Stary kozioł smędzi na złotym oboju,
długowłosy hipis śpiewa protest songi,
zielona gęś pędzi wprost do wodopoju,
czerwone księżyce walą w złote gongi.
Gwar rozpędza świętą, uroczystą ciszę,
nietoperz przymierza nową pelerynkę.
Ja też (jak nietoperz), głową w dół powiszę,
wsiądę w pociąg i się zbudzę pod Szczecinem.
Pojawiam się, znikam, schadzam pstre ulice,
nie pozwalam, aby przygniotła mnie proza.
Czasem szepczę czule, czasem gromko krzyczę.
Czasami na wozie, często z wozu - zgroza!
Na krańcach pogody odwiedzam kapliczki.
Raz klęczę, to znowuż zrywam owoc rajski.
Dzień łaskawszy lekko uchyla mi drzwiczki,
by z hukiem zatrzasnąć. Cóż - trudno. Bez łaski!
Zmieniam miejsca, aby mniej bolał niepokój,
los-ślepiec jak zawsze rozdaje złe karty.
Wygubię przeczucia, co się piętrzą wokół,
a ty zapamiętaj - ogry mają warstwy.
Fioletowa krowa złagodzi zwyczaje,
noc uśmiech ubierze, drew w ogień dołoży.
Postaram się tkwić tu, choć w świat ciągnie z majem,
choć las przywołuje, zaprasza w głąb morze...
RC May 2013