...Barbara, idą po ciebie...
Johnnie przekazuje dalej torebkę śniadaniową. Leo i Posy biorą po tabletce, a dla mnie zostawia różową, taką ze słonikiem na rewersie.
To dla ciebie, szepcze mi do ucha. Cukierkowy odjazd.
...już po ciebie idą, zaraz cię dorwą siostrzyczko...
Wkładam pod język i zamykam oczy. Johnnie masuje mnie w ramię, ale go odpycham. Jak fazuję, to nie lubię jak się mnie dotyka.
...są na ciebie napaleni Barbara... nie żyją już od bardzo długiego czasu...
Jakiś gówniarz za nami z tyłu się śmieje. Napaleni, ale tekst ja pierdolę, kwiczy i mało nie wyleje coli na mnie, na głowę.
Ale i tak mi zwisa. Ekran rozmywa się, rzędy foteli zataczają koło, jedne się przybliżają, inne przesuwają w dół, ludzie zamieniają się w rzadkie coś, ich głowy pęcznieją jak balony. Odjazd.
...drzwi nie wyłamią, ale wybiją szybę i tak cię dorwą...
Ciągle jest ciemno, ale przed oczami błyski, migoczą światła, eksplozja energii, ścieka im po twarzach, kremowa. Kolorowa. Esencja życia.
...wiem, że kiedy zajdzie taka potrzeba, będziesz się bronić...
No i jak, podoba się, słyszę głos Johnniego.
…musisz, teraz, właśnie teraz...
Nie czuję własnej głowy. To znaczy jest, ale jej nie ma. Jest?
Rozczesuje mi włosy. Odpycham go.
...jakiś gość powiedział, że to odpady chemiczne sprawiają, że ludzie dookoła wariują...
Odpady chemiczne? Nie no ja pierdolę. Kto pisze te śmieci?
...ale jakim cudem one...
Nie jest sam. Z grupką znajomych jest. Wiem, bo widziałam jak siadali w rzędzie za nami. Wysoki, gruby, z dużymi okularami na tej oleistej gębie. Wągry, krosty, syfy, czerwone strupy. Aż się żygać chce. I jeszcze się mu na podrywy zbiera, dziewczyny. Wiem, bo widziałam jak siadali obok siebie w rzędzie za nami, i upewnił się, że podłokietnik jest schowany.
Ej patrzcie na mnie. Oglądam te śmieci. Łeee, łeee. O kurwa, aż złamałem kark. Bo ten film to jest kompletne dno!
Ten obrzydliwy zakompleksiony gówniarz chyba się nie zamknie, więc Leo, wiecie on jest Chicano, więc się łatwo gotuje, podrywa się i skacze mu do gęby.
Się kurwa nie zamkniesz?! Myślisz, że taki z Ciebie mądrala?! A chcesz żebym ci wyjebał z dyńki w ten twój pojebany łeb? No jak? Chcesz?
...w jednego władowali chyba ze trzydzieści kul, a on szedł dalej. On musiał być trupem, ale szedł tak dalej...
Odsuwam się na bok i z perspektywy osoby trzeciej obserwuję przebieg wydarzeń.
…to jedyny sposób, żeby je powstrzymać... kula w łeb...
Leo rusza do boju. Pięści w ruch. Jego wytatułowane ramiona naprężają się z każdym uderzeniem, syf aż spada z fotela. A Posy, to gej, czy lesbijka, w zależności od tego w jakim jest humorze, tylko tak stoi, po drugiej stronie, z rękami w górze – wiecie, nigdy nie widzieliście faceta, który krzyczałby jak baba – no chyba, że też tam byliście. Z nami.
Ktoś pociąga mnie za ramię.
Nic tu po nas. Lecimy.
To Johnnie.
Odpycham go.
Poczekaj. Chcę to zobaczyć.
Ten chaos jest pociągający.
Za gorąco. Lepiej stąd chodźmy. Nie chcę, żeby coś ci się stało.
Wychodzimy z kina, a świnie już tam są, jedna pakuje się do środka przez wejście, druga zostaje na zewnątrz. Przy wyjściu.
Chodźmy do parku, Johnnie pokazuje na kępę łysych krzaków po drugiej stronie ulicy.
Po chwili już zapomnieliśmy o całym zamieszaniu, i Leo i Posym, którzy zostali. Uchodzi z nas powietrze i dragi. Co za noc. Księżyc i inne gwiazdy na niebie się świecą też. Fajnie.
I nagle twarz Johnniego się wykrzywia, nienaturalnie tak. Oczy mu wyłażą na wierzch, cały jest blada jak ściana. Zaczyna biec, biegnie do parku, wiecie, w te krzaki. A ja na to, Co jest kurwa? Biegnę za nim, za nim w te krzaki. A on spodnie w dół, i chce się zesrać, tam w tych krzakach. I podciera się gaciami. Tyle, że gacie ma ciągle na dupie. Bisakodyl, sprzedali mi kurwa bisakodyl! Co za eksplozja, brązowa maź wszędzie, na jego nogach, białych chudych nogach. Nie mogę. Patrzeć na to nie mogę, wychodzę z tych krzaków, bo wiecie, co za widok, brązowa maź cięknąca po jego nogach.
Znów jestem sama. I pójdę do domu, nic tu po mnie. Noc zimna. Chyba pada śnieg. Tak, pada.
Ale ledwo za róg zaszedłam, a za mną trzeszczy muzyka. Podjeżdża czarny buick, i szyba pasażera w dół się odsuwa.
Hej chica, nie strach ci tak tu samej po nocy?
Trzej czarni, jak ich buick, może ze dwadzieścia lat, znudzeni, szukają kłopotów. Nie zatrzymuję się, nie patrzę. Lepiej udawać, że jestem głucha albo głubia, niż się tłumaczyć. Zwłaszcza jak w głowie tylko A co was to kurwa obchodzi?
Idę, szybko, ale nie za szybko. Jeszcze kilka kroków i ktoś szarpie mnie za ramię i wciąga do samochodu.
Jeżdżą tak wkoło, z kilka razy, przez jakiś czas, ze trzy, może cztery godziny, każdy co chwila na tylnym siedzeniu, ze mną, no wiecie, gwałcąc mnie.
Twarz gniotą mi w fotel, który śmierdzi szczynami, spermą i potem. Zamykam oczy i nie chcę płakać, ale płaczę, a łzy ciekną mi po polikach, jak jeden i drugi wchodzi we mnie. Głębiej i głębiej. W odbyt i wszędzie. I nic nie mogę zrobić. Bo mi z rąk i nóg sił odjęło.
Przejeżdżają koło przystanku. Podnoszę wzrok i widzę chłopca, czarnego, który maszeruje obok. Samochód zatrzymuje się na czerwonym świetle, i chłopiec też. Patrzę na niego, i boję się nie patrzeć, bo jak zniknie, to i ja chyba zniknę, na zawsze. Ale on tylko tak stoi, ściska zabawkowe samochodziki – błyszczące metalowe resoraki, jeden czerwony, jeden niebieski – i patrzy na mnie, patrzy w to okno. Czerwony, niebieski i czarny.
Co się kurwa gapisz? Spierdalaj do domu, bo ci zabiorę te blaszaki, mówi ten co siedzi najbliżej.
A on tylko stoi i patrzy jak samochód znika za zakrętem.
Potem się zatrzymują na stacji. Muszą tankować. Jeden wychodzi, jeden zostaje z przodu, jeden obok mnie, jego ręka w moich majtkach.
Kurwa, gliny, mówi ten z przodu i patrzy w lusterko. Ten obok mnie uchyla drzwi. To moja szansa. Żyć, nie umierać. Kopię go w brzuch, w brzuch z całej siły, odwracam, szarpię za drzwi, za klamkę i otwieram, a oni już w środku, już odjeżdżają. Wypadam, gębą w asfalt uderzam. Już odjechali.
Radiowóz stoi po drugiej stronie na parkingu przez chwilę, a potem jedzie w przeciwnym kierunku.
Idę, powoli idę, chociaż do domu daleko, nawet nie wiem gdzie jestem. Bloki dziwne, się na mnie pchają, te ich okna i drzwi zaryglowane, zabite deskami, jak zaszyte powieki, oczy żywych trupów, zaszyte na wieki.
Wszystko mnie boli, z majtek wycieka krew, i lewe oko mam całe sine, bo jak wypadałam to na twarz, i teraz ledwo widzę. Ale się śmieję. Się śmiać przestać nie mogę, jak jakaś świnia obita, kaszlę krwią, chrycham, idę, krew. Z nosa mi leci. Siniaki na nogach i rękach. Brzuch boli, a i tak się śmieję. Śmieję, na myśl o Johnnym, jak mu po nogach rzadka sraczka spływa. Śmieję bo Posy krzyczy jak baba i śmieję bo Leo tłucze na miazgę jakiegoś chłopaka, który się tylko przy dziewczynie popisywał, co ją lubił.
Johnnie, Posy, Leo, i ja, jedyna dziewczyna. My to takie – skórzane kurtki, ciasne dżinsy, martensy, co to palą marihuanę, łykają pigułki, strzykawki, wciągają kokainę – punki niby. Ja mam kolczyki w obu uszach i w nosie, czarną szminkę, i w oczach na czarno pomalowane obwódki. Przez świat idziemy. Pod prąd. I walczymy z grzechem młodości, bo nie chcemy dorastać. W tym świecie lanserów, pijących latte, depilujących wąsy lizusów w garniturach, którzy patrzą na nas oczami pełnymi politowania, takimi oczami co to zdradzają żal i niespełnienie, ale plują jadem, jeśli podejdziesz za blisko. A zawsze jest za blisko.
Kawał. To życie to jeden wielki pierdolnięty kawał.
Ale nikt się nie śmieje.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt