Tamto lato się kończy (5) - wykrot
Proza » Długie Opowiadania » Tamto lato się kończy (5)
A A A
Od autora: Stało się. Tomek, ku swojemu wielkiemu zaskoczeniu, zostaje życiowym partnerem Doroty. Doroty, o której marzył od dawna! Tylko czy naprawdę powinien być tym zaskoczony? Przecież od dawna wszystko zmierzało w tym kierunku! A Tomek powinien sobie teraz postawić kilka pytań: Czy właściwie odczytywał dochodzące do niego sygnały? Co mu dała rozmowa z Lidką latem w jej hotelu, kiedy ponownie spotkał Dorotkę? Przecież powiedziała mu o niej tak wiele! A historia z Baśką i rozmowa z Lidką w Białymstoku, kiedy odszukała go na ulicy? Czy właściwie odczytywał zachowanie Heleny oraz postępowanie Doroty wobec siebie i swojej rodziny, a także wobec Baśki? Przecież nawet początkowa powściągliwość Dorotki w wymianie służbowej z nim korespondencji była wielce symptomatyczna. A rozmowy z nią?
Raczej nie. Tomkiem rządził przypadek, ale na jego szczęście przypadkami rządziła właśnie Dorotka. Każde chwilowe niepowodzenie, każdą niespodziankę którą spłatał jej los, potrafiła przekuć na swoją korzyść. Wcześniej albo później.
Teraz do załatwienia pozostały jej właściwie tylko relacje ze swoją rodziną. I postanowiła, że do następnych wakacji wszystko zostanie uregulowane.
Hmmm...

Po chwili wrócił, a niedługo potem pojawiła się sama Helena.
- Słucham, panienko! Odezwała się zanim zdążyłem się jej ukłonić.
- Dzień dobry pani! – powiedziałem.
- O, dzień dobry panu! Nie zauważyłam…
- Pani Heleno, chciałam pani oznajmić, że od dzisiaj Tomek jest współgospodarzem w tym domu i nie tylko w tym. Oświadczył mi się i oświadczyny zostały przyjęte. Jest i będzie moim mężem!
Helena stała przez moment nieruchomo, ale zaraz rzuciła się Dorocie na szyję.
- Sława Bogu, sława Bogu! Panienko, tak się cieszę! Teraz to ja mogę nawet i do Ameryki jechać – całowała Dorotę po głowie. – I po co było tyle czekać? Kto to widział wychowywać synów bez ojca? A słoneczka jak się ucieszą! Już pytali o pana – odwróciła się do mnie. – Panie Tomaszu, gratuluję panu! Jeśli będzie pan miał jakieś zalecenia dla mnie, to proszę otwarcie mi mówić. Postaram się wszystko dla pana ugotować.
- Dziękuje, ale ja nie mam specjalnych wymagań. Może pójdziemy do chłopców? – zwróciłem się do Doroty.
- Teraz śpią – odpowiedziała Helena. – Nie trzeba ich budzić. Te kilka godzin jeszcze bez pana wytrzymają.
- Pani Heleno, ale do obiadu niech wstaną. Nawet gdyby byli niewyspani. Odeśpią po obiedzie. Natomiast my idziemy teraz do sypialni, bo mnie też się chce spać. Tomek obudził mnie zbyt wcześnie…
- Ty się przyznaj czego ci się naprawdę chce – zaśmiała się Lidka. – I nie opowiadaj nam andronów!
- Oczywiście! – odparła Dorota niewzruszenie. – Mam teraz męża, więc na pewno czasu nie będziemy marnować. Ale pomyślałam sobie też, że moglibyście przywieźć tu dzieci i spędzić święta z nami. Mamy mnóstwo rzeczy do omówienia, byłoby tak najwygodniej…
- Musiałabym i mamę z tatą przywieźć.
- To jaki masz problem? Miejsca na pewno nie zabraknie. Lidka, ja naprawdę mam do was z Romkiem sporo tematów.
- Dobrze. Jeśli się zgodzą, to najedziemy ci dom.
- Znakomicie! Więc my idziemy – wyciągnęła do mnie rękę. – Weź swoje bagaże, wszystko co masz. Musisz się powoli zagospodarować.
- Panienko, a na którą godzinę obiad?
- Na drugą, może być trochę później.
- Dorotko… – zatrzymałem się. – Obiecałem Iwonie, że spotkam się z nią o drugiej…
- Kto to jest Iwona? – zapytała sucho.
- Moja siostra. Stefana żona.
- Jest w Warszawie? – uniosła brwi.
- Tak, ma jakieś medyczne szkolenie. I po obiedzie wyjeżdża do domu. Stefan ma po nią przyjechać.
- Czemu dopiero teraz mi o tym mówisz? – uszczypnęła mnie pieszczotliwie w policzek. – Wiesz gdzie to jest?
- W hotelu Wars.
- Romek, znasz taki?
- Znam – kiwnął głową. – Włączysz sobie GPS-a i wskaże ci drogę. Akuratnie z tej strony Warszawy, niedaleko.
- Czyli pojedziemy razem – zadecydowała Dorota. – Wypadałoby przecież się poznać. Ale w takim razie zmieniamy plany. Pani Heleno, obiad na pierwszą i bez chłopców. Niech śpią do woli. Lidka, a ty zadzwoń do pana Wojtka, czy jest w pracy. Niech przygotuje na dzisiaj postną kolację. Później ci zadzwonię na ile osób. Taką wczesną, około szóstej. Z obsługą, bo pani Helena nie będzie stała tyle na nogach. My z Tomkiem musimy jeszcze dzisiaj pojechać na zakupy, żeby miał się w co przebrać.
- Dobrze – odparła Lidka. – Idźcie już, bo czas ucieka i w końcu w ogóle nie będziesz spała.
- Dam sobie radę, chodź! – wzięła mnie pod rękę.

Pokazała mi wszystkie pomieszczenia prywatnego skrzydła domu, do którego nigdy nie wpuszczano gości i próbowała wyjaśniać ich przeznaczenie, ale jakoś nic mi się głowy nie trzymało. Byłem zbyt oszołomiony tym wszystkim co się dzisiaj wydarzyło, a poza tym ten luksus… Widoczny na każdym kroku. Dorota zauważyła mój stan, bo nieoczekiwanie sama zbagatelizowała swój pomysł.
- Przecież poznasz to na bieżąco, niepotrzebnie tracimy czas. Idziemy do sypialni!
Te drzwi już pamiętałem i nie potrzebowałbym przewodnika. Wprowadziła mnie jednak i przystanęła przed łożem.
- Usiądź! – poprosiła, wskazując miejsce na brzegu. Kiedy spełniłem jej życzenie, popchnęła mnie lekko bym się położył, po czym bezceremonialnie dosiadła okrakiem moich kolan.
Byłem kompletnie ubrany, ona też się nie rozbierała.
- Wiesz jaką mam na ciebie ochotę? – zapytała retorycznie. I zaraz sama odpowiedziała. – Nie wiesz, chociaż możesz się domyślać. Ale chcę wcześniej porozmawiać o najpilniejszych sprawach – ześliznęła się i położyła obok, opierając głowę na łokciu. – Tomek, mam do ciebie taką prośbę. Kiedy już formalnie za ciebie wyjdę, chciałabym zachować swoje dotychczasowe nazwisko. Nie z powodu, że czuję jakiś szczególny sentyment do Johna, tylko dlatego, że w mojej branży jestem pod nim znana i z nim kojarzona. Także na uniwersytecie. To jest dla mnie ważne i prosiłabym cię, żebyś wyraził swoją zgodę.
- Przecież to twoja autonomiczna decyzja, nie musisz mnie o nic pytać – wzruszyłem ramionami.
- Wiem, że nie muszę. Ale chcę! Chcę znać twoją opinię i będę często ciebie pytać o podobne sprawy. Stałeś się dla mnie kimś jeszcze ważniejszym niż dotychczas, więc co o tym sądzisz? Chciałabym znać twoje własne zdanie. Jeśli ci to przeszkadza, nie będę się upierać…
- Dla mnie nie jest to żadną przeszkodą. W niczym. Jeśli uważasz, że tak jest dla ciebie lepiej, to proszę bardzo. Masz moją pełną aprobatę.
- Dziękuję! – pocałowała mnie zdawkowo. – A teraz sprawa jeszcze ważniejsza. Dostałam od Jacoba propozycję objęcia funkcji prezesa banku. Czyli objęcia stanowiska po Johnie. Wiesz, że odszedł do Londynu?
- Już wiem – pokiwałem głową. – Romek mi o tym wspominał. Powiedz mi, dlaczego to przede mną ukrywałaś? Dlaczego nie wspomniałaś ani słowem?
- Tomeczku… nie mogłam! – przytuliła się do mnie. – Wiesz, że nie mogłam! Nie chciałam ci stwarzać złudnych i pustych nadziei na coś więcej, niż te kradzione chwile. Nie zniosłabym myśli, że rozbiłam twoją rodzinę, a Marta w każdej chwili mogłaby powiedzieć, że ukradłam jej męża. Podkradałam, to fakt, ale nie zabrałam. Ja naprawdę Martę szanuję i jej współczuję. Nie miała z tobą łatwego życia…
- A dlaczego rozstałaś się z Johnem? – zmieniłem temat.
Odsunęła się ode mnie, milcząc.
- Niełatwo na to odpowiedzieć… – przyznała po chwili. – Ale kropla goryczy przelała się we mnie po balu. Jak wiesz, John poleciał z Jacobem do Londynu. To już było wbrew naszej umowie, bo miał wrócić w niedzielę do Nowego Jorku, ale jakoś to przełknęłam. Ze względu na Jacoba. Ale na tym się nie skończyło.
John wiedział, że mam napięty grafik spotkań i nie wrócę przed środą. Ja natomiast sądziłam, że najdalej w poniedziałek będzie w domu. Tak mnie zapewniał, kiedy rozmawiałam z nim telefonicznie. Więc pewna, że dzieci mają opiekę, nie przeszkadzałam mu, tym niemniej we wtorek wieczór zadzwoniłam, zapytać co u nich słychać. I wyobraź sobie, że telefon odebrała kobieta…
Powiedziała że John już śpi i ona nie będzie go budzić. Pomyliła się, prawdopodobnie miała ustawiony taki sam dzwonek w swoim aparacie. I wszystko się wydało. Ja dzwoniłam wieczór, a tam była już noc… Potem okazało się, że John, bez kontaktu ze mną, przyjął propozycję Jacoba objęcia funkcji szefa centrum operacji finansowych w Londynie. Po czym obydwaj, zadowoleni z siebie, polecieli gdzieś na panienki, odetchnąć od ciężkiej pracy.
- Masz mu za złe, że nie konsultował tego Londynu z tobą? Lidka mówiła mi w lecie, że to jest jego marzenie…
- Nie! Gdyby mnie zapytał, to zgodziłabym się. Wiedziałam, że tego chce. Ubodła mnie tylko forma w jakiej to zrobił. Kiedy zarzuciłam mu, że tak nagłą decyzją rozbija wszystkie moje plany i naraził dzieci na niebezpieczeństwo, bo przecież byłam pewna, że jest z nimi, odpowiedział nie zmieszany, że dzieci mają rodziców, a on niemało im za to płaci. Rzucił jeszcze, że przecież mogłam ciebie wysłać do opieki.
Osłabłam wtedy. Zupełny brak przewidywania możliwych konsekwencji. A przecież wszystko z nim wcześniej uzgodniłam, wasz pobyt w hotelu z Martą do wtorku również. No i mleko się wylało…
Tę dziwkę bym mu w końcu wybaczyła, gdyby nas tak nie zlekceważył, bo sama nie jestem w porządku. Ale po czymś takim… Już nie mogłam z nim być… I nie byłam.
Helena miała rację, kiedy mnie upominała, że John nie jest żadnym ojcem dla chłopców. Zupełnie nie przejął się ich losem, a jego deklaracja przed naszym związkiem okazała się pusta i nieprawdziwa. Niewiele się nimi interesował, próbując wszystko załatwić pieniędzmi. Tych raczej nie żałował, chociaż w sumie i tak niewiele na nich wydał, bo to ja ponosiłam koszty bieżące. Ech! Było, minęło, kiedyś ci opowiem więcej, a teraz szkoda na to czasu.
Jesteśmy już oficjalnie w separacji, nie miałam z tym większych problemów bo wspólnych dzieci nie mamy, rozdzielność majątkową mieliśmy od zawsze, więc przelał mi tylko trzy miliony dolarów, po milionie na osobę i odzyskał wolność. Ja natomiast zachowałam prawo pobytu z dziećmi w jego posiadłości jeszcze przez rok i to wszystko. Nasze wspólne życie już się zakończyło.
- Ale chłopcom nic się wtedy nie stało?
- Na szczęście nic, ale byli bardzo rozżaleni, kiedy wróciłam do domu. Przez kilka dni miałam problemy z pracą, bo nie chcieli nawet jechać do szkoły. Zaczęli się bać, że zostawię ich samych, że nikt po nich nie przyjedzie.
- Poczekaj, to zostali wtedy w domu sami?
- Nie, została z nimi Diana. Ale z Dianą uzgodniłam całodobowy pobyt tylko do niedzieli! Przecież ta dziewczyna miała swoje własne życie. I własne plany. Chłopcy poszli do szkoły, więc ja jej teraz nie potrzebowałam przez cały dzień. Przychodziła tylko popołudniami, bez weekendów i zajmowała się nimi przez kilka godzin. Często nawet nie była potrzebna, ale wolałam żeby była, tak na wszelki wypadek. Często zajmowałyśmy się nimi obydwie. Jednak na noc nie zostawała.
Nic więc dziwnego, że miała jakieś osobiste zobowiązania. A tu dzieci nie ma z kim zostawić! Denerwowała się, chociaż przez telefon się nie poskarżyła. Wszystkie żale do nas wylała dopiero wtedy, kiedy wróciłam. Bo zawiodła nowego pracodawcę nie mogąc do niego pojechać. I miała rację. Zapłaciłam jej niemało, jednak i tak już zrezygnowała z pracy u mnie, co wcale nie ułatwiło mi życia. Dlatego poważnie zastanawiam się nad propozycją Jacoba i powrotem do Polski. A ty co o tym myślisz?
- Nie wiem co mam myśleć. Chcesz porzucić swoje inwestycyjne wschodnioeuropejskie imperium? – zażartowałem. – To dlatego zwolniłaś mnie z pracy?
- Nie! – roześmiała się. – Przecież powiedziałam wyraźnie dlaczego cię zwalniam! I jeszcze dzisiaj Igor dostanie ode mnie stosowną dyspozycję, ja nie żartowałam! Natomiast w kwestii imperium… Widzisz… Po tym wszystkim, Jacob czuje się jednak trochę winny wobec mnie. Ja mu oczywiście niczego nie powiedziałam, ale to przecież inteligentny człowiek. Sam najlepiej wie co zrobił. Dlatego, kiedy padła ta propozycja, podsunęłam mu myśl, żeby cały departament przenieść do Warszawy. I połknął haczyk. Bo według mnie, to naprawdę ma sens. O wiele niższe koszty, bliskość informacji a to się przekłada na szybkość reakcji, przecież wiele firm lokuje swoje centra ekonomiczne w Polsce... Same zalety! Więc obejmując szefostwo banku, zachowam też swoją wiodącą pozycję w kwestiach inwestycyjnych, chociaż nie wiem, czy bieżącego kierowania departamentem nie będę musiała powierzyć któremuś zastępcy.
- Dorotko, czy ty nie bierzesz na siebie zbyt wiele? – przestraszyłem się.
- Też o tym myślę – odpowiedziała leniwie. – Ale skoro z jednej… znaczy z twojej strony – szturchnęła mnie palcem – mogę spodziewać się stabilizacji i poparcia, a bardzo go potrzebuję! – pocałowała mnie – to mam ochotę zmierzyć się z tym wyzwaniem. Naprawdę!
- Czy wiesz co się dzieje teraz w banku? Romek karmił mnie przez drogę niezbyt ciekawymi informacjami.
- Trochę wiem. Ale na pewno nie wszystko.
- Wolińska cofnęła ci ponoć wszystkie pełnomocnictwa…
- Tak? Nie wiedziałam o tym. Dlatego chciałam, żeby Lidka z Romkiem zostali na święta. Chcę porozmawiać z Romkiem o banku, a z Lidką o naszej firmie. A teraz jeszcze dołączyłeś ty. Będziesz uczestnikiem wszystkich rozmów, bo chciałabym mieć twoją akceptację wszelkich moich postanowień.
- Ja ci daję wolność w tych sprawach. Bo cóż ja wiem? To ty masz wiedzę teoretyczną, dostęp do informacji jawnej oraz poufnej, o wiele więcej doświadczenia, kontaktów, znajomości… jak mógłbym ci pomóc? Ja mogę na przykład… zrobić zakupy, wyprowadzić psa, a także obiecać, że na pewno nigdy, w żadnej sytuacji, nie zostawię naszych chłopców samotnie, kiedy będziesz zajęta. Przeraziłaś mnie swoją opowieścią! Wiesz co dla nich przywiozłem z Moskwy? Modele samolotów do samodzielnego sklejania. Pobawię się z nimi i może nawet ciebie dopuścimy do zabawy… Będziesz nam podawać tubkę z klejem! – zaśmiałem się.
Dorotka przylgnęła do mnie.
- Ależ bardzo, bardzo chętnie! Ale wracając do tematu głównego, to po pierwsze, ja mam ludzi od robienia zakupów, po drugie nie mamy psa, a po trzecie, to ja ciągle mam w głowie naszą wycieczkę do lasu, kiedy oni bawili się z tobą i opowiadałeś im o polowaniach na ptaki aparatem fotograficznym… Kocham cię! Powiedz mi jeszcze tylko, czy mam przyjąć propozycję Jacoba?
- Chcesz znać prawdę?
Skinęła głową.
- Nie powinno się odrzucać takich ofert. Widzę, że chciałabyś, a przecież ty umiesz realnie oceniać szanse. Skoro jej nie odrzuciłaś od razu, to trzeba spróbować. Na twoim miejscu wyraziłbym zgodę.
- Tomek… pierwszą swoją decyzją powołam ciebie na stanowisko dyrektora – szefa zespołu moich doradców. To jest mi wolno zrobić. I nie opowiadaj tutaj, że się na niczym nie znasz! Ja wiem co ty potrafisz! Czyli pracę już masz, a tak się martwiłeś, że nie będziesz miał pieniędzy na nasze utrzymanie… A teraz, panie szefie dyrektorze, koniec dyskusji o przyszłej pracy! Ja chcę się kochać! Z tobą i tylko z tobą! Tak jak ostatnio w Moskwie, chociażby…
- Słoneczko… chyba wypadałoby mi wcześniej pójść pod prysznic.
- To na co czekasz? Rozbieraj się, ale to już! Umyję ci nawet plecy, byś nie myślał, że ja żartuję.
- Czasem tylko nie mówisz prawdy… – zażartowałem.
Pogroziła mi palcem.
- Zdziwiłbyś się! – oznajmiła krótko. – Ale ciebie nie okłamałam nigdy! Naprawdę! A te kilka epizodów w naszym życiu, kiedy przemilczałam fakty, były raczej właśnie po to, żeby tobie nie przysparzać problemów, a nie ratować siebie. Natomiast gdybyś był bardziej domyślny i wtedy zapytał mnie o coś wprost, przyznam, że miałabym wielkie problemy, by nie powiedzieć ci prawdy.
- Przecież żartowałem! Ja się wcale nie skarżę!
- Wiem! – przytuliła się. – Ale dobrze, że wreszcie mam okazję rozmawiać z tobą bez żadnych obciążeń czy też zaszłości. I tak teraz już będzie. Niczego nie będę przed tobą ukrywać. Tomek, pamiętasz, jak jeszcze wtedy, w Pokrzywnie, po naszej pierwszej nocy, oznajmiłam wam z Lidką, że będę tutaj robić wszystko, czego dotychczas nie robiłam?
- Ja z tamtego lata nie zapomniałem niczego…
- Zapewniam cię, że ja również nie zapomniałam. Otóż mogę ci powiedzieć, że czas moich prób, badań, eksperymentów, doświadczeń, odszedł był właśnie do lamusa. Już mi wystarczy i nie mam nawet malutkiego zamiaru próbować czegokolwiek innego.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Tylko to, że ty mi wystarczysz! – oznajmiła, patrząc mi w oczy. – Chciałabym być dla ciebie taką zwyczajną żoną, chociaż… lekko ci ze mną nie będzie!
- Dlaczego? – zdziwiłem się.
- Tomek… – skrzywiła się. – Pomyśl trochę!
Jej oczy błyszczały wbrew cierpkiej minie ust. Zrozumiałem.
- Przepraszam… czy masz na myśli… możliwości…
- Tak! – parsknęła śmiechem. – Właśnie to! Kobiety w moim wieku bywają szalone, a ja jestem stuprocentową babą, co zaraz będziesz miał okazję po raz kolejny sprawdzić! I nie odpuszczę ci tego!

Mówiła prawdę. Nie odpuściła…

KONIEC


EPILOG

Mój jeep toczył się leniwie w szeregu różnych aut, jadących do Warszawy. Nie spieszyłem się, bo to niczego by nie dało. Mogłem wyprzedzić kilka samochodów, tylko po co? To by była bezsensowna szarpanina. Poza tym byłem zwyczajnie rozleniwiony. Zaspokojony w łóżku, po wykwintnym obiedzie, bardziej nadawałem się do snu niż do jazdy. Ale skoro obiecałem…

Dorotka siedziała w fotelu po prawej stronie. „Moja żona” – pomyślałem i spojrzałem odruchowo w jej stronę. Jaki dziwny jest ten świat! Jakieś sześć godzin minęło od chwili, kiedy w samolocie Lot-u wylądowałem na Okęciu i w ciągu tych sześciu godzin moje życie całkowicie się zmieniło! Inny dom, inna żona, inne dzieci, inna praca…
- Ty lepiej patrz przed siebie – upomniała mnie, przechwyciwszy spojrzenie.
Jakoś mało rozmawialiśmy teraz. Dziwne, bo zawsze mieliśmy sobie wiele do powiedzenia. Tym razem jednak chyba zmęczenie brało górę. Dorotka nie dość że zmieniła strefę czasową, to spała zaledwie godzinę do mojego przyjazdu i jakieś pół godziny drzemała w łóżku ze mną, po tym, kiedy kochaliśmy się przed obiadem. Ja wtedy nie zasnąłem. Nie mogłem. To wszystko co się dzisiaj stało, czego się dowiedziałem, nie pozwoliło mi zmrużyć oka.
- Dawno cię nie widziałem, musiałem sprawdzić, czy jeszcze jesteś…
- Jestem, jestem! – potarła dłonią moje udo. – I nie zamierzam znikać. Ale spać to jednak mi się chce… – ziewnęła, zasłaniając usta dłonią. Roześmiałem się.
- Czemu się ze mnie śmiejesz? – próbowała udawać oburzenie.
- Nie z ciebie, tylko przypomniałem sobie naszą pierwszą podróż. Tę w pociągu. Kiedy obserwowałem ciebie spod okna. Przyszła mi wtedy do głowy myśl, że chyba jesteś posągiem, bo tak piękna dziewczyna nie może istnieć w realnym świecie i ty, dokładnie wtedy, ziewnęłaś dyskretnie. A ja zrozumiałem, że jesteś z krwi i kości, a nie z marmuru.
- A ja pomyślałam tak: siedzi sobie facet pod oknem, udaje że nie patrzy, ale ciągle wlepia we mnie te swoje gały, więc zaraz podniosę kieckę, żeby się napatrzył! – śmiała się.
- To dlaczego tak nie zrobiłaś?
- Jak to nie zrobiłam? Mało razy zrzucałam z siebie wszystko przed tobą?
- Ale wtedy nie podniosłaś!
- Oj tam, troszkę opóźniłam wydarzenia, ale wiesz… – zaśmiała się. – Tak naprawdę to chyba wtedy zaczęłam się zastanawiać nad tym wszystkim, co później zaowocowało moim pobytem w Pokrzywnie.
- A ja zauważyłem obrączkę na twoim palcu i zacząłem się zastanawiać jak to jest mieć taką piękną żonę, za którą wszystkie głowy na ulicy się odwracają.
Rozbawiłem ją. – No to teraz będziesz miał okazję przekonać się o tym na własnej skórze! – chichotała.
Racja. Moja żona. Dorotka. Jakoś nie mogłem jeszcze w to uwierzyć…

Chociaż Dorotka robiła wszystko z żelazną konsekwencją, aby pozbawić mnie wątpliwości. Po obiedzie, zanim obraliśmy kurs na Warszawę, podjechaliśmy do miejscowego urzędu, gdzie zameldowała mnie w swoim domu. Na pobyt stały. „Nie sądź, że ja żartuję” – powiedziała do mnie, kiedy wyszliśmy stamtąd. – „Ani że to chwilowy kaprys. Wprawdzie na miodowy miesiąc nie mamy teraz czasu, ale jeszcze go sobie zrobimy. Przyrzekam ci!”

- Słoneczko, wiesz co?
- Nie wiem.
- Kocham cię! – powiedziałem cicho.
- Ja też ciebie kocham! – odpowiedziała tak samo cicho. Dalszą rozmowę uniemożliwił nam sygnał z jej smartfonu. Zaczęła przeglądać ekran.
- Tomek… – odezwała się po chwili.
- Tak?
- Jacob podpisał moją nominację. I przyjął pozostałe warunki. Dokumenty są już u bankowych prawników, na razie jako poufne. Na ich podstawie, od wtorku obejmuję fotel prezesa banku.
- Moje serdeczne gratulacje! Pocałuję cię, gdy się zatrzymamy. A po co dali to do prawników?
- Nie zapomnij, bo ja nie zrezygnuję z tych całusów! A po co dali do prawników? Muszą przygotować dokumenty według wymagań polskiego prawa. Bo bez zgody Urzędu Kontroli Bankowej mogę być tylko pełniącą obowiązki. Ale oprócz tego wszystkiego jest też jeden minus.
- Jaki?
- W poniedziałek przyleci do Warszawy Wiliam Barnet. To wiceprezes korporacji. Wprowadzi mnie oficjalnie do banku. Musimy przywieźć go z lotniska, zarezerwować hotel i spotkać się z nim. Pewnie na jakiejś kolacji. Mamy jeden dzień świąt mniej.
- No a chłopcy? Co z urodzinami?
- Stąd właśnie ten minus. Przekładamy urodziny na niedzielę. Im to nie będzie przeszkadzać, tylko Helenę muszę pilnie zawiadomić. No i Lidkę z Baśką.
- Jaką Baśką?
- A taką jedną twoją znajomą! – pogłaskała mi ramię, nie chcąc przeszkadzać w prowadzeniu auta. – Barbara szykuje tort! Sama to ponoć zaproponowała! – uprzedziła moje pytanie.
No jasne. Baśka! Że też wykazałem taki brak orientacji…
- Dogadujesz się z nią?
- Trudno to tak nazwać, bo przecież nie mamy bieżących kontaktów. Ale powiedziałabym, że jest lepiej niż było. Zresztą, wiesz to też od Lidki.
- Ja z Lidką raczej nie utrzymywałem łączności. Ot, czasem jakiś telefon, gdy mnie całkiem chandra dopadła. Tyle, że to były takie rozmowy o wszystkim i o niczym.
- Ale Lidka wyjaśniła ci całą sytuację jeszcze w Białymstoku, prawda?
- Owszem, ty też pisałaś, że sytuacja się unormowała.
- Spotkałyśmy się z Baśką parę dni po tym wszystkim, kiedy uciekłeś z Pokrzywna.
- Zaraz, zaraz! Ja uciekłem?
- No dobrze! – uśmiechnęła się. – Kiedy wyjechałeś z Pokrzywna. I muszę z pokorą się przyznać, że to ja ją przeprosiłam.
- Lidka cię przekonała?
- Trochę tak, ale twoje zachowanie też mi niemało powiedziało. Widzisz, nie przyznawałam się wtedy nawet przed sobą, ale sam możesz się teraz zorientować jaka byłam o ciebie zazdrosna. Zresztą, od tamtych dni wszystko zaczęło się zmieniać.
- Jakie „wszystko”? Byłaś wobec mnie oschła i oficjalna, pisałaś wyłącznie o tym co mam zrobić, żadnych cieplejszych słów, myślałem nawet że mnie wyrzucisz z pracy…
- A miałam inne wyjście? – przerwała mi. – Widziałeś co się ze mną działo. Zresztą, ja sama siebie nie poznawałam. Tyle lat przygotowywałam się na spotkanie z tobą i kiedy wyobrażałam sobie, że jestem gotowa, w ciągu jednego dnia cała budowla runęła. Tomek! Jeszcze dzień wcześniej postawiłabym nawet dziesięć milionów dolarów na to, że w żadnej sytuacji nie pójdę już z tobą do łóżka. I co? Długo wytrzymałam? Ech!... A później jeszcze Helena…
- Co z Heleną?
- Przecież Lidka ci mówiła. Helena, gdy się dowiedziała, że to ty jesteś ojcem chłopców i nie ty mnie porzuciłeś, przy każdej okazji powtarzała, że dzieci potrzebują ojca.
- I naprawdę popychała cię do mojego łóżka?
- Jeszcze jak! Wymyślała niestworzone rzeczy nawet wtedy, gdy ciebie już nie było. Oj, nie pozwalała mi o tobie zapomnieć, nawet gdybym próbowała!
- A czemu powiedziała dzisiaj, że teraz może jechać nawet do Ameryki?
- To jest cała Helena. Johna nie zaakceptowała i nie było siły, żeby ją na wyjazd namówić. Nie chciała mu niczego zawdzięczać i w żadnym stopniu być od niego zależną.
- Przecież mnie też chciała wyrzucić, kiedy położyłem na kuchennym stole twój mokry kostium kąpielowy – przypomniałem ze śmiechem sytuację z Pokrzywna.
- To połóż teraz. Nie mrugnie nawet okiem. Teraz ci wszystko wolno. Będzie ci gotować, prać, sprzątać po tobie… I to wszystko z uśmiechem na ustach, bylebyś był z dziećmi i ze mną. Zresztą, sądzę że z czasem przyzwyczaiłaby się i do Johna, gdyby zajął się chłopcami. Bo dla niej tylko to się liczyło. A była i jest wnikliwą obserwatorką życia, mogę cię zapewnić.
- Mam się bać?
- Coś ty, nie przesadzaj! Ale widzisz, Helena pierwsza zauważyła zmianę zachowania Johna, kiedy dowiedział się, że podpisałeś zgodę na paszporty i ta cała sprawa z aktami urodzenia już nam w niczym nie zagraża. Ani jemu. Ja, trochę zabiegana, trochę pozostając pod wrażeniem spotkania z tobą, jakoś to przegapiłam.
- Jaka zmiana, co masz na myśli?
- John jeszcze bardziej oddalił się od nas. To chyba wtedy zintensyfikował swoje starania o odejście z Warszawy. Jubileusz tylko to zakamuflował i opóźnił, ale Heleny nie dało się oszukać.
- Mówiła ci o tym?
- Oczywiście! Helena niczego nie przegapiła, żeby mi o tobie przypomnieć.
- Nie powiedziałaś jej, że jestem żonaty? Znaczy, byłem żonaty – poprawiłam się.
- Ależ powiedziałam. Znała całą twoją sytuację, uznała jednak, że skoro tamte dzieci masz już dorosłe, twoim obowiązkiem powinno być zajęcie się małymi.
- Nikogo innego nie widziała w tej roli?
- Nie! – roześmiała się. – Kiedy wspomniałam jej o takim wariancie, tylko mnie ofuknęła, że już raz spróbowałam i to powinno wystarczyć. Tomek, Helena widziała nas w Pokrzywnie i potrafiła z tego wyciągnąć wnioski. Widziała twoje zachowanie wobec mnie i wobec chłopców, widziała jak ja reaguję na twoją obecność… niczego więcej nie potrzebowała. Była twoim adwokatem bardziej niż możesz sobie wyobrazić. I tylko moja jasna deklaracja, że niż godzę się na to byś porzucił Martę, powstrzymywała ją przed sprawieniem mi psikusa.
- Jakiego?
- Nie wiem – śmiała się – bo Helenę stać jest na wszystko w takiej sytuacji. Mogła na przykład namówić po cichu Lidkę, żeby cię ściągnęła. Albo do ciebie zadzwonić, albo zrobić coś równie szalonego. Uważała, że ma rację i już.
- Wyszło na to, że miała rację…
- Żebyś wiedział! – śmiała się. – Ale dzisiaj była dumna! Zwróciłeś uwagę jak przy obiedzie dbała o ciebie? – chichotała. – Tomek, jeszcze jednego nie wiesz…
- Co takiego?
- Helena mi zapowiedziała, że od dzisiaj nie będzie mi już mówić „panienko”.
- Tylko jak? A jak mówiła kiedy byłyście tylko we dwie?
- Do mnie samej mówiła zawsze po imieniu i zdrobniale, „Dorotko”. A teraz zapowiedziała, że oficjalnie będzie mówić „pani Doroto”. Bo statecznej damie, żonie i matce dzieciom, nie wypada już mówić „panienko”.
- To wcześniej nie byłaś mamą ani damą, nie mówiąc o żonie?
- Nie! Widzisz, to jest cała Helena. Powiedziała mi, że wcześniej to byłam panienką z dziećmi – śmiała się. – Tomek, przepraszam cię, ale muszę wykonać parę telefonów.
- Proszę bardzo! Tylko powiedz mi jeszcze co zrobimy z zakupami?
- Jeśli nie zdążymy zrobić dzisiaj, to jest jeszcze sobota. Zresztą, na szóstą wieczór masz zamówionego krawca. Może zdąży uszyć ci coś do poniedziałku. Nie przeszkadzaj mi teraz, muszę się z nimi wszystkimi skontaktować.

Po kilku minutach wróciliśmy do rozmowy.
- Tomek, jak ty oceniasz Romka?
- W jakim sensie?
- Chodzi mi o jego kwalifikacje i poglądy. Bo ja mam wrażenie, że on się trochę marnuje na swoim stanowisku.
- Ja go oceniam bardzo pozytywnie. Rozmawialiśmy przez chwilę o banku jeszcze na lotnisku i odniosłem wrażenie, że jest autentycznie zmartwiony tym, że zapanował zastój. Mówił o swoich pomysłach, o tym że są zablokowane.
- Mam ochotę demonstracyjnie odwołać go ze stanowiska – roześmiała się. – Tak jak ciebie.
- No właśnie. A co z Moskwą? Ania zostanie sama?
- Nie. Mam sygnał, że Łukasz jest chętny do przejścia. No i Krzysztof też. Łukasz zajmie twoje miejsce, tylko muszę coś znaleźć dla jego żony, przynajmniej od jesieni, bo stracą tam rodzinne mieszkanie, a pewnie i pracę.
- A z Romkiem co zrobisz?
- Romek za dużo czasu traci na sprawy administracyjne. To nie jest mu potrzebne. Dlatego w tym miejscu muszę postawić kogoś wystarczająco sprawnego, a niekoniecznie błyskotliwego. Czyli Romek zostanie moim doradcą i pełnomocnikiem do spraw rozwoju nowych technologii. Niech się zajmie tym co lubi i na czym się zna. Bieżące kierowanie pionem trzeba mu zdjąć z pleców. Zgadzasz się ze mną?
- Zgadzam! – pochwaliłem. – Tylko daj mu swobodę w doborze współpracowników.
- Oczywiście, zresztą, ja nie będę mieć czasu na takie rzeczy.
- Dorotko, a co zrobimy z Joasią?
- Nie będę ukrywać, że z tym będzie problem. Wprawdzie Joasia może pracować do czasu naszego oficjalnego ślubu, ale później nie byłoby to wskazane. Cóż, będziemy z nią rozmawiać i proponuję, żebyśmy zdali się na jej wybór. Oczywiście, nie zostawimy jej bez pomocy, ale wybrać musi sama. Tu w banku mogłaby wprawdzie pracować, jednak każdy jej awans byłby bardzo dokładnie prześwietlany. A to nie daje komfortu pracy. Ja bym jej proponowała studia w Yale, ale powtarzam. To musi być jej wybór. Może nawet pojechać tam ze swoim Maćkiem. Pracę w korporacji załatwimy, bez obaw. I jeszcze jedno. Po naszym ślubie przekażę ci moje stare warszawskie mieszkanie, w którym Joasia mieszka teraz, a ty przepiszesz je na nią. Ja już dawno przeznaczyłam je dla Joasi, nie chciałam tylko płacić horrendalnego podatku. Dlatego zrobimy to w takim scenariuszu i takich terminach, aby podatków uniknąć.
- A my będziemy do pracy dojeżdżać z Podkowy?
- Nie. Zamieszkamy w Warszawie. Tu będziemy przyjeżdżać tylko na weekendy.
- Gdzie w Warszawie?
- Bank ma apartament dla prezesa Zarządu. To jest sto czterdzieści metrów, wystarczy nam. Świetnie położony, niedaleko jest amerykańska szkoła, w której ulokujemy chłopców, do banku też niedaleko. Mam nadzieję, że John już się z niego wyprowadził. Jutro to sprawdzę. Na razie nie czyniłam żadnych kroków, bo nie miałam podstaw. Dopiero z nominacją w kieszeni mam prawo nim rozporządzać. Co tak kręcisz głową?
- Bo tak to mówisz… sto czterdzieści metrów… ze cztery mieszkania można z tego wykroić!
- Nie przesadzaj! Wiesz ile metrów jest w Podkowie?
- Nie mam pojęcia.
- Trzysta osiemdziesiąt na dole. Plus basen i jego zaplecze. A na górze jeszcze prawie trzysta…
- A ty się pchasz do Pokrzywna, do takich klitek…
- Ale tam jest klimat! – roześmiała się. – Właśnie. Pokrzywno. Od razu przejmiesz ode mnie obowiązki kontrolne z nim związane. Będziesz teraz sam dogadywał się z Lidką. Ja nie będę miała na to czasu.
- A w którym miejscu to wszystko jest?
- Nie wiem. Porozmawiasz z Lidką, a jeśli będziemy mieć chwilę czasu to się tam wybierzemy. Zobaczymy co zrobili, a co zostało do zrobienia. Wiesz, wszystko posypało się tak nagle, że nie miałam głowy do tego. Zresztą, w pewnym momencie to już sama nie wiedziałam, czy na Lidkę naciskać, czy dać na luz, bo przecież mogło się zdarzyć, że ktoś inny korzystałby z tego
- To nie pojedziemy tam w lecie?
- Teraz chciałabym jechać! – Tylko czy będą warunki? Ja chcę odpocząć, a nie przemykać się po budowie.
- Próbuję to wszystko ogarnąć, ale coraz to nowe sprawy…
- Przyzwyczaisz się! Zawsze na początku jest trochę chaosu, ale szybko to sprowadzimy na właściwe tory. Uważaj, to już gdzieś niedaleko!
- Widzę hotel, ale… jest i parking. W porządku!
- Zatrzymaj się i nie wysiadaj, mam jeszcze jedną sprawę.
Zdziwiłem się nieco, ale zrobiłem jak sobie życzyła. Jeep znieruchomiał.
- Czekam na obiecane całusy! – zadysponowała, pochylając się w moją stronę. Uściskałem ją i wycałowałem, mimo pewnej niewygody, gdyż siedzieliśmy w fotelach.
- Przecież mogliśmy to zrobić na zewnątrz! – narzekałem.
- Mogliśmy, ale jest jeszcze coś. Tomek, jesteś moim mężem, a ja zupełnie nie znam twoich poglądów w pewnej kwestii.
- Jakiej? Nie mam przed tobą tajemnic!
- Gdybym na przykład powiedziała ci, że chcę mieć dziecko. Jakbyś zareagował?
- Nie wiem! – roześmiałem się. – Według mojej wiedzy, dziecko jest przede wszystkim wysiłkiem dla kobiety. Zastanawiałbym się, czy dasz sobie radę.
- Nie o to pytam. Chcę wiedzieć, czy ty zaakceptowałbyś mój wybór. Jako ojciec.
- Czyżbyś w Moskwie…
- Nie! – zaprzeczyła gwałtownie. – W Moskwie wiedziałam że będziemy się kochać, więc byłam na to przygotowana. Poza tym mówiłam ci, że już nigdy nie zrobię czegoś takiego jak z bliźniakami. Natomiast przyznam, że dzisiaj się ciebie nie spodziewałam. Oczywiście, mam tabletki na „dzień po”. Mogę je zażyć, jeśli zechcesz.
- A ty chciałabyś mieć jeszcze dzidziusia?
- Chyba tak…
- Nie jesteś pewna?
- Ciebie nie jestem pewna. I twojej reakcji na taką wiadomość.
- Słoneczko… powiesz mi dlaczego nie mieliście dzieci z Johnem?
- Musisz?... – zapytała błagalnie.
- Nie gniewaj się, ale czuję, że powinienem to wiedzieć…
- Bo to John nie chciał! – odparła krótko, zdecydowanym głosem. – Najpierw mówił, żebym odłożyła decyzję na później, że mam jeszcze czas, a potem było „nie” i już. Wiesz przecież, że John dzieci nie lubi. Nie chciał nawet bym poznała jego córkę, ale w końcu ustąpił i spotkałyśmy się. Super dziewczyna. Trochę mi przedstawiła ich dawne życie. Powiedziałabym, że w pewnym sensie zbuntowała się tak jak i ja.
- Dlatego boję się, że teraz chcesz po prostu tylko to odreagować. Żebyś sama nie żałowała swojej własnej decyzji.
- Tomek, zbyt długo o tym myślę, abym się myliła lub żałowała.
- Więc dobrze! Nie bierz żadnych tabletek. Jeśli tak chcesz, to ja ci pomogę we wszystkim, jak tylko będę umiał. Kocham ciebie i będę kochał nasze dzieci!
- Dziękuję ci! To będzie dziewczynka…
- Taka śliczna jak mamusia?
- I szalona jak tatuś! – zarzuciła mi ręce na szyję. – Taki łobuziak!
- Lidka mówiła, że w dzieciństwie też nie byłaś aniołkiem.
- Do dzisiaj nim nie jestem! – śmiała się, podstawiając usta do pocałunków. – Inaczej nie miałabym z tobą dzieci!
- Zwariowana…
- Ty jeszcze bardziej!
- Szalona…
Odsunęła się i spojrzała kpiąco. – Kto tu jest szalony, kto? Obściskujesz mnie w aucie jakbyśmy domu nie mieli! Jak przygodną znajomą! Gdyby tak twoja siostra to zobaczyła… nie wiem co by sobie o mnie pomyślała. A raczej domyślam się, chociaż głośno tego nie wypowiem.
- To chodźmy, zrobimy jej niespodziankę!
- Możemy iść. Ale będzie zaskoczona!

Hotel „Wars” nie miał wygodnego parkingu. Jeepa musiałem zaparkować w pewny oddaleniu od wejścia, mimo że miejsc nie brakowało. Albo trafiliśmy na odpowiedni moment, albo hotel nie był dzisiaj zbytnio oblegany. Cóż, zbliżały się święta.
Bardzo mi to odpowiadało. Miałem teraz niezły nastrój, bo obok mnie była Dorotka! Moja kochana, jedyna, która mi przyrzekła, że zostanie moją żoną! Jaki ten świat jest piękny!!!

- Tomek, wiesz co? – odezwała się ze śmiechem, kiedy wysiadaliśmy z auta. – Zrobimy tak. Tu są obrotowe drzwi, więc razem nie wejdziemy. Dlatego ja pójdę naprzód, a ty za mną dopiero po chwili. Wejdę do restauracji nie rozglądając się na boki, zresztą i tak muszę poszukać toalety, a dopiero po kilku minutach do ciebie dołączę. Przygotuj ją na nasze spotkanie, dobrze? – chichotała. – Tylko bez szczegółów!
- Nie ma problemu, skarbie mój. A kochasz mnie?
Odwróciła się, ujmując w dłonie poły mojej kurtki i spojrzała w oczy.
- Kocham cię, niedowiarku! Wierzysz mi?
- Wierzę, chociaż… – rozłożyłem bezradnie ręce. – Tak długo czekałem na te słowa, że nawet teraz czuję się jak w innym świecie, w jakimś innym wymiarze.
- To uwierz w to tak normalnie i skoncentruj teraz na spotkaniu siostry – pocałowała mnie delikatnie, po czym odwróciła się, zostawiając mnie samego i skierowała w stronę wejścia. Przed samymi drzwiami spojrzała jeszcze do tyłu i dyskretnie przesłała ustami pocałunek.
Bez ociągania ruszyłem naprzód i w obrotowych drzwiach rozdzieliły nas już tylko dwa segmenty. A w hotelowym hallu zatrzymałem się demonstracyjnie tuż za drzwiami i obserwowałem tę cudowną, taneczną sylwetkę, dopóki nie znikła za wejściem do restauracji. Dopiero wtedy rozejrzałem się i bez trudu, jednym spojrzeniem zlokalizowałem Iwonę, jednak nie podszedłem do niej od razu. Jeszcze przez chwilę lustrowałem drzwi restauracji, jakbym oczekiwał powrotu postaci, która za nimi znikła.

Iwona siedziała na jednej ze zwykłych, hotelowych kanap, które stały ustawione do siebie prostopadle. Zajęła strategiczne miejsce, tyłem do okna, a bokiem do drzwi wejściowych. Coś teraz mówiła do siedzącej obok kobiety, odwróconej tyłem do wejścia. Dlatego kiedy podchodziłem, nie widziałem twarzy tej rozmówczyni. Zresztą, do niczego mi to nie było potrzebne.
- Myślałam już, że pobiegniesz za nią i zjesz żywcem! – przywitała mnie ironicznymi słowami. – Jak ty się zachowujesz? – nie szczędziła mi połajanki. – Jak niepełnosprawny intelektualnie małolat! Czas by ci było spoważnieć, braciszku, nie uważasz!
Jeśli sądziła, że jej słowa mnie zmartwią, to się omyliła. Tylko się roześmiałem, siadając obok.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
wykrot · dnia 18.07.2013 09:04 · Czytań: 931 · Średnia ocena: 5 · Komentarzy: 3
Komentarze
al-szamanka dnia 18.07.2013 09:53
Wiesz co, Wykrocie? Przeczytałam wstęp do tego tekstu. Korci mnie strasznie, aby czytać dalej, ale przysięgam: NIE ZROBIĘ TEGO, dopóki nie odwołasz słów, które napisałeś na ShoutBox, o!
zajacanka dnia 20.07.2013 02:28 Ocena: Świetne!
No patrz, jak ten czas leci! To przeszło dwa i pół roku czytania Twojej powieści, a wydaje się, jakbym historię zaczęła tak niedawno... A teraz to straszne słowo: Koniec. Zżyłam się z Tomkiem i Dorotką. Serio. Być może dlatego, że ich postaci są takie ludzkie, bliskie sercu i... mocno znajome, bo osobiście znam parę z bardzo podobną przeszłością. Ale najprawdopodobniej jest to Twoja zasługa, drogi pisarzu :) Potrafisz doskonale oddać charakter ludzi, wyławiasz niuanse zachowań, przemyśleń; świetnie, szczegółowo opisujesz wydarzenia, jakby się w nich uczestniczyło. Momenty były, bo jakże miałoby ich nie być, skoro mężczyzna jest narratorem, ale nigdy nie były źle opisane (początkowo narzekałam, że za dużo, wybacz), wręcz delikatnie, choć czasem erotyzm urastał na dużą skalę (Dorotka mocno nienasycona). Wpadł mi teraz do głowy pomysł na całość: "Tomek i kobieta/y", no, bo w końcu tak to wygląda, czyż nie? :)
Całość, to bardzo dobra, obyczajowa powieść z nastawieniem na odbiorcę żeńskiego. Podkład historyczny masz, przemiany ustrojowe, ekonomiczne, międzynarodowe. No i te kapiące pieniądze... Każda kobieta je lubi :) Oczywiście wątek miłosny jest najważniejszy i wciąż czekałam, co się nowego między bohaterami wydarzy, a tu szczęśliwy wielki HAPPY END. I dobrze, tak ma być w miłosnych opowieściach.
Zastanawiam się jak się poczułeś stawiając kropkę na końcu słowa KONIEC. Emocje były? I co teraz? Jakie plany? Masz materiału na ze trzy tomy. Wydaj to, sprzedaj do tv, niech ktoś Ci napisze scenariusz i serial gotowy! Zostaje obsadzenie głównych ról. Masz kogoś już na oku? :)
A jak już wydasz drukiem, to nie zapomnij o wiernej czytelniczce i wyślij jej egzemplarz z autografem :)

Wykrot! Gratulacje!

Dziękuję za wspólnie spędzony przy lekturze czas.

Pozdrawiam Cię bardzo ciepło.

Ania
jasna69 dnia 21.07.2013 23:01
Zajacanka ma rację, twoja opowieść to świetny materiał na scenariusz filmowy. Tylko błagam, nie zgadzaj się na Mroczka w roli głównej.

Pozdrawiam
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:54
Najnowszy:emilikaom