- Zrobiłam gulasz – mówi Elly, stawiając na stole parujący półmisek. – Przypomni ci o domu – dodaje, uśmiechając się do Vajka.
- Hm, tak, na pewno. Bardzo miło z twojej strony, dziękuję.
Kochana Ell, naprawdę kochana. To przecież nie jej wina, nie może wiedzieć, że mąż nie chce sobie przypominać, że woli wyglądać przez okno i widzieć słoneczny Rzym zamiast pochmurnych uliczek Budapesztu, a na obiad zjadłby typowo włoskie spaghetti. Że zamieszkał tu tylko po to, by zapomnieć. Ale Eleonora nie powinna wiedzieć takich rzeczy.
Je powoli, przeżuwając długo kawałki mięsa i spoglądając ukradkiem na żonę znad rozłożonej gazety.
- Nie smakuje ci? – pyta Elly, a na jej jasnej twarzy pojawia się ten uroczy wyraz zakłopotania.
- Skąd, kochanie. Jest pyszne. – Uśmiecha się do niej i obserwuje, jak zakłada za ucho ciemny kosmyk, który wymknął się ze starannie upiętego koczka. Słodka, dobra Eleonora. Vajk patrzy i myśli, że nie mógłby trafić lepiej, bo na całym świecie nie ma tak pięknych czarnych oczu i długich, jedwabistych włosów, nawet tych ślicznych dołeczków w policzkach. Dobrze wie, że nie mógł trafić lepiej i tylko czasem, naprawdę rzadko, śni mu się roziskrzone czerwone spojrzenie, a potem jasna grzywka opadająca na spocone czoło. Ale to tylko czasami.
Niekiedy budzi się w nocy, z trudem łapiąc powietrze, jednak uspokaja się nadzwyczaj szybko, wsłuchany w miarowy oddech żony. Zwykle jest odwrócona plecami, więc wtula nos w jej włosy, idealnie gładkie i ciemne, ani trochę potargane. Zawsze pachną fiołkami - żadnych niespodzianek.
W takich chwilach szybko zasypia ponownie i nie śnią mu się już żadne koszmary, nikt nie krzyczy, nie ma skołtunionych włosów ani przekrwionych oczu.
To już trzy lata, mój Boże, całe trzy lata.
Takie sny, dzięki Bogu, od trzech lat zdarzają się coraz rzadziej.
***
- Znów nie wzięłaś lekarstw – mówi to spokojnie, nie podnosi głosu, bo wie, że to i tak na nic, że Gillian go nie posłucha. Teraz siedzi w fotelu, skulona, z kolanami podciągniętymi pod brodę, i wodzi nieprzytomnym spojrzeniem po ścianach mieszkania.
- Nie są mi potrzebne – odpowiada zachrypniętym głosem. Zaraz potem wstaje, podchodzi do okna, robi wszystko, by nie patrzeć Vajkowi prosto w oczy. Już do tego przywykł.
- Są, Gill, przecież dobrze wiesz. Wypuścili cię tylko dlatego, że zgodziłaś się je brać. – Słysząc to, ona odwraca się i przemierza dzielącą ich przestrzeń kilkoma krokami. Zupełnie niekobiecymi, szczerze mówiąc.
- Wcale nie – łapie go za koszulę i szepcze tak gorączkowo, jakby to były ostatnie słowa w jej życiu – wcale nie, Vajk. Już mi przeszło, wyzdrowiałam, naprawdę. – Oczy Gillian błyszczą, zupełnie, jakby miała gorączkę, usta są suche i spierzchnięte, a policzki niezdrowo zaróżowione. Vajk nie chce na to patrzeć, nie ma zamiaru widzieć tak oczywistych rzeczy, więc przyciąga ją do siebie i obejmuje mocno, czując przez materiał ubrania, jak chude palce dziewczyny zaciskają mu się na plecach. – Naprawdę, naprawdę, naprawdę… - Słowa stają się niewyraźne, bo kładzie mu głowę na ramieniu.
- Nie, Gill, to tak nie przechodzi.
Tydzień później rzuca się na sąsiadkę z naprzeciwka. Znowu ją zabierają.
***
- Muszę ci o czymś powiedzieć – oznajmia spokojnie Ell i uśmiecha się wyjątkowo łagodnie. Vajk cieszy się, że nigdy, w żadnym jej uśmiechu nie dostrzegł ani cienia szaleństwa. Urocza, wspaniała Elly.
Domyśla się, o co chodzi, bo jego żona już od kilku dni nie czuje się dobrze i wymiotuje, najczęściej rano. Kiedy już Eleonora to mówi, tak dziwnie rzeczowym tonem, Vajk przytula ją lekko, jakby obejmował powietrze, i ona tak samo, bo ledwie czuje dotyk jej dłoni. Nie ma w tym nic niespodziewanego, ani odrobiny gwałtowności. I dzięki Bogu, mówi sobie Vajk, dzięki Bogu.
Patrzy na Elly, swoją najdroższą Elly, i ma nadzieję, że urodzi im się córeczka, równie wspaniała jak matka. Wychowają ją, dokładnie to sobie zaplanował, na grzeczną, ułożoną dziewczynkę, prawdziwą małą damę, wytworną i delikatną. Na pewno będzie miała gładkie włosy i spokojne oczy, do których nigdy nie wkradnie się żadna iskra szaleństwa. Właśnie tak.
- Wiesz, myślałam już nad imieniem dla dziecka – odzywa się Ell po chwili ciszy.
- Nie za wcześnie? – pyta Vajk, ale wcale mu nie przeszkadza to planowanie na przód. Eleonora to perfekcja, porządek sam w sobie i takiego ładu właśnie potrzebował. Nie mógł trafić lepiej.
- Dawno temu je sobie wymyśliłam, kiedy byłam o wiele młodsza. Chłopca nazwałabym Alexander, brzmi odrobinę włosko, prawda?
- Tak, nawet. – Wcale nie uważa, żeby brzmiało włosko, ale jest o wiele lepsze niż jakieś typowo węgierskie. W sumie i tak mieszkają w Rzymie na stałe. – A dla dziewczynki?
- Myślałam nad Jill… Och, coś się stało?
Naprawdę próbował się uśmiechnąć i obojętnie stwierdzić, że to niezbyt dobry wybór.
- Nie, nic. Po prostu wolałbym jakieś inne. – I tak był z siebie dumny, że zdołał to wykrztusić.
To brzmiało prawie jak Gill.
***
Vajk starał się odwiedzać Gill jak najczęściej, ale czasami po prostu nie mógł patrzeć na to, co się z nią działo. To nic, że zbladła, zawsze taka była, ale pobyt w psychiatryku więcej szkodził, niż pomagał, chociaż przy Gillian tak naprawdę nic nie przynosiło efektów. Kiedy ostatni raz do niej przyszedł, jej wychudła twarz i jasne skołtunione włosy prawie zlewały się z białą koszulą. Przypominała zjawę aż za bardzo.
Tym razem niemal się na niego rzuciła i trzymała w uścisku tak długo, aż zabrakło mu powietrza. Od leków miała przekrwione białka i oczy tak niemożliwie czerwone, że teraz to Vajk częściej odwracał wzrok. Przypomniało mu się wtedy, jak lubiła patrzeć w ogień, tańczący za szybką niewielkiego kominka, a w jej tęczówkach blask odbijał się strasznie mocno. Wtedy też czerwieniały jej oczy.
- Niedługo stąd wyjdę, to tylko na trochę, prawda? Będziemy mogli wreszcie wziąć ślub. Zawsze chciałeś mieć dużą rodzinę... – Zbyt często pozwalał jej to mówić, ale wtedy stawała się choć odrobinę normalna. Była Gilli, którą pamiętał.
Nie miał tylko pojęcia, jak długo on sam wytrzyma.
- Tak, skarbie, niedługo stąd wyjdziesz.
***
Elly spotkał przypadkowo, na ulicy. Znał ją dobrze ze szkoły, więc zatrzymał się, by porozmawiać. To w końcu nic złego. Potem kilka kaw i kolejnych uliczek, a ona już zdawała mu się bezpieczną przystanią dla zszarganych nerwów. Tak zaskakująco spokojną.
Myślał, że oszaleje, gdy patrzył na Gilli, myślał, że on sam też niedługo będzie szalony. A Ell była po prostu normalna. I naprawdę dobra.
Zawsze chciał mieć jedynie zwykłą rodzinę.
***
- Z pana przyjaciółką nie jest najlepiej, przykro mi – powiedział kiedyś lekarz, ale z pewnością przykro mu nie było. Kłamca.
Vajk wiedział, dobrze wiedział, że z Gillian dzieją się coraz gorsze rzeczy, nawet najsilniejsze leki już nie pomagały. Wyglądała tak okropnie, na jej dłoniach widać było cienkie żyły, a twarz miała całą od śladów zadrapań.
- Nie rób sobie tego, Gill.
Naprawdę, myślał, że zwariuje.
Bywał u niej coraz rzadziej, zresztą zwykle po południu Elly wpadała na kawę.
***
Wiadomość przyszła niespodziewanie, nawet nie miał pojęcia, że ją po raz kolejny wypuścili – idioci – tak długo jej nie odwiedzał. A podobno pytała o niego codziennie.
I pomyśleć, że to były zwyczajne proszki nasenne.
***
Mówiono, że niedługo po samobójstwie Gillian Farkas Vajk Papp poślubił Eleonorę Fekete i zamieszkali razem we Włoszech. Ktoś słyszał, że młoda kobieta była bardzo szczęśliwa, a jej małżonek prawie zaczął się uśmiechać.
Ale to tylko plotki.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt