Kilka dni później na mojej poczcie pojawił się kolejny list od Czarnego.
Wcześniej postanowiłem, że nie będę go ponaglać. Chciałem przekonać się, czy odpisywał na moje pytania, które zadawałem, tylko z grzeczności, czy sam pragnął wyrzucić z siebie brzemię, pisząc do mnie o swoim popapranym życiu. Coraz częściej odnosiłem wrażenie, że korespondencja ze mną jest mu potrzebna, że nasze rozmowy traktuje na zasadzie spowiedzi, albo wygadania się przed kimkolwiek. Oczywiście doskonale zdawałem sobie sprawę, że wiąże nas pewna nić sympatii, nie wynikająca z jakichkolwiek przesłanek, po prostu żyliśmy w podobnych światach, z oczywistą różnicą. Byłem tym, co szuka i węszy, on zwierzyną, na którą polowali tacy, jak ja.
Czytając właśnie tego maila od Marcina, czułem, że to początek szczerej „biografii”, że otwiera się przede mną szansa poznania jego najbardziej intymnych myśli, oraz sprzyjająca okoliczność, aby przejrzeć jego duszę i zrozumieć, co tak naprawdę sprawiło, że przeszedł na stronę zła i postanowił żyć na bakier z uczciwością.
Otwarłem list, zapaliłem ulubionego mentolowego slima i zacząłem czytać.
„Na czym to Pablo skończyłem? Ach, no tak, była mowa o moich urodzinach. No więc, brachol zrobił mi prezent w postaci tej dupci z agencji. Myślisz, że ci opiszę szczegóły? Zapomnij. Ale musisz wiedzieć, że była śliczną blondynką i studiowała filologię, dorabiała sobie na boku. Zresztą, do dzisiaj nic się nie zmieniło w tej kwestii, cizie studiują , ale muszą mieć na imprezy, ciuchy i żarcie. Znasz lepszy sposób na szybkie zarobienie kasy przez panienkę? Ja nie.
Wtedy szybko popłynąłem, trochę było mi głupio, ale nie śmiała się, pewnie znała mój cel wizyty. Tak straciłem cnotę, na dupie studentki z agencji.
Potem dopadły mnie wyrzuty sumienia, spytałem Adriana, czy nie można jej z tego gówna wyciągnąć, ale popukał się po czole. Powiedział coś w stylu: „Chcesz dziwkę za żonę? Jak ją wyciągniesz z burdelu, to się nie odczepisz, zapomnij brach”.
Moja pierwsza miłość pojawiła się jakieś pół roku później, miała na imię Marlena, ale o tym później.
Jak ci już wcześniej wspomniałem, po zawodówce zostałem mechanikiem, zakotwiczyłem gdzieś za miastem, na zadupiu, w warsztacie znajomego. Był to kolega mojego starego, różnił się od ojca tym, że pracował, zamiast chlać.
Wszyscy mówili na niego „Marian złota rączka”, bo potrafił wszystko, jeśli chodziło o bryki.
Pamiętam moją pierwszą wypłatę, dostałem od niego okrągłego tysiaka! Śmiał się i mówił, żebym tylko w jeden dzień nie przepuścił całego hajsu.
W sumie były to grosze, jednak nic tak nie cieszy, jak pierwsza, ciężko zapracowana kasa, przynajmniej wtedy tak myślałem.
Od niego właśnie kupiłem moje pierwsze cacko na czterech kołach. A właściwie od jego córki. Po znajomości rozłożyli mi dług na dziesięć rat. Stałem się właścicielem poczciwego mechola, teraz już takiego nie uświadczysz, no chyba, że na dryndzie. Nie muszę ci chyba pisać, jak się woziłem po dzielnicy. Nawet biały kolor mi nie przeszkadzał.
Miałem dwie dyszki na karku i furę, która wtedy robiła wrażenie. Kiedy ją kupowałem od Marysia, nie sądziłem, że będzie mi służyć tylko cztery miesiące.
Pewnej letniej nocy, jakieś gołodupce przyjechały na gościnne występy i bez skrupułów pozbawili mnie radości życia. Tydzień łaziłem jak struty, nawet Adrian nie znalazł śladu, chociaż pytał tu i tam. Fura zapadła się pod ziemię, założyliśmy, że poszła na wiochę, orać pola.
Po kilku tygodniach, brat zaproponował, że pomoże mi znaleźć jakąś furę.
W całości oddał dług Marianowi, kiedy zapytałem skąd wziął kasę, zaśmiał się. „Jak to skąd, Marcin? Przecież pracuję ciężko, jakbym nie miał, to sam byś spłacał! Obcemu nie pomagam, tylko bratu, więc nie płacz!”
Adrian jeździł za granicę, dwa, trzy razy w miesiącu. Mając te dwadzieścia lat, nie mogłem wiedzieć, że kręcił konkretne wałki. Nigdy nie pytałem o szczegóły, jeździł do Holandii, Niemiec, mówił, że pomaga kumplowi, który ma firmę przewozową i eksportują towar za granicę. Nie widziałem powodu, aby pytać co, jak i kiedy. Zarabiał porządną kasę i cieszyłem się, bo pomagał mi, matce i Juli.
Gdyby nie on, pewnie nie mielibyśmy co jeść, matka zarabiała na czynsz i prąd, ja dopiero zacząłem tyrać u Mariana, a Jula kończyła gimnazjum. To właśnie Adrian kupował jej pizzę, dawał kasę na kosmetyki i ciuchy. Imponował nam.
Jakoś w tamtym okresie umarł mój staruszek. Lekarz powiedział matce, że nachlał się denaturatu, zasnął gdzieś w melinie i już się nie obudził.
Czy to normalne, że nawet łzy po nim nie uroniłem? W zasadzie czułem jakąś dziwną ulgę. Moja matka chyba też. Jula trochę przeżywała, ale z czasem i ona zrozumiała, że bez niego w domu jest spokój, nikt nie wrzeszczy i nie musimy szukać go nocami po piwnicach, czy melinach.
Ale chyba zboczyłem z tematu, na czym to skończyłem, komisarzu?
Aha! Adrian powiedział, że znajdzie mi furę.
Można powiedzieć, że sytuacja z autem sprawiła, iż nastąpił pewien przełom w moim życiu. Ale po kolei.
Brachol umówił się ze mną w „Magnolii”, już chyba nie ma w mieście tej knajpy, splajtowała, jak większość w ostatnim czasie. Pamiętam, że miałem być o siódmej wieczorem. Adrian obiecał poznać mnie z jakimiś kolesiami, co chcą upchnąć brykę. Nie chciał powiedzieć o jaką markę chodzi. Napomknął tylko, że jeśli jemu się podoba, to też będę zadowolony. Kiedy zasugerowałem, że nie mam za dużo kasy, poklepał mnie po ramieniu. „Pieniądze, to nie wszystko, młody” - usłyszałem.
Punktualnie o siódmej wszedłem do lokalu, zaczynał się weekend, więc przy stolikach siedziało sporo osób, w większości małolaty. Pili browary, śmiali się, w tle grała muza, słowem niezły nastrój, komisarzu. A ty? Jak często zabierasz swoją kobietę w takie miejsce? Za psią pensję pewnie niezbyt często?
Okej, sorry za ten sarkazm. Po prostu fajny z ciebie koleś, marnujesz się w psiarni. Dobra, nie ważne, nie mój biznes, Pablo!
Przeważnie nie miałem siana, żeby rozbijać się po pubach, czy innych knajpach, rzadko kiedy miałem okazję poczuć ten specyficzny klimat. Dlatego w tamten wieczór czułem się nieswojo. Rozejrzałem się, zauważyłem podniesioną rękę Adriana. Podszedłem, przywitałem się. Obok brachola siedziało trzech jego znajomków. Pili whiskacza, albo jakieś drinasy, dokładnie już nie pamiętam, nie ważne. Byli chyba starsi od brata, znałem ich z widzenia, kilkakrotnie miałem okazję widzieć ich u Mariana, jak przyjeżdżali do warsztatu.
Adrian zamówił mi „jasia”. Nie było nic na temat kupna samochodu, takie luzackie spotkanie i wspominki o jakiś dupach, o których nigdy wcześniej nie słyszałem. Pamiętam, że wtedy zaskoczyła mnie jedna rzecz. Zachowanie Adriana. Odniosłem wrażenie, że nie był sobą. Był dziwny, jakiś cyniczny, zgrywał cwaniaka, z szyderą odnosił się do kelnerek. Nie znałem go z tej strony, w domu był inny, niż wśród kumpli. W pewnym momencie mrugnął do najstarszego gościa przy stoliku i powiedział: „Szajbus, spotkaliśmy się w interesach, pamiętasz, co mówiłem? Młody potrzebuje dobrej fury”. Wskazał na mnie, uśmiechnąłem się i wypaliłem: „Byle nie za drogo, szefie!”. Wszyscy, oprócz Szajbusa, wybuchnęli śmiechem.
Tamten pokiwał tylko głową. „Czego się z chłopaka śmiejecie? Umie się targować, będą z niego ludzie!”. Wszyscy spoważnieli na moment i ponownie zaczęli rechotać, razem z tym facetem o szpakowatych włosach, którego nazywali Szajbusem.
Adrian poklepał mnie po plecach. „Jesteś dorosły, Marcin, sam zdecydujesz, czy cena ci odpowiada”.
Skąd, kurwa, mogłem wiedzieć, że proponując mi brykę, nie chcieli w zamian kasy? Nie mogłem. Nie wiedziałem też, że siedzę przy jednym stoliku z bandziorami, a mój brat jest w tej hierarchii wysoko postawionym gangstem! Wtedy ten fakt do mnie nie dotarł, Pablo. I może gdybym się skapnął, to bym wstał i poszedł w pizdu!
Dobra, nie ważne... Poniosło mnie, sorry. Nie chcę mi się już siedzieć i stukać w tę pieprzoną klawiaturę! Nawet nie wiem po cholerę ci to piszę?! Odbija mi na tym zadupiu! Nara, commissario!”
Przeczytałem list jeszcze kilkakrotnie. Po sposobie w jaki go zakończył, domyśliłem się, że Czarnego poniosło. Czy to świadczyło, że ubolewał nad swoim życiem? Czy teraz, żyjąc w innym świecie, zastanawiał się nad tym? Żałował swoich decyzji z perspektywy czasu? Tego nie wiedziałem. Postanowiłem odpisać. Miałem świadomość, że oczekiwał tego ode mnie. Zwłaszcza po ostatnich słowach w liście...
c.d.n.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt