Wracałem do domu. Szedłem powoli. Wokoło wznosiły się stare kamienice pamiętające jeszcze czasy zaborów. Lubiłem przechadzać się tymi wąskimi uliczkami. Miały swój urok. Przeszedłem na drugą stronę ulicy. Byłem zadowolony. Zrobiłem duże zakupy, więc mama się ucieszy. W pewnym momencie usłyszałem odgłosy kroków dobiegających z bramy kamienicy. Stanąłem i patrzyłem z zaciekawieniem. Z za drzwi wybiegł jakiś nastolatek. Złapał mnie za ubranie, szarpiąc wciągał w bramę budynku. Upuściłem torby, a zakupy rozsypały się po chodniku. Przywarł mnie do muru i zaczął obmacywać.
- Dawaj kasę! – warknął.
- Nie mam – odpowiedziałem zgodnie z prawdą. Zacząłem się bać.
- Dawaj kasę gnoju! Bo w mordę!
- Nie mam. Wszystko wydałem – zacząłem się tłumaczyć.
Zaczął mnie okładać pięściami, gdzie popadło. Upadłem. Przez cały czas powtarzał:
- Kasę, dawaj kasę skurwielu.
Nie mogłem mówić. Leżałem na chodniku. Skopany. Broczyłem krwią. Ból przenikał całe moje ciało. Po jakimś czasie zostawił mnie. Poszedł. Nie mogłem wstać, ale po długich staraniach w końcu podniosłem się. W pewnym momencie znowu pojawił się mój oprawca. Zobaczył, że ledwo trzymam się na nogach. Podbiegł i z całej siły kopnął mnie w genitalia.
- Za to, że nie masz kasy.
Znowu upadłem. Zwijałem się z bólu. Zemdlałem.
- Zdychaj gnoju! – powiedział.
Pobity do nieprzytomności leżałem na chodniku. Gdy obudziłem się, moje ciało było na szpitalnym łóżku. Po kilku tygodniach wyszedłem do domu. W dzień wyjścia usłyszałem rozmowę lekarza z matką.
- Syn miał dużo szczęścia, że w ogóle przeżył. Jest tylko jeden poważny problem. Nie wiem jak jego organizm będzie funkcjonował w przyszłości. Mogą wyniknąć różne komplikacje. Na obecną chwilę nie możemy jednak tego stwierdzić. W przyszłości proponowałbym zrobić więcej badań i również badania na...
Nie usłyszałem całej rozmowy stojąc przy drzwiach sali, gdyż oboje odeszli dalej. Słowa te utkwiły mi jednak w pamięci bardzo mocno. Nie raz zastanawiałem, o co chodziło lekarzowi, ale moja matka nigdy nie zdradziła mi szczegółów tej rozmowy.
*
Wielokrotnie przypominałem sobie tę sytuację z dzieciństwa. Niewiele mogłem wtedy zrobić, jako siedmiolatek. Teraz dopiero, jako dorosły człowiek zdaję sobie sprawę z powagi sytuacji. Moje wątłe zdrowie i częste pobyty w szpitalu odbiły się echem na moim życiu. Mnóstwo leków i różnych specyfików musiał przyjąć mój organizm i został zatruty przez nie. Wiele razy walczyłem ze sobą i łamałem się nad podjęciem decyzji. Bałem się jednak usłyszeć tę ostateczną diagnoz. W końcu zrobiłem pełen zakres badań, aby się upewnić. Moje przypuszczenia okazały się prawdą, ale na razie nie mogłem tą wiadomością się podzielić z moją ukochaną. Nie wiem jakby zareagowała. Chciałem ją do tego jakoś przygotować.
Nieraz moje myśli krążyły wokół tego tematu siedząc samotnie w barze przy piwie. Zadawałem sobie wówczas pytanie: dlaczego ja? Dlaczego to właśnie mnie spotkało? Nikt nie mógł mi jednak pomóc. Myśląc o tym zalewałem się w trupa.
*
Staliśmy w drzwiach wejściowych naszego domu i czule się żegnaliśmy. Nasze pocałunki w pewnym momencie stały się gorące. Straciliśmy rachubę czasu. W pewnym momencie spojrzałem na zegarek. Delikatnie uwolniłem się z jej objęć i cmoknąłem żonę w policzek. Wiedziała, że muszę już jechać. Jednak jej ręce oplotły teraz moją szyję. Trudno było się uwolnić z tego uścisku i pieszczot. Nasze małe rozstania wyglądały zazwyczaj podobnie, ale dzisiaj było trochę inaczej. Moja ukochana zaczęła rozmowę o naszym związku i ponad dziesięcioletnim stażu małżeńskim.
Podszedłem do samochodu. Otwierając drzwi odwróciłem się. Popatrzyłem na nią. Pomachała mi ręką, a ja puściłem buziaczka. Jej smutne oczy delikatnie zaszły mgłą. Nie znosiłem pożegnań. Zawsze zostawiały jakąś pustkę w sercu i niedosyt.
Wiele razy żegnaliśmy się, ale po kilku dniach znowu byliśmy razem. Przyzwyczailiśmy się do takiego życia. Ja, praca i ciągłe wyjazdy nie tylko po kraju. Ona, wzięta aktorka grając w filmach, też ciągłe podróżowała. Czasami trudno było się nam zgrać i przez chwilę pobyć razem. Telefony czy komunikatory nie zawsze wystarczały.
*
Podróż do Krakowa minęła bez problemów. Zamieszkałem w hotelu pod nazwą Centrum. Przedpołudniowe spotkanie z kontrahentami w sprawie nowej umowy biznesowej opiewającej na kilkanaście milionów złotych przebiegało bez najmniejszych zakłóceń. Japończycy zadowoleni, a zatem cel został osiągnięty.
Praca menedżera w dużej firmie farmaceutycznej pochłaniała mnie prawie całkowicie, ale w tej chwili byłem trochę zaabsorbowany wieczornym spotkaniem w Warszawie. Firma osiągnęła bardzo dobre wyniki sprzedaży. Z tego ja miałem swój osiemdziesięciu procentowy udział. Więc moja obecność była wręcz obowiązkowa. Zaproszono dużo ciekawych postaci. Nie mogło się, więc obyć bez zarządu spółki i licznych kontrahentów. Spakowałem się wręcz w rekordowym tempie i wyjechałem z Krakowa. Dotarłem do stolicy przed czasem. W hotelu szybka kąpiel. Sprawnymi ruchami wrzuciłem na siebie nowy garnitur. Kurczę, nie ma jeszcze Krystyny. Nerwy zaczęły mi trochę puszczać. Dzwonię. Nie odbiera. Do cholery. Będzie cała śmietanka towarzyska. Udałem się do recepcji.
- Czy moja żona już przyjechała? – Zapytałem panią w recepcji.
- Nie. Jeszcze nie przyjechała.
- Jeżeli przyjedzie? Proszę mnie powiadomić.
- Dobrze panie Kwiatkowski.
Znowu dzwonię. Nie odbiera. Do cholery. Zazwyczaj nie zdarzają się takie sytuacje. Ale teraz bardzo mi zależało na jej obecności. Minęła godzina i ciągle to samo. W końcu nie wytrzymałem i udałem się do samochodu. Wsiadłem i ruszyłem. Dwie godziny jazdy samochodem minęły bardzo szybko. Zatrzymałem się i wbiegłem do domu. Nie znalazłem nikogo. Dom był pusty. W kuchni na stole znalazłem list.
Mój kochany mężu!
Wiesz jak bardzo cię kocham,
ale nasza miłość się już wypaliła - bez dziecka.
Nie mogę już dłużej czekać.
Wiem, że zrobiłeś badania i nie możesz zostać ojcem, a wiesz jak mnie na tym zależało.
Odchodzę. Nie szukaj mnie. Pa.
Krystyna
Nie mogłem zrozumieć jej odejścia. Ból ściskał mi gardło. Ręce zaczęły się trząść. Z każdą chwilą cierpienie narastało. Nie myślałem już teraz logicznie. Bezradność graniczyła z obłędem. Wyszedłem z domu i usiadłem na schodach. Mój świat się zawalił. Nie widziałem już sensu życia bez niej. Pustka. Z kabury wyjąłem pistolet. Przez chwilę patrzyłem na niego. Nie zastanawiałem się. Przyłożyłem do skroni i strzeliłem. Osunąłem się na chodnik, a pistolet wypadł mi z dłoni.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt