Bo wiem, że ta droga donikąd prowadzi.
Mijam ludzi bez twarzy o szarych,
wypalonych lodem oczach.
Błądzę w labiryncie, przekraczając kolejne
progi, o które się potykam.
Nie dajecie mi upaść.
Chociaż nie ma tam Cię ni sensu,
szukać muszę wciąż, aż znajdę.
Idę wciąż naprzód.
A zegar wolno odmierza minuty,
wolno, a jednak za szybko!
Po szybie spływają krople deszczu,
tak jak moje łzy sercem rozdarte.
Chcę was pożegnać, ale wiatr mi nie daje,
pchając wciąż naprzód; może na rację?
Bo nie dane jest umrzeć w chwili natchnienia,
gdy upadła dusza pod niebo wzlatuje
na strugach upojenia szarego wielbłąda.
A kiedy krzycząc w upojeniu, łzy roniąc,
choć Anioł rąk Ci nie poda,
spod nosa zabierze żyletkę - nie można...
A patrząc w Niebo Życia gwiazdami usiane,
złote płatki odklejonych cierpień i łez,
po raz kolejny czytam swoją Księgę Objawienia,
jak i kolejny smutny wiersz...
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
lina_91 · dnia 31.12.2006 14:48 · Czytań: 823 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 10
Inne artykuły tego autora: