Jastrząb siedział przed chatą i przyglądał się z zainteresowaniem stadku gilów buszujących w gałęziach na krzaku głogu. Śmieszne, małe ptaszki w czerwonych kubraczkach przeskakiwały lekko z gałązki na gałązkę, poszukując pokarmu. Jastrząb – jak każdy stroiciel – mógł przyglądać się ptakom bez końca. Ich widok, śpiew, nieustanny rwetes i ruch w gałęziach drzew sprawiały mu ogromną przyjemność, tym większą, że teraz w zimie ptaków było wokoło mniej.
W pewnej chwili w drzwiach chaty ukazała się ciężka postać Badory, gospodarza, który udzielił Jastrzębiowi schronienia na zimę w zamian za niewielką pomoc w gospodarstwie. Od kilku tygodni Jastrząb mieszkał wraz z Badorą i jego liczną rodziną, i dzieląc z nimi ich życie, stopniowo nabierał coraz większego szacunku dla ich przekonań, dla sposobu, w jaki żyją, a przede wszystkim – dla ich codziennej, ciężkiej pracy.
– Można zasiadać – powiedział Badora.
– Już idę – odparł Jastrząb i poczuł, że jest głodny.
Po obiedzie postanowił pójść na spacer do lasu. Już od dawna nie latał i chciał przywołać jakiegoś dużego ptaka. Brakowało mu poczucia wolności, pędu wichru w skrzydłach, szumu powietrza w uszach. Był tak zniecierpliwiony, że nie zauważył dwóch ludzi podążających jego śladem. Zapuścił się głęboko w las, z dala od ludzkich siedzib, w miejsce, gdzie kilka dni wcześniej widział latającego ponad lasem sokoła. Usiadł na polanie pod drzewem, i napawając się piękną scenerią zimowego lasu, czekał. Było już późne popołudnie, gdy zauważył ptaka. Wyjął zza pazuchy flet i zaczął grać. Po chwili wpadł w trans i poczuł, że jest ptakiem – pięknym, wolnym, szybkim jak strzała sokołem. Szybował nad zimowym lasem, na przemian wznosząc się i opadając. Ptak, którego przywołał, był w doskonałej formie. Widocznie niedawno udało mu się coś upolować, gdyż wbrew obawom nie czuł głodu. Latał dla samej przyjemności lotu, dla tego jedynego, niepowtarzalnego uczucia, jakiego doświadczyć może tylko stroiciel śpiewu ptaków wcielony w ptaka. Zbliżał się wieczór. Zobaczył ponad polami wielkie stado szpaków składające się z kilkuset osobników. Odezwał się w nim instynkt łowcy, i choć właściwie nie był głodny, jednak instynkt ten wziął nad nim górę. Ruszył w kierunku stada. Szpaki, gdy tylko zobaczyły sokoła zbiły się w ciaśniejszą gromadę. Drapieżnik nieco zdezorientowany wielką liczbą małych ptaków, zaczął krążyć ponad nimi i nagle runął z góry jak kamień w sam środek stada. Stado zawróciło natychmiast jakby kierowane jedną ręką, jednak nie było w stanie ujść swemu prześladowcy. Ściana małych ptaków rozstąpiła się, przepuszczając przez środek sokoła, by tuż za nim zbić się ponownie w gromadę. Widok setek ptaków – poruszających się jednocześnie, zawracających nagle, wznoszących się, to znów opadających – był wspaniały. Jednak w pewnej chwili ogarnęło go uczucie strachu. Poczuł, że nie może wrócić do ludzkiej postaci. Coś takiego nigdy mu się nie przytrafiło. Natychmiast zawrócił, by odszukać swe ludzkie ciało, pozostawione na polanie pod drzewem. Gdy nadleciał nad polanę, zobaczył że dwóch ludzi niesie jego nieprzytomne ciało, na którego głowę był nałożony hełm. Zrozumiał, że to właśnie ten hełm nie pozwala na powrót jaźni do ciała. Pojął, że został uwięziony w ciele sokoła. Zbliżył się jeszcze bardziej do napastników i w jednym z nich rozpoznał przybłędę, który kilka dni temu pojawił się we wsi i kręcił się wszędzie, jakby czegoś lub kogoś szukając. Nagle drugi z ludzi upuścił nogi jego ciała i odwrócił się, spoglądając w górę. Podniósł do ramienia kuszę i strzelił. Jastrząb gwałtownie zmienił kierunek lotu, próbując uniknąć bełtu. Jednak było już za późno. Pocisk dosięgnął prawego skrzydła ptaka. Ból, który poczuł, niemal sparaliżował jego ruchy. Ostatkiem sił, walcząc z ogarniającym go omdleniem, Jastrząb wcielony w sokoła zdołał odlecieć na bezpieczną odległość, i tracąc w końcu przytomność, spadł na ściółkę pomiędzy drzewami. Teraz nie tylko był uwięziony w ciele ptaka, ale też ciężko ranny…
Katja podeszła do leżącego na stole nieprzytomnego człowieka i spojrzała na niego z żalem. Znajdowali się – ona, Zoe i Vladimir – w pracowni alchemicznej tego ostatniego, w piwnicy domu, w którym spotkali się po raz pierwszy. Ciało stroiciela w ekranującym hełmie spoczywało na drewnianym stole. Mężczyzna sprawiał wrażenie głęboko nieprzytomnego, pogrążonego w letargu. Oddychał bardzo wolno, równie wolno biło jego serce.
– Pamiętaj – powiedziała – obiecałeś, że po wszystkim go uwolnisz. –
Nagle gwałtownie odwróciła głowę, spojrzała na Vladimira i jej oczy zapłonęły gniewem.
– Zabiłeś go, ty skurwysynu! – wrzasnęła – zabiłeś go, ty wieprzu, strzeliłeś do niego, gdy był ptakiem! – wrzeszczała – zapominasz, że jestem telepatką, przede mną nic nie ukryjesz…
Mężczyzna bez ostrzeżenia z całych sił uderzył ją w twarz tak szybko i niespodziewanie, że nie zdążyła się uchylić.
– Uspokój się – powiedział chłodno – on nie zginął. Ta durna, zezowata, łamaga nie trafiła dużego ptaka z kilku metrów. Prawdopodobnie tylko go ranił. I cholernie nam to utrudni robotę.
– Gówno mnie obchodzi twoja zasrana robota! – krzyknęła przez łzy Katja – Nic dla ciebie nie zrobię.
– Tak? – Vladimir uśmiechnął się szyderczo – to poderżnę mu gardło i nawet, jeśli ptak przeżył, to nie będzie miał gdzie wrócić, a ty możesz zapomnieć o ochronnym hełmie! Siadaj – krzyknął – Jak zdejmę mu hełm zajmiesz miejsce w jego ciele, potem na mój znak wymienisz się ze mną. Jak coś pójdzie nie tak… – skinął na stojącą w drzwiach Zoe. Czarownica podeszła podniosła do góry naciągniętą kuszę i wymierzyła w Katję, uśmiechając się złowrogo.
Wszystko z początku szło łatwo. Katja zajęła miejsce nieszczęsnego stroiciela bez problemów, a gdy tylko to się stało Vladimir ponownie nałożył jej na głowę hełm. Tylko przez chwilę poczuła więź, cienką nitkę telepatycznego porozumienia z prawowitym właścicielem ciała. Przynajmniej miała pewność, że tamten żyje. Znacznie silniej wyczuła intencje wiedźmy. Zdała sobie sprawę z tego, że natychmiast po dokonaniu zamiany, czarownica zabije ją strzałem z kuszy. Miała bardzo niewiele czasu, by znaleźć wyjście z sytuacji.
– Jesteś gotowa? – spytał alchemik. – Na mój znak zdejmiesz hełm i opuścisz ciało, a ja natychmiast zajmę twoje miejsce!
Mężczyzna, sam będąc pozbawionym zdolności telepatii, by dokonać zamiany wciągnął nosem trochę podanego mu przez czarownicę białego proszku. Przez chwilę stał nieruchomo, następnie potrząsnął głową, lekko się zatoczył, obrzucił nieco mętnym wzrokiem pokój, zmrużył oczy, chroniąc przed światłem rozszerzone źrenice.
– Raz… dwa i…
Katja nie czekała na trzy. Kątem oka widziała, jak wiedźma celuje w jej bezwładne w tej chwili ciało. Zanim Vladimir zdążył wypowiedzieć „trzy”, Katja cisnęła hełmem w czarownicę, ta – będąc wiedźmą – miała zdolność – przynajmniej w pewnym stopniu – czytania myśli i ułamek sekundy wcześniej zrozumiała, co się stanie. Odruchowo skierowała kuszę na ciało stroiciela i wypuściła bełt. Vladimir – choć zaskoczony zdążył jednak zająć miejsce w nowym ciele – został natychmiast trafiony bełtem kuszy w prawe ramię, zaś Zoe została boleśnie ugodzona ciężkim hełmem. W powstałym zamieszaniu Katja natychmiast po wejściu w swe własne ciało popchnęła stojącą jej na drodze wiedźmę w stronę płonącego w rogu kominka i zdołała wymknąć się z komnaty. Uciekając, poczuła przez chwilę w głowie wściekłość nikczemnego Vladimira, który wyładowywał swą złość na czarownicy. I rosnącą nienawiść Zoe. Udało się jej ujść z życiem, niestety hełm musiała zostawić w pracowni.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt