Sanitariuszka cz. 3 - lina_91
Proza » Fantastyka / Science Fiction » Sanitariuszka cz. 3
A A A
-Nie strzelisz mi w plecy - powiedziała twardo i wyraźnie. -Chcesz mnie zabić, zrób to tu i teraz. Patrząc mi w oczy.

To było takie proste... Jeszcze raz wznieść się na wyżyny. Dumna, nieustraszona. Ale minęły trzy sekundy i pożałowała swojego uporu. W końcu co za różnica, czy strzeli jej w plecy, w kark czy pierś. Rusek stał nieruchomo, a ona czuła, jak jej system nerwowy odmierza sekundy to krańcowego załamania.

-Idiotka - powiedział spokojnie, przeciągając literki. Rzucił coś półgłosem i stojący nieruchomo wilczur znów ożył. Krzyknęła, cofając się odruchowo. Potknęła się i runęła na plecy. Ręce automatycznie skrzyżowała, chcąc chronić twarz, ale kły psa wbiły się w drugi nadgarstek. Niezbyt mocno, a może to adrenalina sprawiła, że nie czuła bólu.

Kiedy wymacała już rękojęść noża, odwołał psa.

-Gdybym chciał cię zabić, już byś nie żyła.

-Więc czego chcesz? - warknęła, znowu się podnosząc.

-Niecziego - położył dłoń na łbie wilczura. Wolno, jakby myśląc, czy nie popełnia błędu, wsunął rewolwer za pasek. -Idź - ruchem głowy wskazał ulicę. -I zapamiętaj moje imię. Jurij Kornakov.

Wciąż nie dowierzała. Gdyby jeszcze była po cywilnemu, uznałaby, że facetowi zmiękło nagle serce. Ale ona miała na sobie mundur polskiej armii. Mundur żołnierzy, których on miał obowiązek tępić.

Roześmiał się, potrząsnął głową i, nawet nie zauważyła kiedy, zniknął w bramie pobliskiej kamienicy.

Teraz zmiękły jej kolana. Zaczęła iść, najpierw wolno, potem coraz szybciej. Cisza dudniła jej w uszach. Cisza, która dla niej mogła już nie istnieć.

Trzysta metrów przed szpitalem włączyła się jej automatycznie ostrożność. Stary, dobry znak. Zamiast iść prosto, skręciła w lewo i wbiegła między drzewa. Przemknęła się pod płotem do głównego budynku. Na oddział Maciejewskiego prowadziły cztery wejścia. Tym razem skorzystała z tylnego. Przeszła obok Pawła jakby go nie zauważyła, może nie poznała i bez pukania weszła do zabiegowego.

Maciejewski zdumiony podniósł głowę znad czyszczonego właśnie colta. Obrzucił spojrzeniem zakurzony mundur, poszarpane oba rękawy, ślady krwi i tępy, nieprzytomny wyraz twarzy dziewczyny.

-Co się stało? - spytał, podchodząc do niej. Stał ledwie pół metra przed nią, ale Karina wzrok wciąż miała utkwiony gdzieś w bezmiernej przestrzeni.

-Dlaczego? - spytała go głosem, w którym po raz pierwszy usłyszał dziecko, jakim jeszcze przecież mogła być.

Byłaby, gdyby nie wojna.

-Co: dlaczego? - Maciejewski pracował z Kariną niemal od początku wojny i zawsze mógł na niej polegać. Zawsze była spokojna i aż do bólu opanowana. Dlatego teraz jej załamanie nim wstrząsnęło. -Kapral Jorczuk!

Arek wbiegł do sali, trzaskając obcasami.

-Sprowadź Ignaczuka - rzucił, nie patrząc na żołnierza. Trzasnęły drzwi, a Karina wciąż stała, jakby nie zdając sobie sprawy z tego, co się wokół niej dzieje.

Wbiegł lekarz wojskowy, Artur Ignaczuk. Zaskoczony nagłym wezwaniem, wycierał w ręcznik świeżo obmyte z krwi dłonie.


-Co jest?

-Nie wiem - Maciejewski cofnął się i stanął przy biurku. -Ty mi powiedz.

Ignaczuk nie potrzebował więcej wyjaśnień. Podszedł do Kariny i spojrzał jej z bliska w oczy. Potem odchylił się do tyłu, zacmokał i grzmotnął ją na odlew z taką siłą, że wpadła na ścianę. Zamrugała gwałtownie powiekami.

Nadal była blada jak mąka, ale przynajmniej wzrok miala już przytomny, nie wyglądała na żywego zombi.

-Hej! - krzyknął odruchowo Maciejewski. Ignaczuk zaśmiał się krótko.

-To najlepszy sposób. Widzisz, żyje.

Maciejewskiemu nie było do śmiechu. Zignorował kolegę i skierował się znowu do swojej łączniczki.

-Co się stało, do cholery?!

Na krótką chwilę zbladła jeszcze bardziej, ale potem bardzo wolno jej twarz zaczęła wracać do normy.

-Głupi ma szczęście - wymamrotała.

Maciejewski przekręcił oczami, podejrzewając, że znowu zaczęła majaczyć.

-Macie surowicę? - spytała już spokojnie.

Ignaczuk stanął przy drzwiach, gotowy do wyjścia.

-Co się stało?

-Pies mnie ugryzł.

Ignaczuk wyszedł, a Maciejewski usiadł ciężko na biurku. To jedno krótkie zdanie w zupełności mu wystarczyło. W tej okolicy "cywilnych" psów już nie było.

-Ruscy? - spytał cicho, domyślając się reszty. Przegryzł wargę, zastanawiając się, jakie słowa mogłyby pocieszyć dziewczynę.

-Rusek. Jeden.

-Miałaś do tego prawo. Pamiętaj, każdy człowiek ma święte prawo bronić...

-O czym ty mówisz? - po jej oczach poznał, że tym razem nie zgadł.

-Więc co się stało? Myślałem, że go zabiłaś...

-Nie. Nawet nie miałam takiej szansy.

-Więc jak... - nie dokończył, ale wcale nie musiał.
Karina przymknęła na chwilę oczy. Jak miała wyjaśnić mu coś, czego sama nie rozumiała? Przecież ona nie już miała prawa żyć. Spotkań z rosyjskimi patrolami się nie przeżywało.

-Nie wiem - przyznała. -Nie wiem, dlaczego mnie nie zabił. Mógł. Ale tego nie zrobił. Dlaczego?

Maciejewski wzruszył ramionami. Nie miał nastroju na niańczenie małolat.

-Tak po prostu cię puścił? - on też nie mógł w to uwierzyć, ale musieli przerwać rozmowę, bo wszedł lekarz.

Pomógł jej ściągnąć kurtkę, przemył ranki, zrobił zastrzyk.

-Możesz ruszyć palcami?

-Tak. Nerwy nie naruszone - odpowiedziała służbowo, patrząc na dowódcę. Maciejewski z lekkim niepokojem obserwował zabiegi Ignaczuka.

-Dasz radę? - spytał niecierpliwie, kiedy kończył.

-Ja się nigdy nie wycofuję - uśmiechnęła się i była to już ta Karina, którą on doskonale znał: stateczna, opanowana.

-W porządku. Chodź tu - zdecydował się zignorować dziwną sprawę z miłosiernym Rosjaninem i pochylił się nad rozłożoną mapą. -Lądują tutaj - zakreślił flamastrem zieloną plamę pod Redzikowem. Punkt docelowy znasz. Spotkasz się tam z Szynkowskim. Ryzykujemy, ale żołnierze będą nam potrzebni, a lepiej ich przeprowadzić w tajemnicy. To niecałe dziesięć kilometrów, ale może być gorąco.

-Damy radę. Połowa drogi biegnie przez las, to ułatwia zadanie. Do pewnego stopnia.

-Idziesz z Kubą. W wyposażeniu dwa automaty, dwie tetetki. Są lżejsze, poręczniejsze, no i mamy ich spory zapas. Podręczny zestaw pierwszej pomocy, jak zawsze. Broń biała do twojego uznania. Granaty uderzeniowe i dymne też dostaniesz. Na więcej nie licz.

-To i tak sporo - wzruszyła ramionami. -Chociaż, jeśli coś się stanie...

-Przestań - przerwał jej. Nie był przesądny, ale nie lubił "krakania'. -Przygotuj się.

Karina właśnie zdejmowała kolczyki, pierścionek i naszyjnik. Na akcjach nigdy ich nie nosiła, żeby pozbyć się jakichkolwiek znaków szczególnych. Ale było w tym również drugie dno. Tych kilka drobiazgów, w razie jakiegokolwiek wypadku, miały zostać odesłane do domu. Tym samym stałyby się pożegnaniem.

-To by było na tyle - sięgnęła po fartuch. Pokiwał w milczeniu głową.

-Karina?

-Tak?

-Nie szalej.

Uśmiechnęła się kpiąco, zamykając za sobą drzwi.


Karina siedziała w krzakach, ziewając rozdzierająco. Parę metrów dalej Kuba bawił się zamkiem karabinku. Było ciemno jak w grobie, a na dodatek zaczęło padać. Dochodziła już umówiona godzina lądowania samolotu, a dookoła wciąż panowała niczym nie zmącona cisza. Nie słychać było koników polnych, nie ćwierkały ptaki. Karina stwierdziła, że Nik miał rację, mówiąc kiedyś, że wojna zabija nie tylko ludzi. Trzebi kulturę, wali domy... Nawet naturę ucisza.

-Jeszcze trochę...

-Cicho, są - przerwał jej Kuba. Faktycznie, w oddali usłyszała lekkie terkotanie. Błyskawicznie naciągnęła na twarz czarną kominiarkę z otworami na oczy i usta. Dla żołnierzy, których przeprowadzała, miała być tylko i wyłącznie łącznikiem, najlepiej bez twarzy. Większość nawet nie wiedziała, że mieli doczynienia z dziewczyną.

Pół godziny później na polanie stało już trzydziestu żołnierzy, wszyscy w pełnym umundurowaniu i z ekwipunkiem. Ustaliła tylko parę szczegółów.

-Dopóki idziemy razem, słuchacie się mnie. Jeśli coś się stanie i oddział pójdzie w rozsypkę, każdy na własną rękę chowa się w lesie. Jasne?
Pokiwali skwapliwie głowami, w przejmującej ciszy.

-Idziemy.

Dopóki to było możliwe, prowadziła ich lasem, ale w pewnym momencie, już niedaleko bunkru, musieli wyjść na drogę i przemknąć się przez uśpioną wioskę.

Powoli zaczynała żałować swojej decyzji. Przeprawa była ciężka. Nie chciała rozdzielać grupy, ale wędrówka kilkudziesięcioosobową grupą była samobójstwem. Przez wiochę przechodzili grupami po dziesięć. Przeprowadziła jednych, wracała po drugich. Za trzecim razem zabrakło jej szczęścia.

Chowali się właśnie za długim murem, kiedy usłyszała głosy. Co gorsza, nie polskie. Psów chyba nie było, w każdym razie ich nie dobiegało jej żadne ujadanie, ale obleciał ją strach.

Wiocha, jak to wiocha, miała tylko jedną ulicę, właśnie tą, którą szli żołnierze. Z jednej strony drogę ucieczki odcinała rzeka. Cofnęła się, zbyt gwałtowie. Poleciał obkruszony tynk i kawałki cegły. Głosy zamilkły.

-Cofać się! - syknęła, popychając ich z powrotem. Wiedziała, że nie zdążąć wrócić do lasu. Musiała coś wymyślić. Bagatela, tylko co?!

Tylko przy sobie miała jedenastu ludzi plus niezłe uzbrojenie. Ale jeśli tamtych było więcej, jeśli popełnią choć jeden błąd, Ruscy dowiedzą się o przysłanym oddziale o wiele za wcześnie.

Chociaż, zaraz... Był sposób. Jeśli uwierzą, że pozbyli się zagrożenia...

Wyrwała pistolet z kabury i wystrzeliła w powietrze. Kuba chwycił ją za rękę, ale za późno, o ile za późno!

-Co ty wyprawiasz, do cholery?!

Nie musiał szeptać, bo po jej strzale wybuchła gwałtowna salwa. Ale nawet przez ten huk słyszała zbliżające się kroki.

-Daj nóż - rzuciła, przeklinając swoją głupotę. Zawsze, kiedy go nie potrzebowała, jej długi sztylet tkwił przy niej. Kiedy był jej potrzebny, akurat tego wieczoru zrezygnowała z białej broni.

-Co? Rambo zmartwychwstał?

-Daj nóż! - prawie wrzasnęła. Że też akurat w tym momencie zebrało mu się na żarty. Zerwała kominiarkę.

-Dziewczyna? - usłyszała zduszony jęk któregoś z z żołnierzy.

Wyrwała Kubie z ręki klingę i przesunęła ostrzem po łuku brwiowym. Błyskawicznie pół twarzy zalała jej krew. Oddała mu nóż.

Kuba milczał jak zaklęty, nie wiedziała, czy z podziwu, czy oszołomienia.

-Schowaj ich - rzuciła jeszcze i pędem rzuciła się w tę stronę, z której dobiegały coraz bliższe głosy. Kiedy omiotły ją światła latarek, leżała nieruchomo na poboczu. Głowa tak odwrócona, żeby widać było krew, lewa ręka nienaturalnie wykręcona z pistoletem w dłoni, prawa schowana, przy tętnicy szyjnej.

-Jest tutaj - usłyszała. Coraz bliższe kroki, potem kopniak pod żebra i czyjeś ciepłe palce, sięgające jej szyi. Wstrzymała oddech.

-Nie żyje. Ale jeszcze ciepła - zaśmiał się któryś. Zastanawiała się, ilu ich może być, czy mogłaby się pokusić o walkę. Ale wolała nie ryzykować.

-Sierżantie... - zaczął jeden i zaraz jego głos zagłuszył wybuch obleśnego rechotu. Zrobiło jej się zimno. Oto Karina, która zawsze myśli o wszystkim! Ot, myśli. Tyle że czasem zbyt późno. Wymacała rękojęść noża, bo jednego była pewna: nie da im się tknąć.

-Nie ma czasu. Niech leży. Idziemy.

Nie wierząc w swoje szczęście, po raz drugi w tak krótkim czasie, słuchała oddalających się kroków. Kiedy już na dobre umilkły, odczekała jeszcze chwilę, po czym wstała. Kuba właśnie do niej dobiegał.

-Co to było? - wydyszał ciężko. -Ten Rusek to nasz człowiek?

-Nie - machnięciem ręki przegoniła żołnierzy na drugą stronę.

-Sprawdzał ci puls - nie ustąpił Kuba.

-Owszem.

-I cię nie wydał.

-Bo go nie wyczuł - zirytowała się Karina. -Nie mam lewej tętnicy szyjnej. Taka wrodzona wada.

Kuba stanął na środku drogi jak wryty. Szarpnęła go zniecierpliwiona za ramię.

-Możemy to przełożyć na później?

-Aha - pokiwał głową, ale minę miał mniej więcej taką, jak Karina po spotkaniu z Kornakovem.

Dopiero gdy wszyscy weszli głębiej w las i uznała, że nie wypatrzy ich jakiś nadgorliwy koleś zza wschodniej granicy, pozwoliła żołnierzom stanąć. Nawet w ciemności widziała ich spojrzenia: jedne zdumione, oszołomione, jedne współczujące, inne przerażone. Pewnie nie wyglądała korzystnie z twarzą zalaną krwią, fakt.

-Tak wam słabo na widok krwi? - zakpiła, żeby w końcu przestali się na nią gapić z takim natężeniem. Jeden z chłopców wystąpił.

Wiedziała, że jest to oddział ochotników, młodych narwańców, niewiele starszych od niej. Wyprawiała razem z księdzem Tomaszem wiele takich chłopców. Oddziały formowali w szkołach, harcerstwie. Szli na wojnę młodzi, nie wiedząc, że idą na śmierć. Szli zabijać, a kochali ludzi i życie. Szli i nigdy już nie wracali.

Szli, nie wiedząc jeszcze, że wojna nie jest honorowa, że to nie jest machanie szabelką i strzelanie do tarczy. Nie byli gotowi na piekło, z którym los ich zetknął tak wcześnie. Zbyt wcześnie.

-Twarda jesteś - powiedział.

Głos miał dość wysoki, jeszcze nie ukształtowany. Starał się być miły, ale Karinę momentalnie zalała krew, choć tym razem nie dosłownie. Wróciły dokładnie te same słowa sprzed kilku godzin, wyraźne rysy Rosjanina i szczegół, o którym do tej pory nie pamiętała: zimne oczy w kolorze płynnej rtęci.

-Tak mówią - warknęła, ze zdumieniem stwierdzając, że głos jej drży. Kominiarkę założyła na czubek głowy, żeby tylko zakrywała rozciętą brew. Z szyi zerwała apaszkę, jedyny akcent, który nie pasował do munduru. -Ma ktoś wodę?

Inny chłopak podał jej manierkę i bez słowa cofnął. Zmarszczyła brwi i skrzywiła się z bólu.

-Ja nie gryzę, chłopcy - powiedziała cicho. -A zresztą nieważne - zirytowała się nagle. Miała ich przeprowadzić, tylko tyle. Nic osobistego. Musiała o tym pamiętać.

Spojrzała na zegarek. Dochodziła czwarta. Za późno.

-Kuba, do której masz przepustkę?

-Do południa. Miałem jeszcze się z kimś zobaczyć.

-Odprowadzisz ich do punktu? To już niecały kilometr, prosta droga. Ja za godzinę muszę się zameldować na Kopernika.

-Jasne - ręka chłopaka odruchowo podskoczyła do czoła, ale pohamował się w ostatniej chwili.

-Powodzenia - odwróciła się, nie zaszczycając oddziału ani jednym spojrzeniem.


-Jasna cholera, co się znowu stało?! - ryknął Maciejewski, kiedy weszła do jego pokoju.

Cofnęła się, zdziwiona. Kominiarki wciąż nie zdjęła, więc nie mógł widzieć brwi.

-Hę? - zamruczała mało inteligentnie i dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że krwią miała splamione pół munduru. -A, to... Nic.

-Nic? - Maciejewski rzadko się wściekał, ale kiedy już tracił panowanie nad sobą, nikt nie chciał być w pobliżu.

-Wpadliśmy na patrol na Leśnej.

Dłuższą chwilę patrzył na nią bez słowa. W końcu odetchnął i wskazał jej krzesło.

-Mów.

Zrelacjonowała mu całe zdarzenie. Mężczyzna spojrzał na nią takim wzrokiem, jakim u niego jeszcze nigdy nie widziała. Pytanie, smutek i jakby żal.

-Nie powinnaś tego robić.

-Och, proszę! - jęknęła i zerwała się na równe nogi. -Gdyby się dowiedzieli..

-I tak się dowiedzą - przerwał jej. -Zabijać się dla...

-Chciałam uratować oddział.

-I zrobiłaś to. Czujesz się bohaterką?

Zmartwiała. Od niego takich słów by się nie spodziewała. Każdy mógłby jej tak dowalić, ubliżyć, ale nie on!

-Wiesz, że nie o to chodzi.

-Ach, tak. Dla Kraju, Boga, Ojczyzny, tak? Patriotka od siedmiu boleści.

-Nie jestem nią! - prawie wrzasnęła.

-Więc dlaczego wróciłaś?! - on też podniósł głos. -Czemu wróciłaś do tego piekła?

-Próbuję pomóc - wycedziła przez zęby. -Skoro ci to nie odpowiada... - odwróciła się i ruszyła do drzwi. Złapał ją za ramiona i brutalnie potrząsnął.

-Nie chcę, żebyś się zabiła. Mam córkę w twoim wieku. Gdyby... - po twarzy przebiegł mu skurcz.

-Przecież nic mi nie jest. Wiesz, że to było najbezpieczniejsze wyjście.

-Bo gdyby coś nie wypaliło, tylko ty byś zginęła? - zakpił.

-Bo trzydziestu żołnierzy, którzy mogą się przydać temu kraju, by przeżyło.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
lina_91 · dnia 31.08.2008 09:47 · Czytań: 762 · Średnia ocena: 3,8 · Komentarzy: 13
Komentarze
Hyper dnia 31.08.2008 12:30 Ocena: Bardzo dobre
Sytuacja się rozwija. Pomysł z rozcięciem brwi był znakomity, bardzo realistyczny. Brak lewej tętnicy podniósł moją własną brew do góry :) Nadal trzymasz kontrolę nad treścią, chociaż moment, w którym dziewczyna wraca po akcji z ruskim jest trochę za suchy. Czegoś w nim brak, ale nie potrafię jeszcze sprecyzować czego. Mam tylko zastrzeżenia do ostatniego zdania. Jest jakieś wykoślawione, może przez celownik "temu kraju"? Proszę o pomoc komentatorów obeznanych w gramatyce :)
ginger dnia 31.08.2008 15:37 Ocena: Bardzo dobre
Mi też się wydaje, że powinno być "temu krajowi". Ale ja się nie znam ;)

Opowiadanie bardzo dobre. W sumie zgadzam się z Hyper. Nie wiedziałam tylko, że można nie mieć tętnicy. Hmpf...
lina_91 dnia 31.08.2008 15:54
Dzięki za komentarze. Ten brak tętnicy to fakt, pisałam z doświadczenia. Nie swojego, ale zawsze :). Jest taka możliwość. Dziękuję
Usunięty dnia 01.09.2008 09:15 Ocena: Dobre
Po lekturze"Hę? Zamruczałem mało inteligentnie" jeno. Taaak,,, faktycznie tacy bohaterowie przydadzą się bezwzględnie "temu kraju"
lina_91 dnia 01.09.2008 12:55
To komplement czy nie?
Usunięty dnia 01.09.2008 15:24 Ocena: Bardzo dobre
Witam :)

Część trzecia jest wg mnie na poziomie części poprzednich. Emocje, napięcie. Atmosfera jakby z Powstania Warszawskiego, tylko przeniesiona w kontekst współczesny.

Jest kilka drobnych błędów językowych, chociażby we wspominanym już powyżej ostatnim zdaniu, ale to są ewidentne pomyłki; mało istotne; przy kolejnej korekcie je wyłapiesz (mam nadzieję, że dokonasz kolejnej korekty).

A teraz dwie uwagi ogólne:

1) Jakoś nie pasuje mi do żołnierzy ich zachowanie przy wprawdzie martwej, ale 'jeszcze ciepłej' dziewczynie. Zwykłe: "Niech leży. Idziemy"...
Może to obrzydliwe, co piszę, ale takie są realia. Ja bym tam małą dysputę rozpętał... I wykręcił wszystko brakiem czasu, potrzebą wykonania jakiegoś rozkazu...

2) Po akcji z rosyjskim patrolem: Jakoś mi tej krwi za mało, gdzieś znika, nie leci... Przecież dość poważnie się "skaleczyła"...

Poza tym super :) Czekam na część 4.

Pozdrawiam :)
lina_91 dnia 01.09.2008 15:50
Czekaj, czekaj, nie rozumiem tej Twojej pierwszej sugestii. Co niby miałabym zrobić? Bo nie nadążam lekko...
Dzięki za komentarz
Usunięty dnia 01.09.2008 16:24 Ocena: Bardzo dobre
Hmm... Jakby Ci tu delikatnie zupełnie niedelikatną rzecz wyjaśnić...

Nie chcę wartościować i pisać, że to pasuje akurat do przedstawicieli armii, która we wspomnianym przeze mnie fragmencie występuje; Bo w końcu w każdej armii świata obok zwyrodnialców są też porządni ludzie. Niemniej scenę, o której mowa, wziąłem przez pryzmat wyczynów Czerwonoarmistów w 1945; Automatycznie takie powiązanie mi się narzuciło. A gdy go zabrakło, poczułem się "sztucznie". To są moje indywidualne (być może chore) odczucia, być może przesadzam...

Ale w końcu gwałt jest nieodstępną (niestety) częścią wojny, obok kul, ran, wybuchów i śmierci. Wojna to nie jest honorowy pojedynek rycerzy...
lina_91 dnia 01.09.2008 16:55
Aha. Już rozumiem. Jakoś o tym nie pomyślałam, choć pewnie masz rację. Zaskoczyłeś mnie, ale cóż... Coś chyba jednak zmienię.
Usunięty dnia 01.09.2008 19:06 Ocena: Bardzo dobre
Tak. Podam tu jeszcze jeden przykład, który przyszedł mi do głowy; Żeby odrobinę "zuniwersalizować" sprawę: Mianowicie w filmie "Stalingrad" (może oglądałaś) jest scena (pod koniec filmu), w której grupa żołnierzy niemieckich znajduje uwięzioną Rosjankę. I jakie słowa padają jako pierwsze..?

Swoją drogą, wracając do Twojego opowiadania: Taka rozmowa nad udającą martwą główną bohaterką może w sposób bardzo skuteczny dodatkowo udramatyzować, "podjarać" napięcie :)
Hyper dnia 02.09.2008 09:43 Ocena: Bardzo dobre
Tak, to prawda. Słowa "Jeszcze ciepła" również dały mi takie skojarzenia. Wstydziłam się o nich napisać i cieszę się, że Zbigniew mnie wyręczył :)
valdens dnia 02.09.2008 23:05 Ocena: Bardzo dobre
Cytat:
Rzucił coś półgłosem i stojący nieruchomo wilczur znów ożył.

przecież on nie zdechł. wiem o co Ci chodzi, ale może lepiej poruszył się albo warknął czy coś? albo poruszył i warknął

Cytat:
Zaskoczony nagłym wezwaniem

myślę, że "nagłym" jest zbędne w towarzystwie "zaskoczony"

Cytat:
Zamrugała gwałtownie powiekami.

jakoś mi się to gryzie. a co gorsza, zdaje się, że napisałaś dokładnie tak samo dwukrotnie

Cytat:
Przecież ona nie już miała prawa żyć.


Cytat:
musieli wyjść na drogę i przemknąć się przez uśpioną wioskę.


Cytat:
Psów chyba nie było, w każdym razie ich nie dobiegało jej żadne ujadanie


Cytat:
Cofnęła się, zbyt gwałtowie.
zjadłaś n, gwałtowNie

Cytat:
Kuba chwycił ją za rękę, ale za późno, o ile za późno!
o ile? moze lepiej będzie "o wiele"

Cytat:
pozwoliła żołnierzom stanąć.

lepsze by było "zatrzymać się"

Cytat:
Kominiarki wciąż nie zdjęła, więc nie mógł widzieć brwi.
"wciąż" zgrzyta. lepsze będzie "jeszcze" albo nic (Kominiarki nie zdjęła...)

cz. 4 jutro :) generalnie dobra robota linka. naprawdę duży postęp zrobiłaś
Usunięty dnia 04.09.2008 16:22 Ocena: Dobre
Kompliment to być ma z bezwzględną bezwzględnością z naturalną naturalnością i oczywistą oczywistością w dodatku
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty