Mama pyta mnie, co kupić koleżance-bibliomance na pięćdziesiąte urodziny. „Pięćdziesiąt twarzy Greya”? Liczba się zgadza, ale ja mam wątpliwości. Dla nastolatki – owszem, dla staruszki – jak najbardziej, ale kobiety w średnim wieku, amatorki literatury z wyższej półki? Hm, nie wydaje mi się. A jednak dochodzimy do wniosku, że to dobry pomysł i za jednym zamachem nabywamy całą trylogię. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta: tę powieść czytają wszyscy. Ma swój urok. Jest niebanalna. Może magicznie oddziaływać na każdego, jeśli ów ktoś jest kobietą. Jakim cudem? Zacznijmy od tego, że „Pięćdziesiąt twarzy Greya” to przede wszystkim romans, chociaż niektórzy oskarżają autorkę o przekroczenie cienkiej granicy pornografii. To powieść intrygująca ze względu na swoją olbrzymią popularność, czy jednak na pewno zasługuje na miano bestselleru wszechczasów, które, z racji imponującej liczby sprzedanych egzemplarzy, przylgnęło do niej na zawsze?
Bohaterką powieści jest, Anastasia Steele, ładna, choć trochę ciamajdowata, studentka i amatorka literatury brytyjskiej. Nieśmiała, niedoświadczona (co najważniejsze!), a przy tym trochę zakompleksiona Anastasia (dla przyjaciół Ana) to, aż chce się zauważyć, stereotypowa bohaterka literacka typu Mary Sue. W końcu nie na darmo jej pierwowzorem była słynna Bella z sagi „Zmierzch”. Ana jest trochę starsza, a i problematyka utworu z goła inna, ale większości czytelniczek bardzo łatwo utożsamić się zarówno z Aną, jak i Bellą. Co innego On. On – czyli dorosły Edward, czyli Christian, czyli tytułowy Grey. Dwudziestosiedmioletni miliarder z zamożnej rodziny. Nieziemsko przystojny (liczne porównania do greckiego boga), szarmancki, z pozoru trochę oschły, ale bez problemu zawróci Anie w głowie już przy pierwszy spotkaniu. Zaczyna się jak w bajce albo komedii romantycznej: współlokatorka Any, śliczna Kate, redaktor naczelna gazety studenckiej, leży chora w łóżku. W związku z tym nie może przeprowadzić wywiadu z jednym ze sponsorów uczelni, czyli Greyem właśnie. Kogo innego miałaby prosić o przysługę, jeśli nie swoją oddaną przyjaciółkę? A zatem, zaczyna się naprawdę niewinnie (i, jak na mój gust, nieco sztampowo), bo od artykułu i potknięcia w marmurowym progu imponującego gabinetu. A później? Później jest wielka miłość, ale i wielki skandal. „Pięćdziesiąt twarzy Greya” to naprawdę pieprzna opowieść. Tym, którzy jeszcze nie czytali, zdradzić można tyle, że zauroczony ciemnowłosą studentką Grey zaproponuje Anie nietypowy układ. Chce mieć nad dziewczyną pełną kontrolę. Wszędzie. Zawsze. W życiu. W łóżku. A nieco niezaradna Ana się zgadza, wikłając się tym samym w dziwaczną, niesprawiedliwą i bardzo… hm, namiętną relację. Swoją drogą, która dziewczyna by się nie zgodziła?
Co do walorów artystycznych… Przede wszystkim, trudno jednoznacznie stwierdzić, czy w ogóle jakieś są. Język prosty, styl płynny, czyta się błyskawicznie. Objętościowo w sam raz na kilka dni plażowania albo kilka zimowych wieczorów w zaciszu domowego ogniska. Akcja toczy się wartko. Kilkaset pierwszych stron może nużyć, ale wraz z rozwojem relacji Any i Christiana robi się ciekawiej, a co za tym idzie – trudno się od powieści oderwać. Głębia psychologiczna? Brak. O ile Ana to postać mało skomplikowana (pomijając być może cokolwiek dziwaczną awersję do jedzenia i niepotrzebne kompleksy), o tyle jej ukochany (o, przepraszam, jej Pan) skrywa mroczną tajemnicą. Bystremu czytelnikowi wystarczy jednak spokojnie dodać dwa do dwóch (jego sadomasochistyczne zapędy i fakt, że był adoptowany) i rozwikłanie owej zagadki okaże się igraszką. Zresztą… Igraszek, tych miłosnych, także w powieści nie brakuje. Szczerze powiedziawszy, jeśli ktoś nie przepada za harlequinami, może poczuć się znużony nadmiarem scen, które, chociaż odważne, skomponowane dobrze, z całkiem interesującej perspektywy (nie bardzo świadomej tego, co się z nią dzieje młodej dziewczyny), niejednokrotnie nawet z tak zwanym pazurem, to jednak tematycznie są bardzo podobne. Niektóre są nieco drastyczne (Grey z uporem maniaka obstaje przy praktyce karania Any za każdy przejaw niesubordynacji), ale po powieści określanej jako „skandaliczna” można by spodziewać się większej dozy pikanterii. Inną słabą stroną jest irytująca przypadłość Greya do obdarowywania swojej „podopiecznej” drobnymi upominkami w rodzaju najnowszego smartphone’a i sportowego samochodu. Ilość nazw znanych (i skądinąd drogich) marek jest tak przytłaczająco zawrotna, że zastanawiam się, czy na okładce nie zabrakło przypadkiem ostrzeżenia: „zawiera lokowanie produktu”.
Jeśli ktoś jest już dorosły, a nadal gustuje w baśniach – polecam. Jeśli komuś paruje mózg i chce obniżyć sobie IQ – polecam. Jeśli ktoś wstydzi się oglądać filmy pornograficzne, a szuka dużej dawki seksu – polecam. Jeśli ktoś nie lubi czytać rzeczy trudnych, a jednocześnie nie ma iPhone’a do zabawy w środkach komunikacji miejskiej – polecam. Zastanawiam się tylko… czy warto sięgać po kolejne części? Szkoda mi tracić czas na czytanie dzieł, które nie przysłużą się do mojego rozwoju w żaden dosłownie sposób. Szkoda mi tracić czas i pieniądze, ale… To wciąga. I tak, jakby, tego, hm… Chyba wkrótce znowu wybiorę się do księgarni.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt