Szafirowy płomień, roz. 1., cz. 1. - koziks
Proza » Fantastyka / Science Fiction » Szafirowy płomień, roz. 1., cz. 1.
A A A
Od autora: Witam. Chciałbym wam przedstawić moją powieść, za którą zabrałem się na poważnie:) oczekuję wytknięcia głównie błędów składniowych, gramatycznych i innych związanych z językiem i gramatyką oraz (jeśli takie coś ma miejsce) ukazania mi błędów w fabule. Z literówkami i interpunkcją, nawet jeśli są takiego błędy to proszę mi ich nie pokazywać, gdyż sprawdzi mi je mój były polonista, z którym ostatnio się zaprzyjaźniłem:) Zatem zachęcam do czytania i powodzenia w wytrwaniu do końca;)

Rozdział I

 

Słońce delikatnie muskało ziemię swoimi porannymi promieniami. Kilka z nich dostało się przez niedosunięte zasłony do pokoju Kegana, trafiając prosto na jego twarz. Wschód słońca zapowiadał piękny dzień. Niebo zdobiły niespiesznie sunące obłoczki, gałązki drzew chybotały się lekko pod wpływem rześkiego porannego wiaterku. Promienie słoneczne stały się na tyle drażliwe, że Kegan z wyraźną trudnością otworzył jedno oko do połowy, podczas gdy drugie wciąż było zamknięte, chciał wstać i dosunąć zasłonę. Leniwie przybrał pozycję siedzącą, po czym z powrotem runął na swoją pryczę. Z resztą jak co ranka.

- No hola, hola! Czas wstawać. Czy ty zawsze musisz tak długo spać? - Kapitan Santos nie próżnował. Postanowił wcześniej wziąć się za wybudzanie chłopaka, gdyż zdążył już przywyknąć, że owy młodzieniec ma spore problemy z wczesnym wstawianiem.

- Już? - wymamrotał zaspany i zniechęcony chłopak, twarz wciąż trzymający w poduszce.

- No już, już. Zanim wielmożny pan Sapphirael zechce udać się na poranny posiłek minie sporo czasu. Wstawaj leniu! - ponaglił Santos i udał się na dół, aby przygotować coś do jedzenia.

Kegan przybrał pozycję siedzącą, po czym z powrotem runął na swoją pryczę. Jeszcze chwilunię, pomyślał i odleciał.

- Wstawaj gnojku! Ileż można czekać? - kilka minut później warknął Santos z klatki schodowej.

Kegan zerwał się na równe nogi i zaczął się ubierać w niewymuszonym pośpiechu, zapewniając sam siebie, że jest już nie lada spóźniony. Z resztą jak co ranka.

Jak się później okazało, miał bardzo dobry czas, aby bez zabiegania spożyć śniadanie i powoli udać się w kierunku uniwersytetu. Z resztą jak co ranka.

- Więc bal jest już jutro? - pierwszy zagaił kapitan - Jak się domyślam, wybierasz się Bellaris?

- Gratuluję dedukcji - odpowiedział z przekąsem Kegan - Jesteśmy parą od pół roku. Z kim miałbym iść.

- A idź do biesa. Człowiek chce zacząć jakoś rozmowę i dostaje odpowiedź. A niech cie... - poruszył się kapitan el Groathia.

Po śniadaniu obaj wyszli z kamieniczki, gdzie mieściło się lokum kapitana Santosa i udali się w swoich kierunkach: kapitan do sztabu dowodzenia, a Kegan na uniwersytet.

To już trzy lata, myślał młodzieniec podczas drogi, minęły już trzy lata odkąd mieszkam z kapitanem Santosem. Tyle się zmieniło. Całe moje życie zmieniło bieg. Tamten dzień zmienił mi życie.

 

***

 

- Stój! Zatrzymaj się złodzieju! - tęgi handlarz owocami z impetem i zadziwiającą sprawnością wyskoczył zza kontuaru swego straganiku i pognał za uciekającym chłopcem.

- Dorwę cię! Nie ujdzie ci to na sucho! - krzyczał sprzedawca, ściągając w ten sposób na siebie i całą tą sytuacje uwagę mieszkańców miasta Magville, którzy wybrali się w piękny, wiosenny dzień na targ. Mężczyzna nie odpuścił żałosnemu dzieciakowi, ubranemu w stare, podarte szmaty, chcącemu uciec z kilkoma owocami, które wytrącały mu się z uścisku podczas panicznej ucieczki.

- Mam cię gnoju! - handlarz dopadł chłopca i uwięził go w żelaznym uścisku. W oczach młodzika pojawił się wielki strach i przerażenie, gdyż wiedział, jaka jest kara za kradzież. Bardzo się bał. Postanowił, że jeszcze raz spróbuje uciec.

Wziął zamach i uderzył sprzedawcę pięścią z całej siły w twarz.

Mężczyzna wypuścił smarkacza i złapał się za swoją facjatę. To było dziwne. Od razu można było zobaczyć, że mężczyzna jest jakieś cztery razy cięższy i zapewne o wiele więcej razy silniejszy od chłopca. Taki cios nie powinienem zrobić na nim żadnego wrażenia. Mimo to, uderzenie było na tyle mocne, że lekko zmroczyło handlarza, co dało szansę na ponowną próbę ucieczki.

- O nie! teraz ci nie odpuszczę! - tęgi straganiarz w białym fartuchu wpadł w furię. Rzucił się w pogoń za podrostkiem, który i tak w ucieczce zgubił wszystkie skradzione owoce.

Młodzik gorączkowo oglądał się za siebie, czego efektem były liczne potknięcia o przypadkowych Magvilleńczyków. Za jedną gafę złodziej przypłacił upadkiem. Młode ciało gwałtownie spotkało się z twardym podłożem, licznie tłukąc i kalecząc kruchą sylwetkę chłopca. Wtedy handlarz miał szansę go schwytać. Dopadł chłopca i wymierzył mu cios prosto w twarz. Z nosa ofiary pociekła karminowa ciecz.

- Gówniarzu, nie zmuszaj mnie do takich rzeczy. - rzekł tym razem już bardziej opanowany, jednak wciąż zły. Uścisk mężczyzny był silniejszy niż wcześniej. Chłopiec czuł, jakby jego ręce były w żelaznych szczękach. Mężczyzna, klnąc i psiocząc na paskudny dzień i tych przeklętych darmozjadów, ciągnął do swojego straganiku chłopca , nerwowo szarpiąc go za ręce. Cały incydent zebrał już dość uwagi ludzi, aby stworzyć mały tłumek, zainteresowanych przebiegiem wydarzeń.

Chłystek wiedział co go czeka. Strata prawej dłoni w tak młodym wieku nie uśmiechała się do niego w żaden sposób, jednak chwila wymierzenia kary zbliżała się nieubłaganie z każdym kolejnym krokiem, z każdym szarpnięciem od strony handlarza. Czas wyroku nadchodził, niesprawiedliwego, ale sprawiedliwego zarazem.

- Nie próbuj się wyrywać. Każdy człowiek, nawet taki jak ty, musi ponosić konsekwencje swych czynów. - powiedział ze spokojem handlarz. Takim tonem, jakby regularnie wczuwał się w rolę kata. Ba, co więcej. Powiedział to w taki sposób, jakby sprawiało mu to przyjemność.

Gapie zaglądali przez ladę z ciekawością i żądzą krwi. Nikt z nich nie czuł politowania ani żalu dla młodego chłopca.

Prawa ręka czternastolatka wylądowała na desce, będąc w potężnym objęciu nie była w stanie nawet drgnąć. Drugą ręką oprawca sięgnął po pokaźnych rozmiarów nóż, którego przeznaczeniem było ćwiartowanie arbuzów. Mężczyzna uniósł rękę.

Chłopiec zamknął oczy. Pogodził się w ten sposób z wyrokiem.

Jednak nic się nie stało. Ręka ciemiężyciela zawisła w powietrzu.

- Co jest? - tęgi sprzedawca z wyraźnym grymasem na twarzy spojrzał w górę na swoją dłoń, w której znajdował się nóż. Ostrze otaczała cyjanowa, magiczna aura. - Niech to. Kto się bawi magią?! - ryknął w stronę tłumku, zebranego przed jego straganem. Ludzie poruszyli się i zaczęli spoglądać na siebie w celu odszukania intruza, który przerwał widowisko. Po krótkiej chwili zlokalizowali go. Kilka sążni za zbiegowiskiem stał wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna w średnim wieku, ubrany w skórzany kolet z ręką wysuniętą w stronę ostrza noża.

- Kapitanie Santos! - krzyknął ktoś z tłumu, który stawał się coraz większy.

Kapitan Santos el Groathia był człowiekiem powszechnie znanym i szanowanym w Magville. Zajmował ważne stanowiska w radzie miasta i sztabie dowodzenia w przypadku klęsk.

- Co się tu dzieje? Co to za zbiegowisko? - Santos skierował pytanie w kierunku straganu, a konkretnie do tęgiego handlarza w białym fartuchu. Jego dźwięczny, silny głos bez trudu przebił się przez zbiorowisko ludzi oraz ich rozgardiasz i dotarł prosto do uszu sklepikarza, ponieważ to właśnie od niego wymagał wyjaśnień.

- Ten mały nicpoń przed chwilą mnie okradł. Należy go ukarać za ten występek. - szybko objaśnił sytuację sprzedawca.

- Chciałeś nauczyć wygłodzoną sierotę, że się nie kradnie, odcinając jej dłoń? - w głosie kapitana słychać było ostrą pogardę i upomnienie zarazem. Mówiąc to, gwałtownie poruszył ręką na zewnątrz, a nóż ze świstem opuścił dłoń handlarza i znalazł swe miejsce, zagłębiając ostrze w boazerii straganu.

- Ależ panie, przecież tutaj obowiązuje właśnie takie prawo. - próbował się jakoś tłumaczyć sprzedawca, wypuściwszy chłopca, który z przerażenia i emocji skulił się i ukrył w kącie zaplecza.

- Prawo prawem, ale wychowanie powinno być wychowaniem. - mężczyzna w czarnej, skórzanej kurtce i opasce na lewym oku utorował sobie przejście wśród gapiów. Doszedł do lady, oparając się na niej oburącz.

- Dawaj mi tutaj tego dzieciaka. - powiedział srogo i pewnie głosem nieprzyjmującym sprzeciwu, patrząc spod byka swym jedynym okiem,

- Jak tam wolicie, panie. Bierzcie go i nauczcie życia wśród ludzi. - handlarz wyciągnął siłą z kąta przestraszone, skulone stworzenie i wypchnął je z niechęcią w stronę wyjścia.

- Chodź ze mną młody. - kapitan skierował wypowiedź do chłopca dużo przyjemniejszym głosem niż wtedy, gdy rozmawiał ze sprzedawcą. Chwycił chłopca za rękę i wyszli obaj tą samą drogą, którą utorował sobie wcześniej. Tłum był poruszony, a wyraz twarzy handlarza jawił duży niedosyt i niezadowolenie.

- Patrzcie ludzie! Za niedługo będzie można kraść i nie ponosić za to żadnej kary! - krzyknął jeszcze zza lady sprzedawca i zajął się ćwiartowaniem arbuzów. Teraz to już wcale się nie opłaca uczciwie żyć, komentowali ten cały incydent widzowie, a inni dyskutowali, jeszcze inni sprzeczali się na tematy sprawiedliwości i warunków życia w dzisiejszej rzeczywistości, a jeszcze inni poszli szukać guza gdzieś indziej. Po kilku minutach gorących wymian poglądów i analiz afery, tłum zaczął rozchodzić się i maleć z chwili na chwilę, aż życie na targowisku całkowicie wróciło do normy.

- Dobrze się czujesz? Wszystko w porządku? - zaczął rozmowę Santos, prowadząc chłopca za rękę w stronę swojego mieszkania.

- Tak. Wszystko w porządku, dziękuję. - odrzekł chłopiec. Chłystek wyglądał tragicznie. Stara, lniana koszula z licznymi, nieudolnie przyszytymi łatami, postrzępione spodnie i dziurawe buty. To było całe jego odzienie.

- Jak ci na imię?

- Nazywam Kegan Sapphirael Junior. - odpowiedział chłopiec, spoglądając na Santosa swymi głęboko szafirowymi oczyma. Kapitan dostrzegł w tych oczach coś wyjątkowego. Coś, czym nie każdy człowiek mógł się pochwalić. Jednak skupił się na tym, by doprowadzić chłopca do porządku i czegokolwiek się o nim dowiedzieć.

- Dlaczego ukradłeś te owoce? - dalej prowadził wywiad el Groathia.

- Jestem włóczęgą, nie mam nic, prawie nic. Byłem głodny, a nie mając pieniędzy nie mogłem sobie nic kupić, dlatego posunąłem się do kradzieży.

Kapitan się zdziwił, ponieważ chłopiec odpowiedział w bardziej kulturalny sposób, niż wskazywałby na to jego wygląd. Jednak o nic więcej nie pytał. Ostatnimi latami, poprzez klanowe zatargi czarodziejów oraz lokalne porachunki towarzystw najemniczych dzieci traciły swych rodziców, zamieszanych w różne ciemne sprawy, a wtedy najczęściej stawały się osieroconymi włóczęgami. Kapitan przyjął ten scenariusz i postanowił na razie nie poruszać tego tematu.

Po chwili dotarli do ładnej, zabytkowej kamieniczki, gdzie mieszkali sami zamożniejsi i dobrze ustawieni mieszkańcy Magville. Kamienica znajdowała się na uboczu miasta, z dala od centralnej wrzawy i jazgotu. W najbliższym sąsiedztwie znajdował się niewielki park ze stawikiem, kilkoma drzewami wiśniowymi i ławeczkami. Bardzo przyjemne miejsce do wypoczynku.

- Nie krępuj się. Wchodź. - zachęcił kapitan chłopca, otwierając drzwi wejściowe do budynku.

Po przekroczeniu progu i pokonaniu kilkudziesięciu schodów znaleźli się w przytulnym, dwupoziomowym mieszkanku na trzecim piętrze. Lokum kapitana ładnie się prezentowało, było zadbane i urządzone w starym, dobrym stylu. Pachniało drewnem i świeżym aloesem. Santos wytłumaczył chłopcu, że kiedyś zakupił od wiedźmy olejki zapachowe i zostały mu jeszcze ostatki zapasów.

- Chodź do jadalni to przygotuję ci coś do jedzenia.

Chłopiec bez zbędnych sprzeciwów udał się do kuchni i nieśmiało zajął miejsce przy stole.

- Na co masz ochotę? - spytał kapitan, jednak zaraz uświadomił sobie, że wygłodzony dzieciak będzie miał na wszystko ochotę. Nie czekał na reakcję tylko wyjął z szafki bochen chleba, a z małego piecyka pęto świeżo uwędzonej kiełbasy. Młodzieniec wchłaniał jedzenie niczym suchy piasek wodę. Dopiero po czwartej kromce można było zauważyć, że młodzieniec zapełnił swój żołądek przynajmniej w takim stopniu, aby móc swobodnie rozmawiać.

- Więc. Skąd pochodzisz? - Santos rozpoczął w swoim stylu wypytywanie, w celu wydobycia jakiś informacji o swoim gościu.

- Pochodzę z Mirmirku, gdzie mieszkałem ze swoją rodziną. - odpowiedział chłopiec.

- Rozumiem. A gdzie twoi rodzice? Dlaczego jesteś tutaj sam? - zaryzykował pytaniem Santos.

- Moi rodzice nie żyją. - odpowiedział krótko, nie wkładając w wypowiedź żadnych emocji. El Groathia spodziewał się takiej odpowiedzi, dlatego wcześniej obawiał się zapytać.

- Rozumiem. A nie masz innej rodziny? Kogoś kto by cię przygarnął? Czy włóczęgostwo było jedyną twoją możliwością?

- Niestety to była jedyna rzecz, którą mogłem zrobić. Dziękuję bardzo za posiłek. Będę się zbierał. - wstał od stołu i ukłonił się w geście podziękowania Santosowi.

- I gdzie pójdziesz?

Nic nie odpowiedział. Czekał na kolejny ruch kapitana.

- No właśnie. Na razie zostajesz u mnie. Jak będzie później to zobaczymy później. Jak na tą chwilę to przez kilka dni będziesz nocował u mnie.

- Naprawdę, nie wiem, jak się panu odwdzięczę. - Kegan ponownie się ukłonił, tym razem niżej.

- Dobra, dobra. Siadaj. Najpierw muszę się czegoś o tobie dowiedzieć. Ile masz lat?

- Mam czternaście lat.

- Hmm. - Santos zastanowił się przez krótką chwilę. - Musimy znaleźć dla ciebie jakieś zajęcie. A od jak dawna jesteś włóczęgą? Powiedz mi o tym coś więcej.

- Od około czterech lat jestem w tułaczce. Zdążyłem zwiedzić większość miast i dużych wsi na królestwie Boekii. Udało mi się przez krótki okres czasu pracować na farmie w Rumble. W Hofniand zdołałem nabyć umiejętności bednarza, a w Konderborgu nauczyłem się wykuwać lekką broń białą. W Storgatanie miała miejsce podobna sytuacja jak tutaj - omal nie straciłem dłoni przez kradzież, jednak udało mi się zwiać. W stolicy - Venbergu i wsi Glenstat spędziłem najwięcej czasu. W Venbergu zaprzyjaźniłem się z pewnym schorowanym starcem. Był on żebrakiem, jednak dzięki jego osobowości, możnaby go nazwać złotym człowiekiem. Nazywał się Mellanor Glean i kiedyś był magiem, jednak stracił swoje moce po jakiś mrocznych eksperymentach, po których jego skóra przybrała szarawy odcień i dlatego stał się żebrakiem. Nauczył mnie jak rozpalać ogień za pomącą prostej magicznej sztuczki i wpoił mi najważniejsze zasady, którymi należy się kierować w życiu. Kiedy Mellanor zmarł, pochowałem go i udałem się na dalsza wędrówkę po świecie. Wtedy dotarłem do Glenstat, gdzie udało mi się zdobyć sympatię pewnej gospodyni domowej Waleriany Flossglamp. Miała swój własny domek i małe gospodarstwo. Mieszkała wraz z córką i dwiema wnuczkami, które pomagały Walerianie i jej córce w pracach przy gospodarstwie. Polubiłem ich rodzinę i nieraz sam im pomagałem. W nagrodę dostawałem świeże jajka, mleko, a czasem nawet udało mi się zjeść u nich kolację z kuraka albo kuropatwy. Jednak później, córka Waleriany znalazła sobie męża i wyjechali z dziećmi do Plainhole. Sama Waleriana sprzedała domek z gospodarstwem i wyniosła się do Venber. A ja stwierdziłem, że znów nic mnie nie trzyma w tym miejscu i wyruszyłem dalej. Byłem nawet w Willawich - wsi wiedźm. Wiedźmy wcale nie są takie straszne, jak to opowiadają ludzie. Nauczyłem się od nich elementarnej wiedzy o podstawowych ziołach oraz posiadłem umiejętność wytwarzania z nich najprostszych eliksirów, odnawiających energię magiczną oraz mikstur, poprawiających chwilowo szybkość i inne umiejętności. Natomiast ostatnim moim przystankiem jest to miasto.

Opowieść całkowicie pochłonęła kapitana. Słuchał jej uważnie, śledząc dotychczasowe życie chłopca. Zaintrygował go również sposób, w jaki młodzieniec się wypowiadał. Posługiwał się bardzo ładną, możnaby rzec nawet, szlachecką mową.

- Dziękuję, że opowiedziałeś mi swoją historię. Jutro naradzimy się co z tobą dalej poczniemy, a teraz musimy się przygotować do snu bo dzień chyli się ku końcowi. - powiedział kapitan łypiąc przez okno na chowającą się gwiazdę.

Na niebie pozostała jedynie połowa czerwonej tarczy słońca. Santos pościelił gościowi kanapę, na której zwykle czytał swoje ulubione książki. Po zapadnięciu zmroku el Groathia szybko zasnął. Nigdy nie miał z tym problemów, a tym bardziej, że dzisiejszy dzień był pełen wrażeń i bardzo odróżniał się od innych, szarych i monotonnych dni z życia kapitana el Groathia.

Kegan nie zasnął od razu. Delektował się luksusem, z jakim przyszło mu się napałać dzisiejszej nocy. Spać na miękkiej kanapie zdarzało mu się bardzo rzadko. Chciał jak najdłużej czuć ten komfort, jednak dla niego dzień również obfitował w najróżniejsze doznania, dlatego nie dane mu było długo czerpać przyjemność z tego niecodziennego udogodnienia.

 

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
koziks · dnia 01.09.2013 09:32 · Czytań: 1337 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 5
Komentarze
Almari dnia 01.09.2013 18:52
Oj, wpadnę tutaj niedługo, bo w fantasy siedzisz. Bój się! :D

Niestety muszę edytować komentarz, więc nie mam opcji pogrubienia i kursywy. Jakoś sobie jednak poradzimy ;)

@Słońce delikatnie muskało ziemię swoimi porannymi promieniami (1). Kilka z nich dostało się przez niedosunięte zasłony do pokoju Kegana, trafiając prosto na jego twarz (2). Wschód słońca zapowiadał piękny dzień. (3) Niebo zdobiły niespiesznie sunące obłoczki, gałązki drzew chybotały się lekko pod wpływem rześkiego porannego wiaterku. (4) Promienie słoneczne stały się na tyle drażliwe, że Kegan z wyraźną trudnością otworzył jedno oko do połowy, (5)

- Zmieniłabym tutaj kolejność zdań, ponieważ zaczynasz od promieni słońca, które wpadają do pomieszczenia, potem opisujesz znów wschód słońca, a potem powracasz do promieni. Zapisałabym to tak: 3,4,1,2,5 z drobnymi zmianami ;)
- Kegan z trudem

@Kegan z wyraźną trudnością otworzył jedno oko do połowy, podczas gdy drugie wciąż było zamknięte,
- To wynika ze zdania, że drugie było zamknięte, także wykasuj tę część zdania.

@ Leniwie przybrał pozycję siedzącą
- Oj, brzmi bardzo sucho. Nie lepiej po prostu usiadł na łóżku?

@Czy ty zawsze musisz tak długo spać? - Kapitan Santos nie próżnował. Postanowił wcześniej wziąć się za wybudzanie chłopaka, gdyż zdążył już przywyknąć, że owy młodzieniec ma spore problemy z wczesnym wstawianiem.
- Wziął się za wybudzanie - niezbyt
- Z jego pytania wynika, że wiedział, iż chłopak ma tendencje do długiego spania, więc końcówka zdania jest zbędna.
- Poza tym skąd tutaj nagle się wziął jakiś kapitan?

@Kegan przybrał pozycję siedzącą, po czym z powrotem runął na swoją pryczę. Jeszcze chwilunię, pomyślał i odleciał.
- Niemal identyczne zdanie, jak powyżej.

@ - Wstawaj gnojku! Ileż można czekać? - kilka minut później warknął Santos z klatki schodowej.
- niezgrabna ta nota odautorska

@ Kegan zerwał się na równe nogi i zaczął się ubierać w niewymuszonym pośpiechu, zapewniając sam siebie, że jest już nie lada spóźniony. Z resztą jak co ranka
- Wyjątkowo pokraczne zdanie. W niewymuszonym pośpiechu? Zapewniał sam siebie? Przecież wiedział, że jest spóźniony, nie musiał o tym przekonywać samego siebie.

@spóźniony. Z resztą jak co ranka.

Jak się później
- spoźniony, później

@aby bez zabiegania spożyć śniadanie i powoli udać się w kierunku uniwersytetu. Z resztą jak co ranka.
- aby w spokoju zjeść śniadanie

@To już trzy lata, myślał młodzieniec podczas drogi, minęły już trzy lata odkąd mieszkam z kapitanem Santosem. Tyle się zmieniło. Całe moje życie zmieniło bieg. Tamten dzień zmienił mi życie.
- Myśli bohatera kursywą albo w cudzysłowie
- podczas drogi - źle
- Za dużo zmienił. Nawet jeśli to ciąg myślowy bohatera, brzmi sztucznie.

Podsumowując fragment do pierwszej kropki - dosyć dużo błędów stylistycznych i gramatycznych. W dodatku sporo nazwisk, gubiłam się, kto jest kto i skąd się wziął. Przydałoby się parę informacji na ich temat. Wygląd, charakter, cokolwiek, co jak na razie kompletnie nie potrafię sobie ich wyobrazić. Dialogi miejscami brzmią bardzo sztucznie.

@Zatrzymaj się złodzieju! - tęgi handlarz
- zapis: Zatrzymaj się(,) złodzieju! - Tęgi handlarz

@ściągając w ten sposób na siebie i całą tą sytuacje uwagę
- Nie można ściągać uwagi na sytuację

@ Mężczyzna nie odpuścił żałosnemu dzieciakowi, ubranemu w stare, podarte szmaty, chcącemu uciec z kilkoma owocami, które wytrącały mu się z uścisku podczas panicznej ucieczki.
- Po części już o tym piszesz wcześniej. I zdanie można napisać płynniej. Trochę ciężko się czyta.

@W oczach młodzika pojawił się wielki strach i przerażenie, gdyż wiedział, jaka jest kara za kradzież. Bardzo się bał. Postanowił, że jeszcze raz spróbuje uciec.
- Wielki strach = przerażenie
- Ten dopisek, że wiedział, jaka jest kara niepotrzebny. Daj czytelnikowi trochę swobody w interpretacji tekstu.
- Bardzo się bał - powtarzasz to samo co na początku

@Wziął zamach i uderzył sprzedawcę pięścią z całej siły w twarz.

Mężczyzna wypuścił smarkacza i złapał się za swoją facjatę. To było dziwne. Od razu można było zobaczyć, że mężczyzna jest jakieś cztery razy cięższy i zapewne o wiele więcej razy silniejszy od chłopca. Taki cios nie powinienem zrobić na nim żadnego wrażenia. Mimo to, uderzenie było na tyle mocne, że lekko zmroczyło handlarza, co dało szansę na ponowną próbę ucieczki.
- fragment gramatycznie słaby, a także logicznie. Nie ma znaczenia, ile ważył w tym przypadku. Cios w twarz, zwłaszcza w nos zawsze robi wrażenie ;)

@tęgi straganiarz w białym fartuchu wpadł w furię. Rzucił się w pogoń za podrostkiem, który i tak w ucieczce zgubił wszystkie skradzione owoce.
- Prawie bliźniacze zdanie. Dodałeś tylko fartuch, a raczej zamieniłeś go. Staraj się nie powtarzać tego samego.

@Młodzik gorączkowo oglądał się za siebie, czego efektem były liczne potknięcia o przypadkowych Magvilleńczyków
- brzmi, jakby się oglądał co chwila, a musiał przecież uciekać.
- Styl. Wpadał na mieszkańców, postaraj się nie pisać tak sprawozdawczo i naukowo ;)

@Młode ciało gwałtownie spotkało się z twardym podłożem, licznie tłukąc i kalecząc kruchą sylwetkę chłopca.
- Ciało raczej nie tłukło i kaleczyło sylwetki chłopca ;)

@Strata prawej dłoni w tak młodym wieku nie uśmiechała się do niego w żaden sposób, jednak
- Jakby się dłoń do niego uśmiechała, to miałby problem natury psychicznej ;p Poprawne użycie: Nie uśmiecha mi się pracować dzisiaj do 20.00


Sprawa wygląda tak. Tekst ma potencjał, historia jakaś jest, ale zaciera ją słabe wykonanie. Masz bardzo dużo potknięć stylistycznych i gramatycznych. Wskazałam ci błędy do połowy tekstu po to, by cię nakierować. Musisz bardzo uważać na to, czy nie powtarzasz czasem swoich myśli, nie piszesz tego samego (a wiele razy tak było). Parę razy również używasz niemal bliźniaczych zdań, co irytuje. Można je zastąpić innym opisem, inną informacją, która bardziej przysłuży się czytelnikowi. Powtarzanie trzy razy: tęgi sprzedawca jest zbyteczne. To samo na początku tekstu "Z resztą jak co rano". Pewnie zamierzone, ale jednak wyszło sztucznie, jak dla mnie.

Jeśli chodzi o dialogi, hmm... No tu też niestety nie jest za dobrze. Brzmią wymuszenie, nienaturalnie, oczywiście nie wszystkie, ale jednak. Zwłaszcza rozmowa na końcu. Chłopaka ratuje kapitan (ten ratunek też trochę za łałtwo mu przyszedł), a młody zaczyna mu się uzewnętrzniać i opowiadać swoją historię. Nie jestem przekonana czy byłby tak ufny, w końcu nie wie, jaki cel przyświeca mężczyźnie, który go uratował. W dodatku bez wahania idzie z nim do jego mieszkania. Według mnie trochę zachwiana logika i psychologia postaci. Jeśli zależało ci na ukazaniu tego, że kapitan wzbudzał zaufanie, to powinieneś to zaznaczyć w tekście.

Myślę, że to na razie tyle uwag. Jest nad czym pracować, ale warto. Wyłożyłam kawę na ławę, mam nadzieję, że się nie pogniewasz ;)

Powodzenia i pozdrawiam!
koziks dnia 01.09.2013 19:53
Kolego mam tego duuużo więcej! Lecz czekam na weryfikację xd :> ale teraz zerknąłem na Twój profil, jednak ogrom upublicznionej przez Ciebie twórczość trochę mnie przytłoczył. Ale, przy sprzyjającej łasce czasu, nie omieszkam wczytać się w Twoją opowieść i oczywiście wyrazić swoją opinię ;)
Almari dnia 01.09.2013 21:09
Jednak wolę, jak się mówi do mnie koleżanko ;p A do oceniania zapraszam. Jest się nad czym popastwić, zwłaszcza, że to pierwsza próbna powieść. Ćwiczenie stylu i takie tam. Dawno nieaktualne, ale jeśli chcesz, to jasne ;p
koziks dnia 01.09.2013 22:32
Dzięki za taki komentarz :D gdybym znał jego prawdziwą formę wcześniej, zapewne moja odpowiedź byłaby także inna :D
No cóż. Inaczej niż poprzez trening nie wyeliminuję tych błędów, więc będzie to moja pierwsza, jak to ujęłaś, próbna powieść, służąca głownie nabyciu odpowiednich nawyków pisarskich i odpowiedniego stylu.
Hmm. No tego nie przeskoczysz, zatem życz mi cierpliwość i zapały. Mam nadzieję, że ich nie zabraknie, ale no... :)
Almari dnia 01.09.2013 22:39
Życzę z całego serca!
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty