Dogonić dziadka - puma81
Proza » Inne » Dogonić dziadka
A A A
Od autora: To nie historia lubi się powtarzać, to człowiek uwielbia kopiować skrawki przeszłości i wklejać je w teraźniejszość.

  Wracając myślami do beztroskich dziecięcych lat, wciąż czuję orzeźwiający chłód porannej rosy, kropliście rozsianej pośród soczystych traw, iskrzącej w świetle wschodzącego słońca niczym oszlifowane diamenty. Słyszę szybkie kroki babci, odbijające się echem od ścian korytarza, a zaraz po tym czułe stuknięcie rączki emaliowanej kanki na mleko, stawianej każdego ranka na drewnianym stole, wypełnionej po brzegi bielusieńkim, słodkawym płynem, który malował jasne wąsy nad moją górną wargą. Widzę niebo, tak intensywnie lazurowe, jakby było nasączone koncentratem błękitu. Puszyste obłoki płyną po nim leniwie, dryfują niczym pozbawione sterów okręty, trącane pieszczotliwie mackami wiatru.
   Dotykam gęstej sierści psiny, zwiniętej w kłębek tuż obok moich stóp i po chwili biegniemy przed siebie, bezlitośnie demolując harmonię budzącej się łąki. Zrywam czerwone maki, łypiące na mnie czarną źrenicą, gładzę płatki delikatne jak pajęcze sieci. Wtedy głęboko wierzyłam, że swój intensywny kolor zawdzięczają ogromnej ilości wessanej żołnierskiej krwi, która w czasie wojny użyźniała glebę. Mimo owego przeświadczenia, śmierć stanowiła pierwiastek abstrakcyjny, a ja ślepo ufałam, że świat na zewnątrz jest kalką moich dziecięcych wyobrażeń o człowieczeństwie, wiernym odbiciem fantazji, w których kręte, ludzkie ścieżki, chcąc nie chcąc, zawsze wpadały do wielkiej arterii magii i rzeczy pozornie niemożliwych, jak rzeka wpada do morza.

Nazywaliśmy to pomieszczenie stehbunkier, cela do stania. Zrobili cztery takie, w bloku śmierci. Były bardzo małe, niecały metr kwadratowy powierzchni. Naraz upychali czterech albo pięciu ludzi. Właziło się do środka, wczołgując przez niewielkie drzwi przy podłodze. Kto tam tarfił, musiał stać calusieńką noc i robić pod siebie. Bunkrowali mnie trzy razy z rzędu po całodziennej robocie. Człowiek słaniał się ze zmęczenia i głodu, słaby, chudy jak szkapa. Zasypialiśmy oparci o siebie. Niektórzy mdleli z duchoty i smrodu. Ciemnica jak w grobie, bo to trumna wprawdzie była... Jak się budziłem, te trzy razy, zamiast żywych trupy na mnie leżały, zimne i ciężkie. Cuchnęło ludzkimi odchodami, brudem, potem, ale przede wszystkim śmierć było czuć. Wszędzie, ale się przywykło. Potem otwierali drzwi przy podłodze i trzeba było te trupy przecisnąć, a samemu na końcu wyjść. Takie kary nam wymyślali.

- Kaśka, szybko, zaraz jedziemy! - Mama, na zmianę burcząc złowieszczo i żałośnie kwiląc, biegała półnaga między pokojem dziennym a sypialnią, w których dzięki przyrośniętej do jej osoby psychotycznej dystrakcji, urządziła z rzeczy codziennego użytku istny tor przeszkód. - Kurwa mać, jak zwykle wszystko muszę zrobić sama! Kurwa, gdzie ten pierdolony prezent!
  Ton głosu rodzicielki bił na alarm, zwiastując awanturę, dlatego, czując na plecach duszne tchnienie nadciagającej burzy, pośpiesznie wciągnęłam białe podkolanówki, których szczerze nienawidziłam i czym prędzej wybiegłam z domu. Rozkoszne ciepło letniego popołudnia otoczyło mnie subtelną mgiełką, tuliło i delikatnie kołysało, jakby czuło dziecięce utrapienie.
   Odkąd sięgam pamięcią, nerwowe pokrzykiwanie nadąsanej mamy wprowadzało w moje kiełkujące jestestwo specyficzny rodzaj niepokoju i dopóki nie dostrzegłam uśmiechu odkształcającego jej usta wygięte grymasem złości, dopóty drżałam w obawie o przyszłość własną i całej rodziny. Obcowanie z niestabilną emocjonalnie osobą i częste padanie ofiarą jej niekontrolowanych wybuchów rozpaczy pomieszanej z agresją sprawiły, że strach przylgnął do mnie niczym pijawka, której nie mogłam oderwać od własnego życia przez długie lata.
   Tata siedział już za kierownicą naszego rozklekotanego Fiata 126P, wystukując palcami rytm melodii, która wybrzmiewała w jego kiwającej się głowie, a każdą kolejną frazę akcentował energicznym wysunięciem tułowia w przód. Wpełzłam na tylne siedzenie i ścisnąwszy w dłoniach okrągłe zawiniątko, poczęłam dręczyć samą siebie natrętnymi pytaniami: Czy moi rodzice się kochają, czy mama kocha tatę i na odwrót, czy kochają mnie, babcię?... itd. A może tata pije przeze mnie?
   Dziecięce rozważania spłoszył widok matki, która niczym pocisk balistyczny cięła przestrzeń dzielącą ją od samochodu. Po chwili ciepła, kobieca dłoń szarpnęła gwałtownie klamkę, jakby chciała zrobić w samochodzie ogromną wyrwę, i otworzywszy drzwi, pchnęła je tak wściekle, że z głuchym trzaskiem odbiły się od przedniej części karoserii i wracając, uderzyły mamę w plecy. Usłyszałam ciche syknięcie, po czym drzwi malucha zamknęły się z podobnym impetem, a przede mną wyrósł natapirowany, ociekający lakierem kołdun włosów, zasłaniając błękit spozierający przez przednią szybę. Podróż upłynęła na słownych utarczkach moich cudownych rodziców. Tak, cudownych, gdyż dla mnie byli najwspanialszymi ludźmi na całym świecie.

Człowiek był zły na siebie, że tyle przykrych słów kochanej osobie powiedział, że miał jakieś grymasy o błahostki. Patrzyło się na ludzi wokół, padających jak muchy i myślało o tych, co w domu zostali. Czy żyją, czy płaczą jeszcze za tobą? Tęskniłem bardzo za moją Anielą, za jej serdecznym uśmiechem, za niewidzącymi oczami, w których odbijał się świat. I przeklinałem sam siebie, że ją kiedyś za ramię szarpnąłem. Czasem, głęboko w duchu prosiłem, żeby Bóg dał znowu poczuć chłodną dłoń Anieli na twarzy, badającą każdą zmarszczkę. Potem przepędzałem te myśli daleko od siebie, bo bolało za bardzo, bo przecież tutaj człowiek nie był pewien następnej minuty, ba, sekundy. Śmierć łasiła się o nasze nogi jak przymilna kotka, mamiła, by później szponiastymi pazurami wyrwać serca.

   Przyjęcie urodzinowe babci odbywało się na dworze, dzięki czemu solenizantka miała niepowtarzalną okazję, by wynosząc z kuchni na zewnątrz naczynia pełne jedzenia, pobiegać nieco i zmęczyć się bardziej niż zazwyczaj. Ojciec został ulokowany pomiędzy dwiema siostrami ciotecznymi, które przytulając głowy do jego cherlawego torsu, co rusz trącały łokciem i ćwierkały jazgotliwie niczym rozwydrzone perliczki. Dla mnie i mamy, ku naciąganej rozpaczy wszystkich zebranych, jak zwykle zabrakło miejsca przy dużym stole. Pośród dramatycznych jęków, mocno przesadzonych i nieszczerych, usiadłyśmy przy niskim, dziecięcym stoliczku, dosztukowanym do głównego niczym ogonek przypięty na pineskę do ciała Osiołka z bajki o Kubusiu Puchatku. Cieszyło mnie niezmiernie owo stolikowe wygnanie, gdyż nie przepadałam za krewnymi ojca, a jeszcze bardziej za ich wścibskimi pytaniami. Z kolei mama wyglądała na bardzo urażoną, co ochoczo manifestowała posyłając ojcu zajadłe spojrzenia.
- Kaśka, jak tam w szkole? - zagrzmiał Antoni, ojczym taty. Jako, że byłam jedynie przyszywaną wnuczką, mało oryginalne pytanie świadczyło o najwyższym stopniu zainteresowania moją osobą.
- Dddd...dddododo...dododo.....ddddooodo... – W głowie, która nagle stała się wydmuszką, stukotały powtarzane głoski i sylaby, a spocone dłonie międliły tłumoczek skrywany pod blatem. Słyszałam jedynie swój urywany głos, przypominający rzężenie pogniecionej taśmy magnetofonowej, więc nie patrząc na twarze gości, zrobiłam krótka pauzę, by zaczerpnąć powietrza. Powiesz, dasz radę, nikt się nie śmieje, pomyślałam. – Doooo...dooobrze.
Ufff, udało się, odetchnęłam z ulgą. Dźwięki rzeczywistości powoli wygrzebywały się spod poszatkowanych słów, majaczących wstydem i napastliwie łomocząc w moją świadomość jak w zamknięte drzwi, próbowały wtargnąć do środka.
- ...ego on... ...ak dziwnie gada? - Pytanie siedmioletniego Mateusza przeszyło kłopotliwą ciszę, która zaległa po wygłoszeniu przeze mnie najdłuższego słowa świata. Mama, rumiana na twarzy niczym dojrzała jesień, gotując się do ataku, złożyła w dzióbek wąskie usta. Zapewne miała intencję wycedzenia riposty w stylu „Zamknij się, mały idioto”, jednak werbalizacja zamysłu utknęła w napompowanej złością krtani, sprężynując pomiędzy strunami głosowymi.
Tymczasem babcia Krysia, chcąc rozładować duszną atmosferę, uśmiechnęła się szeroko i rzuciła w kierunku wnuka:
- Matijas niedługo jedzie do Niemiec, prawda? Matijasku? 
Chłopiec zignorował babciną zaczepkę i bez słowa pognał przed siebie wymachując drewnianym mieczem.

- Tak, wyjeżdżamy, na stałe. W Niemczech będzie nam się dobrze żyło, o wiele lepiej niż tutaj - rzekła stanowczo ciocia Iwona, wyraźnie dumna z podjętej decyzji, po czym zanurzyła widelec w ogromnej sztuce mięsa.
- Między tymi kurwami zachciało wam się żyć i umierać? - Ochrypły głos wypłynął spod zasłony fertycznych gałęzi płaczącej wierzby, a jego ciężar począł krążyć nad zebranymi niczym sęp nad padliną.
- Oj, tato... - westchnęła babcia Krysia i utkwiła wzrok w talerzu pełnym kleistego sosu. Zawodzące, pełne boleści jęknięcie starego krzesła poprzedziło ukazanie się mizernej sylwetki dziadka Stefana, wspartej o zdezelowaną laskę.
- Powinno się te kurwy wybić wszystkie, co do joty – wysyczał, kuśtykając w kierunku drzwi wejściowych. Na zgarbionych plecach starca przykucnęły spojrzenia kilkunastu par oczu, czyniąc jego umykające życie jeszcze cięższym. Nie powiódł za siebie wzrokiem ani razu, a po kilku minutach zniknął we wnętrzu domu z czerwonej cegły, pchany ciszą i niezrozumieniem.
- Tadek dzisiaj umarł – wydukała babcia Krysia kajającym tonem, po czym brzęk naczyń i sztućców znów wypełnił przestrzeń.
- Momomooogę do tototoooaleeety? - szepnęłam, przyciskając wargi do ucha mamy. Widząc delikatne skinienie głowy z osadzoną na niej włochatą sztywną chmurą, niepostrzeżenie wysunęłam krzesło i ruszyłam śladami dziadka.

Tadek zachorował. Źle to wyglądało. Nadszedł dzień, że nie mógł rano wstać z buksy. Kazali nam zanieść go do leichenhalli. Na pewną śmierć, bo ciała z trupiarni ładowali na samochód, a później prosto do pieca. A on jeszcze dychał, licho, ale dychał. Ukryliśmy go w kącie między trupami, tam gdzie były świeżaki dopiero co wyciągnięte z gaskammery. Następnego dnia poszliśmy sprawdzić, czy jeszcze żywy, czy go w popiół nie zamienili. Był i dychał. Wróciliśmy z wodą i znowu się go przełożyło jak najdalej od wejścia. Codziennie tam łaziliśmy, z wodą, a później z chlebem i zupą. Za każdym razem przesuwaliśmy Tadka na koniec kolejki do pieca. Przeżył.

   Pokoik seniora Stefana mieścił się na piętrze i prowadziły do niego strome schody, które staruszek pokonywał zadziwiająco szybko. Nawet dla mnie, jedenstoletniej zwinnej dziewczynki, dogonienie dziadka w drodze na szczyt było trudnym zadaniem. Pewnie miałam za małe stopy i zbyt krótkie nogi.
   Kiedy zajrzałam do izdebki, dziadek stał przy oknie, zastygły niczym marmurowy posąg, i uważnie śledził delikatne wirowanie szeleszczących na wietrze liści. W prawej dłoni trzymał żarzącego się papierosa, którego dym oplatał mlecznymi wstęgami skuloną, wątłą postać starca. Z zamiarem niedewastowania ciszy przekroczyłam próg, jednak skrzypiąca podłoga uroczyście zaanonsowała moje odwiedziny.
- Kasiunia, dziecko drogie, wejdź! - Usłyszałam ciepłe zaproszenie, po czym dziadek spoczął na skraju tapczanu, należącego wraz z taboretem i niewielkim regałem do zbioru sprzętów z trudem obejmowanych przez ciasną klitkę. Ilekroć zaglądałam do jego lokum, zadawałam sobie pytanie, dlaczego z tylu dużych pokoi mieszczących się w domu z czerwonej cegły, najstarszemu w rodzinie przydzielono najmniejszy. Dziwne.
   Pośpiesznie wysupłałam ze ściskanego od dwóch godzin zawiniątka okrągły przedmiot w kolorze miedzi i rozanielona wręczyłam staruszkowi. Popielniczka, po dokładnych oględzinach, została ulokowana za szybką, na specjalnej półeczce w gronie innych popielniczek, które sprezentowałam wcześniej dziadkowi. Miał już całą kolekcję, a ja byłam z niej dumna.
- Nie zapominasz o mnie, dziękuję - Szorstka dłoń czule rozczochrała moją grzywkę. - Twoje serduszko jest ze złota, masz w piersi wielki skarb. Nie pozwól złym ludziom, by go ukradli, a w zamian wstawili zimny kamień.
Słowa dziadka zapadły głęboko w moją pamięć, jednak od tamtego letniego popołudnia musiał upłynąć szmat czasu, nim zrozumiałam ich sens. Wówczas nieistotnym stał się fakt, że dziwnie gadam, drobnostką okazał się bujny zestaw tików towarzyszący moim kwiecistym wypowiedziom. Poczułam własne istnienie i właśnie to było najważniejsze.
   Kilka godzin później stałam przed gołębnikiem, trzymając w dłoniach pierzastą istotę, pulsującą szybkim rytmem bijącego serca. Zachodzące słońce zakwitło herbacianą różą, a płonące jęzory lizały nasze skupione twarze. Frywolny wietrzyk krążył dookoła i zaczepnie skubał ubrania. Powykręcane starością place dziadka, trzęsąc się niemiłosiernie, wiązały białemu gołębiowi, najpiękniejszemu z całej hodowli, czarną wstążeczkę na nóżce. Gorejący karmazynem blask snuł się po sędziwej, zmarszczonej skórze, muskając przebarwienia, znamiona, resztki włosów i blaknący tatuaż, bardzo prosty, składający się zaledwie z sześciu cyfr. Numer...
- Gotowe. To nasz prezent dla Tadka. A teraz unieś ramiona wysoko w górę i uwolnij ptaszynę. Niech leci daleko – rzekł dziadek Stefan.
Zrobiłam podług jego prośby, a gołąb poszybował wysoko między rubinowe obłoki, jak ludzkie życie ulatujące wraz z dymem buchającym z pieców krematoryjnych.
- Ggggdzie on popopolecccci? - zapytałam.
- On zabiera nasze smutki i leci do nieba, dziecino, ale najpierw do Auschwitz...

   Z podróży w przeszłość wyrywa mnie rozpaczliwy krzyk. Przeszywa pozorny spokój bladego poranka niczym zatruta włócznia. Są blisko, myślę.
- Bestialsko mordują, gwałcą, podpalają domy. Otoczyli gminę, nie da się uciec – usłyszałam wczoraj, ale informacja wpadła w moją głowę jak w studnię bez dna.
   Gdy zeszłam do ciemnej piwnicy, w której ukrywała się moja rodzina, oznajmiłam z uśmiechem na twarzy, że już niedługo przyjdzie wybawienie. Mąż, matka, córka z zięciem i dwoma synami, padli sobie w ramiona. Podczas kolacji złożonej z cebuli i ziemniaków radośnie chwyciliśmy się za ręce i dziękowaliśmy Bogu za cud. Widząc nadzieję w oczach najbliższych, mięłam w duszy własny strach. Nie oddam ich, nie oddam nikomu ich życia, powtarzałam w myślach. Na dobranoc przygotowałam napój z resztek cukru i kilku kropel czarodziejskiego płynu, który miał odmienić losy mojej rodziny. Leżeli szczęśliwi na materacach pod zimną ścianą, a ja podawałam szklaneczki. Pół godziny później było już po wszystkim. Ciała obsypałam aksamitnymi płatkami kwitnących czereśni, po czym wtuliłam głowę w stygnące ramię mojego męża.
   Śniłam, że gonię dziadka Stefana, pokonując strzeliste schody, pnące się wysoko w górę, jak pomost łączący piekło z niebem, usiany kadrami z mojego życia. Znowu miałam małe stopy i głowę pełną marzeń. Byłam już bardzo blisko, słyszałam stukot obdrapanej laski.
- No, pokaż się, Kasieńka. Serduszko pompuje złoto, nie truciznę i jad...
   Pamięć, montując film z dzieciństwa wybiera momenty, w których dusza ludzka wzniosła się na emocjonalne wyżyny i człowiek doznał czegoś szczególnego. W moim przypadku rytuał przed gołębnikiem był właśnie taką chwilą, cudownie magiczną, zasługującą na podium. Dlatego za każdym razem, gdy wydarzyło się coś niedobrego, gdy dusił smutek i boleść, z zamkniętymi oczyma wysyłam w myślach wiadomość specjalną do dziadka Stefana, zaklętą w białej synogarlicy z czarną kokardką na nóżce. Jednak dzisiaj nie muszę przymykać oczu, by posłać gołębia w przestworza, dzisiaj nie może wydarzyć się już nic złego.
    Zatem siedzę na dachu domu rodzinnego, a obok stoi klatka z gruchającymi niespokojnie cukrówkami. Z całej hodowli zostało tylko sześć, reszta wylądowała w kociołku, część wymieniliśmy na leki, mydło, cebulę i zapałki. Woń kwitnących czereśni zagarnęła dla siebie powietrze, walcząc z oddechem śmierci. Patrzę w dal, poszarzałą od dymiących zgliszczy, i maluję w duszy obraz idealnego świata, przecierając myślami zakrwawione okna. Otwieram klatkę z uwięzionym wewnątrz życiem i śledzę gołębi taniec wśród żałobnego świtu. Sięgam do kieszeni i zaciskam brudne palce na chłodnym szkle. Buteleczka z czarodziejskim płynem.
- Nnnnana zzzdrowie – szepczę.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
puma81 · dnia 08.05.2013 08:34 · Czytań: 3001 · Średnia ocena: 4,83 · Komentarzy: 32
Komentarze
szmella dnia 08.05.2013 12:49 Ocena: Bardzo dobre
Bardzo poruszyło mnie to opowiadanie. Muszę przyznać, że zakończenie mnie bardzo zaskoczyło. Bohaterka, która chcę ochronić rodzinę, tak naprawdę ją zabija. To okrutne, nie powinna odbierać życia najbliższym, zawsze jest nadzieja, że wszystko może się dobrze skończyć...
Wojna... - tak dobrze znany temat, a za każdym razem ludzie potrafią go przedstawić w innym świetle. Tobie udało się ukazać te czasy w prawdziwym świetle. Kary, które musieli odbywać więźniowie... po prostu niewyobrażalne. Ludzka natura potrafi być tak bardzo okrutna, bezlitosna i straszna.
Pozdrowienia ;)
mike17 dnia 09.05.2013 09:52 Ocena: Świetne!
Ileż tu emocji, ileż prostych, człowieczych zachowań, że ma się wrażenie bycia zassanym przez gwałtowny wir wydarzeń, bo wiele się tu dzieje na wielu płaszczyznach czasowych.
Bardzo lubię czytać wspomnienia, sam je piszę czasami.
To zupełnie odrębny gatunek prozy, wypełniony tym "czymś", czego nigdy nie będzie mieć fikcja literacka - teksty na faktach czyta się inaczej i przeżywa inaczej, i w wyobraźni układa inaczej.
A Ty, Kasiu, dałaś tu taki ogrom emocji i namiętności ludzkich, że czuję, jakbym przebył jakąś niesamowitą podróż do odległych miejsc i z powrotem.
Piękna polszczyzna.
Doskonale zbudowane postacie, wiarygodnie oddane.
Migawki wojenne świetnie uzupełniają całość.
W twoim opowiadaniu czuć życie, i to naprawdę intensywnie, jest się bardzo blisko wydarzeń, dystans jest maksymalnie skrócony.
Końcówka wbija w fotel, mrozi krew w żyłach swoim spokojem...
Bardzo poruszające opowiadanie.
Na pewno je sobie zapamiętam.
puma81 dnia 09.05.2013 11:20
szmella dziękuje za poświęcony czas, komentarz i ocenę.
Zgadzam się, bohaterka postąpiła okrutnie...

mike Twoje pochlebne słowa są dla mnie ogromną radością. Wspaniale jest czytać taki komentarz. Napisałeś:
Cytat:
Piękna polszczyzna.
- największy komplement:)

Pozdrawiam Was:)
Wasinka dnia 09.05.2013 22:54
Poruszająca opowieść, pełna wewnętrznych zakrętów, niepokojów, przerażeń nawet. Dodatkowego efektu nadaje tekst pisany kursywą.
Twój sposób pisania dociera do mnie, porównania, obrazy otwierają świat bohaterów, w który się wchodzi bez oporu, samoistnie niejako. To taki, jak to mówię - wypełniony styl. Okraszony wrażliwością i bardzo lubianymi przeze mnie uczłowieczeniami przedmiotów. Wszystko żyje, wszystko ma znaczenie.
Świat jak studnia, wymowny i intensywnie pokolorowany. Choć z wyczuwalną mgłą wspomnień, z motywem doświadczonego, mądrego i tak istotnego w życiu dziewczynki dziadka.
Zakończenie, decyzja o śmierci bliskich - mocne... Jakby w umyśle bardzo schorowanym przeżyciami rozbudzone..

Pozdrawiam księżycowo.
pablovsky dnia 10.05.2013 00:43 Ocena: Świetne!
Trochę szkoda smutnego zakończenia, ale w zasadzie o to chodziło. W przeciwnym razie, Twój tekst nabrałby innych wymiarów. Nie będę się rozpisywał nad treścią, bo wszystko przekazałaś z w wyjątkowo obrazowy sposób, zrobiłaś to doskonale. Wczytałem się, byłem na urodzinach babci i widziałem tych ludzi.
Niepostrzeżenie nastąpił koniec opowiadania, pozostaje żałować, że tak krótko. Bo takie historie, Pumo, czyta się z "wypiekami na twarzy", ale tylko wtedy, gdy są opisane właśnie w taki sposób, w jaki to uczyniłaś. Nie wiem, ile w tym serca, a ile profesjonalizmu, ale liczy się efekt końcowy.
Moim skromnym zdaniem, to jeden z lepszych tekstów, jakie można tutaj znaleźć.
Chciałbym tak "umieć". Pozdrawiam serdecznie.
zajacanka dnia 10.05.2013 01:12 Ocena: Bardzo dobre
Jutro wrócę, bo teraz nie wiem, co powiedzieć.
puma81 dnia 10.05.2013 08:32
Wasinko dziękuję za wizytę. Bardzo mnie cieszy, że swoją pisaniną dotarłam do Ciebie, traktuję to w kategoriach dużego sukcesu. Rzeczywiście chciałam, by każde zdanie w tym tekście miało znaczenie.

Pablo Tobie również dziękuję za odwiedziny i przychylny komentarz. Coś mam z "zakończeniami" - polonista w liceum wzywał mnie do siebie po każdej pracy klasowej, właśnie z tego powodu. Uradowały "wypieki", i że tak wysoko oceniłeś tekst. Czuję się wyróżniona.

zajacanko czekam, chociaż już samą oceną się raduję.

Pozdrawiam Was serdecznie:)
al-szamanka dnia 10.05.2013 08:57 Ocena: Świetne!
Jedno z lepszych opowiadań jakie w ostatnich czasach przeczytałam:)
Dla mnie nie tylko piękna polszczyzna ale i doskonała.
Świetnie wyważone zdania, pełne treści i emocji, i tego czegoś, co nadaje pisanym słowom wymiar i sens.
Tekst, obok którego nie można przejść obojętnie, gdyż już od pierwszego akapitu trzyma na uwięzi, nie puszcza aż do ostatniego zdania. I robi ogromne wrażenie.

Pozdrawiam w podziwieniu :)
puma81 dnia 10.05.2013 10:13
szamanko miło Cię widzieć i "czytać" :)
Dziękuję za poświęcony czas i cudny komentarz - jest dla mnie szczególnie ważny.
Pozdrawiam serdecznie:)
ipsylon dnia 10.05.2013 11:27 Ocena: Świetne!
Świetne, śmiertelnie piękne opowiadanie.
Pozdrawiam :)
puma81 dnia 13.05.2013 08:08
ipsylonie miło widzieć Cię pod moim tekstem:) Dziękuję za uznanie. Mocno przeżyłam napisanie tego opowiadania, dlatego bardzo mnie cieszą Twoje słowa:)
Pozdrawiam:)
viktoria12 dnia 13.05.2013 09:00 Ocena: Świetne!
Przeczytałam Twoje opowiadanie raz, drugi, trzeci...
Świetny tekst.
Nieco rzadziej ostatnio bywam na tym portalu, ale się zalogowałam,
żeby napisać komentarz
:)
Powikłane ludzkie losy, życie kołem się toczy...
Wspomnienie Oświęcimia:
gdzie miłość i gehenna była na porządku dziennym,
wśród upodlenia, smrodu, odchodów
jawiło się człowieczeństwo:
pomiędzy trupami ratowania życia...
Jakże to wymowne i wstrząsające obrazy...
Jak trzeba kochać i nienawidzić jednocześnie,
by zabić całą rodzinę w formie wybawienia.
Od czego?
Powikłane straszne losy, życiorysy pogmatwane;
tak małe okruchy radości,
tęsknoty nienazwane...
To wszystko jest w Twoim opowiadaniu.
Aż mną wstrząsnęło.
Świetna treść, świetne pisanie.
Pozdrawiam :)
puma81 dnia 14.05.2013 08:16
viktorio dziękuję za komentarz, jest mi ogromnie miło czytać Twoje słowa. To, że zalogowałaś się, by je napisać, schlebia jeszcze bardziej. To, że kilkakrotnie czytałaś tekst jest dla mnie bezcenne.
Pozdrawiam serdecznie:)
Dobra Cobra dnia 16.05.2013 10:04 Ocena: Świetne!
Pumo,

Już dawno chciałem przeczytać to opowiadanie, lecz na przeszkodzie stanęła mi "Operacja".

Od pewnego czasu z wyrzutem wspominam szkołe, gdzie uczyli na polaku coś niecoś o obozach. Ale ta literatura była taka jednoznaczna, idąca jednym torem. Dopiero cos tam Kosiński namieszał swym Ptakiem.

A całkiem niedawno natrafiłem na wspomnienia osób, które były osadzone w obozach. I dopiero od nich dowiedziałem się całej prawdy: że się udawało, że byli geje, nawet z niegejów, bo człowiekowi potrzebna jest bliskośc drugiego człowieka.

Piękna jest Twoja opowieść, gdyż też widzę w niej nie jedynie "wspomnienia obozowe" ale ludzkie losy, przeżywające tę gehennę i idące w życie dalej.

To nie było łatwe. Ale teraz wielu rzeczy sobie człowiek nie może wyobrazić. Patriotyzm? A kto jest teraz patriotą (oczywiście oprócz słuchaczy Radia Maryja i członków PiS-u)? Ja na pewno nie zginąłbym za ojczyznę. Bo słowo Ojczyzna uległo dewaluacji i strasznemu skarleniu. Teraz każdy na to leje. Nie ma już o co walczyć. Kapitalista kupił nas kolorową elektroniką i tym całym konspumpcjonizmem. Że też Hitler na to nie wpadł...

I tym smutnym rozważaniem zakończę.


Twoja opowieść jest ŚWIETNA. Dodaję do ulubionych, jak też autora.

Pozdrawiam,

Dobra Cobra
Martin CROSS dnia 16.05.2013 10:50 Ocena: Świetne!
Bardzo dobry tekst. Często zastanawiam się, dlaczego tyle wartościowych rzeczy czyta tak niewielu, a barachło tak wielu... Podoba mi się mieszanie stylów, ciekawa narracja, język i chronologia. Świetny pomysł poruszający trudny aczkolwiek ważny temat.
Gratuluje. :yes:
Dobra Cobra dnia 16.05.2013 11:07 Ocena: Świetne!
Witaj.

Pytasz, na poły retorycznie, dziwiąc się: ""Bardzo dobry tekst. Często zastanawiam się, dlaczego tyle wartościowych rzeczy czyta tak niewielu, a barachło tak wielu... "


Tu stawiasz się w pozycji osądzającego. Gusta ludzkie - mój drogi. Gusta ludzkie. Wolność wyboru itepe.

Czemuż to, ach czemuż, Szekspir jest mniej popularny w narodzie od np. Masłowskiej? Czemuż zespół filharmoników wwiedeńskich jest mniej znany niż szwedzka Abba? Albo dlaczego Na Wspólnej bije rekordy popularności wśród telenowel a nie kino Bergmanna?


Nic się nie da zrobić na siłę. Każdy wybiera to, co mu pasuje i przecież nie jest z tego powodu gupkiem, nie? Ja, dla naprzykładu, uwielbiam Peterbilta, Rinjeke Dijkstra i Tima Walkera. I co z tego? Rozumiem, że nikt inny nie musi. Każdy karmi się tym, co mu podchodzi.

Podobnie jest z kuchnią.


Ukłony miłe i słodkie dla kolegi.

Dobra Cobra
puma81 dnia 16.05.2013 14:18
DoCo wow, dziękuję:) Wielka radość mną zawładnęła:) serio
Rzeczywiście karmiono nas „niepełnymi” informacjami o obozach. Mieliśmy skupić się wyłącznie na męczeństwie i ludobójstwie. Tymczasem w obozach toczyło się pełnowymiarowe życie. Rzadko wspomina się o tzw. puffu, czyli obozowym domu publicznym, którego istnienie miało służyć zwiększeniu efektywności pracy i zahamować wspomniane przez Ciebie gejostwo.
Moralność - punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Np. sonderkommando – oddział złożony z Żydów, pracował bezpośrednio przy mordowaniu swoich rodaków i pozbywaniu się śladów ludobójstwa. Byli niemoralni, czy po prostu chcieli przetrwać?
Patriotyzm - mam wrażenie, że to taka szmatka, którą większość wyciera sobie ... a i tak wszystko wychodzi w praniu.
Pozdrawiam serdecznie.

Martin bardzo miło, że tekst się spodobał, i że zaliczyłeś go do wartościowych. Ogromne wyróżnienie:)
Pozdrawiam serdecznie.
henrykinho dnia 20.05.2013 22:20
Miałem tutaj wrócić ;]
Mocny temat i podparty w dodatku naprawdę dobrym językiem. Stylem przypominasz pisarzy znanych mi z lektur, ale w ten dobry sposób - to jest ta wyższa półka pisarska, opisy są przemyślane i doszlifowane, widać, że forma ma charakter . Czytadeł to ty nie będziesz pisać, oj nie!

pozdrawiam i życzę kolejnych, dobrych tekstów
puma81 dnia 22.05.2013 09:28
henrykino cieszę się, że wróciłeś:)
Dziękuję za czytanie, komentarz i "wyższą półkę" - to dla mnie olbrzymi komplement.
Pozdrawiam serdecznie:)
Ozar dnia 21.06.2013 12:33
To pierwszy tekst który przeczytałem na tym portalu i muszę przyznać, że mnie zaskoczył dojrzałością, stylem i nie ukrywam zakończeniem. Co do fragmentów z Auschwitz to tematyka obozowa jest mi znana. Jako pasjonat historii a szczególnie czasów II wś od lat zastanawiam się jak można było zabijać na skale przemysłowa, tworząc fabryki śmierci takie jak Auschwitz, Majdanek czy Buchenwald. Wspomnienia dziadka który przeżył to piekło są bardzo ciekawe i pokazują znajomość tematu. No i oczywiście po takich przejściach człowiek ten musiał bardzo głęboko nienawidzić Niemców. Jest to całkowicie zrozumiałe. Bardzo zaskoczył mnie koniec tego opowiadania - ucieczka w śmierć, czy może bardziej wybór śmierci jak ratunku dla bliskich. Cóż gdyby tak reagowała większość Polaków w latach wojny, gdzie terror szalał w dzień i w nocy, to po 1945 roku niewielu by nas zostało. Pomysł dość kontrowersyjny, ale zmienia cały obraz tego tekstu. Reasumując, bardzo dobry tekst z zaskakującym i niespodziewanym zakończeniem.
Abakarow dnia 21.06.2013 14:43
Świetny tekst. Obrazowy. Piękna polszczyzna. Powoduje ścisk w żołądku. Bardzo bardzo dobre
puma81 dnia 23.06.2013 10:05
Ozar dziękuje za wizytę i komentarz, zwłaszcza, że to pierwszy tekst, jaki przeczytałeś na PP. Dziadek Stefan przeżył Oświęcim, trafił do obozu za pobicie konfidenta, niedługo po "otwarciu" lagru. Fragmenty pisane kursywą są kondensacją jego opowieści.
Niedawna lektura wspomnień więźnia z Treblinki oraz ludzi, którym jakimś cudem udało się przeżyć okrutne mordy dokonane przez Utaszy, z pewnością wpłynęła na zakończenie tekstu.
Pozdrawiam serdecznie.

Abkarow bardzo dziękuję za czytanie. Cieszę się, że ścisnęło w żołądku, chociaż w kontekście opowiadania "cieszę się" nie brzmi najlepiej. Dziękuję za docenienie i pozdrawiam serdecznie:)

Wasinko dziękuję za wyróżnienie:)
Jack the Nipper dnia 03.07.2013 09:34
Mam z tym tekstem pewien problem - piorunujące wrażenie robia historie dziadka, zaznaczone tutaj kursywą. To co jest obok nich nie jest złe, ale nie ma takiego kopa. Nie wytrzymuje porównania. No i problem polega na tym, że zupełnie nie wiem, jak można byłoby to napisać lepiej. Przeciez ten opis fabularny nie może być mocniejszy od historii wojenej. A jednak mam jakiś malutki niedosyt. Generalnie jestak to bardzo mocna rzecz.
puma81 dnia 03.07.2013 16:54
Jack the Nipper dziękuję za poświęcony czas:)
Trudno o mroczniejsze wspomnienia niż miał mój śp. pradziadek. Jeżeli odczuwasz niedosyt, to z pewnością coś jest nie tak z opisem fabularnym. Może jakaś wskazówka? Byłaby wielce pomocna, gdyż mogłabym ją uwzględnić w kolejnych próbach pisarskich.
Pozdrawiam serdecznie:)
Jack the Nipper dnia 03.07.2013 19:45
Właśnie w tym problem, że jak pisałem wcale nie wiem co można by zrobić lepiej. Jedyna rozbieżność to ta, że historie dziadka są doskonałe, a to co obok nich tylko bardzo dobre. Więc czepiać na siłę się nie mogę, bo poziom trzymasz wysoki. Ale za cienki jestem na to, żeby bardzo dobre poprawiać na doskonałe :)
puma81 dnia 03.07.2013 20:41
:) niezmiernie miło, że uważasz te cząstki za doskonałe ;)
bozka dnia 11.07.2013 12:18 Ocena: Świetne!
Cytat:
słod­ka­wym pły­nem
- sądzę, że mleko- by wystarczyło :)
Cytat:
A może tata pije prze­ze mnie?
- nic o pijaństwie ojca wcześniej- zdanie zbyt oderwane w tym miejscu mi się wydaje

Cytat:
za­da­wa­ła sobie py­ta­nie
- zadawałam

Dobrze się czyta, pięknie napisane, choć koniec zaskakuje, pewnie tak miało być- trochę smutno, że dziewczyna o złotym sercu zdecydowała się na taki krok- czyn heroiczny zaryzykuję, by uchronić najbliższych od zła, bólu lub głodu w świecie , gdzie panuje dobrobyt

moja ocena- naprawdę świetne
puma81 dnia 15.07.2013 10:59
bozko bardzo się cieszę z kolejnej Twojej wizyty :)
Literówkę poprawiła. Jeśli zamienię "słodkawy płyn" na "mleko", to będzie powtórzenie, gdyż kilka wyrazów wcześniej jest "kanka na mleko". Wtrącenie o pijaństwie ojca miało być jedynie zasygnalizowaniem problemu, rzuceniem drobinki światła na zachowanie matki i funkcjonowanie rodziny.
Rocznica wołyńskiej rzezi sprawiła, że pytanie "czy bohaterka postąpiła właściwie?" powróciło do mnie jak bumerang.
Dziękuję za komentarz i poświęcony czas:)
Usunięty dnia 09.11.2013 19:56 Ocena: Świetne!
Wojnę "wałkowałam" ostatnimi czasy tak często, że temat zaczyna mnie już trochę mdlić, ale to mój problem i postaram się nie oceniać tekstu przez pryzmat tego.
Jest świetna konfrontacja szarej codzienności ze zdarzeniami "stamtąd". Zbagatelizowanie, czy wręcz ośmieszenie ludzkiej małostkowości w zestawieniu z "tamtym" życiem i ukazanie zmiany zachowania w obliczu śmierci. Jest piękny język. Jest mocno. Ale jest też tchórzostwo. I to mnie wkurzyło.
Ale podobno tylko to jest istotne, co nie pozostaje obojętnym.

Cytat:
Widzę niebo(,) tak in­ten­syw­nie la­zu­ro­we, jakby było na­są­czo­ne

Cytat:
Wła­zi­ło się do środ­ka(,) wczoł­gu­jąc przez nie­wiel­kie drzwi przy pod­ło­dze.

Cytat:
Ciem­ni­ca jak w gro­bie, bo to wpraw­dzie trum­na była...
- bo to trumna wprawdzie była
Cytat:
ale przede wszyst­kim śmierć było czuć.
- było czuć śmierć
Cytat:
- Kaśka, szyb­ko, zaraz je­dzie­my! - (M)ama, na zmia­nę bur­cząc zło­wiesz­czo

Cytat:
Ton głosu ro­dzi­ciel­ki bił na alarm(,) zwia­stu­jąc awan­tu­rę,

Cytat:
dla­te­go(,) czu­jąc na ple­cach dusz­ne tchnie­nie nad­cia­ga­ją­cej burzy,

Cytat:
ak­cen­to­wał sil­niej­szym buj­nię­ciem tu­ło­wia w przód.
- brzydko; może: energicznym wysunięciem tułowia
Cytat:
Czy moi ro­dzi­ce się ko­cha­ją, czy mama kocha tatę i na od­wrót, czy ko­cha­ją mnie, bab­cię(?)... itd.

Cytat:
szarp­nę­ła gwał­tow­nie klam­kę(,) jakby chcia­ła zro­bić w sa­mo­cho­dzie ogrom­ną wyrwę

Cytat:
od­bi­ły się od przed­niej czę­ści ka­ro­se­rii i wra­ca­jąc(,) ude­rzy­ły mamę w plecy.

Cytat:
Cza­sem, głę­bo­ko, w duchu pro­si­łem, żeby
- czasem, głęboko w duchu prosiłem
Cytat:
które(,) przy­tu­la­jąc głowy do jego cher­la­we­go torsu, co rusz trą­ca­jąc łok­ciem, ćwier­ka­ły ja­zgo­tli­wie, przy­wo­dząc na myśl roz­wy­drzo­ne per­licz­ki.

Cytat:
do ciała Osioł­ka z Ku­bu­sia Pu­chat­ka.
- Osiołka z bajki o Kubusiu Puchatku
Cytat:
- Dddd...​dddododo...​dododo.....​ddddooodo(...) – (W) gło­wie, która nagle stała się

Cytat:
Sły­sza­łam je­dy­nie swój ury­wa­ny głos(,) przy­po­mi­na­ją­cy rzę­że­nie po­gnie­cio­nej taśmy ma­gne­to­fo­no­wej, więc nie pa­trząc na twa­rze gości,

Cytat:
- ...​ego on... ...​ak dziw­nie gada? - (P)y­ta­nie sied­mio­let­nie­go Ma­te­usza prze­szy­ło

Cytat:
po­wo­li wy­grze­by­wa­ły się spod po­szat­ko­wa­nych słów(,) ma­ja­czą­cych wsty­dem

Cytat:
- Ma­ti­jas nie­dłu­go je­dzie do Nie­miec, praw­da? Ma­ti­ja­sku? (dalej od nowego wiersza)
(C)hło­piec(,) igno­ru­jąc bab­ci­ną za­czep­kę, bez słowa po­gnał przed sie­bie(,) wy­ma­chu­jąc drew­nia­nym mie­czem.

Cytat:
- Mię­dzy tymi kur­wa­mi za­chcia­ło wam się żyć i umie­rać? - (O)chry­pły głos wy­pły­nął

Cytat:
y­sy­czał(,) kuś­ty­ka­jąc w kie­run­ku drzwi wej­ścio­wych.

Cytat:
Ukry­li­śmy go mię­dzy tru­pa­mi, w kącie, tam gdzie były świe­ża­ki
- w kącie miedzy trupami, tam, gdzie były świeżaki
Cytat:
- Ka­siu­nia, dziec­ko dro­gie, wejdź! - (U)sły­sza­łam cie­płe za­pro­sze­nie,

Cytat:
na­le­żą­ce­go wraz z ta­bo­re­tem i nie­wiel­kim re­ga­łem do zioru sprzę­tów
- zbioru
Cytat:
na spe­cjal­nej pó­łecz­ce, w gro­nie in­nych po­piel­ni­czek, które spre­zen­to­wa­łam wcze­śniej
- odpuściłabym przecinek po półeczce
Cytat:
- Nie za­po­mi­nasz o mnie, dzię­ku­ję(.) - (D)łoń dziad­ka czule roz­czo­chra­ła moją grzyw­kę.

Cytat:
ed­nak od tam­te­go let­nie­go po­po­łu­dnia mu­siał upły­nąć szmat czasu(,) nim zro­zu­mia­łam ich sens.

Cytat:
Go­re­ją­cy kar­ma­zy­nem blask snuł się po sę­dzi­wej, zmarsz­czo­nej skó­rze(,) mu­ska­jąc prze­ba[quote]Wi­dząc na­dzie­ję w oczach naj­bliż­szych(,) mię­łam w duszy wła­sny strach.

Cytat:
Śni­łam, że gonię dziad­ka Ste­fa­na(,) po­ko­nu­jąc strze­li­ste scho­dy, pnące się wy­so­ko w górę, jak po­most łą­czą­cy pie­kło z nie­bem,

Cytat:
- No(,) pokaż się, Ka­sień­ka.

Cytat:
wy­sy­łam w my­ślach wia­do­mość spe­cjal­ną, do dziad­ka Ste­fa­na
- bez przecinka
puma81 dnia 12.11.2013 09:20
Morfinko, dzięki za wyłapanie technicznych braków.
W mojej głowie wojna wciąż trwa, na wszystkich frontach. Trafna interpretacja odnośnie kontrastów, tak własnie miało być. Fragmenty pisane kursywą nie znajdują się w przypadkowych miejscach. Lubię stawiać obok siebie rzeczy skrajnie różne, wtedy wyłazi na wierz cała ich esencja. A ludzka małostkowość jest drzazgą, która gdy zajdzie za skórę, ropieje i paskudzi się bez końca.
Sama zastanawiam się, czy bohaterka, która często bywa wkurzająca, postąpiła słusznie.
Pozdrawiam bardzo serdecznie:)
ajw dnia 20.03.2014 10:52 Ocena: Świetne!
Cieszę się, ze trafiłam dziś na to cholernie wzruszające opowiadanie. Pumo, masz niezwykły talent do poruszania najczulszych strun w serduchu. Fascynujący język, który potrafi przedstawić zarówno sielskie sceny, jak i te mrożące krew w żyłach. Siła Twojego przekazu jest jak broń jądrowa. Po przeczytaniu nic już nie jest takie samo. Krajobraz przed oczami zmienia się diametralnie. To wielki talent! No i gratuluję, ze tekst polecany przez Redakcję, bo to znaczy, ze ten, kto to zrobił zna się na rzeczy.
Jestem pod ogromnym wrazeniem! Buziaki :)
puma81 dnia 21.03.2014 11:52
ajw, rumienię się jak jabłuszko ogrzewane letnim słońcem i gdyby nie wizyta Sanepidu w pracy, otworzyłabym jakieś wyskokowe procenty.
Jezu, mam tylko nadzieję, że nie zawiodę.
Dziękuję Ci pięknie i pozdrawiam bardzo serdecznie :)
A tekst polecała Wasinka.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty