Trzy dni temu - eklerek123
Proza » Historie z dreszczykiem » Trzy dni temu
A A A
Radosław Tomala


Trzy dni temu


Znajoma melodia niosła się w mojej głowie i zatrzymywała, by po chwili znów rozbrzmieć. Dopiero po dłuższym czasie zdałem sobie sprawę, że ktoś dzwoni do drzwi. Rozprostowałem się leniwie na łóżku, przetarłem oczy i sprawdziłem godzinę na telefonie komórkowym. Była dwunasta w nocy.
- Kto to u licha może być? - zapytałem sam siebie, narzuciłem koszulę i zszedłem na dół. W sieni nawet nie próbowałem patrzeć w wizjer, tylko od razu odsunąłem zasuwę i otworzyłem drzwi. W świetle ulicznej latarni dostrzegłem oddalającego się chłopaka. Cholerny dzieciak - pomyślałem.
- Jak cię dorwę szczylu, to ci nogi z dupy powyrywam! - rzuciłem za nim. Odwróciłem się i już miałem wejść do środka, gdy jedną nogą na coś stanąłem. Schyliłem się, by, jak się okazało, podnieść z wycieraczki zwykłą kasetę magnetofonową. Zreflektowałem się przed powiedzeniem kilku przekleństw, a kasetę, jedynie z ciekawości, wrzuciłem do kieszeni na piersi. W domu dokładnie ją obejrzałem. Na plastykowej obudowie, gdzie niegdyś znajdowało się jakieś logo, teraz było pełno głębokich rys. Nawet napis Sony widoczny był tylko przy dobrym oświetleniu i odpowiednim kącie patrzenia. Choć szczerze wątpiłem w to, że kaseta jest nadal użyteczna, postanowiłem odkurzyć stary, od lat nieużywany magnetofon. Przeczyściłem głowicę i sprawdziłem wszystkie kable.
- Oki - powiedziałem i choć znowu zaczynał morzyć mnie sen, założyłem kasetę do magnetofonu. Nacisnąłem play. Ku mojemu zdziwieniu z głośników popłynął męski, częściowo zagłuszany przez trzaski, głos:
"Wpis z dnia dziesiątego października 2008r. Piątek. Jestem zamknięty w piwnicy domu Paterków. Musi być już dobrze po południu, a ten sukinsyn Marek zapewne zrobił sobie sjestę. Nie wiem, co mu strzeliło do głowy z tym eksperymentem. Że też nie mógł go przeprowadzić na jakimś kocie, psie, a najlepiej na samym sobie. Ale niedoczekanie! Jak tylko wypuści mnie z tego ciemnego i śmierdzącego stęchlizną pomieszczenia, przypieprzę mu w tę jego pustą łepetynę, aż wyłoży się na podłodze i może trochę nabierze rozumu. Marek słyszysz?! Przypieprzę ci sukinkocie!"
Głos zamilkł, a z magnetofonu dochodził tylko szum przewijanej kasety. Zastanawiało mnie, kto i po jaką cholerę przyniósł mi ją pod drzwi domu w środku nocy. A najdziwniejsza była sama data wpisu: dziesiąty października.
Nie, to wszystko nie trzyma się kupy. Absolutnie. Znoszona kaseta, nagrana ledwie trzy dni temu. Mężczyzna, którego ktoś zamknął w piwnicy w celu przeprowadzenia jakiegoś chorego eksperymentu. Ale, po co? Chyba, że ten ktoś został porwany pod pozorem zrealizowania badania i ten drugi, co chciał uprowadzić tego pierwszego... Ale oni wyglądają na znajomych, czyli porwanie odpada... A może, może...
Z zadumy ocknął mnie słyszany już głos, poprzedzony tępym zgrzytem. A więc to jeszcze nie koniec.
"Od ostatniego wpisu minęło najmniej kilka godzin. Nadal leżę przymocowany do metalowego łóżka i z przerażeniem wpatruję się w piwniczne mroki. Nie mogę mówić głośno, bo w domu dzieje się coś bardzo niedobrego. Od paru minut słyszałem dochodzącą z góry zażartą rozmowę. Jeden z głosów należał z pewnością do Marka, drugiego nie rozpoznałem. Wśród tego całego jazgotu wypełnionego wieloma siarczystymi przekleństwami, Bóg mi świadkiem, że usłyszałem strzał broni. Teraz panuje absolutna cisza. I to jest właśnie najgorsze. Boję się tego, co stało się tam na górze i jednocześnie tego, co za chwilę może się stać. Och, jak bardzo chciałbym się uwolnić i stąd uciec. Zobaczyć światło dzienne, móc się poruszać, biegać, oddychać rześkim powietrzem... Chyba odkryłem w sobie klaustrofobię... O tak, z pewnością... Muszę się stąd wydostać!"
[Głos milknie. Słychać trzask zamykanych drzwi i odgłos kroków. Stukot robi się coraz głośniejszy. Kilka głuchych dźwięków i szum].
Nagranie się skończyło. Cofnąłem trochę taśmę, by dokładniej prześledzić ostatnie zdania z wpisu. Wypowiadane były szarpanym, niespokojnym, a wręcz szaleńczym głosem. Ustały wraz z łoskotem zamykanych drzwi. Nastawiłem magnetofon na cały regulator. Teraz dokładnie słyszałem miarowo stawiane kroki. Wyobraziłem sobie całą sytuację. Ktoś schodził po schodach do piwnicy. Był spokojny, przynajmniej pozornie. Odgłos kroków robił się coraz głośniejszy i bliższy. Nagle wszystko przerwał jęk osoby relacjonującej wydarzenia. W strachu człowiek ten wyrzuca urządzenie nagrywające, które tocząc się po podłodze, zdążyło przed zepsuciem zapisać na kasecie kilka tępych zgrzytów.
Zdumiony łatwością snucia domysłów, których nie powstydziłby się sam Sherlock Holmes, zacząłem przewijać kasetę do przodu, co chwila zatrzymując i włączając play. Miałem nadzieję, że natrafię na kolejne wpisy albo przynajmniej na coś, co rzuciłoby nowe światło na... Czy ja wykonuję jakieś śledztwo? O zgrozo, nie, przecież jestem tylko ciekawy!
Niestety ani na jednej stronie kasety, ani na drugiej niczego innego nie odnalazłem. Rozłożyłem bezradnie ręce i spojrzałem na ścienny zegarek. Było wpół do trzeciej. Ziewnąłem przeciągle, ale nie dawałem za wygraną. Chciałem dowiedzieć się wielu rzeczy, a w szczególności tego, co stało się z przykutym do łoża mężczyzną. Z brulionu wyrwałem kartkę w kratkę i zacząłem notować. Byłem bardzo podniecony. Od dziecka marzyłem, by choć przez chwilę poczuć się jak prawdziwy detektyw. Czytałem książki Doyle'a, Agathy Christie, Joe Alexa, Joanny Chmielewskiej i wielu innych autorów. Odkąd skończyłem dwadzieścia lat palę. Na początku pykałem cygara. Szybko jednak przekonałem się jak dużym obciążeniem są dla portfela, więc najpierw ograniczyłem, a potem w ogóle je rzuciłem. Teraz palę papierosy. Paczka starcza mi na tydzień lub dwa.
Na górze kartki napisałem: 10 października 2008r. Jakiś mężczyzna zostaje zamknięty w piwnicy w celu przeprowadzenia eksperymentu. Osobą go realizującą jest niejaki Marek Paterek (?). Po x godzinach na górze dochodzi do ostrej wymiany zdań, która kończy się strzałem. Jedną z dwóch osób, które brały udział w sprzeczce jest właśnie Marek. Na kilka minut zapada cisza, po której drzwi piwnicy się otwierają, a zamknięta w niej osoba zaczyna odchodzić od zmysłów.
Krótki raport złożyłem na cztery i schowałem do szuflady w biurku. Byłem już tak zmęczony, że powieki właściwie same mi się zamykały. Musiałem w końcu dać za wygraną i, pomimo niezwykle intrygujących ostatnich wydarzeń, położyć się do łóżka.
Oparłem się o poręcz krzesła i kiedy miałem zgasić lampkę, z dołu dobiegł mnie melodyjny dźwięk dzwonka. Pozbawiłem się szybko uczucia senności i sprintem zbiegłem po schodach na dół.
- Teraz mi nie uciekniesz - powiedziałem do siebie w przelocie. Wpadłem do sieni i impulsywnie zapaliłem światło. Zdębiałem, gdy zobaczyłem przylepioną do wewnętrznej strony drzwi kartkę, a na niej napis: "Przyjdź o 9 do starego domu na rogu Różanej i Żeromskiego".


Miałem straszny mętlik w głowie. Nie wiedziałem czy udać się do podanego na kartce miejsca, czy jednak zostać w domu. A może powinienem z tym wszystkim pójść na policję? Nie wiem, cholera, nie wiem! Rozsądek podpowiadał mi, żeby iść na posterunek i policjantom przedstawić tę śmierdzącą zbrodnią sprawę, aczkolwiek serce wyraźnie mówiło, by wziąć zadanie we własne ręce i samemu dowiedzieć się, co tak naprawdę stało się w domu Paterków i co ja mam z tym wspólnego.
I że też musiałem zapomnieć zamknąć te przeklęte drzwi! Choć teraz i tak nie ma to większego znaczenia. Jest już dziesięć po siódmej, najwyższy czas coś postanowić. Od czwartej wypaliłem dwie paczki papierosów, jedna po drugiej. Myślałem, że pomogą. Nie pomogły.
Zgasiłem peta w popielniczce. Odsłoniłem firankę, uchyliłem okno i wyjrzałem na świat. Na dworze było szaro i ponuro. Zanosiło się na deszcz. Dzieciaki z pobliskich bloków grupkami wychodziły do szkoły. Stara Paplakowa zrobiła sobie spacer ze swoim nieznośnym jamnikiem, który w swoim krótkim życiu zdążył już obsrać wszystkie chodniki w Garwolinie.
Odetchnąłem jeszcze parę razy świeżym powietrzem, zamknąłem okno i zbiegłem na dół. W kuchni zrobiłem sobie musli; nie miałem w ustach nic od wczorajszego obiadu.
- Niech dzieje się, co chce - powiedziałem w końcu. Postanowiłem, że pójdę do tego domu na rogu Różanej i Żeromskiego i sam sprawdzę, co jest grane.
Narzuciłem długi, przeciwdeszczowy płaszcz i nacisnąłem kapelusz na uszy. Na dworze było nieprzyjemnie chłodno. Z nieba siąpił deszcz i tworzył na ulicach coraz większe kałuże. Ruszyłem szybko przed siebie. Na Stacyjnej złapałem taksówkę. Postaliśmy trochę w korkach, które miała zażegnać niedawno wybudowana obwodnica. Wysiadłem na Alei Legionów, podziękowałem taksówkarzowi i zapłaciłem za usługę. Skręciłem w ulicę Stefana Żeromskiego, minąłem Słoneczną i zacząłem wodzić wzrokiem w poszukiwaniu starego domu. Nie było to łatwe, zważywszy na to, że znajdowałem się na jednym ze starszych Garwolińskich osiedli, gdzie pełno było wiekowych, murowanych i do tego cholernie podobnych do siebie domków.
Znalazłszy się na rogu ulic Różanej i Żeromskiego aż oczy postawiłem ze zdumienia. Za gęstym szpalerem drzew dostrzegłem zaniedbaną kamienicę. Wysoka na trzy piętra, stała między innymi, niższymi budynkami, z którymi sąsiadowała ścianami. Zbudowana była z czerwonej cegły, miała pokryty papą dach i dubeltowe okna. Byłem pewny, że właśnie w tym miejscu miałem się stawić.
Drzwi kamienicy były otwarte. Spojrzałem na swojego roleksa. Była za piętnaście dziewiąta. Trudno, będę troszkę wcześniej - pomyślałem. Przeszedłem przez wąski korytarz, na którym leżał gruby, sznurkowy chodnik. Rozejrzałem się po pomieszczeniu i zawołałem:
- Jest tu ktoś?!
Odpowiedziało mi astmatyczne charczenie dochodzące z głębi domu. Skrzywiłem się nieco, ale postąpiłem za głosem.
- Tutaj! - Ktoś krzyknął. Głos dochodził z góry. Wbiegłem po schodach na pierwsze piętro i stanąłem przed masywnymi dwuskrzydłowymi drzwiami, zza których dobiegało pokaszliwanie. Zapukałem i wszedłem do środka.
Znalazłem się w dużym pomieszczeniu z kilkoma rzędami zapełnionych książkami półek. Było tu widno od wiszących u sufitu lamp. Zrobiłem kilka kroków lustrując dokładnie poszczególne półki, kiedy spośród dwóch, podpisanych jako "Etymologia" i "Masoneria" tuż przede mną wyłoniła się wątła postać starego mężczyzny.
- Dzień dobry - powiedziałem lekko wystraszony.
- Witaj Szarlatanie - odrzekł mężczyzna wycierając szmacianą chustką nos. - Proszę, siadaj.
Siedliśmy naprzeciwko siebie przy owalnym stoliku. Co chwila spoglądałem na starca nieufnie. Skąd on znał moje imię?
- Sam pan tu mieszka? - zacząłem rozmowę.
- Tak.
- Dlaczego?
- Widocznie niewielu dostrzega to miejsce - odpowiedział szybko. Było w nim coś bardzo dziwnego; niby wyglądał tak, jak każdy inny dziadek: miał brodę, siwe włosy i pomarszczoną twarz, ale w oczach... Z oczu przypominał mi psychopatę.
- Niestety nie mogę zaoferować nawet kawy - przeprosił. - Mam nadzieję, że nie będziesz...
- Nie przyszedłem tu, by popijać kawkę - uciąłem. Nie lubiłem, gdy ktoś owija w bawełnę.
- Rzeczywiście - przyznał. - Przesłuchałeś kasetę?
Skinąłem głową na potwierdzenie.
- Zatem opowiem ci o mieszkającej tu przed osiemdziesięcioma laty rodzinie Paterków. Stefan - głowa rodziny, Maria - jego żona, Sylwia - ich córka, i Marek - syn. Ten ostatni, nawiasem mówiąc, był lekko szurnięty. Zresztą, jest po dziś dzień.
Starzec kaszlnął kilka razy w pięść, wygodniej usiadł i oparł łokcie o stolik.
- I pomyśl sobie - kontynuował - że pewnej nocy zabił całą swoją rodzinę. Ojca, matkę i siostrę. A wiesz, po co to zrobił? Tylko po to, by odnaleźć ich potem w innym wymiarze...
- Pan jest nienormalny! - krzyknąłem. Oczekiwałem kryminalnej zagadki, a tym czasem znalazłem się w domu jakiegoś szajbusa. - Idę stąd!
Zerwałem się z krzesła i skierowałem ku wyjściu.
- Chciałbyś spotkać się ze swoimi rodzicami? - zapytał. Stanąłem w drzwiach. Moi rodzice zmarli w wypadku samochodowym, kiedy miałem dziewięć lat. Zaczynam się bać tego człowieka...
- Moi rodzice już nie żyją - powiedziałem odwracając się do starca.
- W tym wymiarze nie, ale w innym tak. Zresztą, chodź i sam zobacz.
Przyjrzałem mu się badawczo. Niestety nie wyczytałem z jego wyrazu twarzy, skąd tyle o mnie wiedział.
- Prowadzi pan - uległem. Przepuściłem starca na schodach, bo jakoś nie chciałem go mieć za swoimi plecami.
Poszliśmy do przestronnego pokoju, który zapewne kiedyś był salonem. Teraz oprócz obskurnych mebli i zwisających z sufitu pajęczyn, znajdowało się w nim tylko duże, wykończone drewnianymi ramami, lustro. To właśnie w nim starzec kazał mi się przejrzeć.
- I co widzisz? - spytał.
To było niesamowite, ale w gładkiej tafli szkła widziałem piętnasto-, może szesnastoletniego chłopca wraz z dwojgiem starszych osób. To byłem ja z moimi rodzicami. Ubieraliśmy wspólnie bożonarodzeniową choinkę.
- To... to wręcz niemożliwe - powiedziałem nadal jak urzeczony wpatrując się w lustro.
- Możesz stać się tym chłopakiem - mówił starzec spokojnym głosem. Zbytnio go nie słuchałem. - Warunek jest jeden: musisz mnie zabić, a potem znaleźć kogoś, kto zabije ciebie.
Dopiero te słowa podziałały na mnie jak kubeł zimnej wody. Otrząsnąłem się z niedawno doznanych wrażeń i aż krzyknąłem:
- Pan naprawdę jest wariatem! Ja nie jestem mordercą!
- W innym wymiarze już nim nie będziesz. Staniesz się tym niewinnym, kilkunastoletnim chłopakiem. Pomyśl o tym.
Spojrzałem raz jeszcze na lustro. Teraz wraz z rodziną zasiadaliśmy do wigilii. Mama nalewała barszcz z uszkami do talerzy; tata odkładał Biblię na półkę, a ja już chyba myślałem o prezentach.
- A co z tym światem? - zapytałem.
- Zdaje się, że i tak nikogo tu nie masz. Słuchaj - dodał po chwili - mogę dać ci nowe, szczęśliwsze życie. Egzystuję od ponad stu lat i chcę żyć dalej. Z tobą gram w otwarte karty. Przekazuję ci tajemnicę, którą oprócz nas dwóch, zna może jeszcze sam Hitler. Kilkadziesiąt lat wstecz posłużyłem się naiwnym młokosem, którego zresztą znasz. Zamknąłem go w ciemnej, podmokłej piwnicy i przetrzymywałem tak długo, aż odejdzie od zmysłów. Potem pozwoliłem mu siebie zabić.
- Przecież to działo się trzy dni temu - zauważyłem.
- Ale w innym świecie, nie w tym. To jak będzie: zabijesz mnie?
Splotłem ręce na piersi i niewyraźnie pokiwałem głową. Ponownie spojrzałem na lustro. Mama próbowała mi nałożyć na talerz smażone kawałki karpia, którego do dzisiaj nie znoszę. Słyszałem nawet, co do mnie mówi: "Synku, trzeba spróbować wszystkiego". Powtarzała to w kółko, mierzwiąc mi włosy. W końcu uległem.
Starzec wyciągnął z szuflady w kredensie broń i podał ją mnie.
- Powodzenia - powiedział.
Wymierzyłem i z niewielkiej odległości strzeliłem w serce starca. Uśmiechnął się, nim upadł.
Więc teraz ja jestem panem tej kamienicy - pomyślałem i poszedłem szukać swojego mordercy.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
eklerek123 · dnia 01.09.2008 10:11 · Czytań: 782 · Średnia ocena: 3,67 · Komentarzy: 3
Komentarze
ginger dnia 01.09.2008 12:28 Ocena: Bardzo dobre
Hmm... Widzę, że to Twoje pierwsze opowiadanie, więc się o dłuższy komentarz postaram. Normalnie napisałabym, że bardzo dobrze. I tyle.
Podoba mi się rozwój akcji, zaskakujące zakończenie, choć mógłbyś je trochę bardziej rozwinąć. Wiesz - bohater dłużej się nad uśmierceniem starca powinien zastanowić. Nie zabija się obcego człowieka ot tak, po kilku minutach rozmowy. Powinni bardziej podrążyć temat, powinni to przedyskutować, przemyśleć... Wtedy akcja zwolniłaby tempo, ale czytelnik zdążyłby się lepiej wczuć. Bo tak to trochę szast-prast i po wszystkim.
Błędów nie stwierdzam, choć nie podoba mi się ten nawias kwadratowy. Wolałabym, żebyś z niego zrezygnował.
Poziom bardzo dobry, opowiadanie udane. Tylko pogratulować debiutu na pp ;) Czekam na następne opowiadania.
pawelh dnia 02.09.2008 15:14 Ocena: Dobre
jezeli to debiut to czuję duży talent...

jedyne co mi się nie podobało to tylko właśnie ta krótka rozmowa po której zabija się nieznanego ... trzeba podjac temat.. poczytaj cos dostojewskiego ( o ile nie czytales) - mistrz psychologii :D :D
Samuel Niemirowski dnia 03.09.2008 02:45 Ocena: Bardzo dobre
Ja też widzę, że jest z czego talent szlifować. Są niedopracowania, tak jak mówi Ginger i w ogóle, ale sam koncept taki schizowy, fajny bardzo.

A Paplakowa i znający tajemnię Hitler spowodowali u mnie dziki chichot :D

A Mistrzem psychologii nie jest żaden Dostojewski tylko Nienacki. Przeczytaj "Sumienie" Nienackiego.

bdb. na zachętę ;)
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty