakiwałeś do łóżka żony, to ja musiałam milczeć – odezwała się wreszcie.
- Po pierwsze, ja cię nie okłamywałem, że nie będę wskakiwał, a po drugie, to skąd wiesz, że sypiam z żoną? Mówiłem ci kiedyś o tym? Chwaliłem się? Nie, to tylko ty to sobie wymyślasz. A jeszcze twierdzisz, że czekałaś wystarczająco długo na to, żebym ci dał jakąś nadzieję… I po kilku minutach okazuje się, że gdybyś poczekała dwa dni dłużej, to wszystko byłoby inaczej. Gdzie sens, gdzie logika? Mówisz, że ja nie mówiłem z tobą, że się rozwiodę… A jak reagowałaś gdy w naszej rozmowie pojawiała się gdzieś moja żona? Jak miałem o tym mówić? Ja się bałem napomknąć ci, że ona w ogóle żyje, bo takie były twoje reakcje. Więc nie chcąc cię denerwować, nie poruszałem tej tematyki w ogóle. A teraz okazuje się, że to i tak tylko moja wina. Za to ty jesteś tylko pokrzywdzoną i niewinną.
- I co, naprawdę będziesz twierdził, że z żoną nie sypiasz? I że ja w to uwierzę?
- A co, ty uważasz, że ożeniłem się z taką głupią kobietą, która nie ma pojęcia, iż ja tu nie jestem sam? Otóż mylisz się. Może nie zna szczegółów, ale wszystkiego się domyśla. Już ze dwa lata temu pytała mnie kim jest Lena, bo tak się wtedy do niej w nocy odezwałem. Ale wtedy jeszcze spaliśmy razem. A teraz od dawna wcale nie ma zamiaru ze mną sypiać. Już dawno mi powiedziała, że się zmieniłem i ona mnie nie poznaje. Śpimy w ogóle w różnych pokojach, więc nie mamy nawet okazji popróbować się pogodzić. I co, teraz jesteś zadowolona? Nie mogłaś o to zapytać wcześniej? Powiedz, czy kiedykolwiek coś przed tobą ukrywałem, jeśli pytałaś?

Milczała. Ja też miałem dość tej rozmowy. Jeszcze gdzieś tłukła się we mnie jakaś iskierka nadziei, ale czułem, że to poszło już za daleko. Tu już nie było powrotu. Tyle, że może nam obojgu będzie lżej…
- Tomek, to nie ma sensu – wreszcie się odezwała. – To teraz i tak nie ma znaczenia. Ja jestem dorosłą osobą. Byłam z tobą dobrowolnie, bo sama chciałam. Do niczego mnie nie zmuszałeś i o nic nie mam do ciebie pretensji. Ale teraz już z tobą nie jestem i nie będę. I żadne wyjaśnienia tego nie są w stanie zmienić. Dlatego zostawmy te tematy. Wolę cię zapamiętać takiego, jaki byłeś wcześniej, a nie takiego jaki jesteś dziś.
- A niby jaki jestem?
- Zły na mnie i zarzucający mnie żalami.
- A mam się może z czego cieszyć?
- Wystarczy! - Lena westchnęła i podniosła się z krzesła. – Pójdę już, bo nie mam za dużo czasu. Chciałam ci jeszcze podziękować za wszystko i zapewniam cię, że nie będę cię źle wspominać. Było mi z tobą dobrze, ale cóż, dłużej być nie mogłam. Tak musi być.
Patrzyła na mnie, a usta znowu jej drgały, tak samo zresztą jak i mnie. Opanowała się jednak i zawołała na Marinę. A kiedy ta przyszła, powiedziała, że chce już iść.
- A po co się tak spieszysz? – zapytała Marina. – Masz jeszcze połowę czasu. Dogadaliście się cokolwiek?
Lena pokręciła przecząco głowa.
- Marina, to jest niemożliwe. Mówiłam ci już.
- A ja ci mówiłam i mówię jeszcze raz, że jesteś głupia i źle robisz. I będziesz jeszcze tego żałować.
- Ja już żałuję – wyrwało się Lenie. – Ale to niczego nie zmienia. Dłużej nie możemy być razem.
- A niby dlaczego? Bo tak sobie pomyślałaś? Oj, Lena, Lena. Mnie nie musisz wieszać łapszy na uszy. I dorabiać niestworzonych teorii do jednego prostego faktu: tutaj jedno twoje słowo mogłoby zmienić wszystko. Ale to ty tego słowa nie chcesz powiedzieć. Po prostu: nie chcesz!!! Bo uparłaś się jak osioł.. Dla samego uporu. Zawsze zresztą byłaś uparta, nie wiadomo po co. Ja ci mówię, będziesz tego żałować, ale to będzie już za późno. Ja, gdybym mogła, dawno bym za ciebie to słowo powiedziała. Ale moje słowo nic nie da. Tomek go oczekuje tylko od ciebie.
- To niemożliwe! – Lena dyszała ciężko. Słowa Mariny wyraźnie nią wstrząsnęły. Nie tego się spodziewała.
- Ech, niemożliwe… – ironicznie skomentowała Marina. – Bo tak sobie wbiłaś w głowę i jak zwykle, nie chcesz słuchać ludzi przecież ci życzliwych. Nie mam interesu, żeby cię okłamywać, bo Tomek mnie nie chce. I nikogo innego nie chce, tylko ciebie. Jak ty to wszystko mogłaś tak zmarnować? Ech, Lena, Lena…
Lena schowała twarz w dłoniach i płakała. Rękawy bluzki zsunęły się jej z rąk, odsłaniając sine miejsca na przedramionach.
- Boże, Lena, co ty tu masz? – zawołała Marina i schwyciła ją za ręce. Lena gwałtownie wyrwała się i zaciągnęła rękawy.
- Uderzyłam się w hotelu…
Marina pokiwała głową.
- Czyli długo nie czekałaś. Chodź, pójdziemy, bo jak się spóźnisz, to pewnie znowu będziesz mieć problemy…
- Odprowadzę was – zaoferowałem się.
- Nie! Absolutnie z tobą nie pójdę! Pójdę tylko z Mariną! – zaprotestowała Lena, przecierając oczy chusteczką.
- Lena, ale ja mam dla ciebie całe zamówienie z Polski! – zawołałem, chociaż znowu nogi mi drżały.
- Niczego od ciebie już nie wezmę! – Lena smutno patrzyła na mnie.
- To co ja mam z tym zrobić? – zapytałem bezradnie. A potem pozwoliłem sobie na złośliwość: – Popatrz! Moja żona kupiła dla ciebie wszystko co chciałaś. Sama kupowała, beze mnie. I ani jeden raz mnie nie zapytała dla kogo mi to wszystko jest potrzebne…
Lena stała bezradnie w przedpokoju i spojrzała na mnie.
- Nie syp soli na moje rany, proszę… nie dobijaj mnie. Ja już i tak mam dosyć…
- Lena… – wyszeptałem błagalnie, ale podniosła na mnie wzrok i pokręciła przecząco głową:
- Nie…
Wszystko było jasne. Klamka zapadła ostatecznie.

Nic już nie mówiłem, nic nie robiłem, patrzyłem tylko, jak zakładają buty, jak sprawdzają wygląd w wiszącym lustrze, a potem Lena jeszcze raz na mnie popatrzyła i rzuciła krótko:
- Żegnaj! Bądź zdrów i bądź szczęśliwy!
Usta znowu wygięły jej się w podkówkę, ale zakryła twarz dłonią, otwarła drzwi i szybko wyszła na klatkę.
- Tobie też tego życzę! – zawołałem za nią. Marina zaś odwróciła się do mnie i cicho powiedziała:
- Ja tu wrócę, dobrze?
Skinąłem tylko głową, bo nie miałem siły mówić. Drzwi się zamknęły.
Leny nie zobaczyłem już nigdy.

Marina szybko wtedy wróciła, bo odprowadziła ją tylko do metra. Przekazała mi tylko Leny prośbę, żebym ani ja, ani Oleg, nie dzwonił więcej do niej zarówno do pracy, jak i do domu. Te siniaki na rękach to prawdopodobnie był efekt naszych wcześniejszych telefonów. Jak twierdziła Marina, tutaj to nie jest wcale taka rzadkość. No cóż, takiego faceta sobie wybrała i z takim musiała sobie teraz radzić. Wprawdzie, znów według słów Mariny, Lena napomknęła jej, iż podczas naszej rozmowy postanowiła od niego odejść, ale nie wiem ile w tym było prawdy. I nie wiem jak potoczyło się jej życie.
Oczywiście, znowu upiliśmy się z Mariną i znowu nie spaliśmy razem. Ona mnie w łóżku nie interesowała, chociaż w zasadzie niczego jej nie brakowało. Ale ja i tak myślałem wtedy tylko o Lenie. Rano natomiast, dałem Marinie wszystkie rzeczy przywiezione do Moskwy. Prosiłem ją, żeby jak chce, spróbowała jej coś przekazać, ale jak nie chce, żeby wzięła sobie. Było mi już wszystko jedno. Marina pojechała wtedy do domu, a ja zostałem. I do pracy nie poszedłem, bo zacząłem pić znowu.

Rozstanie z Leną miało w moim życiu daleko idące konsekwencje. Wprawdzie po tym naszym ostatnim spotkaniu porzuciłem już wszelkie złudzenia, ale to tylko na jawie. Nocami zaś nie mogłem spać i ciągle majaczyłem, że wróciła. A potem w dzień nie nadawałem się do życia. Próbowałem nie pić i chodzić do pracy, ale Oleg łapał mnie wtedy na naprawdę tak głupich błędach i pomyłkach, że zgroza. Ja się zwyczajnie nie mogłem na niczym skupić. I nie mogłem o niej zapomnieć. A w dodatku teraz w domu wyszedł na jaw brak gospodyni…
Zacząłem chodzić coraz bardziej zaniedbany. Najpierw przestałem zakładać krawat, potem skończyły się wyprasowane koszule, a pewnego dnia okazało się, że nie mam nawet czystych… Nie miałem w czym wyjść z domu!!! W dodatku czułem się źle. Nawet kiedy trzeźwiałem, zaczynałem się wszystkiego bać. Miasto było mi nieprzyjazne, w metrze się dusiłem…
Wreszcie, po poważnej rozmowie z Olegiem, wziąłem się trochę w garść. Doprowadziłem do jako takiego ładu mieszkanie i swoją garderobę, po czym zażądałem z firmy przysłania zmiennika, ze względu na mój stan zdrowia. I oświadczyłem, że wracam do Polski. W firmie psioczyli i kwękali, ale przysłać musieli. Na razie tylko na miesiąc. W każdym razie ja powróciłem do Polski.

To wtedy poznałem się bliżej z doktor Nitecką i zostałem jej stałym pacjentem. Już po wstępnych badaniach chciała położyć mnie do szpitala, ale jakoś się wybroniłem. Leczyła mnie ambulatoryjnie, ale musiałem jej przyrzec, że nie tknę alkoholu przez cały okres leczenia, a najlepiej i w okresie późniejszym. Ale o tym późniejszym okresie na razie nie myślałem. Ważne było teraz. Bo teraz nie wolno mi było się przemęczać, miałem dużo spacerować, przestrzegać diety, oczywiście jakikolwiek stres był wykluczony.
Ale na zwolnieniu lekarskim miałem klauzulę „może chodzić”, więc czasem chodziłem do firmy. I teraz, kiedy z czasem popatrzyłem na to wszystko trzeźwo, zorientowałem się, że ja, żyjący sobie w Moskwie z Leną jak u Pana Boga za piecem, zupełnie zapomniałem o swojej przyszłości. A raczej to o mnie zapomniano, bo nigdy o nic się nie upominałem. A teraz odkryłem, że mój kumpel z Kijowa został dyrektorem pionu, niektórzy z tych, których uczyłem czy tutaj, czy w Moskwie, są teraz kierownikami działów, a ja… mnie zaoferowano dwa wyjścia: powrót do Moskwy i następne dwa lata tamże, albo stołek handlowca – analityka, czyli osoby obsługującej przedstawicielstwa. Znaczy spadek w hierarchii, co najmniej o dwie kategorie w porównaniu z tym, kim byłem na początku Moskwy. A gdzie cały mój dorobek i doświadczenie? Mój szef z rozbrajającą szczerością wyznał mi, że w awansach w ogóle nie brali mnie pod uwagę, bo byli pewni, że zostaję w Moskwie. I ponieważ stanowiska są obsadzone, to dla mnie po prostu nie ma nic wolnego! W dodatku prezesi są na mnie wściekli, że z tą Moskwą ich załatwiłem, więc pomóc mi nie chcą. Chyba, że za dwa lata.
No i jak tu było się leczyć? Jak się nie stresować? Kiedy pracowałem w Moskwie, na moje konto w Polsce wpływała określona kwota, a na utrzymanie tam miałem zupełnie inne pieniądze. Wystarczające na spokojne życie z Leną, bez zaciskania pasa, a nawet z szaleństwami. A teraz miałem żyć za… mniej niż wcześniej wpływało na konto. I wszystkie wydatki pokrywać z tych pieniędzy. No cóż, ciśnienie mi rosło, a Nitecka ciągle przedłużała moje zwolnienie…
Wtedy zadecydowałem o odejściu z pracy. Do Moskwy nie mogłem wrócić, bo wiedziałem, że tego nie wytrzymam. Ja tam nie umiałem znaleźć miejsca, które nie kojarzyłoby mi się z Leną. Tam czekały teraz na mnie tylko dwie ewentualności: wariatkowo, albo alkoholizm. Albo obydwie naraz. Tutaj przynajmniej powoli, powoli, zapominałem o tym wszystkim. Przynajmniej czasami. Coraz częściej zdarzało mi się przespać noc bez snów o Lenie.
Dużą w tym zasługę miała moja malutka Joasia, która zawsze przepadała za mną. To w zabawach z nią potrafiłem się wyciszyć i myśleć już tylko o dziecku.
Ale w firmie nie chcieli mnie zwolnić ot tak sobie. Mieli prawo zatrzymać mnie na trzy miesiące wypowiedzenia, więc postawili ultimatum: jeżeli pojadę jeszcze na miesiąc razem z moim następcą i przekażę mu wszystko tak, jak mnie przekazywano, to mi pozostałe dwa miesiące odpuszczą. No i musiałem jeszcze na ten miesiąc pojechać…

Tym razem pojechałem z Robertem, który oprócz przedstawicielstwa, miał też przejąć moje mieszkanie. Tam zamieszkaliśmy chwilowo razem. Miało to swoje wady i zalety: Robert, jeszcze młody człowiek, zresztą, wg mnie kompletnie nie nadający się na tę funkcję, bardzo poważnie i z bojaźnią podchodził do swoich przyszłych obowiązków i ciągle domagał się ode mnie nauk, nie pozwalając mi „odlatywać” myślami gdzieś daleko. Ale jednocześnie, miałem wieczorami partnera do wódki, bo niestety, tutaj nie potrafiłem nie pić. I chociaż Robert pił niewiele, to przecież mi towarzyszył. No i wszystko, z czego starałem się w Polsce wyjść, tutaj wróciło. Źle się czułem na ulicach, bałem się tłumu, bałem się metra, znowu szukałem twarzy Leny w każdej napotkanej kobiecie…
Robert widział, że ze mną jest coś nie w porządku, ale nie wiedział o co chodzi, bo Olegowi kategorycznie zabroniłem jakiejkolwiek rozmowy na dane tematy. Dowiedział się dopiero pod koniec pobytu, kiedy do mieszkania ściągnąłem Marinę.

Przełamałem wtedy lęki wódką i odważyłem się pojechać do „Saluta”. Mariny jednak nie zastałem. Zostawiłem więc dla niej informację, że jestem w Moskwie i czekam na nią u siebie dwadzieścia cztery godziny na dobę. I cierpliwie czekałem. Nawet Robert mnie nie zmusił, bym poszedł do pracy. Spotkanie z Mariną było dla mnie znacznie ważniejsze. A po dwóch dniach przyjechała.
Powitaliśmy się bardzo serdecznie. W końcu była dla mnie jedyną osobą, z którą teraz mogłem szczerze porozmawiać, a ja dla niej to nawet nie wiem kim byłem. Ale czułem, że szczerze mi współczuje i chciałaby pomóc, chociaż niewiele teraz może. Dlatego też od razu wyjaśniłem jej moją sytuację: że przyjechałem tu już ostatni raz, że zamiast przedłużać pobyt, to kończę pracę w tej firmie i nie wiem, czy jeszcze kiedykolwiek w życiu tutaj wrócę.
Przyjęła to ze zrozumieniem. Nie okazywała zdziwienia i nie komentowała mojego postępowania. Powiedziała tylko, że ma dla mnie niespodziankę.
Okazało się, że kiedy tylko dowiedziała się o moim zaproszeniu, to zadała sobie trochę trudu, żeby spróbować zebrać trochę wiadomości o Lenie. Nie miała wątpliwości, że to ten temat będzie mnie przede wszystkim interesował. Oczywiście, miała rację.
Jednak te informacje mnie dobiły. Marina wprawdzie zastrzegała się, że to wszystko nie jest na sto procent pewne, bo od tego ostatniego spotkania u mnie, ich relacje raczej się ochłodziły i kontaktowały się tylko dwa, albo trzy razy przez telefon, jednak wieści były bardzo złe. Otóż Lena zrobiła to, co prawdopodobnie postanowiła już podczas naszej rozmowy, czyli próbowała uwolnić się tego mojego następcy przy swoim boku. Szybko zrozumiała, jak się pomyliła, idąc z nim do łóżka. Ale tu wpadła na minę. On był przekonany, że teraz, to ona jest już jego własnością. Już jej nie dał spokoju i zaczęły się prześladowania a nawet groźby. Lena była przerażona i nie wiedziała jak się od niego uwolnić. Dzwoniła do Mariny z prośbą o radę. Ta poradziła jej pójście na milicję i czekała na wiadomości o rezultatach. To było jakieś dziesięć dni temu. Ale telefonu nie było i kiedy wczoraj Marina zadzwoniła do niej do pracy, nieoczekiwanie dowiedziała się, że Lena już nie pracuje w hotelu, bo się zwolniła. Telefon w mieszkaniu też nie odpowiadał przez całą dobę. Czyli żadnego kontaktu z Leną już nie miała. Próbowaliśmy dodzwonić się do Leny ode mnie, ale dziś było to samo. Nikt nie podnosił słuchawki… Boże, dlaczego takie coś ją spotyka? Było mi jej bardzo żal…

Tego nie dało się przeżyć na trzeźwo. Upiliśmy się z Mariną obydwoje. Kiedy Robert wrócił z pracy, ledwo trzymałem się na nogach. Marina była trzeźwiejsza, ale i tak wolała już zostać u mnie niż jechać do domu. Więc położyłem ją w swojej sypialni, a sam spałem na fotelach. Robert był chyba tym bardzo zdziwiony, ale jego opinia akurat niewiele mnie obchodziła.
Dobrze, że następnego dnia, zanim Marina pojechała do domu, postanowiliśmy razem próbować czegoś się jeszcze dowiedzieć. I po następnych dwóch dniach, kiedy otrzeźwiałem na tyle żeby móc wyjść na miasto i pokazać się ludziom, pojechaliśmy razem z Mariną do hotelu, licząc na jakiś łut szczęścia. Ale bez powodzenia. Ani następczyni Leny, ani pokojówki, które przecież dobrze mnie znały, nie potrafiły nam niczego powiedzieć. Lena nie zostawiła żadnej informacji, a z pracy zwolniła się nagle, uzasadniając to sprawami rodzinnymi. I żadnego kontaktu nikomu nie zostawiła. Pokręciłem się trochę po hotelu, ale bez sukcesów. Nie było tu czego szukać.
Pojechaliśmy zatem z Mariną do jej mieszkania. Tu też czekała nas porażka. Leny sąsiadka pamiętała mnie, dlatego niczego nie taiła. Przyznała, że Lena przed około dziesięcioma dniami przyszła do niej i oznajmiła, że wyjeżdża z Moskwy, ale nie chciała powiedzieć gdzie, ani na jak długo. Zostawiła jej tylko klucz od skrzynki pocztowej i prosiła o wyjmowanie i przechowywanie ewentualnej korespondencji. Powiedziała również, że opłaty są uiszczone za pół roku z góry, a gdyby w tym czasie nie wróciła, to dalsze opłaci przelewem. Następnego dnia wyszła z walizkami i od tego czasu ona jej już nie widziała. Nie widziała też, żeby ktoś na Lenę czekał. Według niej Lena wyjechała sama.

To było wszystko co zdołaliśmy z Mariną ustalić. Wychodziło na to, że Lena świadomie i celowo zatarła za sobą ślady, aby nikt nie mógł jej odnaleźć. Dalsze poszukiwania nie miały żadnego sensu. Kiedy ta prawda do mnie dotarła, opuściły mnie nawet te ostatnie resztki sił, dzięki którym dotąd jeszcze trzymałem czubek głowy na powierzchni życia. Nie chciałem już niczego i nic nie było mi potrzebne. Apatia niemal absolutna.
Przez te kilka ostatnich dni do wyjazdu nawet bardzo się nie upijałem. W zasadzie tylko leżałem i patrzyłem w sufit, albo na ściany. Dobrze, że przedostatniego dnia przyszła Marina i zmusiła mnie do zadbania o siebie, bo chyba jechałbym do domu niczym jakiś bezdomny: niemyty i w brudnych ciuchach. Poza tym Marina zrobiła za mnie wszystko: pomogła mi prać, wszystko poprasowała, spakowała mi walizki i nawet zrobiła kanapki na drogę. I już nie poszła do pracy, tylko następnego dnia odprowadziła na dworzec. Dała mi wtedy swój domowy telefon i obiecała, że będzie próbowała dowiedzieć się czegoś o Lenie. Żebym kiedyś zadzwonił.
A kiedy pociąg ruszył, długo patrzyłem jak zostaje na peronie, jak jej figura maleje, maleje… a potem skład skręcił i dworzec zasłoniły wagony. Sylwetka Mariny zniknęła.

Jej również już nigdy w życiu nie spotkałem. I nigdy do niej nie zadzwoniłem. Bo kiedy po paru miesiącach zacząłem dochodzić do siebie, nie widziałem już sensu w ponownym rozdrapywaniu ran. A do tego niewątpliwie by doszło.
Kiedy wróciłem do Polski, przez dwie doby nie wychodziłem z domu. A potem jakoś rozliczyłem się z firmą i od nowa zacząłem chodzić do Niteckiej, która ujrzawszy mnie ponownie, załamała ręce. Leczenie zaczynaliśmy znów od samego początku.

Tym razem proces dochodzenia do siebie trwał znacznie dłużej. I nie byłem na zwolnieniu lekarskim, bo przecież umowa o pracę została rozwiązana. Marta, tak jak i wcześniej, długo i cierpliwie milczała. Nie pytała o nic i obchodziła mnie w domu szerokim łukiem. Tyle, że pilnowała, aby w domu nie było żadnych gości i żadnych okazji do wypicia kieliszka. Co zresztą zaowocowało tym, że znajomi trochę się od nas poodsuwali, uważając, że zadzieramy nosa. Ale mój pobyt w domu wcale nie zbliżył nas do siebie. I po paru miesiącach, miała dość mojego przebywania w domu i z coraz większą agresją kazała mi szukać pracy. Trzeba było z czegoś żyć, a nasze zapasy szybko się kurczyły. Ja dotychczas w ogóle o tym nie myślałem, nawet nie byłem zarejestrowany jako bezrobotny. Jakoś nie mieściło mi się w głowie, że ja, z moimi kwalifikacjami, miałbym jakieś trudności z zatrudnieniem. A jednak…

W kilku firmach spotkałem się tylko ze wzruszeniem ramion. Nie bardzo rozumiałem dlaczego. A kiedy zacząłem się tym interesować, pojąłem, że ja w ogóle nie zdawałem sobie sprawy z tego, co się dzieje w Polsce. Że zaczął się kryzys na rynku pracy. Oczywiście, teoretycznie zawsze mogłem wrócić do mojej ostatniej firmy, ale z oczywistych względów to nie wchodziło w rachubę. Gdyby tylko ktoś mi wspomniał Moskwę albo Lenę, to chyba od razu poszedłbym na zwolnienie lekarskie. Byłem na tę tematykę bardzo uczulony.

I wtedy ktoś ze znajomych podpowiedział mi, że jest nowa firma, z zagranicznym kapitałem, która potrzebuje handlowców ze znajomością wschodnich rynków. A kiedy po paru dniach wybrałem się tam … bingo! Natknąłem się na Mariusza!

Mariusz był kiedyś jednym z dyrektorów mojej poprzedniej firmy. Dlatego znaliśmy się trochę. A przynajmniej wiedział kim ja jestem i co potrafię. Potem odszedł, ale gdy później, podczas jednego z moich rzadkich pobytów w domu, spotkałem go przypadkowo na mieście, proponował mi pracę u siebie. Wiedział wtedy, że kończę dwuletni pobyt w Moskwie i powinienem wracać do kraju. Ale nie wiedział o Lenie. Oczywiście, podziękowałem mu za propozycję i wymówiłem się tym, że nie mogę, bo już zgodziłem się przedłużyć pobyt o następne dwa lata. Przecież nie mogłem mu powiedzieć prawdy. Porozmawialiśmy wtedy jeszcze chwilę i na tym spotkanie się skończyło.
No a teraz miałem przed sobą prezesa firmy, która działała właśnie w oparciu o kapitały szwedzkie.

Mariusz bez wahania ponowił swoją dawną ofertę, którą tym razem bez namysłu przyjąłem. Tyle że postawiłem mu warunek: nigdy nie będzie mi zlecał podróży do Moskwy. Od razu zapowiedziałem, że nigdy tam nie pojadę. Był zaskoczony, pytał nawet o powody, ale nie chciałem mu nic mówić. Przyjął to do wiadomości i nie stwarzał problemów.
I tak znowu zacząłem pracować na wschodzie. Nowi ludzie, nowe zadania, nowe wyzwania. Dochodziłem do siebie szybciej, niż siedząc w domu. Bo nie miałem czasu na rozmyślania. A potem, tak jakoś po miesiącu pracy, spróbowałem nawet wódki. I okazało się, że wszystko wróciło do normy. Czyli czasem mogę nawet coś spożyć. Nie miałem żadnych reakcji odbiegających od normy. Myśli o Lenie wracały coraz rzadziej, a jeśli nawet, to były spokojniejsze i już nauczyłem się szybko je odrzucać. Coraz mniej przeszkadzały mi w normalnym życiu, w normalnym funkcjonowaniu.
Szybko też pozyskiwałem zaufanie Mariusza. Z czasem nasze relacje coraz bardziej przypominały stosunki koleżeńskie, a nie takie przełożony – podwładny. Coraz częściej zastępowałem go w wielu sprawach. Samodzielnie negocjowałem kontrakty i nadzorowałem naszą firmę – córkę w Kijowie. I jeździłem też sporo w delegacje terenowe, od Wilna po Kiszyniów. Bywałem nawet w Rosji, ale Moskwę omijałem z daleka, szerokim łukiem. Już do końca mojej pracy.

Jeszcze coś przez sen majaczyłem o Lenie, że znalazłem ją znowu w „Salucie”, kiedy coś wyraźnie budziło mnie ze snu, łaskocząc mój policzek. Wyrywano mnie do rzeczywistości. Otwarłem jedno oko i…
Dorota siedziała na brzegu łoża ubrana w szlafrok i uśmiechała się do mnie.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
wykrot · dnia 05.05.2013 09:41 · Czytań: 514 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 2
Komentarze
zajacanka dnia 05.05.2013 13:34
Mam wrażenie, że jakiś schemat/model się pojawił w Tomka życiu: żona w domu, młoda kochanka plus oddana przyjaciółka kochanki. Miał szczęście w życiu nasz Tomaszek, oj miał, że z taką przychylnością kobiet się spotykał. A że czasem serducho zabolało, jak odchodziła jedna, czy druga... No, cóż. Widać kobiety silniejsze emocjonalnie od niego. I, pomimo iż bohater taki troszkę niezaradny, to jednak cała sympatia czytelnicza leży po jego stronie.
Domyślam się, że "Leny" już nie będzie. A może jednak?
wykrot dnia 09.05.2013 17:48
Z tym schematem, to jednak nie tak. Zauważ, że Marina nie jest przyjaciółką Leny. To raczej tylko znajoma, której bardziej Tomek potrzebuje w różnych epizodach swojego życia, niż Lena. Fakt, że Marina musi dopiero szukać informacji o Lenie, kiedy Tomek przyjeżdża, najlepiej o tym świadczy. One bliższych kontaktów na bieżąco nie utrzymywały. Może dlatego, że Lena zmieniła pracę, a Marina nie... W żadnym wypadku nie są to relacje typu Doroty i Lidki.

A że serduszko boli...
Zawsze bardziej boli stronę, która jest rzucana. Cóż, Tomek szczęścia nie ma. Częściej rzucały jego niż on rzucał. Cóż więc dziwnego w jego wściekłości? A jeszcze ten styl...
Wspomnij wyjazd Doroty z Pokrzywna, Tomek dowiedział się o nim kilka godzin wcześniej. Po raz drugi sam wyjechał nagle, bo nie miał innego wyjścia. A wszystko to poprzedza telefon Leny do jego domu. Sama stwierdziłaś, że to był dotkliwy cios.

A czy "Lena" jeszcze będzie? Oj, będzie, będzie! Może nie osobiście... jednak Tomek jeszcze zazgrzyta zębami.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
27/03/2024 22:12
Serdeczne dzięki, Pliszko! Czasem pisząc, nie musiałem… »
pliszka
27/03/2024 20:55
Kaz, w niektórych Twoich tekstach widziałam więcej turpizmu… »
Noescritura
25/03/2024 21:21
@valeria, dziękuję, miły komentarz :) »
Zdzislaw
24/03/2024 21:51
Drystian Szpil - to i mnie fajnie... ups! (zbyt… »
Drystian Szpil
24/03/2024 21:40
Cudny kawałek poezji, ciekawie mieszasz elokwentną formę… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:18
@Optymilian - tak. »
Optymilian
24/03/2024 21:15
@Zdzisławie, dopytam dla pewności, czy ten fragment jest… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:00
Optymilian - nie musisz wierzyć, ale to są moje wspomnienia… »
Optymilian
24/03/2024 13:46
Wiem, że nie powinienem się odnosić do komentarzy, tylko do… »
Kazjuno
24/03/2024 12:38
Tu masz Zdzisław świętą rację. Szczególnie zgadzam się z… »
Zdzislaw
24/03/2024 11:03
Kazjuno, Darcon - jak widać, każdy z nas ma swoje… »
Kazjuno
24/03/2024 08:46
Tylko raz miałem do czynienia z duchem. Opisałem tę przygodę… »
Zbigniew Szczypek
23/03/2024 20:57
Roninie Świetne opowiadanie, chociaż nie od początku. Bo… »
Marek Adam Grabowski
23/03/2024 17:48
Opowiadanie bardzo ciekawe i dobrze napisane.… »
Darcon
23/03/2024 17:10
To dobry wynik, Zdzisławie, gratuluję. :) Wiele… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
  • Slavek
  • 22/03/2024 19:46
  • Cześć. Chciałbym dodać zdjęcie tylko nie wiem co wpisać w "Nazwa"(nick czy nazwę fotografii?) i "Album" tu mam wątpliwości bo wyskakują mi nazwy albumów, które mam wrażenie, że mają swoich właścicieli
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
Ostatnio widziani
Gości online:58
Najnowszy:wrodinam