Czasami chciałaby, żeby wszyscy umarli.
Lilianna, tata, mama, siostra, pies.
Może wtedy żyłoby się lepiej? Innym ludziom. Czyżby zbędny patos niespodziewanie wdarł się i do tej głowy?
Nie. Przecież nie to ma na myśli.
Chce, żeby umarli. Umarli inaczej. Śmierć nie-fizyczna.
Mentalna. Dobrze znana i niedobra. Ta mentalność musi umrzeć.
Na wpół duchowa. Nowocześnie staromodna. Niczego nie wnosząca. Tak. Powinna spotkać ją śmierć.
Najpierw: trzeba było upaść. Upaść na twarz. Potem: dźwignąć. Dźwignąć wielkie cielsko o pajęczynowatych nogach. Ciężkie lecz kruche. Dźwignąć i wstać. Upaść. Nauczyć się: jak wstać.
Spadnij – upadnij. I jeszcze raz. Jeszcze i jeszcze i jeszcze…!
M: Dasz jej na tą kaucję?
O: Kaucja, kaucja! Co rusz coś wymyślają! Tylko dokuczają i dokuczają! Boże, co za wredna baba! Uwzięła się na mnie! Wykończy, wykończy!
M: Dasz jej, czy nie?
O: Nie! A może ty jej dasz?!
M: Ja? Ciekawe skąd? Ledwo starcza nam na jedzenie. Twoim zdaniem, mam iść pod latarnię?
Ojciec zbiega ze schodów. Ostentacyjnie daje do zrozumienia, w którym miejscu ciała znajdują się problemy jego własnej rodziny. Problemy rodziny nie należą do jego problemów.
Rodzina? A jaka to tam rodzina? Tylko papier. Papier i trochę krwi. Przeklęty obowiązek.
M: To dasz jej czy nie?! NIE WIEM, CO MAM ROBIĆ!
( rozedrganym sopranem krzyczy matka. )
M: Ty skurwielu…!
Skurwiela już nie ma. Uciekł. Do swojej przytulnej norki. Tam gdzie mieszka, nie musi się o nic martwić. Ma spokój.
Nikt od niego niczego nie chce. Nikt mu nie dokucza. Od czasu do czasu matka truje głowę. Pójdzie na piwo i zapomina. A tu? Ciągle coś od niego chcą! Dokuczają i dokuczają!
Wykończą go przecież! Do grobu wpędzą! Biedny. Biedny i chory. Chory, po zawale w końcu. Co zawał, to zawał.
Nie byle co. Minął już rok. Zawał to zawał.
M: Jesteś moim mężem czy nie jesteś?
O: Nie jestem!
M: Póki co, na papierze jeszcze jesteś. Masz jedne jedyne dziecko, które traktujesz jak ostatniego śmiecia! Płacenie i pomaganie nam to twój zasrany obowiązek!
O: Skąd mam brać?! Na leki nie mam!
M: Sprzedaj ziemię! I tak nic nigdy z niej nie ma. Żadnej zapomogi, nic! Filantrop się znalazł, co to za darmo wydzierżawia!
O: Od mojej ziemi WARA! ( Ojciec wykonuje gest w stylu: tu-się-zgina-dziób-pingwina dodatkowo urozmaicając go zamaszystym wyskokiem. )
M: Podżyruj jej kredyt studencki.
O:Całkiem oszalałyście! 60tys. jej dadzą, żeby mogła rozpierdolić! Sama, dla siebie chcesz te pieniądze! To przez ciebie dostałem zawału!
Tak. Na pewno przez żonę. Żona: źródło zła tej rodziny. Bez żony, było by im lepiej. Bez dziecka - idealnie.
Przecież bez znaczenia dla odbytego zawału jest to, że jego posiłki, to te wyłącznie naszpikowane spożywczą chemią.
To nic, że podnoszą cholesterol. To nic, że nie uprawia żadnego sportu. Pajaca z siebie robić nie będzie. To jej wina! To, że powinien leczyć się na nerwicę o niczym jeszcze nie świadczy. Nie da z siebie zrobić wariata. Co on, wariat jest?!
Tak, to wszystko jej wina. A kogo innego?
akt II
Samochód. Czerwony golf. Siedzieli zatem. W czerwonym golfie.
Powrót do domu. Lilianna załatwiła sprawę miejsca zamieszkania na okres pierwszego roku studiów.
Ojciec tylko odwiózł ją z dworca. Tylko, lub w jego przypadku aż. Długotrwała cisza. Przerwana.
występują: ojciec, Lilianna
L: Załatwiłam sobie stancję.
( Cisza. )
L: Oczywiście ciebie to nie interesuje.
O: Za ile?
L: 600 zł za pokój w mieszkaniu studenckim.
O: Ile?!
L: Za 550 zł można mieć co najwyżej miejsce w pokoju. Nic na to nie poradzę.
O: Połowa mojej pensji!
L: Chcesz powiedzieć, że zarabiasz najniższą krajową na stanowisku diagnosty, pracując w tej samej firmie od ponad 10 lat?
O: A co?! Wszyscy tak zarabiają. Po odliczeniu ubezpieczeń, innych pierdół… Wszyscy tak mają!
L: Nie drzyj się. Zresztą: to nie moja sprawa. Co mnie to obchodzi... Zarabiaj tam sobie ile chcesz.
O: Trzeba było iść do akademika!
L: Trzeba było dać zaświadczenie ze skarbówki o dochodach.
O: Skarbówki, skarbówki! Nic nie będę dawał!
L: To czyli na studiach mam spać pod mostem?
O: Studia, studia! I co po tych studiach? No co po tych studiach będziesz miała? Nic! Pracy żadnej po tym nie ma.
L: To co mam robić?
O: Kierowcą ciężarówki zostać.
L: To czemu sam nie zostałeś?!
O: Bo nie mam zdrowia.
L: Każda wymówka dobra.
O: A ty, co? Może aktorką będziesz? Aktorką, aktorką! I tak nic z tego nie będzie…
L: Powiedzieli mi, że się nadaję tylko muszę pozbyć się wady wymowy...
O: Powiedzieli ci tak, bo wszystkim tak mówią. Chcieli mieć cię z głowy.
L: To czyli co mam robić twoim zdaniem? Powiesić się, tak?
O: Życie i tak nie ma sensu. O, smerfy pierdolone. ( na widok policji )
Ojciec dzielił się mądrością życiową. Ideały należy przekazywać z pokolenia na pokolenia. Jakże by inaczej?
MATKA
występują: matka, Lilianna
akt I
Zakład krawiecki. Właściwie kuchnia przystosowana do zakładu. W tle słychać furkot maszyny krawieckiej.
M: Pierdolone chujostwo!
M: Nie, ja się do tego nie nadaję… Nie nadaję się do szycia. Nie nadaję się do życia. Nie nadaję się do tego świata. Powinnam już dawno to rzucić. A najlepiej, żeby mnie w ogóle nie było. Wszystkim żyło by się lepiej.
( Stwierdzenie matki przy każdej stosownej okazji. )
akt II
Łóżko. Niedziela. Matka nadal źle się czuje. Zwija się z bólu. Sika, wymiotuje, kaszle. Jednocześnie.
M: Ja już nie wiem, co mi jest… Tak mnie boli... Pewnie już niedługo nogi wyciągnę…
L: To idź do szpitala.
M: Co mi tam pomogą… Byłam na badaniu, pewnie tam mnie sepsą zarazili. Albo jakiś rak.
( Lilianna sprawdza objawy sepsy w Internecie. Zaczyna wypytywać matkę. )
L: Gorączkę masz?
M: Nie wiem, nie mierzyłam… Może trochę. Ale chyba nie.
L: Czerwoną wysypkę, albo wybroczyny?
M: Wysypki nie, wybroczyny… Może pojedyncze.
L: To nie masz sepsy.
M: W sumie to mi się robi ich nawet więcej. Podaj termometr.
Lista zadań. Codzienny plan zajęć. Do wykonania. Wykonać, raz!
Sklep, śniadanie, kolacja, pies, herbata, kot na dachu. Zrób to, zrób tamto. Nie widzisz, że ona nie może?
Dość. Nie zależy ci na własnej matce.
Możliwe. Ale mówię dość. Jest chora. To nie jej wina. Ile razy wymiotowała przy obiedzie? Ile razy Lilianna musiala tego słuchać? Odgłosu kaszlu, duszenia się, spływających do zlewu wymiotów. Ile razy? To nie jej wina. Jej też nie jest lekko. Gastroesophageal reflux disease. Tak mówią lekarze. Ale co oni tam wiedzą? Matka nic nie poradzi. Przecież wolałaby być zdrowa. Wolałaby być silna.
Linia wytrzymałości Liliannt wydaje się być cieńsza. Odrobinę. Niestety.
SIOTRA
występują: siostra, matka
akt I
Komunikator Skype. Siostra. Rozmowa z matką. Lilianna w pokoju.
S: Czy ona musi ciągle tu siedzieć?!
S: Zamknij się! No, nie ruszaj się! No kurwa, mówię nie ruszaj się. Bo dostaniesz w dupę!
( zwrot do psa, czyści mu ucho. Zwrot tonem rządzącym, nie znoszącym sprzeciwu.)
S: Nienawidzę jej. Ma wszystko czego chce. Rozpieszczona gówniara. A ja? Po co mnie urodziłaś? Mogłaś mnie zabić! To wszystko przez ciebie! To wszystko przez nią! Gdyby jej nie było, miałabym wszystko!
( zwrot do matki )
Jad sączący się wyraźniejszą smugą niż ostatnio. Słychać ten naprężony, natężony ton, którego delikatne muśnięcie jest zapowiedzią fali nadchodzących katastrof. Poziom wściekłości i chęci odwetu Lilianny sięga maksimum. Nie może zrobić niczego. Przeciwdziałać. Brak odtrutki. Może udawać, że jej tu nie ma.
- Puk, puk. Jest tam kto?
- Nikogo nie ma w domu!
M: Siostra wraca do domu.
L: Ja tego nie wytrzymam.
Ona nie ma dokąd wrócić. Gdzie ma wrócić, jak nie do własnego domu? Ma jej zabronić?
Wspólny pokój. Gdyby nie Lilianna, siostra miałaby dokąd wrócić.
BABCIA
występują: babcia, Lilianna
akt I
Niedziela. Poranek. Godzina 9.00.
B: Jeszcze śpicie?
B: Ale jak chcecie to śpijcie. Przecież ja nic nie mówię. Tylko psy chcą wyjść na dwór. Koty czekają. I trzeba wyjść do sklepu, potem powiesić pranie.
akt II
W łazience. Babcia przed drzwiami.
B: Myjesz się?
L: Tak. ( Lilianna naga w wannie )
B: A to myj się, myj. Ja tylko miskę wezmę… ( wchodzi )
akt III
Lilianna. W trakcie śpiewania. Drzwi harmonijka poruszają się. Ktoś za nimi stoi. L. przestaje śpiewać. Sprawdza kto jest po drugiej stronie. Już wie. Zostaje pozbawiona języka.
B: A gdzie te garnki trzymacie, bo ja nigdy nie mogę znaleźć?
Lilianna już nie śpiewa.
akt IV
Babcia. Przy telefonie. Długie, szczegółowe sprawozdania. Kto. Gdzie. Z kim. Za ile. Dzwoni telefon. Jak w każdy dzień tygodnia o godzinie 20.00. Ciotka.
L: Halo?
C: No cześć,cześć. Jak tam, spotkałaś się z tym chłopakiem w Gdańsku?
Kolorowa mameja. Misktura słów, zdarzeń, przemyśleń. Ludzie. Przychodzą i odchodzą. Masa ludzka niczym skondensowany homogenizowany serek. Czasem dostrzeżesz czyjąś rękę lub głowę, lecz nie będziesz pewien jej właściciela.
Lilianna wygląda przez dziurkę od klucza. Czy po drugiej stronie drzwi... Coś tam jeszcze jest?
Jakiś inny świat? Świat. Ludzki świat?
Lubisz ich teraz?