Taki tytuł nosiła książka, którą, będąc w wieku 13 – 14 lat podkradałam starszej siostrze, gdy zostawałam sama w domu. Właściwie był to komplet trzech publikacji Grahama Mastertona – „Magia seksu”, „Ogród seksu” i „Mój tajemny ogród”. Pamiętam to dobrze - wspinanie się po meblach, by dosięgnąć ukryte na najwyższych półkach segmentu „zakazane owoce”, a następnie czytanie z wypiekami, pospiesznie, żeby zdążyć, zanim ktoś z rodziny wróci do domu... Najbardziej interesowały mnie rozdziały poświęcone przeważnie dość wybujałym, zwłaszcza jak na pojęcie kilkunastolatki, fantazjom seksualnym kobiet, tudzież opisywanym przez nie intymnym sytuacjom, w jakich brały udział. Książki te były dla mnie źródłem wiedzy teoretycznej i podejrzewam, że w czasach mojego dojrzewania, jeśli chodzi o edukację w dziedzinie seksu, podobnie rzecz się miała z większością młodzieży, która czerpała nauki płynące z książek i filmów „dla dorosłych” oraz dość popularnej w tamtych czasach Encyklopedii Wychowania Seksualnego.
Dziś, kiedy czytam lub słyszę o kolejnych „wybrykach” seksualnych nastolatków, dochodzę do dość ponurego wniosku, iż mimo, że jestem już kobietą dojrzałą i pod wieloma względami doświadczoną, to współczesne dzieciaki wiedzą na temat seksu więcej ode mnie... Na dodatek z autopsji. Zgadza się, świat idzie do przodu i wszystko ciągnie za sobą, ale czy zdobywanie doświadczeń w tej sferze przez tak młode osoby może dać pozytywne konsekwencje w ich przyszłym, dorosłym życiu? Zadaję sobie takie pytanie, ponieważ mam nieodparte wrażenie, że połączenie sieczki w głowie z buzującymi hormonami odmóżdża znaczną część młodzieży i sprawia, że ośrodki odpowiedzialne za podejmowanie decyzji i dokonywanie wyborów przesuwają się u niej z głowy w krocze. I tu od razu nasuwa się kolejna zagwozdka – skąd to się bierze? Gdzie leży przyczyna zeszmacenia się wielu współczesnych młodych ludzi? Może sformułowanie to brzmi nieco brutalnie, ale jak ładniej można nazwać postępowanie słynnej już grupy dziewcząt (a podejrzewam, że i chłopców też by się w niej niemało znalazło) zwanej galeriankami? Jakim jednym słowem można określić uprawianie gier w seksualną „butelkę”, czy innych wyuzdanych zabaw, o których mojemu pokoleniu, gdy było w wieku lat „nastu” nawet się nie śniło? Najprościej poszukać winy w rodzicach – przecież przykład idzie z góry - zarówno dobry, jak i zły. Ale co z tymi troskliwymi (nie mylić z nadopiekuńczymi i trzymającymi dzieci pod kloszem), posiadającymi mocny kręgosłup moralny i starającymi się wpoić swoim pociechom dobre zasady i wartości, jakimi sami się w życiu kierują? Nie znam statystyk, ale podejrzewam, że nawet takim rodzicom nie udaje się w dzisiejszych czasach w stu procentach uniknąć zbałamucenia córki lub syna. Może zatem główna przyczyna tkwi w zbyt łatwym dostępie do mediów o tematyce już nie tyle erotycznej, co pornograficznej? W internecie można przecież znaleźć dosłownie wszystko, wystarczy, że zainteresowany wchodząc na daną stronę potwierdzi swoją pełnoletniość, czego i tak przecież nikt nie sprawdzi. Wspomniany problem nurtuje mnie poważnie - tym bardziej, że sama jestem matką. Mój syn jest obecnie na tyle mały, że niewiele jeszcze rozumie, ale kiedyś gorzko zażartowałam do męża, że jak młodzież będzie jeszcze szybciej dojrzewać płciowo, to niewykluczone, iż nasz synek w wieku lat parunastu zapewni nam dodatkowe źródło wydatków w postaci alimentów... No bo jeśli nie wiadomo, gdzie szukać konkretnej przyczyny rozpasania seksualnego młodzieży, to w jaki sposób taki biedny, kochający (bo niekochającemu to wszystko jedno) rodzic może ustrzec przed tym swoje dziecko? Oj, podejrzewam, że ciężko będzie za te „naście” lat...
A teraz przyjrzyjmy się „dorosłemu” seksowi - gdzie się podziała jego magia? Do całkiem niedawna w swej naiwności sądziłam, iż na filmach „dla dorosłych” tylko udają, że uprawiają seks. Cóż, mając do dyspozycji jedynie produkcje emitowane przez różne kanały telewizyjne, mogłam ulec takiemu złudzeniu. Z błędu wyprowadził mnie mój mąż, przedstawiając mi jako dowód rzeczowy najprawdziwszego „pornola”. „Film” składał się z różnych scen, w których partnerzy robili dokładnie to samo. Zmieniali się tylko aktorzy i miejsca, w jakich oddawali się dzikim rozkoszom cielesnym – wszak nie o fabułę przecież tu chodziło. W każdym razie pierwsza historia podziałała na mnie nie tylko szokująco, ale, muszę przyznać, nawet i nieco podsyciła moje zmysły. Ale potem już było tylko coraz bardziej nudno, no bo ileż można patrzeć z zainteresowaniem na głośny, intensywny akt seksualny, w którym obydwoje partnerów nasapie się jak przy jakiejś ciężkiej, fizycznej pracy, mając przy tym wszystkim miny, jakby robili sobie nawzajem krzywdę? Podobnie, jak większość mężczyzn, ja także jestem wzrokowcem, lecz przy trzeciej z kolei historyjce ukazującej bardzo dokładnie (zwłaszcza w kwestii szczegółów anatomicznych narządów rodnych) jak „on jej wkłada, a ona jemu ssie”, po prostu usnęłam...
Dla porównania:
W malinowym chruśniaku, przed ciekawych wzrokiem
Zapodziani po głowy, przez długie godziny
Zrywaliśmy przybyłe tej nocy maliny.
Palce miałaś na oślep skrwawione ich sokiem.
Bąk złośnik huczał basem, jakby straszył kwiaty,
Rdzawe guzy na słońcu wygrzewał liść chory,
Złachmaniałych pajęczyn skrzyły się wisiory
I szedł tyłem na grzbiecie jakiś żuk kosmaty.
Duszno było od malin, któreś, szapcząc, rwała,
A szept nasz tylko wówczas nacichał w ich woni,
Gdym wargami wygarniał z podanej mi dłoni
Owoce, przepojone wonią twego ciała.
I stały się maliny narzędziem pieszczoty
Tej pierwszej, tej zdziwionej, która w całym niebie
Nie zna innych upojeń, oprócz samej siebie,
I chce się wciąż powtarzać dla własnej dziwoty.
I nie wiem, jak się stało, w którym okamgnieniu,
Żeś dotknęła mi wargą spoconego czoła,
Porwałem twoje dłonie - oddałaś w skupieniu,
A chruśniak malinowy trwał wciąż dookoła[1].
Żadnej golizny, zero pokazywania przekraczającego granicę estetyki, obnażonych genitaliów, brak stękania i bolesnych min – czy bez tego może w ogóle być erotycznie? A jednak! Jakim trzeba dysponować talentem i kunsztem, aby rezygnując z tych wszystkich „seksualnych” elementów stworzyć na pozór niewinny tekst, który w rzeczywistości nasycony jest zmysłowością aż po brzegi? Ongiś podejście do intymności wytwarzanej pomiędzy dwojgiem ludzi było chyba zdecydowanie bardziej... intymne.
Tak, wiem, przemysł pornograficzny istnieje już od dawna, ale kiedyś chyba nie był tak spopularyzowany. Chociaż z drugiej strony, podaż jest naturalną konsekwencją występowania popytu, a więc może i ludzie mają potrzebę pobudzania się takimi prostymi w przekazie środkami, a tylko ja nie przystaję do dzisiejszych czasów, próbując doszukać się w seksie jakiejś magii?
Spójrzmy też na to:
Jeszcze tak w ciebie płynąc, niosąc cię tak odbitą
w źrenicach lub u powiek zawisłą jak łzę,
usłyszę w tobie morze delfinem srebrnie ryte,
w muszli twojego ciała szumiące snem.
Albo w gaju, gdzie jesteś
brzozą, białym powietrzem
i mlekiem dnia,
barbarzyńcą ogromnym,
tysiąc wieków dźwigając
trysnę szumem bugaju
w gałęziach twoich - ptak.
(...)[2]
Która kobieta nie chciałaby, aby kochanek tak zmysłowo do niej przemawiał? Która nie marzy o tym, aby płynął w muszlę jej ciała, by trysnąć w niej szumem bugaju? O ile większy ładunek seksualny kryje się w tak zawoalowanej formie niż w „podrywie” w stylu:
Chodź tu suko, trzęś mi dupą,
Mam koks, alko, hajs...będzie grubo,
Widzę - jarasz się moją furą -
to dobrze, bo jaram się twoją dziurą.[3]
Autor powyższego tekstu pije do zachowań obecnie powszechnych, a odznaczających się prymitywizmem. Wiele niewiast oburzyłoby się słysząc skierowany do nich tego typu tekst, ale też niestety, „niejedna panienka” za nim „poleci”.
Nie twierdzę, że obecnie nie powstaje subtelna sztuka o zabarwieniu erotycznym, ale śmiem mniemać, że ta „niesubtelna”, by nie powiedzieć wulgarna jest bardziej rozpowszechniana. O ile w ogóle można ją pod jakimikolwiek względami nazwać sztuką. Niestety, ale obecnie popularne stało się walenie prosto z mostu nawet w tak wydawałoby się delikatnej sferze, jaką są intymne stosunki. Nie wiem, z czego to wynika. Być może z pośpiechu, jaki nam dziś towarzyszy na każdym kroku i we wszystkich dziedzinach życia. Świat pędzi na łeb na szyję, a ludzie, za wszelką cenę starając się za nim nadążać, boją się zatrzymywać, aby nie wypaść z rytmu. Dlatego tak duże znaczenie zyskał prosty, dosadny, a bywa, że i wulgarno - prymitywny przekaz w sprawach seksu. Niedawno któraś telewizja emitowała zorganizowaną przez siebie prowokację – mężczyzna podchodził do kobiet i pytał wprost, czy pójdą z nim do łóżka. Nie wiem, jak to wypadło i jakie były wnioski końcowe z tego programu, ale podejrzewam, że wiele „ofiar” tej prowokacji nie było wcale tak zbulwersowanych, jak by się można było tego spodziewać, a i wcale niemało zgodziło się na tę propozycję. Jak by z resztą ta próba nie wypadła, to już sam pomysł przeprowadzenia jej świadczy o tym, że zasadna wydaje się być teza, iż obecnie dla wielu ludzi przekaz jest tym atrakcyjniejszy im prostszy, by nie rzec prostacki...
W obliczu znacznego upospolicenia relacji intymnej gdzie więc można znaleźć pomoc w poszukiwaniu i zachowaniu magii seksu? I jak przekonać młodych ludzi do szanowania własnej seksualności, skoro w wielu środkach publicznego przekazu promuje się prymitywne zachowania seksualne sprowadzające ten akt do niemal zwierzęcej kopulacji? Pozostaje nam chyba jedynie celebrować w zaciszu swoich związków tę czynność dającą rozkosz, ale także w wyjątkowy sposób łączącą dwoje ludzi. A dla własnych pociech postarać się być jedynym edukatorem w omawianej dziedzinie, ażeby mieć chociażby przesłanki do żywienia nadziei, że nie trzeba będzie przedwcześnie odnajdywać się w roli dziadków...
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt