„Raju nie ma już
takim, jak pamiętasz.
Gaśnie słońce
nad Rajem.
Ratuj, Przyjacielu
to, co pozostało,
Ratuj, Przyjacielu
to, co pozostało”[1]
Wojna rozszalała się na dobre. Józef i Agata nie mieli dokąd się przenieść, zostali więc w jego mieszkaniu licząc na to, że jakoś tu przetrwają. On pierwszy został pozbawiony nadziei, kiedy któregoś dnia usłyszał na mieście, że Niemcy planują wysiedlić wszystkich Żydów z ich domów i przenieść w jedno miejsce. Nie powiedział o tym Agacie, ale postanowił działać. Kiedyś natknął się przypadkiem na starą legitymację szkolną swojej przyjaciółki. Adres zamieszkania mimowolnie utkwił mu w głowie, bowiem ulicę Bursztynową komu jak komu, ale jemu akurat łatwo było zapamiętać. Mając nadzieję, że rodzice dziewczyny nigdzie się nie przeprowadzili, postanowił do nich pojechać. Agacie powiedział, że musi wyjechać w interesach, co jej zbytnio nie zdziwiło, bo od czasu do czasu zdarzało mu się załatwiać sprawy poza miastem i wtedy cała pracownia pozostawała pod jej opieką.
Zabrał więc torbę bursztynu, żeby nie zaczęła nic podejrzewać i udał się na poszukiwanie jej rodziców. Będąc już pod ich domem, upewnił się, że nikt go nie zobaczy, po czym położył na progu kartkę z informacją o nowym nazwisku i miejscu zamieszkania Agaty i oddalił się na bezpieczną odległość. Musiał poczekać, aby mieć pewność, że wiadomość ta trafi do adresata. Kiedy pojawił się mężczyzna w wieku zbliżonym do niego i schylił się po kartkę, a spojrzawszy na nią, wpadł do domu jak burza, Józef wiedział już, że mu się udało i mógł wracać.
Spokój pary przyjaciół nie trwał jednak długo. W kilka dni po wizycie Józefa u rodziców Agaty, gestapo przyszło w nocy do jego mieszkania. Dwóch uzbrojonych żołnierzy kazało im się w kilka minut spakować i opuścić kamienicę. Starczyło czasu tylko na zabranie ze sobą rzeczy pierwszej potrzeby, nie zdążyli się nawet odwrócić, aby spojrzeć jeszcze na miejsce, które przez pewnien czas było ich wspólnym, szczęśliwym domem.
***
W getcie, jako, że formalnie byli rodziną, przydzielono im wspólne lokum. Nie zadomowili się tam na długo, bowiem po kilku miesiącach przeniesiono je razem z osiedlonymi w nim Żydami.[2]
Pewnego dnia, wkrótce po „przeprowadzce”, Agata została wezwana do budynku, w którym mieścił się zarząd getta. Kiedy weszła do gabinetu komisarza do spraw żydowskich, skamieniała. Oto bowiem siedzieli przed nią rodzice, których nie widziała przez ostatnie lata. Mimo, że byli jeszcze dość młodymi ludźmi, obydwoje widocznie się zestarzeli. Zwłaszcza matka, po której pooranej zmarszczkami twarzy łzy zaczęły płynąć strumieniami, jak tylko Agata pojawiła się w pokoju. Ojciec siedział nieruchomo, jak zwykle nie dając po sobie poznać żadnych uczuć.
- Córeczko! – załkała matka, chowając twarz w dłoniach i zanosząc się od szlochu.
Agata nie odezwała się słowem.
- Zna pani tych ludzi? – zwrócił się do niej komisarz.
- Nie. – Tylko tyle zdołała z siebie wydusić.
- Córeczko, co ty mówisz?! – krzyknęła na to matka, podrywając się z miejsca. Agata odruchowo zrobiła krok w tył.
- Proszę usiąść. – Komisarz zganił kobietę i ponownie skierował wzrok na Agatę.
- Ci ludzie twierdzą, że jest pani Polką, a oni są pani rodzicami.
- To jakaś pomyłka. Nigdy wcześniej ich nie widziałam – odparła spokojnie mimo, że serce waliło jej tak, jakby miało za chwilę rozsadzić klatkę piersiową.
- Agata! – Ojciec nie wytrzymał. Co ty wygadujesz?! Przestań się wygłupiać i wracaj do domu!
„Nic się nie zmienił.” – Pomyślała, a głośno powiedziała:
- Pomylił mnie pan z kimś innym.
- Agatko, córeńko, jak możesz nas nie poznawać?! – zakwiliła matka i zaczęła gorączkowo szukać czegoś w swojej torebce. – O, jest, proszę bardzo! – Podbiegła do komisarza wciskając mu w rękę ich wspólne zdjęcie z czasów, kiedy jej córka chodziła jeszcze do szkoły podstawowej. – Przecież to jest moje dziecko! – krzyknęła rozpaczliwie.
- Rzeczywiście, podobne. – Komisarz zmarszczył brwi zerkając to na zdjęcie, to na stojącą przed nim młodą kobietę.
- Co pani na to? – Pokazał jej zdjęcie.
- Faktycznie, dziecko podobne do mnie, ale to nie ja – odparła chłodno.
- Jest pani pewna? Ci ludzie mówią... – Zaczął komisarz, ale nie dała mu skończyć.
- Jestem Żydówką z krwi i kości. Mieszkam tu z wujkiem i on jest moją jedyną rodziną. Czy mogę już iść do niego, panie komisarzu? Nie najlepiej się dzisiaj czuje.
- Agata, przestań robić cyrk! – zgromił ją ojciec, ale natychmiast został przywołany do porządku przez komisarza.
- Proszę się uspokoić, albo każę pana wyprowadzić. Słyszał pan, co ta pani mówi. Nie zna państwa. Musieli się państwo pomylić.
- A pani może już iść – powiedział do Agaty.
- Dziękuję – odparła i odwróciła się do wyjścia. Jak zamykała za sobą drzwi, słyszała jeszcze szloch matki.
***
- To twoja sprawka! Jak ich znalazłeś?! – rzuciła oskarżycielskim tonem do Józefa, jak tylko znalazła się w ich obecnym mieszkaniu.
- Co się stało? – Nie miał pojęcia, o co jej chodzi.
- Sprowadziłeś tu moich rodziców, żeby mnie zabrali, tak?!
- Przyjechali?! – Poderwał się z miejsca z nadzieją w oczach, nie sądził bowiem, że jeszcze uda się im odnaleźć córkę, skoro nie pojawili się wcześniej. – I co?
- I zaraz pojadą z powrotem.
- Co ty mówisz, dlaczego? Nie chcieli cię stąd wypuścić?!
- Powiedziałam, że ich nie znam i że to ty jesteś moją rodziną.
- Agata! – Józef schował twarz w dłoniach i po raz pierwszy od śmierci żony poczuł, że po policzkach zaczynają spływać mu łzy. – Coś ty narobiła?! – łkał. – Mogłaś się stąd uwolnić! Dlaczego to zrobiłaś?!
- Bo cię kocham jak nigdy nikogo na świecie. Bo ty dałeś mi tyle dobra i miłości, ile nie zaznałam od nikogo innego. Bo jesteś dla mnie najlepszym ojcem, jakiego mogłabym sobie wymarzyć. I jedynym, jakiego mam.
- Co ty bredzisz, dziewczyno?! Przecież to oni są twoimi rodzicami! Nie jesteś nawet Żydówką!
- Przestali nimi być, kiedy podjęli decyzję, aby mnie sprzedać. A ja jestem Żydówką z krwi i kości. Tak właśnie powiedziałam komisarzowi. I nie zostawię cię tu samego. Koniec dyskusji.
***
W blisko rok od czasu, jak zostali przeniesieni do spichrza, w getcie zaczęły krążyć pogłoski, że w najbliższych dniach znowu będą ich gdzieś wywozić. Podobno do jakichś obozów pracy. Agata bała się, że rozdzielą ją i Józefa, dlatego postanowiła zadbać o to, aby uniknąć rozłąki. Dowiedziała się, kto jest odpowiedzialny za przydzielanie Żydów do poszczególnych transportów i poszła do jego gabinetu ze wszystkimi pieniędzmi, jakie zdążyła zaoszczędzić z pensji od Józefa.
- No nie wiem, nie wiem, chyba nie wystarczy... – Mężczyzna kręcił nosem na plik banknotów wręczonych mu przez Agatę. Był może trochę młodszy od jej przyjaciela.
- Bardzo pana proszę, ja więcej nie mam – powiedziała błagalnym tonem.
- Mylisz się, mała, możesz mi dać dużo więcej... - Lubieżnie się do niej uśmiechnął i przeciągnął wierzchem dłoni po jej policzku. Skórę miał twardą i szorstką, jego dotyk wywołał więc u Agaty nieprzyjemny dreszcz na całym ciele.
- Proszę, ja naprawdę nic więcej nie mam. – Udała, że nie zrozumiała aluzji.
- Skoro tak twierdzisz, to nie mamy o czym rozmawiać. – Mówiąc to, schował pieniądze Agaty do kieszeni. – Wyjdź.
- Ale wziął pan pieniądze.
- Jakie pieniądze? Chyba coś ci się wydawało, mała. Jeśli przyjdziesz do mnie wieczorem i pozwolisz mi wziąć coś jeszcze, to się dogadamy.
- Dobrze – powiedziała, spuściła głowę i nie odzywając się więcej poszła do „domu”.
Przez całą drogę ocierała z policzków łzy, które nie chciały przestać płynąć. Nie tak wyobrażała sobie pierwsze zbliżenie z mężczyzną. Wprawdzie nie wiedziała jeszcze, jak to będzie wyglądać, ale była pewna, że nie tak, jak by sobie tego życzyła. Wieczorem, na krótko przed wyjściem na wymuszoną schadzkę, podkradła Józefowi ćwiartkę wódki, żeby się znieczulić i wypiła całą na raz. Zatkało ją od takiej ilości mocnego alkoholu, aż nie mogła złapać oddechu, ale niedługo potem poczuła rozluźnienie. Na miejsce doszła chwiejnym krokiem.
- Jesteś pijana – stwierdził ze zdziwieniem, jak otworzył jej drzwi.
- I co z teggo? Przeszkadzdza to panu? – wybełkotała.
- W zasadzie nie. Kładź się. – Wskazał jej łóżko.
Wypity alkohol skutecznie pomógł Agacie wyłączyć mózg. „Może przynajmniej nie będę nic pamiętać” – pomyślała, leżąc na wznak i czekając na nieuniknione. Po paru minutach wracała już do domu - nadal pijana, a teraz do tego jeszcze obolała. Miała tylko nadzieję, że jej poświęcenie nie pójdzie ma marne.
Nazajutrz kazano im się spakować i oznajmiono, że wraz z kilkudziesięcioma innymi Żydami przenoszą się teraz do obozu pracy wychowawczej w Stutthof.
***
W obozie panowały warunki znacznie gorsze niż w getcie. Poza tym nie mogli na okrągło przebywać razem, bowiem panował tu podział na część damską i męską. Agata jeszcze nie raz musiała szafować swoimi wdziękami, aby móc spędzać czas z Józefem, który w wyniku nadmiernego obciążenia organizmu ciężką pracą i fatalnymi warunkami bytowania zaczął podupadać na zdrowiu i często potrzebował jej opieki oraz pomocy. Po pewnym czasie ludzi zaczęto zabierać partiami w jakieś miejsce, z którego nie wracali. Agata najbardziej bała się, że pewnego dnia wezmą też Józefa, a ona zostanie całkiem sama. Jej przyjaciel miał natomiast nadzieję, że chociaż dziewczynie uda się cało wyjść z tej wojny. Przecież komuś musi się udać. Agata jednak ani myślała nigdzie się stamtąd ruszać bez niego. Kiedy pokątnie została poinformowana, że w następnej grupie przeznaczonej do likwidacji ma się znaleźć Józef, zdecydowała, że po raz kolejny zapłaci swoim ciałem.
Tego dnia, kiedy prowadzono grupę kolejnych więźniów do pomieszczenia, z którego nie było powrotu, dzięki "przymknięciu oka" przez jednego z konwojentów Agacie udało się wmieszać pomiędzy wyselekcjonowane kobiety. Miała wtedy na szyi złoty łańcuszek z medalikiem, będący prezentem komunijnym od matki chrzestnej. Ponieważ na własną matkę nigdy nie mogła liczyć, swój los zawierzyła Matce Boskiej, wierząc, że wizerunek Najświętszej Panienki noszony na szyi pomoże jej przetrwać ciężkie chwile. I pomógł. Gdy rozbierała się, tak jak wszyscy przed wejściem do "łaźni", podeszła do pilnującego kobiet kapo i niepostrzeżenie wsunęła mu w dłoń biżuterię. Mężczyzna skinął głową i wpuścił ją do drugiego pomieszczenia, w którym znajdowali się więźniowie. Wstyd jej było pokazywać Józefowi całkowicie obnażone ciało, ale przełamała się, cóż to bowiem miało teraz za znaczenie...
- Dziecko, coś ty zrobiła?! – Krzyk Józefa przepełniony był cierpieniem. Nie zdążył jednak nic więcej powiedzieć, bo Agata dopadła do niego, objęła go w pasie i przycisnęła swoją drobną głowę do schorowanej, ale nadal potężnej piersi.
- Przecież powiedziałam ci, że nigdy cię nie opuszczę – wyszeptała i mocno do niego przywarła.
Tulił ją do piersi, jakby była jego własnym, ukochanym dzieckiem, kiedy do komory wrzucili puszkę z Cyklonem B. [3]
[1] Moonlight, List z Raju (Floe, 2001)
[2] Pierwsze getto żydowskie w Gdańsku powstało w 1939 r. w dawnym przytułku mieszczącym się na ul Milchkannengasse, a w 1940 r. przeniesione zostało na ul.Owsianą 7 do spichrza „Czerwona Mysz” (wtedy „Rote Maus”); http://webcache.googleusercontent.com/search?q=cache:yktSbQVNOeUJ:fodz.pl/PP/download/GETTO%2520%25C5%25BBYDOWSKIE%2520W%2520GDA%25C5%2583SKU.doc+getto+gda%C5%84skie&cd=3&hl=pl&ct=clnk&gl=pl
[3] W czerwcu 1943 roku obok krematorium rozpoczęto budowę komory gazowej. W suficie komory umieszczono rurę o długości 50 cm, przez którą wrzucano puszki z gazem Cyklonem B (http://www.mierzeja.com/index.php?id=podstrony&idd=241&idm=66)
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt