Opole. PKS. Godzina 8:40. W ręku trzymam kanapkę z kurczakiem za 4.30 oraz wodę nie gazowaną za 2.50. Kanapka nie jest specjalnie wyszukanym doznaniem estetycznym, lecz jako pierwszy posiłek tego dnia rekompensuje swoją nijakość. Sos rozlewa się przyjemnie w ustach a jego chłód zapowiada żołądkowi spokój. Woda jak woda wszędzie taka sama, różni się jedynie butelką, walorami zdrowotnymi oraz wysokością minerałów w niej zawartych. Wesoła Pani z butelki dziękuje mi za zakup oraz zapewnia o trafności mojego wyboru. Dzień rozpoczyna się miło. Siadam na długiej ławce, za plecami mam białą ścianę z kruszącą się farbą. Ryzykuję i opieram się. Sprawdzam ręką, plecy czyste. Kolejny sukces. Słońce dopiero wstaje, więc nie widzę go na horyzoncie. Oświetla za to świeżo wyremontowane budynki a raczej ich elewacje. Czerwień jest jeszcze bardziej płonąca, a zieleń jeszcze bardziej uspokaja. Jeśli jeden człowiek wybierał te kolory musiał mieć rozdwojenie jaźni, a jeśli był to wybór mieszkańców to chyba się pokłócili. Ludzie czasami się gryzą. Samochody śmigają to z jednej strony w drugą. Jest niedziela rano więc nie ma ich zbyt wiele. Gdzieś na rogu rozmawiają grubi mężczyźni. Słyszę jedynie pohukiwania ich głosów. Wszystko zlewa się w muzykę miasta. Do dźwięków samochodów oraz mężczyzn zaczynam się szybko przyzwyczajać, wyciszam je i zaczynam cieszyć się tą piękną akwarelą którą namalowała mi chwila. Kanapka przeżuwa się pysznie. Obok mnie przechodzi kobieta w średnim wieku. Siada na drugim końcu ławki. A tak. Ławka ma kolor brudnej bieli. Kojarzy mi się z czasami, których nie pamiętam, a o których wiele słyszę. Kobieta pyta mnie czy można tutaj legalnie palić. Odpowiadam zgodnie z prawdą, że nie wiem. Intryguje mnie słowo "legalnie" w jej pytaniu. Odpala papierosa a ja swoją butelkę. Na szczęście jest daleko więc zapach stu dwudziestu paru przyczyn raka, problemów z płucami oraz bielą zębów nie wchodzi w me nozdrza. Jest ciepło, dzień będzie gorący. Woda będzie przyjemnie chłodzić. Tego nie napisali na butelce. Chyba muszę uświadomić producentów. Kanapka powoli przegrywa walkę z pazernymi zębami. Chwila jest piękna. Zbudowała mi cudowne sanktuarium, namalowała obraz za który ludzie z portfelami, tak wielkimi jak ich ego będą zabijali się na licytacjach. Dziś mam to za darmo. Jest pięknie - twarzą łapię każdy podmuch ciepłego wiatru oraz promień słońca. Tak - jestem zachłanny. Chwila trwa, jednak okazuje się strasznie złośliwa. W lewym rogu swego obrazu namalowała plamę koloru świeżo przekopanej ziemi. Plama zwraca na siebie uwagę pytaniem i okazuje się twarzą. Pytanie brzmiące tak samo w każdym rejonie, województwie, powiecie, mieście, wsi, ulicy. Na chwilę staję się kierownikiem, którego pracownik chce zabrać mu chwilkę. Odrywam się od swoich obowiązków i postanawiam wysłuchać mego podwładnego. Chodzi o to o co zawsze i wszędzie chodzi. A było jasno mówione na ostatnim spotkaniu, że fundusze na dodatkowe diety się skończyły! A tak - nie było Go. Problemy w domu Tak, tak Panie Danku. Rozumiem - padają niewypowiedziane słowa. Twarz jest niepocieszona odpowiedzią, które słyszą jej uszy. Panie Danku Pańskie podanie niestety muszę rozpatrzeć negatywnie. Dlaczego? Na patologię nie daję. Plama znika z obrazu lecz jako odpowiedzialny kierownik pilnuje swoich pracowników. Pytanie przylega do palącej kobiety. Nie słyszę konwersacji, lecz kobieta okazuję się lepszym kierownikiem gdyż wypłacone zostają teraz już jej pracownikowi pieniądze. Muszę pogadać o tym z szefem. Nie omieszkam poruszyć tej kwestii na następnym spotkaniu. Niewybaczalne marnotrawstwo! Teraz czarne głosy mężczyzn muszą odpowiedzieć na pytanie. Zbankrutujemy. Wracam do obowiązku kanapki. Momentalnie wraca mój wart miliony dolarów obraz. Zamykam oczy. Kształtna butelka przyjemnie ciąży w dłoni. Miasto znów zaczyna grać swoją muzykę. Ta chwila będzie tą chwilą którą kiedyś opiszę, opowiem o Niej dzieciom, zapamiętam jako kolejny refleks ciszy, będę się puszył tym wspomnieniem niczym najpróżniejszy z pawi. Czuję się świe...
- Panie, wspierasz Pan alkoholików?
- Nie, na alkohol nie daję
- A wspierasz Pan bezdomnych?
- Tak, ale nie alkoholików, bułkę kupię, pieniędzy nie dam, zaraz mam autobus. Nie dam rady obrócić do sklepu i z powrotem
- Nie masz Pan serca
(Oby wszy pożarły twoją mosznę, Ty manipulujący, cyniczny śmieciu)
...tnie. Świat znowu nabiera barw. Kierowniczka patrzy na mnie. Zapala papierosa pomimo ostrzeżeń ministra zdrowia. Dobiega mnie jej głos. Że spokój, że się boi Pani? Marne usprawiedliwienie proszę Pani. Kiwam głową ze zrozumieniem ażeby choć trochę zabić jej wyrzuty sumienia. Niech ma, poczuje się lepiej. Wyciągam komórkę, już czas na mnie. Przez chwilę opieram się na niebieskiej poręczy i w końcu przyjeżdża mój autobus. Bilet sprzedaje mi wesoły Pan. Nie oszukuję nikogo i wybieram opcję z biletem. Trudno, parę piw mniej proszę Pana. Siadam na miejsce i zakładam słuchawki. Po drodze zjem kolejną kanapkę oraz dokończę wodę. Z okna autobusu widzę kolejną kierowniczkę oraz następnego zatroskanego pracownika. Muszę jak najszybciej złożyć raport. Zwolnię ich wszystkich.