Lena. (7) - wykrot
Proza » Długie Opowiadania » Lena. (7)
A A A
Od autora: Kolacja trwa, ale zbliża się ku końcowi. Do Tomka dochodzi wreszcie prawda, że w tym kraju, niespodzianka może być sprawą oczywistą. Że nie jest tak anonimowy, jak mogłoby się wydawać.
A Dorotka... Dorotka wie o tym od zawsze, chociaż odwiedza Moskwę i Rosję pierwszy raz w życiu.
W dodatku jest niesłychanie pewna siebie...

To akuratnie nie stanowiło problemu. Na tym parkiecie nie było zbyt wiele osób i od razu ich zauważyłem. Stali we trójkę i słuchali kapeli. Dorota rozmawiała z Iriną. Podszedłem do niej od tyłu i delikatnie objąłem w talii. Od razu lekko się poddała, przywierając do mnie plecami. Irina udawała, że niczego nie widzi.
- Tomek, ja chcę posłuchać romansów! – powiedziała cicho Dorota.
- To słuchajmy! – zgodziłem się. – A potańczyć nie chcesz?
- Możemy i zatańczyć. Jakiegoś walca na przykład.
- A jakiego?
- „Na wzgórzach Mandżurii”. Może być?
Zrozumiałem. Walca tego rozpropagował w Polsce jeden z naszych piosenkarzy, żartobliwą piosenką „Biały walc”, opartą na jego motywach. Tańczyliśmy to niejeden raz w Pokrzywnie.
Dorota odwróciła głowę w kierunku Wichariewów.
- A jakiś konkretny utwór to można u nich zamówić? – zwróciła się do Iriny. Borys był jednak szybszy.
- Oczywiście, że tak. Mało tego, oni mogą zagrać tylko dla nas. Tam, przy naszym stoliku.
- Tomek, to zamów nam tego walca, co?
- Słoneczko! Dla ciebie wszystko!
Miałem zamiar podejść do kapeli. Ale Borys znowu był szybszy.
- Pani dyrektor, panie Tomaszu, jesteście państwo tutaj gośćmi. I bardzo proszę wszystkie takie sprawy zostawić nam. Oczywiście, będzie walc dla państwa, ale to załatwię ja! – ukłonił się w stronę Doroty. – A czy kapela ma przyjść do nas? – zapytał jeszcze.
- Jeśli można, to oczywiście, ja poproszę! Tylko nie teraz, a później. Bliżej północy.
- Dobrze, będzie to załatwione.
Odszedł od nas, a my słuchaliśmy Iriny, która chyba kontynuowała poprzedni temat, bo początkowo nie zrozumiałem o co chodzi.
- Gdybym chociaż na kilka dni wcześniej znała termin pani przyjazdu, to wtedy jestem w stanie coś załatwić. Bo tak w przeddzień to przeważnie już niczego nie ma. Oczywiście, im wcześniej, tym lepiej.
- Jak tylko będę miała jakieś skonkretyzowane plany, to na pewno panią powiadomię – zapewniła ją Dorota.
- A co się dzieje? O co chodzi? – zapytałem. Dorota schwyciła mnie za połę marynarki.
- Pani Irina pracuje w merostwie, w departamencie kultury i ma dostęp do biletów. Chodzi o teatry, koncerty, występy i imprezy – wyjaśniała mi gorączkowo. – Wie także na bieżąco co i gdzie się tutaj dzieje. Rozumiesz?
- Królowo moja… – patrzyłem na Dorotę zaskoczony. – To ty… przyjedziesz tutaj jeszcze?
Zaśmiała się, pociągnęła mnie za klapy marynarki i potarła nosem czubek mojego nosa.
- Mam nadzieję, że mi nie powiesz, iż tego nie chcesz…
Objąłem ją, przyciskając do siebie.
- Nie mów tak nawet w żartach! – zaprotestowałem.
- No dobrze, już nie będę – zgodziła się, wyswobadzając z objęć. – Pani Irino! – zwróciła się do blondynki. – Jak tylko będą potrzebne jakieś finanse, to proszę kontaktować się z Tomkiem – pokazała na mnie. – Tak będzie chyba najszybciej.
Irina machnęła ręką. – Nie sądzę, żeby pieniądze były jakimś problemem. To nie są aż tak wielkie sumy.
- Wielkie albo nie, czasem pieniądze są niezbędne. A Tomek będzie tu na miejscu, więc będzie mógł to załatwić najszybciej.
Irina patrzyła na mnie zdziwiona.
- To pan zostaje tutaj w Moskwie?
- Ja??? – tym razem to ja się zdziwiłem. – Przecież ja tu jestem przez cały czas!
Zrobiła wielkie oczy i nadal czegoś nie rozumiała.
- Nie rozumiem… to państwo nie przyjechaliście z USA?
- To ja przyjechałam! – wtrąciła Dorota, – Ja sama! A Tomasz pracuje tutaj. Na miejscu w Moskwie! Jest podwładnym pani męża!
Mina Iriny świadczyła dobitnie o tym, że niczego dotychczas nie wiedziała.
- Przepraszam… nigdy jakoś nie interesowałam się bliżej pracą męża – usprawiedliwiała swoją niewiedzę. – Mnie banki i finanse mało interesują, no chyba że te domowe finanse. Poza tym zawsze starałam się, żeby Borys miał dom, a nie przedłużenie pracy.
- Ależ to nie jest żaden problem, nie ma pani powodu do żadnych tłumaczeń! – zapewniała ją Dorota. Irina była zakłopotana, ale nieoczekiwanie zdobyła się na szczerość.
- Ja to nawet zdziwiłam się dzisiaj, gdy Borys oznajmił mi, że mamy zaproszenie na kolację z resztą zarządu, na cześć ich szefowej z USA. To chyba pierwsze takie zdarzenie w historii. Owszem, czasem wychodziliśmy gdzieś we czwórkę z Igorem i Aloną, ale najczęściej to Borys z Igorem we dwóch gdzieś znikają. Ja nawet nie pytam gdzie i z kim. W zamian za to Borys nie ingeruje w moje znajomości. Jestem plastyczką, ukończyłam Akademię w Moskwie i mój zawodowy świat jest trochę inny. Ale dobrze mi z Borysem, mam nadzieję, że jemu też jest dobrze i jakoś nam leci – zakończyła optymistycznie.
- Pani Irino! Cieszę się, że panią poznałam – Dorota rzeczywiście była zadowolona. – Wierzę, że to nie jest nasze ostatnie spotkanie. Ja teraz muszę to wszystko uwzględnić w swoim terminarzu, ale na pewno jeszcze w Moskwie się zjawię. I to niekoniecznie służbowo. A wtedy bardzo chciałabym się z panią spotkać.
- Ależ zapraszam panią już teraz! – entuzjazmowała się Irina. – Proszę tylko mnie uprzedzić! Ja nawet wezmę urlop, żebym mogła być pani przewodnikiem. Pracuję w dziale muzeów i naprawdę dużo o tym wiem! I zapewniam panią, że w Moskwie jest co oglądać!
- Zdaję sobie z tego sprawę – Dorota nie kryła entuzjazmu. – Tylko dotychczas nie miałam okazji tego sprawdzić. Tomek mi wprawdzie obiecywał, że to on będzie mnie oprowadzał…
- To nie to samo! – Irina popatrzyła na mnie. – Proszę się nie gniewać, ale wiem co mówię. To co mogę ja, jest niedostępne dla zwykłych zwiedzających. Chyba państwo zdajecie sobie z tego sprawę.
- Oczywiście, że tak – zapewniłem ją szybko. – Tak bywa zawsze i wszędzie.
Irina pokiwała głową.
- A pan bardzo dobrze mówi po rosyjsku i to z moskiewskim akcentem. Ja w pierwszej chwili pomyślałam, że to jakiś Rosjanin, który kiedyś wyjechał do Ameryki…
Obydwoje z Dorotą wybuchnęliśmy śmiechem.
- Ja przepraszam… – Irina nie zrozumiała naszej wesołości.
- Przepraszamy panią, ale śmiejemy się z całej sytuacji – wyjaśniłem. – Otóż muszę pani wyjaśnić, że ja nigdy nie byłem w Ameryce!
Irina zrobiła wielkie oczy.
- A pani dyrektor to jest z Ameryki? – zapytała. Przytaknąłem skinieniem głowy.
- To jak państwo poznaliście się? – była nadal zdumiona.
- Pani Irino, to za długa historia na dziś – wtrąciła Dorota. – Kiedyś to pani opowiem. Obiecuję! Przyjadę tutaj chociażby tylko po to!
- Chciałabym spotkać się z panią na spokojnie – oświadczyła nagle Irina. – Rzadko mam okazję spotkać kogoś, kto naprawdę interesuje się sztuką.
- A może przyjedzie pani do mnie, do Nowego Jorku? – wystrzeliła Dorota. – Tam też jest co oglądać… Mogłaby pani? Wszelkie koszty biorę na siebie. Zaproszenie oczywiście też.
- Nie wiem… Chciałabym, ale nigdy o tym poważnie nie myślałam… i nie mogłabym nadużywać pani uprzejmości.
- Pani Irino… – Dorota wzmocniła ton. – Umówmy się, że pani nigdy nie będzie mówić niczego o finansach. Mnie stać nie na takie fanaberie. Kilka muzeów mogłabym kupić wraz z zwartością ich magazynów. Dlatego niech między nami ten temat nie istnieje. Rozmawiajmy tylko o możliwościach czasowych i administracyjnych. Będzie pani w stanie wybrać się w tym roku do Nowego Jorku?
- A czy ja w ogóle dostanę wizę?...
- Ok. Zróbmy to inaczej! Tomek! – zwróciła się do mnie. – Będziesz pośrednikiem w tych sprawach, dobrze? Szczegóły później.
- Oczywiście!
- Pani Irino, czyli załatwione. Wypełnia pani wniosek wizowy, oddaje Tomkowi, a resztę proszę zostawić mnie. Termin ustalimy potem, dobrze? Prawdopodobnie będę tutaj wcześniej, ale to dopiero plany.
- Tyle mogę zrobić zawsze…
- Czyli bierzemy się do dzieła. A teraz chciałabym zatańczyć walca…
Borys dołączył do nas już chwilę temu, ale trafiając na ożywioną rozmowę, spokojnie przystanął i tylko wysłuchał zakończenia. Kiedy jednak usłyszał słowa Doroty, skinął w stronę kapeli i niemal natychmiast rozległy się jękliwe dźwięki cygańskich instrumentów…

Płynęliśmy z Dorotką przez parkiet i nie wiem dlaczego w głowie coś mi mówiło, że to walc z „Nocy i dni”. Może jakieś skojarzenia tamtej scenerii… A przecież ten był zupełnie inny. Niemniej interesujący.
Borys z Iriną początkowo nam się przyglądali, jednak też poszli w tany, chociaż zadowalali się skrawkiem parkietu, całą resztę zostawiając nam do dyspozycji. A my korzystaliśmy ze swobody, kręcąc się, wirując i przy okazji tuląc się do siebie. Znowu świat zewnętrzny chwilami przestawał istnieć.
Kiedy kapela zamilkła, Dorota zarzuciła mi ręce na szyję i pocałowaliśmy się spokojnie, nie zwracając uwagi na otoczenie. Dlatego nie zauważyliśmy tego.

Do Wichariewów podeszła dość wiekowa Cyganka i coś im perorowała. Borys odpowiadał uśmiechem i próbował się jej pozbyć, bo machał ręką protestując, ale widocznie to nie było takie proste. I kiedy byliśmy całkiem blisko, usłyszałem jak mówi, ciągle odpędzając się od niej niczym od uprzykrzonej muchy.
- Weź im powróż, a mnie zostaw w spokoju!
Cyganka przeniosła swoją uwagę na nas.
- Dobry panie, cyganka prawdę powie. Chodź, ja ci powróżę! Tamten pan nie chce, szkoda go, bo skąpy nie jest i chciałam mu powróżyć za darmo. Ale on nie chciał. Dlatego ja tobie powróżę za darmo. Nic nie wezmę, bo on już zapłacił. A tobie powiem prawdę. Cyganka nie kłamie. Nie ma interesu, żeby kłamać. Chodź, piękna pani. Chodź, rozłóż tylko karty, a ja ci powiem co ciebie czeka. Prawdę powiem!
- Powróż mnie! – wystrzeliłem, zanim Dorota przetrawiła jej słowa.
- To chodź do stolika, gdzie mam karty – odparła leniwie i nie oglądając się, podreptała szeleszcząc spódnicami w róg sali, obok podium dla kapeli. Że też wcześniej nie zauważyliśmy jej stanowiska pracy…
Oczywiście, Dorota poszła ze mną, tak samo Irina i Borys. Z ciekawości. Jak zawsze w takich sytuacjach. Wszyscy uśmiechaliśmy się idiotycznie…

W rogu sali, obok sceny, stał sobie zwykły, powiedziałbym nawet że nieco odrapany stolik, a na nim leżała talia kart. Niezbyt zniszczonych. Nie wiedziałem, czy to zwykłe karty, czy kabalistyczne, ale to dla mnie nie miało znaczenia. Dowiem się za chwilę. A przy stoliku były dwa krzesełka, rozstawione naprzeciwlegle. Cyganka usiadła na jednym, natomiast mnie poleciła usiąść na drugim. Widownia musiała stać.
Wzięła karty ze stolika, potasowała, położyła na środku i poleciła rozdzielić je na pięć stosów, według określonej kolejności. Czyli pierwszy stos na środku, drugi po lewej, trzeci po prawej, czwarty na skraju lewego boku, a ostatni przy prawej krawędzi. Kiedy tak zrobiłem, zebrała je kolejno, odwracając i ułożyła rzędami, wpatrując się w powstały układ.
Karty były raczej nietypowe, chociaż było jakieś podobieństwo do normalnych, którymi gra się w zwykłego „tysiąca”. Jednak obrazki na nich były o wiele bardziej rozbudowane.
Przez chwilę milczała, tylko jej oczy przebiegały po ich powierzchni. My też nie próbowaliśmy nawet mruknąć.
- Mówisz tak jak ruski, z moskiewskim akcentem… Kiedy się do mnie odezwałeś, nie wiedziałam o tym, ale ty nie jesteś ruski – odezwała się nieoczekiwanie. – Chociaż myślisz jak ruski… Byłeś tutaj kiedyś… ty tu jesteś jak w domu. Ale domu już nie masz. Uleciał. I dobrze dla ciebie. Tam już niczego nie mogłeś się spodziewać. Rozłóż karty jeszcze raz.
Powtórzyliśmy manewr. Cyganka wpatrzyła się w rzędy.
- Życie jeszcze przed tobą… masz możnych przyjaciół. Nie zapomną… I dużo kobiet wokół ciebie, mężczyzn niewielu. Nie powiem ci dużo, chociaż wiem o wiele więcej niż mówię, ale znając zbyt dokładnie swoją przyszłość, mógłbyś ją zepsuć. A ja nie chcę szkodzić tym, którym wróżę… Czysta woda cię nie zgubi, nie bój się jej, ale nie chodź sam na bagno, bo cię pochłonie. Już byłeś wyciągany z topieli i to nawet kilka razy. Pamiętaj, jeśli zlekceważysz moje ostrzeżenie, przyjaciel może tym razem nie zdążyć na czas… Oczekuj zmian, wokół ciebie silny wiatr. Wymieni całe powietrze dookoła…
- To dobrze czy źle? – przerwałem jej.
- Nie wyglądasz potem na zapłakanego… masz kocią naturę. Spadasz na cztery łapy tam, gdzie inni łamią nogi a nawet kręgosłupy. Tyle, więcej nie mogę ci powiedzieć i nie daj mi pieniędzy. Nie przyjmę od ciebie ani kopiejki. I nie pytaj dlaczego, bo nie odpowiem. Dla ciebie tak będzie lepiej. Nie chodź też do innej cyganki. Nie ryzykuj!
Odebrało mi mowę. Skąd wiedziała, że chciałem jej dać tysiąc rubli?
- Dlaczego nie chcesz pieniędzy?
- Ty wiesz dlaczego. Po co mamy mówić o tym głośno?
Zapadło milczenie.
- Powróż zatem mojej znajomej – Irina przerwała ciszę. – Za pieniądze, bo za kapelę nie zapłaciła. Ile sobie życzysz?
- Skoro tak, to opłatę przyjmę. Co łaska.
- Ja zapłacę – wyrwałem się, wyjmując tysiącrublowy banknot z kieszeni. – Weź go!
- Wezmę! – zgodziła się. – Ale to ona musi mi go podać!
Dorota bez ceregieli wzięła ode mnie pieniądze i podała Cygance. Ta wyciągnęła dłoń, a kiedy ich dłonie się spotkały, drgnęła nieoczekiwanie, unosząc brwi. Schowała jednak pieniądz w czeluściach spódnic i potasowała karty.
- Rozłóż je tak jak on! – poleciła. Kiedy Dorota wykonała polecenie, Cyganka przyglądnęła się układowi rzędów, po czym bez słowa zebrała karty i potasowała je jeszcze raz.
- Jeszcze raz rozłóż!
Dorota bez słowa sprzeciwu wykonała polecenie.
Cyganka, milcząc, przez dłuższą chwilę przeglądała oczami układ rzędów, po czym pokręciła głową z niedowierzaniem.
- Nie spotkałam się jeszcze z czymś takim… – przerwała ciszę, spoglądając na Dorotę. – Wybacz mi pani, początkowo wzięłam cię za kurtyzanę. Ale ty jesteś daleko nie kurtyzaną! I mocna jesteś! Gdybyś była cyganką, to wzięłabym ciebie i uczyła wróżenia. Byłabyś jeszcze lepsza niż ja! Blokujesz karty, ale nie do końca i stara cyganka ma swoje sposoby. Coś ci jednak powie. Daj mi rękę! – poleciła. Dorota wykonała polecenie.
- Kazałam ci rozłożyć stosy drugi raz, bo w pierwszy układ nie mogłam uwierzyć – mówiła monotonnie, wpatrując się w rysunek linii wewnątrz dłoni Doroty. – Ale drugi układ jest taki sam jak pierwszy. Dziwny układ, jakby dwie osoby siedziały w tobie. Dwie osoby, będące w różnych miejscach na świecie. Ale kiedy pytam kart skąd jesteś, mówią że z bliska i z daleka. Męża też, masz i tak jakbyś go nie miała. Podobnie rodzinę. Jest i jej nie ma. Obok ciebie i za górami… Buława marszałka przed tobą, bierzesz ją, ale słuchasz też rozkazów kaprala i liżesz jego but, niczym szeregowiec… Masz belferską trzcinkę, jednak uczysz się pisać rysikiem. Niepojęte… Wybranką losu jesteś, kocha cię on, spełni wszystko co zechcesz, a nawet to, czego nie wypowiesz. Ale droczy się z tobą, dopóki nie tupniesz nogą. I próbuje grać ci na nerwach, chociaż tyś jego panią… Kufry złota przed tobą, bogata jesteś, ale o to nie dbasz… Daj jeszcze pieniądz, pani. Masz go tak wiele, że nawet nie zauważysz ubytku. A będziesz mieć tego złota jeszcze więcej. Nigdy ci go nie braknie. Od ciebie wezmę pieniądze, bo i mnie przyniosą szczęście… Kim ty jesteś, kobieto? – padło retoryczne pytanie. – Wiem jedno, ulubienicą przeznaczenia. Igrasz z nim jak mało kto, ale i tak wygrasz! Los cię lubi, ty zawsze będziesz mieć szczęście. Jesteś urodziwa i bogata, długo też będziesz piękną. Czas niewiele ci zaszkodzi. Los tak chce bo ciebie wybrał na swój wzorzec. Ale karty cię nie lubią. Nie chcą zdradzić twojego życia, albo potrafisz się przed nimi zamknąć. Bo nie mogę uwierzyć, że wszystko masz podwójne… Patrz, ta w układzie z tą, oznacza zmiany w stanie rodzinnym, problemy z małżonkiem – wskazała na jakąś kartę – ale ta… – pokazała sąsiednią – że mąż cię kocha i czeka cię rodzinna sielanka. A tu… jesteś Madonną, natomiast obok… kurtyzaną. Kim ty w końcu jesteś naprawdę?
- Wszystkim! – spokojnie odpowiedziała Dorota. – Bardzo dobrze odczytałaś moje losy. Ja jestem wszystkim! Jesteś znakomita! Tomek! – zwróciła się do mnie, wstając. – Pani należy się premia!
- Ty daleko nie ruska… – szepnęła zdziwiona Cyganka. – Nie mówiłaś wcześniej ani słowa, to i nie wiedziałam…
Sięgnąłem do kieszeni. Akuratnie banknot pięć tysięcy rubli wpadł mi w ręce.
- Proszę! – podałem Cygance. Wzięła bez protestu.
- A tobie dobrze radzę, zapomnij o wróżbach! Będzie ci łatwiej – usłyszałem na pożegnanie. – Tobie zaś, pani, dziękuję! Ty i bez moich życzeń sobie poradzisz. Nie kiwniesz palcem, a i tak wszystko ułoży się według twoich pragnień. Twój los zrobi to za ciebie już niedługo. Kiedyś mi mówili, że takie osoby bywają na świecie, ale dotąd nie mogłam w to uwierzyć. Teraz wiem. Żegnaj, pani! Wspomnij czasem cygankę, która pierwsza oznajmiła ci o końcu twoich wątpliwości.
- Jeśli będzie tak jak mówisz, to często będę cię wspominać! – roześmiała się Dorota. – Tomek, dodaj pani jeszcze trochę!
- Hojna jesteś i radosna. Los wiedział co robi. Dobrze wybrał! Warta jesteś tego. Idź już, bo ciebie oczekują. I nie martw się! Ty nie będziesz mieć problemów. Mocna jesteś! Szkoda, że nie cyganka…

Wracaliśmy do stołu w milczeniu, a ja zastanawiałem się co też to wszystko oznaczało dla Doroty. Zabawę, tak jak przeważnie przyjmuje się to w Polsce, czy coś bardziej poważnego? Nigdy o takich sprawach nie rozmawialiśmy, ale ja przecież wiedziałem, że w Rosji, wszelkie wróżby i przepowiednie są przyjmowane z o wiele większą powagą niż u nas. Dlatego słowa cyganki zostaną teraz dokładnie przekazane i rozkolportowane przez Wichariewów. Te dotyczące mojej osoby też, ale przede wszystkim tyczące Doroty. Nie da się ukryć, że cyganka zrobiła tu za nas potężną robotę i wszelkie próby umniejszenia Doroty znaczenia, spełzną teraz na niczym. Oni będą się jej bać już chyba zawsze! Przynajmniej w podświadomości. Tego byłem pewien.

Nie uszliśmy jednak daleko, kiedy Dorota nieoczekiwanie schwyciła mnie za rękę.
- Pani Irino! – odezwała się. – Panie Borysie! Przepraszam, ja tylko zamienię parę słów z Tomkiem i za chwilę dołączymy do was, dobrze?
Irina rozłożyła ręce w aprobującym geście.
- Ależ proszę bardzo!
Po czym obydwoje odeszli od nas.
- Tomek – odezwała się Dorota. – Odpuść mi teraz… – spojrzała na mnie jakimś dziwnym wzrokiem. Ja z kolei patrzyłem na nią zdezorientowany. Nie rozumiałem o co chodzi.
- Na czym to ma polegać? – zapytałem.
- Oj, nie udawaj… – odezwała się trochę kpiąco. – Po prostu przestańmy na chwilę zajmować się tylko sobą. Chciałabym jeszcze czegoś się tutaj dowiedzieć. A ty mi troszeczkę w tym przeszkadzasz.
Nie powiem, żebym był zachwycony tymi słowami. Dorota to zauważyła.
- Tomek, miły mój, to nie ma nic wspólnego z nami, zapewniam cię! I tak będziemy dzisiaj spać razem, oczywiście jeśli tego zechcesz. To chodzi wyłącznie o moje zawodowe sprawy, proszę… Objęła mnie za szyję i uściskała. A potem zaczęła mi podpowiadać.
- Porozmawiaj trochę z innymi, chociażby z Lemiechowem, albo z Aloną a nawet z Anną czy też Krzysztofem. Tylko nie pij za dużo. I obojętnie co by się działo, to nie okazuj mi zazdrości. Dobrze? – patrzyła mi w oczy.
- Dobrze, Słoneczko! – zgodziłem się. – Jakbyś mnie dzisiaj nie wpuszczała do sypialni, to chyba bym ci nie uwierzył. Ale teraz wierzę.
Uściskała delikatnie moje dłonie, a potem wzięła za rękę i wróciliśmy do stołu.

Miałem wrażenie, że wraz z powrotem Doroty, atmosfera przy stole się poprawiła. Kelnerzy również jakby dostali nowego impulsu. Podawano nowe dania, a i kieliszki nie pozostawały puste. Zgodnie z naszą umową, nie wtrącałem się w rozmowy Doroty. To czego nie rozumiała, tłumaczył jej Lemiechow albo Alona. Nawet Anna spoglądała na mnie ze zdziwieniem, ale nie reagowała widząc moją obojętną minę. Krzysztof zaś, jak profesjonalny handlowiec, raczej słuchał niż zabierał głos. Ja trochę zagadywałem Olgę, ale rozmowa nie dotyczyła niczego konkretnego. W końcu po kolejnym spełnionym toaście, Lemiechow poprosił Dorotę do tańca, a inni ruszyli za nimi. Przy stole zostaliśmy tylko ja, Anna i Olga z mężem. Wróciłem wtedy do swojej przerwanej rozmowy z Olgą.

- Pani Olgo, jak się pani dzisiaj bawi?
Roześmiała się, niczym doświadczona nauczycielka.
- Normalnie, dla mnie to nie nowość. To nie pierwsza kolacja i mam nadzieję, że nie jest też ostatnią w moim życiu! – zakończyła optymistycznie.
- A pan to czemu właściwie cały czas milczy? – zapytałem, zwracając się do jej męża, Anatolija. Ten westchnął tylko, przeczesał dłonią czuprynę i znowu zwrócił swój wzrok w moją stronę.
- Nie wiem, czy to co mógłbym powiedzieć, byłoby dla kogoś interesujące. Ja nie jestem z waszej branży i na tych finansowo – bankowych sprawach znam się raczej kiepsko – wyjaśnił rozbrajającym tonem.
Kurczę – pomyślałem. – Czyżby znowu artysta?
- A czym się pan zajmuje, jeśli to nie sekret? – zapytałem głośno. Myślałem, że on mi odpowie, ale wtrąciła się Olga.
- Panie Tomaszu, to nie jest żadnym sekretem. Mój mąż pracuje w służbach.
O jasna cholera! To ja się zastanawiam, czy przyjazd Doroty nie wzbudził czyjegoś cichego zainteresowania, a tu obserwację mamy na miejscu! Anatolij był oficerem Federalnej Służby Bezpieczeństwa. No cóż, zawód jak każdy inny. Tylko dlaczego to akuratnie on musiał nas widzieć z Dorotą na całowaniu się? Ale stało się i teraz się nie odstanie. Trzeba robić dobrą minę do złej gry. Usiłowałem pokazać pewność siebie i trochę pożartować.
- Tym niemniej mam nadzieję, że dzisiaj jest pan tutaj prywatnie? – zapytałem, udając naiwność. Roześmieli się obydwoje.
- Panie Tomaszu, pan jest chyba w Moskwie nie pierwszy raz i nie pierwszy rok – odezwała się Olga z lekkim politowaniem w głosie. Moja gra została odkryta. – Po co pan pyta?
Miała rację. Przecież i tak nie dowiem się prawdy. Nie było sensu nawet się łudzić. Ale konsekwentnie udawałem nieświadomego.
- A skąd taka pani opinia o mnie?
- Akcent pana zdradza – spokojnie odezwał się Anatolij. – Pan tutaj spędził sporo czasu.
- To prawda! – pokiwałem głową potakująco. Nie było żadnego powodu zaprzeczać. – Dlatego też wysłali mnie do pracy tutaj, bo trochę znam miejscowy klimat – wyjaśniłem ironicznie. – A pierwszy raz przyjechałem do Moskwy na początku lat dziewięćdziesiątych. Jeszcze przed wszystkimi reformami.
- Co pan wtedy robił? – zainteresowała się Olga.
- Zajmowałem się handlem i uwodzeniem jednej, miejscowej panienki. Nie bez chwilowych sukcesów w obydwu dziedzinach.
Anatolij roześmiał się głośno, zaś Olga tylko leciutko się uśmiechnęła.
- A dlaczego mówi pan, że tylko „chwilowych”?
- Bo po pierwsze, moja firma wypięła się na mnie wtedy, kiedy ja jej potrzebowałem, a z tym drugim było dokładnie to samo, tylko trochę wcześniej. Moja panienka niespodziewanie zniknęła pewnego pięknego dnia, a ja przez to omal nie wylądowałem w psychuszce.
Wysoko uniesione brwi Olgi świadczyły, że teraz jednak ją zaskoczyłem. Ale szybko się opanowała.
- Nic nadzwyczajnego, powiedziałabym że wręcz standardowo – beznamiętnym tonem skomentowała moje słowa. – Większość firm i panienek dokładnie tak się zachowuje.
- Teraz i ja to wiem, ale wtedy jeszcze się łudziłem, że bywa inaczej.
- Dlaczego powiedział pan, że „zniknęła”? – nieoczekiwanie zapytał Anatolij. – Jak to trzeba rozumieć?
- Banalnie! – odpowiedziałem mu spokojnym głosem. – Kiedy byłem przez kilka dni w Polsce, panienka zadzwoniła do mnie i powiedziała, że właśnie wyprowadza się z mojego mieszkania, bo znalazła sobie innego faceta. I to wszystko.
- Długo mieszkaliście razem? – pytała Olga.
- Prawie cztery lata.
Jej brwi znowu się uniosły.
- O, to sporo! – zauważyła. – To już nie był króciutki romans – powiedziała to niemal z uznaniem. – Przez taki szmat czasu faktycznie można przyzwyczaić się do tej drugiej osoby i potem odczuwać jej brak.
- A także opanować język z moskiewskim akcentem – żartobliwie dodał Anatolij.
- Bingo! – pochwaliłem twierdząco. – Ma pan rację. Ja też tak sądzę, że to na rozmowach z nią poznawałem wymowę. Ale tak na marginesie… proszę mi powiedzieć, czy w Rosji można odnaleźć człowieka, który gdzieś wyjechał?
- Nie rozumiem pytania – Anatolij rozkładał bezradnie ręce. – Proszę uściślić o co panu chodzi.
- Chodzi o to, że panienka wyjechała gdzieś z Moskwy i nikogo nie poinformowała gdzie. Z pracy zwolniła się nagle, jako powód podając przyczyny rodzinne. Ze swojego mieszkania wyprowadziła się niedługo później, informując sąsiadkę że wyjeżdża i opłacając je z góry za pół roku, a potem okazało się, że mieszkanie jest sprzedane. A ponieważ mieszkała sama, bo jej matka zmarła kilka miesięcy wcześniej, to dla mnie wszelki ślad po niej zaginął. Kiedyś bardzo chciałem ją odnaleźć, a i teraz chętnie bym się z nią spotkał, chociaż już tylko towarzysko. Ach, bardzo możliwe, że zmieniła nazwisko, wychodząc za mąż. Bo zawsze bardzo chciała mieć męża.
- Teoretycznie i technicznie odnalezienie takiej osoby nie jest trudne – odpowiedział. – Nawet jeśli zmieniła nazwisko. Ale w praktyce, to już nie jest takie proste. Trzeba uzyskać dostęp do komputerowej bazy adresowej, a tego nie dają ot tak, jeśli nie ma oficjalnego powodu. Trzeba by wszcząć sprawę, podać przyczynę, przesłać wniosek i tak dalej, i tak dalej. A coś panu zginęło z mieszkania?
- Nie, skądże! – zaprzeczyłem ze śmiechem. – Z moich rzeczy to zabrała tylko fotografię mojej córki, o czym zresztą poinformowała i co zaaprobowałem. A poza tym wszystko pozostawiła w idealnym porządku, nawet wyprasowała mi pozostawione koszule.
- Kiedy to było? – zapytała Olga, wyraźnie zaciekawiona.
- Kilkanaście lat temu. Mówiłem przecież.
- I ciągle pan o niej myśli… – raczej stwierdziła, niż zapytała. Roześmiałem się.
- Nie, już ciągle nie myślę – zaprzeczyłem. – To tylko dziwny zbieg okoliczności, że Igor Stiepanycz zakwaterował panią dyrektor w hotelu Sheraton. A to właśnie tam pracowała moja panienka. Była kierowniczką działu w hotelowej administracji. Zaraz po jego oddaniu do użytku.
- Zobaczę co da się zrobić – powiedział nagle Anatolij, przerywając mój wywód. – Jeśli będę miał kiedyś jakieś wiadomości dla pana, to przekażę je przez żonę.
- Nawet nie zapytałeś o imię i nazwisko tej osoby – zwróciła się do niego Olga.
- To nie jest konieczne – uśmiechnął się do niej. – Znam wystarczającą ilość szczegółów aby ją zlokalizować.
Popatrzyliśmy z Olgą na siebie. Tym razem, to chyba ja miałem wyżej uniesione brwi, a pewnie i opadłą szczękę, chociaż Olga też nie ukrywała swojego zdziwienia.

Zaraz też, niczym błyskawica, przez głowę przeleciała mi myśl. Po co on to zrobił? Po co ta demonstracja? Albo… Anatolij celowo pokazuje mi niemałe możliwości rosyjskich służb. Dlaczego? A może… a może to jest po prostu ostrzeżenie???
Taaak… Najpierw mi powiedział, że poszukiwać nie można bez wszczęcia sprawy, a teraz obiecuje poszukać. Znaczy sprawa jest już otwarta, bo… wiąże się ze mną! MOJA SPRAWA JEST OTWARTA!!! I to do mojej sprawy bez trudu podepnie poszukiwania Leny! A jej personalia pewnie ma w moich aktach… zresztą, może je sprawdzić w hotelu. Jednak to by znaczyło, że od dawna mają mnie na oku! Ciekawe, wszystkim przyjezdnym to robią, czy tylko wybranym? Jeśli nazwisko Leny jest w moich aktach… to od kiedy mnie obserwują? A może… ja się tam znalazłem, bo najpierw mieli kartotekę Leny… administracja hotelowa… dużo cudzoziemców… Mogło i tak być…

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
wykrot · dnia 09.06.2013 09:03 · Czytań: 766 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 1
Komentarze
zajacanka dnia 09.06.2013 13:43
Wciąż powtarzam, że Wielki Brat nie śpi! A na wschodzie, to oni w genach chyba mają szpiegostwo;)
Ciekawe z tą Cyganką: karty zawsze prawdę powiedzą. Jakby ten fragment wpasował sie w tydrycha "Trzecie oko" na forum.
A z rozdwojeniem Dorotki, to też czasem tak czuję: jakbym była zakonnicą lub kurtyzaną w poprzednim wcieleniu, a teraz odpokutowywała grzechy.

Bardzo dobry odcinek :)
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty