Zwycięzca - Luin
Proza » Obyczajowe » Zwycięzca
A A A
Klasyfikacja wiekowa: +18

 Stał właśnie wraz ze swoją klientką gdzieś pośrodku długiego, wyłożonego szarymi płytkami i otoczonego oliwkowozielonymi ścianami korytarza sądu okręgowego, wciąż mocno oszołomiony i zdenerwowany. Prostokątne, markowe okulary zsunęły mu się niemal na sam czubek lekko garbatego nosa, ale nie dbał o to. Najważniejsze, że był w trakcie najcudowniejszego dnia w swoim życiu – dnia, który miał zmienić wszystko.

 Chwilę potem z sali sądowej wyszli mający iście grobowe miny, nękani przez dziennikarzy przedstawiciele firmy Schulz Company oraz ich wyraźnie wściekły pełnomocnik.

 - Panie mecenasie Preis, gratuluję zwycięstwa – rzekł do niego Julian Nowakowski teatralnym tonem, energicznie potrząsając swoją wielką i szorstką łapą jego starannie wypielęgnowaną, gładką dłoń i kłaniając się nieznacznie. Oczy mężczyzny mówiły jednak dużo więcej, coś w stylu: Jeszcze cię zmiażdżę, nieopierzony skurwielu!

 Piotr Preis nienawidził tego starego pacana równie mocno jak Aleksandra, który zresztą sprawiał wrażenie jego młodszej wersji. Przestrzegali go przed nim wszyscy, z którymi zetknął się podczas nauki zawodu adwokata, i już pierwsze spotkanie z nim utwierdziło go w przekonaniu, że był wyjątkowo fałszywym i podłym typem, a nikczemność miał wręcz wypisaną na swojej pulchnej, czerwonej twarzy. Swego czasu podejrzewano go nawet o prowadzenie nieczystych interesów z jedną z lokalnych zorganizowanych grup przestępczych, ale ostatecznie nie zdołano udowodnić jego winy i mógł spokojnie doprowadzać ku końcowi swoją błyskotliwą karierę. Dotąd przegrał niewiele spraw cywilnych, toteż przegrywać nie lubił. Piotr doskonale pamiętał jego pewność siebie dwa lata wcześniej, na początku tego bezsensownego procesu. Nowakowski był wówczas o wiele chudszy i miał więcej włosów. I uśmiechał się pobłażliwie za każdym razem, kiedy spoglądał na wymuskanego młokosa, jak wówczas określał Piotra. Po wygraniu sprawy w pierwszej instancji jego lekceważący stosunek jedynie się pogłębił i stary wyga nie szczędził młodemu adwokatowi kąśliwych uwag. Później niemalże w ogóle nie zwracał na niego uwagi i na wieść o złożeniu przez przeciwnika apelacji gotów był twierdzić, iż Piotr pomylił się z powołaniem i postradał zmysły. Teraz wreszcie mina mu zrzedła. Ba, nawet w końcu zauważył, że Piotr również był mecenasem, tyle że z dużo krótszym stażem.

 - Wygrała sprawiedliwość – odpowiedział zimno Preis i obdarzył swojego przeciwnika jeszcze chłodniejszym spojrzeniem. W ciągu kilku lat intensywnej pracy nauczył się jednej ważnej rzeczy: w tym zawodzie nie ma miejsca na sentymenty czy emocje. Do swoich przeciwników trzeba podchodzić z dystansem (lecz ich nie lekceważyć!) i być bezwzględnym. Nikt w końcu nie płacił mu za przymilanie się do jednej z największych tuz adwokatury w tej części kraju. Ale za bezczelne utarcie przydługiego nosa tej tuzie już jak najbardziej. Połączenie przyjemnego z pożytecznym.

 - Czymże różni się sprawiedliwość sądu rejonowego od sprawiedliwości sądu okręgowego? Jedynie instancją – stwierdził Nowakowski tym samym przesadnie uprzejmym tonem, który jednak ociekał jadem. Jego klienci zdążyli już wyjść z siedziby sądu, nawet się z nim nie żegnając i intensywnie rozmawiając między sobą. Wynajmując tak świetnego specjalistę, liczyli zapewne na szybkie prawomocne rozstrzygnięcie na korzyść Schultz Company i brak jakichkolwiek kłopotów. Teraz przedsiębiorstwo zobowiązane było do zapłacenia dość wysokiego odszkodowania za dyskryminację w pracy, wypłaty wynagrodzenia za czas pozostawania klientki Piotra bez pracy oraz pokrycia wszystkich kosztów procesu. Choć pewnie krwiożercze media zgotują Schultz Company los o wiele gorszy niż sąd.

 - A czymże jest wobec tego sam sąd? Jedynie grupą ludzi, która orzeka, która strona miała lepszego adwokata - mruknął Piotr z nonszalancją godną jego najlepszego przyjaciela, Adama, za wszelką cenę starając się opanować drżenie całego ciała. Ktoś mógłby jeszcze pomyśleć, że był słaby. Nie był słaby, po prostu właśnie odniósł swój największy jak dotąd zawodowy sukces, i tylko on sam wiedział, ile go to kosztowało.

 Jeszcze dwa lata temu, mimo że bezczelność miał we krwi, nie pozwoliłby sobie jednak na taką uwagę w stosunku do dużo starszego stażem adwokata, i to w gmachu sądu. Ale teraz wygrał z nim w bezpośrednim starciu, a do tego ponownie był jawnie atakowany. Musiał zresztą ulżyć sobie za te dwa ciężkie lata. I był pewien, iż w Nowakowskim wszystko zawrzało. Teraz w jego spojrzeniu dało się już dostrzec wyraźną groźbę: Następnym razem na pewno zginiesz, skurwielu!

 W tej samej chwili otoczył ich tłum dziennikarzy z lokalnych gazet i rozgłośni radiowych.

 - Panie mecenasie, czy jest pan usatysfakcjonowany orzeczeniem sądu? - usłyszał kobiecy głos.

 - Tak. Otrzymaliśmy to, czego żądaliśmy w pozwie – odpowiedział krótko i chłodno. Nie zamierzał wdawać się w dłuższą dyskusję z dziennikarskimi hienami, które najchętniej wścibiłyby swoje nosy w segregator z aktami sprawy upchnięty w pękającym w szwach neseserze Piotra. Z rozbawieniem rzucił jednak okiem na Nowakowskiego, który, cały purpurowy ze złości, stanowczo odmawiał wszelkich komentarzy.

 - Żegnam, mecenasie. Myślę, iż niebawem zobaczymy się ponownie – rzekł przez zaciśnięte zęby, gdy przecisnął się przez grupkę hien, po czym szybkim okiem pokierował się do wyjścia z gmachu sądu. Kiedy patrzyło się na niego, utwierdzało się w przekonaniu, że dobry adwokat to adwokat bez życia osobistego i czasu dla siebie. Piotr jednak zamierzał przełamać ten stereotyp. Jak dotąd był na świetnej drodze.

 Gdy tylko Nowakowski zniknął mu z pola widzenia, Preis również stanowczo podziękował dziennikarzom i odszedł nieco na bok. Wyjął z wewnętrznej kieszeni marynarki telefon. Z tarczą!!! - napisał Krystynie krótkiego i niewiele mówiącego SMS-a i z satysfakcją wyobraził sobie jej niedowierzającą minę.

 Procesowanie się z Schultz Company było pierwszym naprawdę poważnym zadaniem, które postawiła przed nim Krystyna. Szefowa kancelarii powierzyła mu tę sprawę in bonae fidei, aby nabrał niezbędnego doświadczenia. Nie traktowała tego jednak jako pełne ryzyka wrzucenie młokosa na głęboką wodę, zmierzenie się ze sprawą zawiłą czy mającą dużą wagę, lecz jako niezbędną konieczność – wśród braci adwokackiej w mieście panowało przekonanie, iż nic tak nie hartuje młodych jak bliższa styczność z Julianem Nowakowskim, który od lat świadczył usługi prawne Schultz Company i było pewne, że to on zajmie się sporem, jaki wynikł między przedsiębiorstwem a jego byłą pracownicą. Krystyna nie przewidziała jednak jednego faktu – że na pozór nieskomplikowana sprawa aż tak się przeciągnie, bez jakichkolwiek szans na ugodę sądową, a sam Piotr okupi ją zgrzytaniem zębów, krwią, potem, łzami i początkowym stadium nerwicy.

 Czy to jednak miało teraz jakiekolwiek znaczenie? Nie. Istotne było już tylko to, że dwuletnie procesowanie się z Nowakowskim dało Piotrowi więcej wiedzy niż prawie dziewięć lat nauki, najpierw na studiach, a później podczas odbywania aplikacji adwokackiej. A wygranie z nim mogło znaczyć tylko jedno – pozbycie się irytującego statusu początkującego adwokata, młodego-zdolnego na rzecz innego tytułu, bardziej odzwierciedlającego jego nieprzeciętne umiejętności. Teraz nie miał co do nich już żadnych wątpliwości.

 - Dziękuję panu – pisnęła drobna, ciemnowłosa kobieta, dotąd trzymająca się na uboczu, zapewne onieśmielona obecnością dziennikarzy i Juliana Nowakowskiego, który w toku procesu wystosował w jej stronę wiele nieprzyjemnych epitetów i oskarżeń. Po jej policzkach ciekły obficie łzy, a wraz z nimi tusz do rzęs. Wąskie usta dla kontrastu nie przestawały się uśmiechać.

 Piotr dokładnie pamiętał moment, kiedy Alicja Frątczak po raz pierwszy weszła do jego gabinetu. Właśnie wrócił z lunchu. Był wściekły, że jakaś młoda, niedoświadczona kelnerka zrujnowała mu koszulę sokiem pomarańczowym i przez nią wyglądał jak fleja. A później zobaczył w drzwiach swoją nową klientkę. Wyglądała o wiele gorzej od niego, niemalże jak własna matka. Ziemista cera. Zapadłe policzki. Zmęczone oczy. Zsiniałe usta. Charakterystyczna chustka na głowie pozbawionej włosów. I do tego dziewczyna była tak chuda, że brązowa suknia wisiała na niej jak worek po ziemniakach. Ale zaraz wytłumaczyła mu, iż wykończyły ją tak choroba i chemioterapie, lecz mimo wszystko czuje się silna, by walczyć o swoje i udowodnić, że została zwolniona z pracy z powodu dziwnych uprzedzeń do osób chorych na raka i bez zachowania ustawowego terminu wypowiedzenia, a nie ze względu na zaniedbywanie obowiązków i liczne nieusprawiedliwione nieobecności. Zaimponowała mu. Dziadek zawsze powtarzał, iż najgorsze, co człowiek może zrobić w trudnej sytuacji, to załamać się i nie walczyć. Zgadzał się z tym. Nigdy nie zamierzał się poddać.

 - Tak, serdecznie panu dziękujemy – powtórzyła stojąca razem z nimi matka Alicji, do której ta była bardzo podobna, czego nie zasłoniła nawet jej ciężka choroba. - Może w końcu sąsiedzi i znajomi przestaną traktować nas jak powietrze.

 - Spełniłem jedynie swój zawodowy obowiązek – stwierdził, błagając w myślach, aby tylko Alicja nie rzuciła się na niego i nie zaczęła go ściskać.

 Obcował z nią dość długo i kiedy jej stan się polepszył, poznał ją jako osobę spontaniczną i prostolinijną, rzewnie okazującą wszelkie uczucia. Normą było, że w toku rozprawy ryczała jak bóbr i Piotr na każdy jej termin musiał przynosić ze sobą kilka paczek chusteczek i co jakiś czas prosić sąd o chwilę przerwy na porozmawianie ze swoją klientką i uspokojenie jej. Natomiast po ogłoszeniu wyroku w pierwszej instancji zaczęła okładać go pięściami, krzycząc, że przecież obiecał jej pewne zwycięstwo. Niczego takiego nigdy nie obiecywał – ani jej, ani nikomu innemu – to nieetyczne i niezgodne z kodeksem adwokackim. Obiecał jej tylko, iż zrobi wszystko, co w jego mocy, żeby udowodnić jej rację, a resztę ona sama musiała w międzyczasie dorozumieć.

 - Bo wie pan, mnie to w ogóle nie chodziło o te pieniądze – pisnęła ponownie kobieta. - Ja chciałam tylko, żeby wygrała prawda.

 Piotr stąpał zbyt twardo po ziemi, aby walczyć o idee. Prywatnie zupełnie nie interesowało go to, czy Alicja Frątczak rzeczywiście została zwolniona z pracy tylko z powodu niewygodnej choroby, czy rzeczywiście zbyt mocno naginała przysługujące jej prawa, jak wskazywał Nowakowski. Był adwokatem, liczyło się dla niego tylko dobro jego klientki. Był też profesjonalistą i już dawno nauczył się nie włączać do pracy osobistych przekonań. Faktem było jednak, że mimo ciężkiej choroby Alicja Frątczak budziła skrajne emocje, najczęściej negatywne. Swego czasu jedna z lokalnych gazet opublikowała poparty głosami byłych współpracowników kobiety obszerny artykuł o tym, iż jedynie chciała uzyskać rozgłos i wyłudzić pieniądze. Alicja często wspomniała także o tym, że przez tę publikację zaczęto wytykać ją palcami na ulicy albo traktować jak nieproszonego gościa w osiedlowych sklepach, choć zdecydowanie należało jej się współczucie. Ludzie chyba nie rozumieli, iż w obliczu choroby trzeba zająć się czymś jeszcze, aby nie zwariować, i myśleć nie tylko o leczeniu, ale też o życiu po chorobie. Trzeba zapomnieć o tym, że śmierć jest tuż obok. Trzeba przygotowywać się na powrót do normalności. On rozumiał to doskonale i uważał, że chociażby z tego powodu należało się Alicji zwycięstwo idei, o którą walczyła. A jemu należało się wysokie honorarium za świetną, choć wyjątkowo mozolną pracę.

 - Chodźmy stąd – rzekł.

 Po przyjacielsku objął swoją klientkę ramieniem i wyprowadził z gmachu sądu. Chwilę jeszcze porozmawiali we trójkę, wymienili się grzecznościami, Alicja po raz kolejny gorąco mu podziękowała, po czym obydwie pożegnały się z nim i odeszły w swoją stronę, aby po niecałej minucie zniknąć z jego pola widzenia na rogu ulic. Piotr miał szczerą nadzieję, że Alicja Frątczak i Julian Nowakowski już nigdy nie pojawią się w jego życiu. Mimo wszystko zbyt wielu problemów mu przysporzyli.

 Spojrzał w niebo, które tego dnia było bezchmurne. Styczniowe słońce lekko ogrzewało jego wciąż bladą twarz. Uśmiechnął się do siebie. Po dwóch ciężkich latach był znowu naprawdę szczęśliwy i wolny. Mógł spokojnie wrócić do swojego mieszkania, pobawić się z kotem, obejrzeć jakiś film w telewizji, zrobić sobie dobry obiad, posłuchać w spokoju muzyki, poczytać książkę. Mógł zrobić wszystko to, na co w ostatnich miesiącach brakowało mu czasu. Mógł też po prostu iść na plażę, powłóczyć się, popatrzeć na morze, spędzić tam już cały dzisiejszy wyjątkowo ciepły i słoneczny dzień. Nic go już nie nagliło, nigdzie nie musiał pędzić. W międzyczasie pozamykał wszystkie inne sprawy i postanowił sobie, że niezależnie od orzeczenia sądu drugiej instancji, on weźmie urlop i pojedzie pewnie na ukochane południe. Tydzień, dwa tygodnie, więcej. Nieważne. Mógłby nawet zrezygnować na jakiś czas z pracy i Krystyna z pewnością by to uszanowała, a potem przyjęłaby go z powrotem, kiedy tylko uznałby, iż nabrał już sił. Niestety na to nadal nie było go stać. Umiłowanie do życia na wysokim poziomie było silniejsze od marzeń o długim odpoczynku. Zresztą to byłoby tak nieprofesjonalne, ponieważ obierając ścieżkę zawodowej kariery, sam dobrze wiedział, jakie ryzyko wiązało się z zawodem adwokata. Poza tym był silnym człowiekiem, nie mógł wymięknąć po stoczeniu dopiero pierwszego poważniejszego procesu.

 Stał niemal nieruchomo przed budynkiem sądu jeszcze dobre kilkanaście minut. Nie zważał na zdziwione spojrzenia ludzi stamtąd wychodzących czy zwykłych przechodniów, na pytania, czy wszystko z nim w porządku, czy pomóc, na uparcie dzwoniący telefon. Musiał odetchnąć, poukładać myśli, uspokoić drżące dłonie i kołaczące serce. Przecież już po wszystkim. Czas ochłonąć i wrócić do normalności, zająć się sobą i swoim życiem. A potem wrócić do pracy i podejmować kolejne wyzwania.

Czas powiedzieć sobie wprost: Piotrze Preis, jesteś świetnym adwokatem i nikt nie ma już prawa tego kwestionować.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Luin · dnia 02.09.2013 07:18 · Czytań: 724 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 1
Inne artykuły tego autora:
  • Brak
Komentarze
jasna69 dnia 08.09.2013 01:38
Taki trochę „przegrany” wydaje się ten zwycięzca. Czas zająć się swoim życiem – pobawić się z kotem, poczytać, posłuchać muzyki. Trochę mało jak na życie młodego człowieka. Samotność czai się między linijkami.
Dość ciężko czytało mi się Twój tekst. Chyba sprawia to przeładowanie przymiotnikami. Już pierwsze zdanie jest „przekombinowane” pod tym względem:
Cytat:
Stał właśnie wraz ze swoją klient­ką gdzieś po­środ­ku dłu­gie­go, wy­ło­żo­ne­go sza­ry­mi płyt­ka­mi i oto­czo­ne­go oliw­ko­wo­zie­lo­ny­mi ścia­na­mi ko­ry­ta­rza sądu okrę­go­we­go, wciąż mocno oszo­ło­mio­ny i zde­ner­wo­wa­ny.

czy wygląd korytarza ma jakiekolwiek znaczenie dla historii, aby aż tak szczegółowo go opisywać?

Pozdrawiam
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Marek Adam Grabowski
21/09/2023 11:32
MG - Jak moje inicjały - M-arek G-rabowski; ciekawy zbieg… »
valeria
21/09/2023 09:11
Dzięki za piękny odczyt:) rano dobrze czytać, poranek mam… »
skroplami
20/09/2023 01:11
Erotyka we mgle, zwolnione przyspieszeniem bicie serca,… »
valeria
18/09/2023 23:05
Dzięki Miki, poprawiłam końcówkę, żeby nie drażniła. »
mike17
18/09/2023 16:23
Każdy chciałby być pieszczony kasztanową słodyczą na bieli,… »
Yaro
18/09/2023 13:14
Dziękuję za komentarz Michał. Twoje słowa są tak dobre i… »
ateop
17/09/2023 04:07
Jedyne co w wierszu może się podobać to uczciwość, ale… »
mike17
15/09/2023 17:22
Smutna to liryka, Jarku, pełna goryczy i żalu za… »
alos
13/09/2023 23:31
Ciekawa konstrukcja, ale chyba w sumie nie rozumiem tego… »
alos
13/09/2023 23:25
W sumie trafne, rządzimy się w gruncie rzeczy dalej… »
alos
13/09/2023 23:20
W sumie można tylko trzeba się liczyć z… »
alos
13/09/2023 23:15
Dzięki »
annakoch
10/09/2023 17:47
Dziękuję adaszewski za czytanie i opinię pod tekstem.… »
adaszewski
09/09/2023 18:53
Dzieje się. Dzieje się, aż boli, Aż wiersz wydaje się… »
adaszewski
09/09/2023 18:51
Trochę w tym pretensji. Która chce być ponad. »
ShoutBox
  • mike17
  • 14/09/2023 17:41
  • Ja mam w sumie różne puchary, i te piwne, i te za książki, łącznie 10 wydanych książek w ciągu 10 lat :)
  • genek
  • 14/09/2023 00:23
  • Jeden ma puchar za książkę, inny taki z piwem.
  • mike17
  • 13/09/2023 18:04
  • [link] mike wznosi puchar ktoś to w końcu musi robić :) Ahoy!
  • genek
  • 06/09/2023 19:33
  • Albo ku lepszym, niekoniecznie przejściom.
  • mike17
  • 06/09/2023 18:06
  • Lub może należałoby skierować się ku przejściom podziemnym, skoro te naziemne są wątpliwej jakości :)
  • genek
  • 06/09/2023 10:38
  • Dobrze, zwrócę uwagę, czy to przejścia dla pieszych, czy piesi z przejściami ;)
Ostatnio widziani
Gości online:6
Najnowszy:Dzieliush