Pamiętam to tak dokładnie, jakby wydarzyło się wczoraj. Różowe kreski na testerze, zaskoczenie, szok. Przeczuwałem, że coś wisi w powietrzu, choć nie miałem pojęcia, że zajdzie aż tak daleko. Zdezorientowany udałem się do lekarza. Usiadłem na fotelu – cholernie niewygodnym – a on zaczął badanie. Jak? Nie mam pojęcia. Ze strachu zamknąłem oczy i otworzyłem je dopiero, gdy wszystko dobiegło końca. Choć nie ukrywam, że czułem się strasznie niekomfortowo. Nie ulega wątpliwości – orzekł facet w białym fartuchu – jest pan w ciąży. Jak to!? – zapytałem. – Przecież to niemożliwe! Sam nie wiem – odparł. – To cud. Będzie pan sławny, dziecko również...
Powiedziałem, że nie chcę popularności. Chcę urodzić je i wychować jak trzeba. Spytał, czy może poprowadzić ciążę. Zgodziłem się. Wypisał recepty i szczegółowy plan wizyt, którego muszę rygorystycznie przestrzegać. Uprzedził też, że mogę cierpieć na różnego rodzaju zmiany nastrojów, ataki głodu i obżarstwa. Przez to przechodziłem już od jakiegoś czasu, więc wiem o co chodzi. Już miałem wychodzić, gdy doznałem olśnienia. Zaraz! Kto jest matką!? – wyrzuciłem. Nie wiem – odparł lekarz. – Musi pan zapytać swoje partnerki. Nie było ich dużo, spokojnie wyliczę je na palcach jednej ręki. Uruchomiłem telefony już po wyjściu z gabinetu. Ciąża? Że niby ja? Spierdalaj, nie mieszaj mnie w bachora! Różne kobiety, identyczne odpowiedzi. Jakby się zmówiły. Zostałem sam. Trudno, maluch będzie miał jednego rodzica. Mam je gdzieś, wystarczająco się przysłużyły. Zacisnąłem pięści i ruszyłem do domu. Czułem, że czeka mnie najtrudniejsza rozmowa w moim życiu.
Rodzina patrzyła na mnie z zażenowaniem. Brat skwitował, że puściłem się jak zwykła szmata z pierwszą lepszą. Rodzice pytali się nawzajem, gdzie popełnili błąd, babcia szafowała ekskomunikami, dziadek z politowaniem kręcił głową. Ale to jeszcze nic. Najgorsi byli kumple. Milczeli przez chwilę i razem zanieśli się śmiechem. Widziałem się z nimi po raz ostatni. Dziecko jest ważniejsze niż koledzy, jest moje i na całe życie, jestem za nie odpowiedzialny. Uznałem, że czas dorosnąć.
Przekroczyłem próg domu parę dni później i zobaczyłem wszystkich w salonie. Ojciec podszedł do mnie i wręczył mi kopertę. Nie musiał nic mówić, zrozumiałem doskonale. Tłumaczyli, że to prędzej czy później mnie zabije. Wyciągnąłem pieniądze i rzuciłem mu je w twarz. Od tego czasu wszystko zaczęło się między nami psuć. Rodzina odsunęła się ode mnie, albo ja od nich. Już sam nie wiem. W ostatnim akcie litości kupili mi malutkie mieszkanko i grzecznie wyprosili ze swojego domostwa. Potrzebowałem opieki, więc załatwili mi regularne wizyty domowe. Poza tym mój lekarz często do mnie przychodził. Będzie miał pan córeczkę – stwierdził któregoś pięknego dnia. Nie posiadałem się z radości. Jak będzie miała na imię? – zapytał. Dowie się pan w swoim czasie – oznajmiłem.
Ciąża przebiegała bez komplikacji, choć skutki kopnięć odczuwałem niezwykle intensywnie. Na szczęście miałem dobrą opiekę i dach nad głową, czekałem więc cierpliwie na rozwiązanie. Nadeszło szybciej, niż sądziłem.
Poród był długi i okropnie bolesny. Parłem przez parę godzin bez skutku, lekarz obawiał się o życie małej. Właśnie wtedy uznałem, że czas działać. Zebrałem wszystkie siły. Zróbmy to razem – powiedziałem w myślach do małej istotki w moim brzuchu. I posłuchała.
Czterdzieści minut później usłyszałem krzyk. Podniosłem ociężałą głowę i półprzytomny spojrzałem na moją pociechę. Miała pomarszczoną starczą twarz, długie siwe włosy, krogulcze szpony z długimi paznokciami i płakała jak płonąca na stosie czarownica. Lekarz i pielęgniarki wzdrygnęli się z obrzydzenia. Jest potworna – mówili, zasłaniając usta. – Nie przeżyje trzech lat. Jest piękna – sprostowałem – i jeszcze będzie podawać mi szklankę wody na łożu śmierci. Wziąłem ją na ręce i natychmiast płacz ustał.
Rodzina odwiedziła mnie tylko raz. Jak tylko zobaczyli noworodka, wybiegli z sali. Na korytarzu brat bezskutecznie walczył z torsjami. Ojciec z matką wspominali coś o potworze. Nieprawda. To moja księżniczka i zawsze będzie najbliższym mi stworzeniem na ziemi.
Przeżyliśmy razem piętnaście wspaniałych lat, później zachorowałem. Zawsze była ze mną, w dobrych i złych chwilach czułem jej rękę na ramieniu. Przez tyle czasu nikt nas nie odwiedzał, żyliśmy dla siebie. Teraz umieram, piszę te słowa drżącymi rękoma, przykuty do łóżka. Ale ona jest ze mną. Będzie do końca, by wypełnić rolę jedynej córki, towarzyszki życia. Długie paznokcie stukają w szklankę, odbieram ją z chropowatych dłoni. Patrzę na nią, uśmiecha się czule. Łykam tabletki i popijam bursztynową cieczą.
Odpływam w nicość. Na tamten świat przeprowadza mnie moje dziecko o wiedźmowatych dłoniach i diabelskiej twarzy. Krew z mojej krwi. Chcę się głośno pożegnać, ale siły ulatują zbyt szybko.
Psychiatra podczas obchodu zauważa stłuczoną szklankę i resztki po tabletkach. Rzuca się na ratunek, ale jest już za późno. Rośli sanitariusze wbiegają za nim, dostaną miażdżącą naganę za niedopilnowanie magazynu z lekami. Moja córka jest bardzo niska, więc z łatwością wykradła wszystko, o co prosiłem.
Wynoszą mnie z izolatki, doktor patrzy na wgniecenie materaca przy moim boku i zastanawia się, kto mógł siedzieć koło mnie. Niedługo się dowie.
D tymczasem drepcze koślawo po korytarzu, w łuskowatych dłoniach trzyma list, który niebawem dotrze do mojego lekarza. Co jak co, ale na nią zawsze mogę liczyć.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt