Wakacje
Zatrzymaliśmy się w ośrodku, złożonym z kilku drewnianych domków, Nie byłem przyzwyczajony do takich miejsc. Pani Magda rozmawiała chwilę z właścicielką, po czym pożegnała się i odjechała, a my weszliśmy do naszego domku, przed którym stał drewniany stół i 4 krzesła. Drzwi wejściowe prowadziły prosto do kuchni. Stały tam dwie szafki, lodówka i kuchenka gazowa. Na wprost była mała łazienka. Za kolejnymi drzwiami znajdował się pokój z dwiema wersalkami, szafą, telewizorem, stolikiem i czterema krzesłami. Całość przedstawiała się ładnie i schludnie.
- Jak ci się tu podoba? – Paulina przerwała trwającą od dłuższego czasu ciszę.
- Jest całkiem nieźle. Byłaś tu już wcześniej?
- Tak, prawie w każde wakacje, młodsza siostra mojej matki jest właścicielką tego ośrodka. Idziemy nad wodę?
- Dobrze.
Jezioro było dość blisko, bardzo duże i czyste. Pływaliśmy przez jakiś czas, a potem położyliśmy się na pomoście.
- Jest gdzieś w pobliżu jakaś restauracja? – zaczynałem robić się głodny.
- Jest taki mały bar, całkiem znośny. Szału nie ma, staniki nie latają, ale całkiem znośny. Tylko menu ubogie w chuj, jesz w kółko 3 te same potrawy.
- Czasami mogę się poświęcić i coś ugotować.
- Kurwa, że ja cię wcześniej nie poznałam.
- A ty potrafisz gotować?
- Zagotowanie wody to szczyt moich umiejętności kulinarnych.
- Nie wierzę, nie może być aż tak źle.
- Mogłabym spróbować ci udowodnić, ale trochę szkoda mi cię otruć. Która godzina?
- Nie wiem, ale zaraz się dowiem – zszedłem z pomostu i wziąłem do ręki patyk.
- Co robisz?
- Zegar słoneczny – Paulina uniosła jedną brew do góry – jest 17:30.
- To co? Idziemy?
- Tak.
Kiedy weszliśmy do domku, podniosła leżącą na lodówce komórkę.
- 19:23 – odwróciła wyświetlacz w moją stronę – coś ci nie wyszło.
- Zdradzę ci tajemnicę.
- No dawaj.
- Nie mam zielonego pojęcia, jak co kolwiek odczytać z zegara słonecznego.
- Pierdolisz! – zrobiła bardzo zdziwioną minę – byłam pewna, że doskonale się na tym znasz.
Zjedliśmy kolację w barze, o którym mi mówiła. Nie przypadł mi do gustu. Może to dlatego, że nie przywykłem do takich klimatów, całe życie obracałem się w drogich restauracjach, ale jedzenie nie było złe. Po powrocie usiedliśmy z kawą przed domkiem. Zacząłem myśleć o moich rodzicach i konsekwencjach, które wynikną z tego wyjazdu.
- Co taki jakiś przyjebany jesteś? – Paulina zauważyła, że jestem przygnębiony.
- Martwię się, co będzie jak wrócimy.
- O proszę cię, żyjemy tu i teraz i chuj z tym co było i będzie.
- O Boże!
- Co?
- Patryk – przypomniało mi się, że zostawiliśmy do przytwierdzonego do schodów, a Paulina tylko wybuchnęła śmiechem.
- Ciebie to bawi?
- Świat jest okrutny – zrobiła głupkowatą minę i śmiała się dalej.
- Lepiej mi powiedz co dalej?
- Bo ja wiem... Może chodźmy nad wodę.
- Proszę cię, bądź chociaż przez chwilę poważna. Jak rodzice wrócą i go tak zobaczą, to mam przechlapane.
- I tak masz. Nawet gdybyśmy go wtedy odkleili to i tak by o wszystkim powiedział.
- Może masz rację.
- Oczywiście, że mam. Chodźmy do środka, robi się zimno – wstała i poszła, a ja za nią.
- Ile razy już tu byłaś?
- O kurwa, nie wiem, chyba co roku.
- Tak lubisz to miejsce?
- Nie, po prostu prawie nigdy nie było nas stać na nic innego.
- A teraz kupiłyście dom. Co się zmieniło? – może było to niekulturalne z mojej strony, ale zżerała mnie ciekawość.
- Wygrałyśmy w Lotto. Wcześniej mieszkałyśmy w starym bloku, to było miejsce, gdzie psy szczekają drugą stroną, a diabeł mówi dobranoc. Strasznie chujowa dzielnica, ale miała klimat. W sumie spędziłam tam całe dzieciństwo. Nie znam swojego ojca, zawsze byłyśmy z mamą same, ewentualnie od czasu do czasu jakiś facet, ale nigdy na dłużej. Z kasą zawsze było ciężko, ale my i tak żyłyśmy beztrosko. Wiesz, jak to jest, brakuje do pierwszego, ale chuj, jakoś to będzie i zawsze jakoś to było – bardzo chciałem ją zrozumieć, ale absolutnie nie wiedziałem „jak to jest”, nie musiałem nic mówić, bo ona sama to zrozumiała – no tak, ty nie znasz takiego życia, ale tak właśnie jest. Żyłyśmy sobie marzeniami, w dupie mając dzień jutrzejszy i każdy następny.
- No właśnie, jak się poznaliśmy, powiedziałaś mi, że nie masz żadnych planów na przyszłość. Dlaczego?
- Ty tego nie zrozumiesz, to inny świat, tam albo masz wyjebane, albo masz przejebane.
- Masz rację, nie pojmuję, jak można żyć z dnia na dzień i niczym się nie przejmować, będąc w takiej sytuacji.
- Tak trzeba. Zapierdalasz na pełnym etacie i dostajesz 1000 złotych z groszami, to jak weźmiesz kalkulator i odliczysz sobie, na co musisz odłożyć do szuflady, a ile ci zostanie, to możesz co najwyżej iść do sklepu i kupić sobie minus herbatę i minus chleb. Właśnie tyle ci zostaje. Dlatego tam nikt nie liczy, tylko wszyscy grają w Lotka, bo lepiej mieć nadzieję, niż siedzieć i nic nie mieć.
- A słyszałaś, że podobno jest większa szansa, że umrzesz w drodze do kolektury niż, że wygrasz duże pieniądze?
- Słyszałam.
- I nigdy nie przyszło ci do głowy, że te pieniądze można wydać na coś innego?
- Nie wygra ten, kto nie zagra.
- Mogę ci zadać osobiste pytanie?
- No dawaj.
- Miałaś kiedyś styczność z narkotykami? – nie wiem, dlaczego o tym pomyślałem, jakoś samo się nasunęło.
- Ja nigdy nie ćpałam, ale miałam chłopaka, który przez cały czas był na haju. Prochy niszczą jak mało co. Wiele razy pytałam, dlaczego bierze, odpowiadał, że to nie jest gorsze niż depresja, a na pewno już by w nią wpadł, gdyby nie ćpał. „Wciągniesz kreskę i od razu świat jest piękny”, zawsze mi to mówił. Odpowiadałam, że świat jest okrutny, a jemu zwyczajnie brakuje jaj, żeby zmierzyć się z przeciwnościami i życie robi się piękne tylko na chwilę, a potem jest jeszcze gorzej. To był kawał chuja, ale bardzo go kochałam.
- Rozstaliście się przez to, że ćpał?
- Nigdy się nie rozstaliśmy. Wyskoczył z okna. I co kurwa? I dalej świat był piękny?
- Przykro mi.
- Mi nie. Teraz właściwie już nic mnie to nie obchodzi, a wtedy też nie było mi przykro. Wtedy byłam na niego wściekła, że uciekł od całego zła tego świata i mnie zostawił. Niby mogłabym pójść w jego ślady, ale rodzimy się, by żyć, a nie po to, żeby umrzeć.
Zapadła cisza, nie miałem zielonego pojęcia, co jej odpowiedzieć i ona chyba też nie zamierzała już nic mówić. Patrzyłem się tępo w kubek i modliłem, żeby w końcu się odezwała. Czekałem i czekałem, a cisza robiła się dla mnie coraz bardziej niezręczna.
- Idę pod prysznic – zabrałem niedopitą kawę i szybkim krokiem wyszedłem z pokoju.
Kiedy wróciłem leżała na łóżku, miała słuchawki w uszach i zamknięte oczy. Była przykryta niebieskim kocem. Rozłożyłem drugą kanapę i próbowałem zasnąć, ale przez długi czas nie mogłem.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt