Tamto lato się kończy (2) - wykrot
Proza » Długie Opowiadania » Tamto lato się kończy (2)
A A A
Od autora: Nosił wilk razy kilka... Tomek doigrał się. Znalazł się w sytuacji bez wyjścia. Dorota zapowiedziała mu w Moskwie, że zmiana ich wzajemnych relacji nie wchodzi w rachubę. A teraz Marta...
Zaczyna więc uciekać. Przed samym sobą. Lena odbija się czkawką. Po wielu latach...

Poszliśmy na parking. Po drodze próbowałem kontynuować rozmowę.
- Słuchaj, a czemu nie Wolińska? Była przecież członkiem zarządu, zna sprawy bieżące, więc o co chodzi?
Romek otwierał właśnie samochód ale odwrócił się do mnie.
- I tu jest problem. Wiesz, członkiem zarządu to była trochę z konieczności, bo ktoś musiał. Ale przy Johnie nie miała nic do gadania, realizowała tylko jego polecenia, albo Doroty, kiedy przyjeżdżała do nas. A teraz się uaktywniła i faktycznie przejęła władzę, bo Damar jest p.o. a ona nie. Ale po pierwsze, Jankesi nie zaakceptują tutaj Polaka na fotelu prezesa, a po drugie, to Wolińska wcale się do tego nie garnie. Wie, że też nie ma szans. Jednak ta małpa wstrzymała wszystkie programy rozwojowe, w tym również te związane z informatyką, pod pretekstem, że nie chce utrudniać pracy nowemu prezesowi. Wyobrażasz sobie? To, co było naszą najmocniejszą stroną, czyli możliwość korzystania z najnowszych amerykańskich technologii informatycznych, to wszystko stoi! I wszyscy kurwa stoimy! A inni gonią w przód! W dodatku, jakby tego było mało, to w poniedziałek cofnęła wszelkie pełnomocnictwa Dorocie. Możesz to sobie wyobrazić? Teraz Dorota może wejść do banku tylko oficjalnie i w jego bieżącej działalności niczego już zrobić nie może. Nie ma też prawa wydawać żadnych poleceń. Ja po prostu zaczynam obawiać się o jutro. Lidka ma wszystko tak zadłużone, że cholera wie co będzie. Nie uwierzysz, ale Wolińska nawet dzisiaj napsuła mi trochę krwi. Kiedy powiedziałem, że muszę jechać na lotnisko po Dorotę, bo o tobie nawet nie próbowałem jęknąć, odpowiedziała mi, że Dorotę stać na taksówkę i ona nie widzi takiej potrzeby, żebym nie był w pracy.
- Pieprzysz! – wyrwało mi się.
- Chciałbym! – Romek smętnie pokiwał głową. – Przecież gdyby Dorota o tym wiedziała, to bez trudu załatwiłaby ją tak, że ta flądra musiałaby limuzynę po nią wysyłać.
- To Dorota o niczym nie wie?
- Chyba nie. Lidka postanowiła na razie niczego jej nie przekazywać. W końcu i tak nie ma najciekawiej i nie wiemy jaka jest jej sytuacja w Nowym Jorku. Mamy pogadać tutaj. Szkoda, że odjeżdżasz, bo mnie to już łeb pęka, a Lidka ostatnio chodzi zła jak osa.
- A w czym ja wam mogę pomóc? – rozłożyłem ręce. – Romek, przecież ja nie mam na to żadnego wpływu! Nawet najmniejszego!
- Ale masz wpływ na Lidkę! – rozchmurzył się. – Nie wiem na czym to polega, ale po spotkaniach z tobą zawsze ma więcej optymizmu i bardziej nadaje się do życia.
- Wydaje ci się – śmiałem się w głos. – Lubię Lidkę, ale przecież dobrze wiesz, że żadne sprawy tobie nieznane nas nie łączą.
- Tomek, a może właśnie dlatego? My we dwoje też nie bardzo mamy z kim porozmawiać tak po męsku, a problemów jest wiele. Czasem pomaga zwykłe wygadanie się…
- Pewnie, że pomaga – przerwałem mu i westchnąłem. – Dawaj, jedziemy, bo nas w końcu wyrzucą z tego parkingu. Z Lidką chętnie się zobaczę, ale nie mogę ci obiecać dłuższej nasiadówki. Jestem w mocnym niedoczasie. Poza tym Dorota zabronił mi przyjeżdżania przed poniedziałkiem.
- Nie ma sprawy, jedziemy!
Wyciągnął dłoń w moją stronę i mocno przybiliśmy „piątkę”.
- A tak pięknie zapowiadał się dzisiejszy dzień! – westchnąłem głośno, sięgając po neseser.
Nie wiedziałem, że to było tylko maleńkie preludium, a cały mój świat stanie dzisiaj na głowie. I już nie wróci do poprzedniej pozycji.

Załadowaliśmy bagaże do auta i Romek wskazał mi fotel kierowcy.
- Jedź! Przyzwyczajaj się!
- Może jednak ty poprowadzisz? Jakiś trochę senny jestem… Zresztą, poczekaj jeszcze, muszę przecież aktywować polski numer w telefonie i przejść na miejscowych operatorów – wytłumaczyłem, sięgając po aparat. – Podczas jazdy jest za dużo drgań.
- Spokojnie, zdążymy! – odpowiedział krótko. – Byłeś kiedyś u Doroty?
- A skądże! Nie mam pojęcia gdzie to jest.
- W Podkowie. Pół godziny jazdy stąd. O dziesiątej będziemy na miejscu.

Zawsze stosowałem taki manewr, że dopiero po przylocie na miejsce uruchamiałem miejscowy numer telefonu. Nie chciałem, aby moi ewentualni rozmówcy byli obciążani niemałymi kosztami roamingu, kiedy byłem w Rosji. Tak zrobiłem i tym razem. I kiedy ponownie go załączyłem, niemal natychmiast otrzymałem sygnał o odebranych SMS-ach. Po chwili odczytałem pierwszą wiadomość od Damiana, mojego syna: „Tato, jak tylko zjawisz się w Warszawie, to nie wyjeżdżaj bez kontaktu ze mną. Bardzo ważne i pilne!”. Skrzywiłem się ze zdziwieniem, ale postanowiłem odczytać także drugą wiadomość. Była od Iwony, mojej siostry. „Jestem w Warszawie, jeśli będziesz w piątek, to zadzwoń”.
- Romek, poczekaj jeszcze – rzuciłem w jego stronę. – Mam tu jakieś awaryjne sytuacje.
- Nie ma sprawy, mamy czas – odpowiedział, machając lekceważąco dłonią. Zadzwoniłem do Damiana. Telefon odebrał bez zwłoki, jakby cały czas trzymał go w dłoni.
- Witaj, jestem już w Polsce, czy coś się stało? – rzuciłem do mikrofonu.
- Cześć! Tato, to nie jest rozmowa na telefon. Gdzie teraz jesteś?
- Na Okęciu, a właściwie jeszcze na parkingu. Wybieram się właśnie do domu.
- Tato, nigdzie nie jedź, albo nie… poczekaj. Czy znasz restaurację „Na tarasie”? To jest niedaleko od wyjazdu z lotniska.
- Nie wiem, ale zapytam…
Odsunąłem telefon od siebie i zapytałem Romka:
- Znasz jakąś knajpę „Na tarasie”?
Kiwał głową, potakując. – Znam – powiedział. – Niedaleko stąd.
Przysunąłem aparat do ust.
- Wygląda na to, że wiemy gdzie to jest – odpowiedziałem.
- To usiądź tam przy stoliku i czekaj na mnie. Ja za niedługo będę.
- A co masz takiego pilnego?
- Powiem ci na miejscu. Na razie!
Telefon umilkł. Wzruszyłem ramionami. Cóż takiego dziwnego się stało? Chyba przesadza…
Spróbowałem zadzwonić do siostry. Po kilku dzwonkach odebrała telefon.
- Cześć! – rzuciłem. – Co słychać w pięknym świecie?
- Witaj braciszku! Masz szczęście, że się dodzwoniłeś do mnie, bo akuratnie jest przerwa i włączyłam telefon. Jesteś w Warszawie?
- Właśnie dotarłem. Co to za przerwa?
- Niemal jak w szkole, bo jestem na szkoleniu specjalistycznym w hotelu „Wars”. Tak nam wymyślili cholery, przed samymi świętami. Podobno to taki okres, że było najtaniej. Ale wielkich rewelacji tutaj nie ma i trochę się nudzę.
- A co masz za sprawę?
- Ja to nic, ale Stefan chciał się z tobą spotkać, a że po obiedzie ma po mnie przyjechać, to tak na wszelki wypadek wysłałam ci wiadomość.
- Tyle, że ja wybieram się już do domu…
- Rozumiem, nie ma problemu, to raczej nic pilnego. Zadzwoniłam tak na wszelki wypadek, gdybyś przyleciał później… A co u ciebie nowego?
- Nie ma nic. Damian tylko wysłał mi SMS-a, że chce się ze mną spotkać i ma zaraz tu przyjechać. Pogadam z nim i jadę do domu. Mam nadzieję, że to nic poważnego.
- Ty mnie nie strasz!
- E tam, straszyć nie zamierzam. A co u was słychać nowego?
- Wszystko w normie, mała stabilizacja. Tylko Stefan marudzi czasami, że chciałby z tobą porozmawiać. Ale o czym, tego nie mówił.
- Pewnie o banku, bo coś się u nas dzieje. Poczekaj, powiedz mi kiedy jesteś pod telefonem, to jest jakaś regularność?
- Nie ma. Wykłady, albo prezentacje trwają około godziny, a potem jest dziesięć minut przerwy, tak jak w szkole. I wtedy wszyscy włączają telefony. Ale to nie reguła, bywa różnie.
- A kiedy kończysz?
- Wykłady są niemal do obiadu, potem musimy zwolnić pokoje. A obiad o drugiej.
- A wcześniej gdzie jesteście, gdzie te wykłady?
- Tu na miejscu jest sala konferencyjna, gdybyś w razie przyjechał, nie ma żadnych problemów żeby nas znaleźć. To nie jest jakiś wielki obiekt.
- Ok. Jeszcze spróbuję się odezwać, może być?
- Oczywiście, nie rób sobie komplikacji. Najwyżej później spróbuj zadzwonić do Stefana i dogadajcie się.
- Dobrze, bywaj!
- Powodzenia!
Zakończyłem rozmowę i stałem lekko zaniepokojony. Ze strony mojej rodziny nic się nie działo. Iwona była naszym rodzinnym centrum informacji, a skoro ona nie panikowała, to znaczy, że wszystko jest w porządku. Z tej strony. Więc gdzie czai się niespodzianka?

Pozostało mi sprawdzić jeszcze jedno źródło informacji.
- Romek, poczekaj jeszcze. Kiedy rozmawiałeś z Joasią?
- Ostatnio? Nie wiem. W ubiegłym tygodniu chyba. Nawet nie mam pojęcia, czy była dziś w pracy, czy nie. Bo po co ma chodzić? Przecież Wolińska nie potrzebuje asystentki i nie kryje się z tym. Najchętniej to wszystkich by zwolniła.
- Kurwa mać, to już do tego doszło?
- Przecież ci mówię, że u nas wszystko stanęło. Baba jakby chciała odreagować czasy Johna i wszystko próbuje robić inaczej niż on. A że zna się może na księgowości, ale na pewno nie na zarządzaniu, to mamy to co mamy. Jeszcze trochę, a wszystko to co zrobił John można będzie zapomnieć.
- To tak tęsknicie za nim?
- Tomek, możemy mówić teraz różne rzeczy o Johnie, ale na bankowości to on się znał. I nie przypadkiem był ten jubileusz oraz te laudacje pod jego adresem. Jestem pewien, że po to postawili go na Londyn, aby uzdrowił tamto centrum w czasie kryzysu. Zaryzykowali nawet odejście Doroty. Bo John tutaj poradził sobie świetnie, a Dorota… przecież nikt nie jest niezastąpiony. Dorota jest tam za krótko, żeby aż tak bardzo się z nią liczyli. A poza tym, Londyn to podstawa. Sam wiesz, że twój moskiewski bank ma nie więcej niż kilka procent obrotu w stosunku do Warszawy. A Londyn w porównaniu z Warszawą ma znacznie więcej niż dziesięć razy. Znaj proporcjum mocium panie. Solution zależy w Europie od Londynu, a nie od Warszawy.
- Ale trzeba też myśleć o przyszłości.
- I myślą! To dlatego Dorota dostała wolną rękę w zarządzaniu wschodem. Bo oni tego wschodu się boją! Sukces wątpliwy bo trudności sporo, a jeśli nawet, to niewielki, bo placówki małe. A porażka będzie zapamiętana. I boją się połamania zębów. Dlatego nie ma chętnych na ten niby „ciepły” stołek. Każdy kandydat wie, że będzie porównywany do Johna i jego osiągnięć. Asy tu nie przyjdą, bo po co im takie ryzyko? A kiepskich zarządców przysłać nie chcą. Więc trwa pat. Wszyscy wiedzą, że taka koniunktura polityczna i gospodarcza jaka sprzyjała Johnowi, już się nie powtórzy. Zmieniły się czasy. I co teraz? Okazuje się, że nikt nie ma pomysłu jak z tego wybrnąć.
- Kurwa, aleś mnie pocieszył… Sorry, Romek, spróbuję zadzwonić do Joasi.
- Dzwoń, nie ma tematu.

Telefon Joasi nie odpowiadał. Tak, jakby go gdzieś zostawiła ale nie słyszała dzwonka wołania. No cóż, tak też bywa. Spróbowałem wybrać ponownie. Teraz odebrała.
- Cześć, tatku! – usłyszałem. – Skąd dzwonisz?
- Witaj, córciu. Przyleciałem właśnie do Warszawy. Nie chcesz się zabrać ze mną?
- Tato, coś ty! Ja jestem u Maćka.
- To nie jedziesz na święta do domu?
- Do jakiego domu? Przecież mama sprzedała mieszkanie i jest chyba u ciotki.
- Pieprzysz… – wyrwało mi się, bo wiadomość zaskoczyła mnie niezmiernie, aż mnie gorąco oblało.
- Nic nie pieprzę, to ty nie wiesz? – zdziwiła się.
- Absolutnie. Kiedy sprzedała?
- Niedawno. Dzwoniła do mnie na początku tygodnia żebym na święta nie przyjeżdżała, bo nie ma gdzie spać.
- To nie kupiła innego? Przecież miała kupić mniejsze.
- Powiedziała, że kupiła, ale teraz jest tam remont. I do zamieszkania na razie się nie nadaje.
- No a gdzie są meble i wszystkie rzeczy… przecież ja nie mam nawet w co się przebrać!
- Tato, nie wiem tego. Podobno wynajęła gdzieś jakiś kawałek hali magazynowej, bo jak pytałam o swoje rzeczy, to mówiła że wszystko jest w magazynie. Ale kontaktować mam się z nią dopiero po świętach, bo powiedziała, że sama też wyjeżdża i teraz nie ma czasu.
- Jasny szlag… Dobrze córciu, kończę, bo w takim razie muszę zadzwonić do mamy.
- Jasne, całusy tatku! – cmoknęła do telefonu.
- Pa, maleństwo! – pożegnałem się i rozłączyłem rozmowę.

- Co się stało? – zapytał Romek.
- Ponoć Marta sprzedała mieszkanie i nie mam gdzie jechać.
- Żartujesz! Ale numer! – roześmiał się. I co teraz zrobisz?
- Nie wiem, poczekaj, muszę do niej zadzwonić.
Wybrałem numer, ale nikt nie odbierał rozmowy.
- Kurwa mać! – denerwowałem się. – Telefonu nikt nie odbiera, więc co ja mam robić?
- Tomek, jedźmy do tej restauracji, tam się będziesz zastanawiał – przytomnie zauważył Romek.
- Masz rację. Jedźmy do tego „tarasu”. Nie chciałbym spóźnić się na rozmowę z synem. Będziesz miał okazję go poznać.
- Przecież go znam, nie pamiętasz? Znam wszystkich trzech twoich synów! – odezwał się roześmiany i zupełnie na luzie.
- Tylko mruknij coś, to cię uduszę! – zastrzegłem.
Romek zachichotał. – Coś ty, ale przecież i tak kiedyś musisz się do tego przyznać.
- To „kiedyś” ale nie teraz.
- Dobrze, dobrze, przecież wiesz, że żartowałem! – uspokoił mnie.

Lokal był niezbyt wyszukany, ale przyzwoity. I niezbyt zaludniony, było sporo wolnych stolików. Zajęliśmy miejsca trochę na uboczu, przy samej ścianie, aby nie afiszować się zbytnio. Kelnerka szybko przyniosła kawę. Trochę niepokoiło mnie to, że Damian nic nie powiedział przez telefon, ale byłem dobrej myśli. Bo cóż takiego mogło się wydarzyć? Nic nie przychodziło mi do głowy.

Pojawił się po kilku minutach. Jeszcze kawa nam nie ostygła. Ubrany elegancko, trzymał w dłoniach dość grubą kopertę formatu A4. Kiedy się przywitał, usiadł i spojrzał na mnie.
- Tato, ja przepraszam, ale musimy porozmawiać w cztery oczy.
Wzruszyłem ramionami. – Możesz wszystko mówić, Romek jest moim dobrym znajomym.
- Przepraszam, ale nie mogę – powtórzył.
- Tomek, nie ma sprawy – Romek podniósł się z krzesła. – pogadajcie sobie swobodnie. Miejsca tu jest dosyć, więc ja się przesiądę.
Wziął swoją kawę i usiadł kilka stolików dalej. Popatrzyłem pytająco na Damiana. Minę miał poważną, ale patrzył na mnie spokojnie.
- Tato, ja cię bardzo przepraszam, że usłyszysz to ode mnie, ale ktoś to musiał zrobić. Uznałem, że tak będzie lepiej.
- Co się stało, mów! – przerwałem mu, trochę zaniepokojony.
- Mama wniosła pozew o rozwód – odparł krótko.

Fala gorąca uderzyła mi do głowy a na plecach poczułem strużkę potu. W międzyczasie Damian otworzył kopertę i wyjął z niej kserokopie jakichś dokumentów. Spomiędzy kartek na stolik wyleciało kilka fotografii. Odruchowo podążyłem wzrokiem za nimi. Przedstawiały jakieś osoby…
Wziąłem jedną do ręki i osłupiałem. Na zdjęciu leżałem na łóżku, próbując dłonią zasłonić się przed obiektywem aparatu, a obok mnie leżała odwrócona tyłem kobieta. Kołdra zakrywała jej biodra, ale plecy miała nagie. Widać było również fragment jej piersi. Ja też byłem rozebrany, chociaż poniżej pasa również i mnie okrywał skrawek kołdry.
W momencie przypomniałem sobie tę sytuację. Na łóżku leżałem z Leną, a zdjęcia robiła nam Marina. Skąd ono tutaj??? Przecież te zdjęcia zostały u Leny! Ktoś przysłał je z Rosji???
 Struchlałem. Zdjęcie wyleciało mi z ręki na stolik, a w głowie huczały sprzeczne myśli. Przecież nie przywoziłem żadnych zdjęć! Wszystkie dostała Lena, ja natomiast przywoziłem tylko wywołane filmy. Leżały sobie spokojnie w pudełku, w moim pokoju… Pornografii na nich nie było, ale było wiele sytuacji niedwuznacznych. I przede wszystkim byłem na nich albo ja, albo Lena, albo obydwoje razem. I to wszystko z datami umieszczonymi na każdej fotce! Okres niemal czterech lat! Były też kasety video z nagraniami różnych imprez. Wesołych imprez, z tańcami na stołach…
Drżącą ręką usiłowałem podnieść filiżankę z kawą, ale nie bardzo mi się to udawało.
- Tato, dobrze się czujesz? – usłyszałem głos Damiana.
- Nie bardzo… - wystękałem. Damian wziął moją filiżankę i ostrożnie przystawił mi do ust. Upiłem łyczek i poczułem się troszeczkę lepiej.
- Może trzeba do lekarza? – zapytał znowu. Pokręciłem głową przecząco. Łapałem powietrze otwartymi ustami i z trudnością powiedziałem. – Nie trzeba, zaraz mi przejdzie.
Po chwili zmobilizowałem się i już samodzielnie upiłem trochę kawy.
- Mów dalej – poprosiłem.
- No cóż… – zaczął spokojnym głosem. – We środę przyjechał do mnie mamy adwokat i przedstawił całą sytuację. Mama zapowiedziała, że rozmawiać z tobą już nie będzie, chyba że w sądzie. Telefonów od ciebie też nie będzie odbierać. Próbowałem z nią rozmawiać, ale to nic nie dało. Nie da się ukryć, że argumenty ma mocne. Po co to wszystko przywoziłeś?
- Co niby? – nie zrozumiałem.
- Wiesz, że mama sprzedała mieszkanie? – zapytał nieoczekiwanie. Skinąłem głową.
- Przed chwilą rozmawiałem z Joasią, powiedziała mi.
- Znaczy wiesz. Otóż jak mama pakowała wszystko do przeprowadzki, trafiła na twoje archiwum. I przez przypadek rozwinął się jeden z filmów. Obejrzała go pod światło i coś ją zaciekawiło, więc dała do zakładu, żeby zrobili zdjęcia. A kiedy je zobaczyła… – pokiwał głową – to już oddała do zrobienia zdjęć pozostałe. Filmy na kasetach też przeglądnęła…

Siedziałem bezsilny, jak przekłuty i porzucony balon. Ale się doigrałem! Po jaką cholerę ja to wszystko trzymałem!
- Damian, ale to są stare sprawy, sprzed kilkunastu lat! To jest prehistoria!
- Ja mówiłem to samo – westchnął. – Ale mama była nieprzejednana. Powiedziała, żebyś sobie wracał do Moskwy i nie pokazywał jej się na oczy. Nie wiem czy wiesz, ale prowadziła zapiski, coś w rodzaju pamiętnika, gdzie ma odnotowane różne rzeczy o tobie. I z tymi datami na zdjęciach wszystko jej się świetnie komponuje.
- I co ja teraz mam zrobić?
- Nie wiem – odparł krótko. – Gdybyś nie zostawiał jej pełnomocnictwa, to przynajmniej by mieszkania nie sprzedała. A tak, kupiła mniejsze, ale tylko na siebie. I zapowiedziała, że twoja noga jego progu nie przestąpi.
- Joasia mówiła, że wyjechała…
- Prawdopodobnie – potwierdził skinieniem głowy. – Ale chyba tylko na święta. Mieszka teraz gdzieś u koleżanki, wynajęła po prostu pokój. Do tego nowego wprowadzić się będzie można za jakieś dwa, trzy miesiące co najmniej, bo remont trochę potrwa. Ale jest jeszcze jedna sprawa.
- Jaka znowu?
- Sprawa twojego zameldowania, bo przecież po sprzedaży mieszkania jesteś wymeldowany ze starego, a w nowym mama cię nie zamelduje.
- To znaczy, że jestem bezdomny?
- Właściwie na to wychodzi. Ale to jest też problem prawny. Tamten adwokat prosił mnie, żebym przekazał ci wszystkie sądowe papiery. Zostawił też przygotowane poświadczenie, iż zostałeś zawiadomiony o wszystkim i je odebrałeś. Możesz to podpisać, albo nie podpisywać. Zrobisz jak zechcesz. Jeśli nie podpiszesz, sprawa będzie się przewlekać. Ale wtedy on będzie robił ci trudności na każdym kroku. Jeśli natomiast podpiszesz, to obiecał, że zwrócą ci twoje rzeczy osobiste, może też dostaniesz trochę pieniędzy.
- Jakich pieniędzy? – zapytałem.
- Ze sprzedaży mieszkania. Poza tym mama opróżniła ci konta. Nie masz na nich ani złotówki. Zapowiedziała, że nie odda, chyba, że sąd ją do tego zmusi. Ale składając pozew do sądu, będziesz musiał podać swój adres. A wtedy nie zawaha się tego wykorzystać.
- I co, mam się z nią sądzić?
- Miałbyś niewielkie szanse. Tak samo jak na uniknięcie orzeczenia, że rozwód następuje z twojej wyłącznej winy. Tato, naprawdę jest mi bardzo przykro, ale nie potrafię ci powiedzieć co będzie dla ciebie lepsze.
- No a moje rzeczy? Przecież ja nie mam nawet w co się przebrać.
- Swoje rzeczy możesz odebrać po zgłoszeniu się do tamtego adwokata. Masz tu jego wizytówkę. On bez problemów odda ci wszystko, jeśli tylko się zgłosisz i podpiszesz odbiór pozwu. Ma wszelkie mamy pełnomocnictwa i zapowiedział, że od tego nie odstąpi.

Oparłem łokcie na stole i schwyciłem opuszczoną głowę w dłonie, tępo wpatrując się w blat stołu. No to się doigrałem! Nie mam już żony i nie mam domu. Nie mam też pieniędzy. Wszelki grunt pod stopami gdzieś się osunął… Chciałem uciekać, tylko gdzie? Muszę wracać do Moskwy. Nic tu po mnie.
- Jak chcesz, to możesz zostać u nas, ale będziesz sam, bo my na święta wyjeżdżamy do Austrii. Mamy wykupione miejsca już od dawna i dzisiaj mamy wyjazd. Albo dam ci trochę pieniędzy na hotel…
- Poczekaj! – wyprostowałem się. – Nie potrzebuję pieniędzy. Mam bilet powrotny do Moskwy, to spróbuję tam jeszcze dzisiaj wrócić. Tylko powiedz mi co powinienem teraz zrobić. Ty nie możesz brać w tym udziału?
Pokręcił głową przecząco. – Absolutnie. Ale jeśli chcesz, to jakiegoś adwokata mogę ci poszukać. Tyle, że dopiero po świętach, kiedy wrócimy.
- To szukaj. A twojego adresu nie mogę podać?
- Teoretycznie mógłbyś. Ale lepiej będzie, żeby to był już adres twojego adwokata. Przynajmniej będzie miał kontrolę nad tokiem postępowania.
- Adres mailowy masz ten sam?
- Tak. My wracamy dopiero w przyszłą niedzielę. Spróbuję wtedy jeszcze z mamą porozmawiać, ale mało wierzę w to, że zmieni zdanie. Nie wiem też dokładnie jakie jeszcze ma argumenty, bo w tych papierach – wskazał wzrokiem na stół – wszystkiego przecież nie ma. Spróbuj przez ten czas przypomnieć sobie co tam miałeś. W każdym razie, w niedzielę wieczór skontaktuję się z tobą. Może już wtedy będę miał dla ciebie adwokata.
- A kto jeszcze o tym wie? – zapytałem.
- Tego nie wiem, ale był u mnie we środę. Zaraz też wysłałem ci wiadomość, ale nie odpowiedziałeś.
No tak, Dorota szykowała się do wyjazdu i zapowiedziała, że nie będzie mieć czasu, dlatego już nawet poczty nie sprawdzałem…
- Tak wyszło…
- Tato, muszę już iść! – Damian podniósł się z krzesła. – Weź sobie to wszystko, poczytaj i pooglądaj. I na spokojnie zastanów się co dalej. Nie musisz się spieszyć z decyzją. Na ile będę mógł to ci pomogę. A jak z pracą u ciebie? Wszystko w porządku?
- Na dwoje babka wróżyła. Dopiero przed chwilą też się dowiedziałem nieciekawych rzeczy. Niby dotyczą banku warszawskiego, ale to może mieć skutki, które dosięgną i mnie. A Joasi tym bardziej.
- No właśnie, coś mi opowiadała ostatnio…
- Nie dzwoń do niej! – poprosiłem. – Chyba jeszcze nie wie o decyzji mamy, bo gdy rozmawiałem z nią niedawno, niczego mi nie powiedziała.
- Nie będę, bo mam bardzo mało czasu. A gdzie ona jest?
- Pojechała do Maćka. Wie, że mieszkanie sprzedane, ale chyba tylko tyle.
- Dobrze. Będę już leciał. Naprawdę nie mam czasu! – Damian wyciągnął dłoń, chcąc się pożegnać.
- Poczekaj, nie mam tu po co zostawać, pójdziemy razem – skinąłem gestem głowy na Romka. Zostawiłem na stoliku pieniądze za kawę i już we trójkę wyszliśmy na zewnątrz.
- To pana bryczka? – zainteresował się Damian, kiedy doszliśmy do jeepa, a ja pakowałem teczkę od niego do swoich bagaży. – Niegłupie auto! – pochwalił.
- Chciałbym go mieć! – roześmiał się Romek. – Ale mnie na takie nie stać. To jest samochód pańskiego taty! – oznajmił mu prosto z mostu.
- Tak? – Damian aż roześmiał się ze zdziwienia. – To twoje? – patrzył mi w oczy.
- Ano, podobno moje! – potwierdziłem niby spokojnie, ale zaciskając zęby.
- Kiedy go kupiłeś? – dopytywał się. – Nic się nie pochwaliłeś!
- Nieważne… – machnąłem ręką.
- Tato! Za taką maszynę, to pewnie i mieszkanie można byłoby kupić! – spoglądał na mnie z nadzieją, podsuwając mi jakieś, według niego, rozwiązanie problemu.
- Zostawmy to w spokoju – przeciąłem jego rozważania. – Na to zawsze będzie czas.
- Zgadzam się – przytaknął. – No cóż, to do zobaczenia i do usłyszenia! Będę z tobą w kontakcie!
Podaliśmy sobie dłonie, ale po chwili i tak objęliśmy się, ściskając serdecznie, po czym Damian pożegnał się z Romkiem i odjechał. A my we dwóch zostaliśmy na parkingu.
Już mi się nigdzie nie spieszyło.
Dopiero teraz do mojej świadomości zaczynało dochodzić to, co usłyszałem. Że nie mam domu. I nie mam gdzie wracać. Ani do kogo, ani po co. Łzy stanęły mi w oczach…

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
wykrot · dnia 02.06.2013 19:33 · Czytań: 605 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 2
Komentarze
zajacanka dnia 04.06.2013 09:02 Ocena: Bardzo dobre
No i mamy Wielkie BUM! To się Tomaszek doigrał! I to przez własną nieuwagę, a właściwie głupotę, bo jak inaczej możnaby nazwać trzymanie osobisto-intymnego archiwum w domu? Ale szkoda mi go, tym bardziej, że to zaprzeszłe czasy z Leną, a nie świeże z Dorotą, no, ale nie wiemy jeszcze, czy Marta nie jest w posiadaniu kolejnych dowodów niewierności. Co tu dużo gadać: zdradzał ją przez całe życie niemal, to się w końcu wkurzyła. Babka nie jest głupia i jakąś intuicję ma (choćby ten prowadzony pamiętnik). Oczywiście wciąż niewyjaśniona jest kwestia, czy dowie się o dzieciach i jak dalej będzie z Tomka pracą.
Bardzo emocjonalna część, niemal wyciskająca łzy z oczu. Brawo!
Czekam na ulubiony ciąg dalszy :)
wykrot dnia 04.06.2013 11:30
Jak będzie z pracą? No cóż...
Za godzinę powrotny bilet Tomka straci ważność. Łukasz już się rozgrzewa w blokach startowych...
Ach, prawda! Nie wiesz kto to jest Łukasz!
Będzie o nim w 8 odcinku "Leny".
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
27/03/2024 22:12
Serdeczne dzięki, Pliszko! Czasem pisząc, nie musiałem… »
pliszka
27/03/2024 20:55
Kaz, w niektórych Twoich tekstach widziałam więcej turpizmu… »
Noescritura
25/03/2024 21:21
@valeria, dziękuję, miły komentarz :) »
Zdzislaw
24/03/2024 21:51
Drystian Szpil - to i mnie fajnie... ups! (zbyt… »
Drystian Szpil
24/03/2024 21:40
Cudny kawałek poezji, ciekawie mieszasz elokwentną formę… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:18
@Optymilian - tak. »
Optymilian
24/03/2024 21:15
@Zdzisławie, dopytam dla pewności, czy ten fragment jest… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:00
Optymilian - nie musisz wierzyć, ale to są moje wspomnienia… »
Optymilian
24/03/2024 13:46
Wiem, że nie powinienem się odnosić do komentarzy, tylko do… »
Kazjuno
24/03/2024 12:38
Tu masz Zdzisław świętą rację. Szczególnie zgadzam się z… »
Zdzislaw
24/03/2024 11:03
Kazjuno, Darcon - jak widać, każdy z nas ma swoje… »
Kazjuno
24/03/2024 08:46
Tylko raz miałem do czynienia z duchem. Opisałem tę przygodę… »
Zbigniew Szczypek
23/03/2024 20:57
Roninie Świetne opowiadanie, chociaż nie od początku. Bo… »
Marek Adam Grabowski
23/03/2024 17:48
Opowiadanie bardzo ciekawe i dobrze napisane.… »
Darcon
23/03/2024 17:10
To dobry wynik, Zdzisławie, gratuluję. :) Wiele… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
  • Slavek
  • 22/03/2024 19:46
  • Cześć. Chciałbym dodać zdjęcie tylko nie wiem co wpisać w "Nazwa"(nick czy nazwę fotografii?) i "Album" tu mam wątpliwości bo wyskakują mi nazwy albumów, które mam wrażenie, że mają swoich właścicieli
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty