Diamenty - puma81
Proza » Inne » Diamenty
A A A
Klasyfikacja wiekowa: +18

   Laura już dobry kwadrans wodziła palcem po krawędzi czaszy kieliszka zdobionego 24 – karatowym złotem, co stonowało hałaśliwe emocje na tyle, by przestała czuć się jak grzechotka. Przerywając monotonny ruch, dłoń linearnie powędrowała wzdłuż misternie rzeźbionej nóżki. Ile sztuk majteczek, które w tym momencie miała na sobie, mogłaby kupić w zamian za ręcznie wykonane naczynie? W odróżnieniu od Piotra przeliczała rzeczywistość, porównywała, wyceniała i za każdym razem dochodziła do tego samego wniosku. Im bardziej opasłe jest twoje konto, tym więcej musisz płacić, nawet za uśmiech, a dobra luksusowe mają cenę umowną, uzależnioną od grubości portfela.
   Cyfry krążyły złowieszczo wokół duszy Laury niczym kruki nad starym zamczyskiem, skrywającym tajemnicę, a ona z pedantyczną sumiennością wykonywała działania arytmetyczne, biorąc na warsztat ułamki sekund, tworzących jej życie. Do niedawna tkwiła w przekonaniu, że szczęście również można policzyć, najpierw określając konkretną miarą, a następnie mnożąc przez liczbę odpowiadającą ilości zer na rachunku bankowym.
   Spojrzenie Laury, ślizgając się po luksusowych sprzętach, zahaczyło o stopę kieliszka, obejmującą wnętrzem florystyczny wzór wyhaftowany na bieliźnie. Figi, których rąbek wystawał spod przeźroczystej haleczki, nie należały do kategorii zwyczajnych, wysokiej jakości tiul, tył wykonany z delikatnej, pięknej koronki z Calais i ozdobiony kunsztowną gipiurą, arcydzieło, całkowicie wyjątkowy majstersztyk. Sprzedawczyni w ekskluzywnym sklepie z bielizną kilkakrotnie powtarzała utartą sekwencję, chcąc wtłoczyć w pasmo myślowe klientów pragnienie posiadania unikatowego skrawka materiału, co akurat w przypadku Laury odnosiło odwrotny skutek. Jednak Piotr wykazał się niezwykle zajadłym uporem w tej kwestii i odurzony własną próżnością, zakupił kilkanaście par. Snobistyczna maniera wyzwalała w nim poczucie przynależności do elitarnej grupy megalomanów o nieszablonowym rysie charakterologicznym.
   Podniosła kieliszek do ust i wypiwszy całą zawartość, skrzywiła się, mrużąc oczy. Wino nabrało temperatury jej ciepłej dłoni. Zbyt długo śledziła wzrokiem falujące na wietrze, białe firanki. Przywodziły na myśl ślubny welon, albo skrzydła pierzastych goryli Pana Boga. Do obydwu skojarzeń nie żywiła specjalnie głębokiego rozczulenia, gdyż zamążpójście nieodzownie sprzęgnięte było z miłością, a takowa w wyśnionym przez nią świecie, pełnym błysku, splendoru i kłamstwa, raziła oko niczym wyżuta guma, przyklejona do kryształowej popielniczki. Z kolei anioły oślepiały czystością, były przejrzystsze od brylantów, zatem nie mogły istnieć naprawdę.
   Laura spojrzała na pomięty kawałek papieru toaletowego, synonim intymności dwójki zakochanych w sobie ludzi. Leżał na lśniącym, pozbawionym jakichkolwiek zarysowań, stole, jak okruch po spożytym posiłku i bezgłośnie chichotał.

   Laura słyszy chrzęst przekręcanego w zamku klucza i szuranie w przedpokoju. Po chwili do salonu wchodzi Piotr. Uśmiecha się z zadowoleniem na widok nowej bielizny. Majtki są przeźroczyste, więc poniżej skórzanego paska pojawia się delikatne wybrzuszenie. Siada obok i zanurza palce w jej czarnych, długich włosach. Laura z westchnieniem przytula głowę do jego dłoni. Kątem oka zauważa ślad czerwonej szminki na mankiecie białej koszuli. Cóż, przywykła.
 - Aaach, zaapo... mniałem... - bełkocze Piotr drżącym z podniecenia głosem. Wychodzi z salonu i po chwili wraca, trzymając w ręku kawałek papieru toaletowego. Widząc pytający wzrok Laury, mówi:
 - Nowa sofa, sprowadzana z Włoch, chyba nie chcemy jej zaplamić, prawda, skarbie?
 - Myślałam, że będziemy się kochać – mówi wolno Laura, nie odrywając wzroku od twarzy Piotra, której wyraz zmienia się ze zdumionego na poirytowany.
 - Jakoś nie mam ochoty. Masz takie zwinne rączki i mięciutkie usta, ale wolę na papier, połykanie jest obrzydliwe. Zresztą wiesz, że nawet ja sam nienawidzę cię tam lizać.

    Ramy, granice aż po horyzont, uczucia i ich odcienie, mające wyznaczone limity, ostre krawędzie intensywności, na których nie raz boleśnie poraniła duszę. Wrażenie, jakby wetknięto ją w środek pięknego i kosztownego diamentu, na początku budziło euforię, teraz sprawiało, że traciła oddech. Kiedyś była wolna, stała bosa, czując na skórze lekki dotyk wieczornej rosy, patrzyła jak płoną gwiazdy i płonęła razem z nimi. Na każde pytanie istniała tylko jedna prawidłowa odpowiedź, a emocjonalna ambiwalencja nie wchodziła w grę. Dopiero, gdy zaprosiła liczby w skromne progi własnej egzystencji, świat stał się skomplikowanym równaniem z masą niewiadomych.
   Laura podeszła do sejfu ukrytego za portretem Piotra i wystukała na małej klawiaturze kilku cyfrowy kod. Wyjąwszy aksamitne, płaskie pudełko w kształcie kwadratu, pogładziła wieko i wolno je odchyliła. Migotliwe refleksy zagrały na twarzy kobiety, tworząc iluminacyjną mozaikę. Skarb, podarunek, kajdany krępujące ruchy. Nigdy wcześniej nie czuła swej przedmiotowości aż tak dotkliwie. Zamieniając marną pensję na bogactwo, przetasowała talię kart zwaną moralnością i zastąpiła prawdę grą pozorów, miłość papierem toaletowym, a twarz upstrzyła krzykliwym makijażem. Stała się zmiennym zestawem cyfr, a chwilę później ciemność zapukała do jej drzwi i owinęła wszystko gęstym szalem mroku, w którym nie błyszczą nawet najpiękniejsze brylanty, nie istnieją liczby.
   Uniosła rękę z zawieszoną na serdecznym palcu brylantową kolią wysoko, ponad głowę i obserwowała, jak światło łamie się na gładkiej powierzchni kamieni, po czym rozpryskuje wewnątrz nich.

***

   Anna stała w drzwiach jasnej, szpitalnej sali. Pojedyncze promienie słońca wpadały przez uchylone okno i rozmywały się pośród bieli ścian. Wyczuła słodki zapach maślanych ciastek, z rozkoszą bełtał instynktownie wezbrane myśli, oplatał trzon, wokół którego na nowo zbudowała świat. Z mglistej, bezdennej czeluści pomaleńku wypływał dziecięcy śmiech, perlisty świergot był coraz bliżej, podobnie jak tupot bosych stóp. Uradowana dziewczynka, z buzią oblepioną słodkimi okruszkami, przemknęła obok Anny, a sekundę później stopniała w cieple nieruchomej toni poranka.
   Łakocie leżały na szafce tuż przy łóżku, w otwartym różowym pudełku, na którego ściankach nieporadna jeszcze, dziecięca ręka wymalowała koślawe kwiatki. Który to już dzień z kolei zastała na klęczkach rodziców dziesięcioletniej Joasi? Ojciec trzymał w ogromnych, płaskich dłoniach bladą rączkę i szepcząc: Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną, co rusz składał drżące usta do delikatnego pocałunku. Matka uporczywie gładziła pościel, prostując wszelkie fałdy i zagięcia, jakby tym zabiegiem chciała uporządkować bolesną rzeczywistość. Anna wiedziała, że ich oczy, suche niczym pustynny piasek, pozbawione najlichszej łzy, wypatrują anioła, że odczytują niespokojne oscylacje mięśni ciała dziewczynki jako zwiastun powracającego życia.

   Jest druga nad ranem, ale dla Anny czas nie istnieje. Przekracza próg pokoju Lusi, wiedząc, że idzie się pożegnać. Matka czuje, serca matki nie można oszukać. Siedmioletnia Lusia czeka na nią z szeroko otwartymi niebieskimi oczyma i uśmiecha się, też pewnie wie. Ubiera córkę w ulubioną sukienkę królewny i pozwala, by tylko księżyc w pełni użyczał im swojego światła. Anna nuci ulubioną kołysankę, opowiada bajkę i niestrudzenie tuli do piersi swój skarb. Patrząc, jak Lusia wkłada kciuk lewej rączki pomiędzy paluszek wskazujący a środkowy, myśli: „Taka drobna osóbka, a znaczy więcej niż wszystkie brylanty świata razem wzięte”. Dlatego Anna od siedmiu lat powtarza, że nie można być bogatszym niż ona. Czuje dotyk dziecięcej rączki na twarzy, a po tym słyszy jeden głębszy oddech. Lusia odchodzi kwadrans po trzeciej. Wygląda, jakby spała, taka mała śpiąca królewna. Przez głowę Anny płyną wspomnienia, których nigdy nie zatrze czas. Są wieczne, jak diamenty...

 - Zobacz, Joasiu, upiekłam twoje ulubione ciasteczka, maślane z drobinkami czekolady. A Marynia ozdobiła pudełko, kwiatuszkami. Jak tylko wró... - Głos kobiety urwał się gwałtownie niczym muzyka z poszarpanej, starej taśmy, zostawiając po sobie bezszelestny dygot warg, opuszczone głowy i regularny, pulsujący dźwięk respiratora. Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną... Ciało dziewczynki łagodnie drgnęło, jakby na rozpaloną skórę spadły chłodne krople deszczu, dłonie lekko ścisnęły brzegi prześcieradła, a bladoróżowe wargi oderwały się od siebie, uwalniając z płuc ciepłe powietrze. Joasia otworzyła oczy, które łapczywie zassawszy przestrzeń, powiodły wokół czujnym spojrzeniem. W jednostajne brzmienie medycznej aparatury wplątał się szept:
 - Mamusiu, tatuniu...
Rodzice, wyrwani z własnych, odrębnych światów, zawisnęli nad kochaną twarzą, pełni gorączkowego oczekiwania i nadziei, jednak nim zdołali cokolwiek z siebie wykrztusić, salę wypełniło przeciągłe buczenie, a powieki Joasi bezwolnie opadły. Ojciec, targając resztki włosów, postąpił kilka kroków w tył i przylgnąwszy do chłodnej, gładkiej ściany, osunął się na podłogę. Matka, szarpiąc córkę za piżamę, poczęła krzyczeć ze złością:
 - Nie możesz nas zostawić, słyszysz?! Pomocy, lekarz! Nie możesz, nie pozwalam! Pomocy! Wracaj do nas, natychmiast! Nie możesz, nie możesz, słyszysz?! Pomocy, lekarz! Wracaj, co ty sobie myślisz, wracaj!
   Anna chwyciła dygoczącą z rozpaczy kobietę za ramiona i próbowała odciągnąć od łóżka. Dojmujące nawoływania matki przerwał zdumiony głos ojca:
 - Oddycha!
   Pośród krzyków Anna przeoczyła moment, kiedy buczenie respiratora zmieniło się w miarowe pikanie. Poczuła, jak lawirujące w jej objęciach ciało, napięte niczym struna, powoli wątleje, jednak nie rozluźniła uścisku. Zbliżyła usta do ucha kobiety i powiedziała ściszonym głosem:
 - Pozwól córce odejść, nie możesz wciąż jej zawracać. Wykorzystaj ostatnie chwile na pożegnanie, niech odchodzi ze świadomością, że nie robi ci krzywdy, że zrozumiałaś, że kochasz ponad życie.

   Anna patrzy na kciuk lewej rączki wetknięty pomiędzy paluszek wskazujący a środkowy. Urocze, myśli, cudownie jest być matką. Tak długo czekała na ten moment, tak długo się starali. I w końcu jest, maleńka, kwiląca istotka. Ostatnie godziny były koszmarne, ale Anna już właściwie ich nie pamięta. Liczą się tylko te niecałe 3 kilogramy szczęścia...

- Mamusiu? Pójdę do aniołków, prawda?
- ...Tak, kochanie, do aniołków.
- To nie musisz się o mnie martwić. Tam na pewno będzie mi dobrze. A później do mnie przyjdziesz?
- ...Tak kochanie, przyjdę.
- Obiecaj, że nie będziesz płakać, kiedy na chwilkę się rozstaniemy.
- ...Obiecuję, kochanie.

Anna od kilku lat nie uroniła ani jednej łzy. Przyrzekała, gdyż kochała bezgranicznie, a miłość jest niezniszczalna. Jak diamenty...

***

   Niewielki dwukołowy wózek, podskakując na dziurawym asfalcie, skrzypiał przeraźliwie, jakby każdy najdrobniejszy ruch sprawiał mu ból. Jednak mimo irytujących jęków i popiskiwań rozklekotanego rupiecia, Michał, ciągnąc go za sobą, nie posiadał się z radości. Nawet obolałe ze zmęczenia ciało, poobcierane kostki i zdarty paznokieć prawej dłoni nie mogły stłumić euforii ogarniającej młody umysł. Piękny, tłuściutki węgiel wypełniał po brzegi trzeszczącego gruchota. Opłacało się czekać od wczesnych godzin porannych w tylko jemu znanej kryjówce, starej lisiej norze, usytuowanej niedaleko torów kolejowych. Wózek stał obok, przystrojony stertą gałęzi i w kamuflażu prezentował się znacznie lepiej niż bez niego. Gdyby Michał spóźnił się na przejazd pociągu chociaż kwadrans, po wielkich bergach nie byłoby śladu, a tak uszczęśliwi matulę, chyba że już wlała w siebie ćwiartkę wódki, którą zauważył na kuchennym stole, kiedy wychodził z mieszkania.
- Zwolnij trochę, stary! Już mnie ręce bolą! - Michał, rozmyślając o czarnej zdobyczy, zapomniał, że nie jest sam, zatem wyrwany z zadumy przez zdyszany głos kompana, przystanął i z uśmiechem zerknął za siebie. Dzisiaj nie mógł złościć się na Janka. Prawdą było, iż jego towarzysz wielokrotnie opóźniał eskapady po węgiel, co każdorazowo spotykało się z dezaprobatą reszty załogi, która, koniec końców, uznała tenże fakt za rzecz nie do przyjęcia i zmusiła Michała do dokonania wyboru pomiędzy nimi, a Jankiem.

- Nie waż się brać tego kalekiego debila, bo znowu gówno zbierzemy, albo psy nas dogonią. Koniec pierdolenia, albo łazisz z nami, albo z tym matołem. – Twarz Mateusza nabiera koloru ryczącej purpury.
- Taa, taa – dodaje pośpiesznie Zbyszek, który nim odrósł od ziemi, za swój punkt honoru obrał wazeliniarstwo.
- Po co ty w ogóle się z nim waflujesz? Lubisz być pośmiewiskiem? To cię jara? Nie chcesz z nami trzymać sztamy? Wiesz, co on wygaduje? - Grzesiek lubi zadawać wiele pytań naraz, uważa tę przypadłość za objaw podwórkowej inteligencji.
- Co powiedział? - Michał stara się ze wszystkich sił, by jego głos zabrzmiał naturalnie.
- No, że będzie koszykarzem. Ten niedorozwinięty pojebus koszykarzem. Kumasz? On nie może nawet sobie konia zwalić, bo kuśkę pewnie też ma sparaliżowaną, a co dopiero grać w kosza.
Gromki, szyderczy śmiech rozchodzi się echem po okolicznych hałdach. Grzesiek, widząc uznanie w oczach Mateusza, postanawia jeszcze bardziej uświetnić swój żart.
- Jak się spojrzy na jego szkaradną matkę, to od razu wiadomo, że synek... - Ciężkie powietrze dziurawi świst pięści mknącej w kierunku twarzy Grześka. Słychać chrzęst łamanego nosa, cieniutkie „Aaaaauuu”, a w następnej sekundzie stróżka gęstej krwi spływa leniwie w kierunku brody, przecinając zaciśnięte usta. Ogłuszony uderzeniem Grzesiek zakrywa dłońmi twarz i upada na obrośnięte chwastami pobocze.
- Jeszcze któryś chce ze mną zatańcować? - pyta spokojnie Michał, patrząc w oczy zaskoczonych chłopców. - Pierdolę was - rzuca pogardliwie i odchodzi w kierunku czekającego nieopodal Janka.
Pchając wózek inwalidzki gulgocze niezrozumiale pod nosem, jak rozsierdzony indor, po czym mówi już bardzo wyraźnie:
- Jak, kurwa, nie zostaniesz koszykarzem i nie zdobędziesz jakiegoś medalu, to rozjebię cię w pył.
- Ale..
- Nie ma, kurwa, żadnego ale. Są przecież jakieś tam paraolimpiady. Obiecaj mi to, teraz!
- Dobrze, dobrze, obiecuję! - uspokaja Janek, kiwając głową. Wie, że słowa, które wypowiedział, są niczym cyrograf przypieczętowany własną krwią.
- No i git. Grzesiek ma na bank złamany kinol, ha, dobrze mu tak!
   Chłopcy grzęzną w ciszy, śledząc wzrokiem szare smugi dymu, wydostającego się z kominów, długich jak żyrafie szyje. Życie zmienia lico z minuty na minutę, jest niczym płynny metal, krąży i szuka nowych dróg ujścia, a one, kominy, sterczą niewzruszone na kształt pradawnych wojowników, strzegących podległych im ziem. Janek obraca w brudnej dłoni mały węgielek, podrzuca kilka razy w górę i mówi:
- Wiesz, nasza przyjaźń to taki węgiel trochę.
- A czemu akurat węgiel? - pyta zdziwiony Michał.
- Bo diamenty są z węgla - odpowiada z dumą Janek. Od pierwszej klasy podstawówki zawzięcie wertuje zaplamione kartki starej encyklopedii, należącej do jednoelementowego zbioru księgarskiego matki.
- I co z tego?
- Diamenty są wieczne, nie przemijają...

- Toś wydedukował – mówi Michał z nutą ironii w głosie, ale uśmiecha się szeroko, wystawiając twarz do słońca. W razie gdyby Janek spojrzał za siebie i zobaczył jaką radość mu sprawił, powie, że to wszystko przez tą wstrętną, gorącą żarówę na niebie.

   Gdy podjechali pod rozwarte na oścież drzwi klatki schodowej, familok tętnił życiem, czarnym i ciężkim jak węgiel, który napełniał kieszenie spokojnym szelestem, piece wesołą iskrą, a myśli i serca radością, tylko na chwilę, ale właśnie te drobinki kosztowniejsze były od brylantów. W oknie na parterze ukazała się twarz o łagodnych oczach, usiana bukietami zmarszczek. Siwe pasma włosów podtrzymywała wzorzysta chustka.
- Chłopcy, chodźcie na zupę, widzę, że się należy – zawołała matka Janka.
Michał zadarł głowę i chroniąc dłonią piwne oczy przed iskrzącym pocałunkiem słońca, odszukał okna swojego mieszkania. Były zasłonięte, nic się nie zmieniło od jego wyjścia. Pełna butelka, którą wczesnym rankiem dojrzał na kuchennym stole, pewnie w tym momencie turlała się pusta przy niezasłanym łóżku, trącana ramieniem kobiety dręczonej majakami.
- Idziesz? - zapytał Janek.
- Tak, jasne – odparł z wymuszonym uśmiechem Michał. Jednak nieudolnie tłumiony grymas smutku, przemykający po twarzy na wzór niesfornego dziecka, które chwilowo wymknęło się spod rodzicielskiej kontroli, nie uszedł uwadze Janka. Michał, widząc badawcze spojrzenie przyjaciela, zawstydzony odwrócił wzrok i rzekł beztrosko:
– U mnie i tak nikogo nie ma, matka w pracy.
Janek pokiwał głową na znak, że zrozumiał...

   Janek, czekając przy dróżce, obserwuje wystającą spomiędzy chwastów głowę Michała. Pociąg zbliża się z dużą prędkością. Ziemia delikatnie drży. Spadają ogromne bergi, naprawdę ogromne. Michał wstaje i zaczyna pośpiesznie zbierać węgiel, nie zważając na przejeżdżający obok pociąg. Biega bardzo blisko maszyny. Za blisko, myśli Janek. Zaplątuje się w coś, walczy o utrzymanie równowagi, upada. Pociąg mknie przed siebie, po chwili znika za horyzontem. Pozostaje cisza, przerywana bzyczeniem polnych owadów. Michał nie wstaje. Janek nerwowo kręci kołami swojego wózka. Woła:
- Michał! - Odpowiada mu jedynie natrętna mucha. - Michał! Michał! Pooomocyyy! - jego krzyk rozdziera milczenie pełzające po okolicznych hałdach.

   Krążek spoczywający na kolanach Janka parzył niczym rozżarzony węgiel. Połyskując złotem wyglądał, jak słońce, które odkleiło się od nieba i spadło na ziemię. A może zaklęta w nim dusza tchnęła w zimny metal czarodziejską energię, rozgrzewając go do czerwoności? Mój pierwszy medal, pomyślał Janek, to dla ciebie, stary.

 

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
puma81 · dnia 10.09.2013 08:11 · Czytań: 1153 · Średnia ocena: 4,89 · Komentarzy: 24
Komentarze
al-szamanka dnia 10.09.2013 08:55 Ocena: Świetne!
Cytat:
za­nu­rza palce w jej czar­nych ,dłu­gich wło­sach.

przecinek powędrował Ci za daleko
Cytat:
- Aaach, zaapo...​mniałem

a tu zabrakło spacji po wielokropku
Cytat:
a twarz upstrzy­ła krzy­kli­wym ma­ki­ja­rzem.

makijażem
Cytat:
nie­stru­dze­nie tuli do pier­ci swój skarb.

piersi
Cytat:
- Wiesz, nasza przy­jaź,n to taki wę­giel tro­chę.



Cytat:
Mój pierw­szy medal, po­my­ślał Janek, to dla cie­bie, stary.

Rozwaliło mnie to zdanie. Płaczę jak bóbr!
Lepszej końcówki nie można było wymyślić.
Świetne opowiadanie, trzymające od pierwszych zdań.
Doskonały ten pomysł z naprzemiennym ukazaniem różnych obrazów z życia różnych ludzi.
Każdy z osobna jest wyjątkowy, prawdziwy i wzruszający.
Świetny, bogaty język, zmieniający natężenie i barwę.
Raz sztywno-mroźny, poprzez subtelny, a potem surowy, twardy duszącą codziennością, walką o przeżycie, zaaranżowanie się z beznadzieją.
I wyważony, gdyż w żadnym zdaniu nie ma ani jednego niepotrzebnego wyrazu.
Jest tak, jak powinno być... aby wciągnąć czytelnika wraz z duszą.
Jak to stało się ze mną.
No i wrzucam tekst do ulubionych:)

Pozdrawiam (z policzkami mokrymi od łez)
puma81 dnia 10.09.2013 09:51
Witaj szamanko. Poprawiłam:)
Dziękuję za "dodanie", to olbrzymie wyróżnienie. Twoja opinia jest dla mnie szczególnie ważna, nie tylko dlatego, że cudnie piszesz, ale także ze względu na ogromną wrażliwość, z którą podchodzisz do tekstów. Jeżeli udało mi się Ciebie wzruszyć, to "jestem w domu". Dziękuję za czytanie i wspaniały komentarz :)
Pozdrawiam serdecznie:)
mike17 dnia 10.09.2013 10:18 Ocena: Świetne!
Kasiu, powiem Ci tylko tyle: jestem w szoku :)
Każdy twój tekst, a ten w szczególności, zwala mnie centralnie z nóg i pozostawia z otwartą paszczą, na której maluje się podziw i zdumienie, a lubię się tak czuć po dobrej lekturze.
Z wyjątkową finezją i głębią psychologiczną naszkicowałaś trzy odmiany "diamentów", jest ich w naszym życiu wiele, i jeśli już je mamy lub odkryjemy, musimy wynieść je na piedestał, bo nie trzyma się światła pod korcem...
Wzruszający, piękny tekst, napisany wzorową, bujną polszczyzną, zarówno w formie tradycyjnej, jak i stylizowanej na slang, co mnie osobiście bardzo odpowiada, bo sam często tak mówię - czyta się i nie chce się tego kończyć, utwór wciąga i zasysa od pierwszych zdań, i trzyma mocno w swych objęciach, chwytając za gardło spazmem wzruszenia.
Bo o uczuciach to jest, dwa ostatnie obrazy wzięły mnie na maxa, a moje gołębie serce zabiło mocniej - prawdziwa uczta, bez dwóch zdań, z solidnym rysem psychologicznym, który tak bardzo poważam w literaturze.

Tak, diamenty istnieją.
Są wokół nas, czasem w nas.
Każdy, kto kocha lub kochał, każdy, kto miał lub ma przyjaciela wie, o czym mówię.
Najsmutniejsze są diamenty na pierścionkach, one nie mają duszy...

Dziękuję Ci za ten tekst.
puma81 dnia 10.09.2013 12:05
Michale, nie wiem, co odpowiedzieć na TAKI komentarz, chyba "dziękuję" nie wystarczy...
Wiem, że wrażliwiec z Ciebie, że miłość i przyjaźń cenisz najwyżej, dlatego miałam skrytą nadzieję, iż trafię w serducho:) Dodam jeszcze, że czekałam na Twoją opinię, zresztą dobrze o tym wiesz:)
Wszystkie historie są oparte na faktach, musiałam je z siebie wyrzucić.
Pozdrawiam serdecznie:)
Jack the Nipper dnia 10.09.2013 18:04
Super. Pierwsza część moim zdaniem najlepsza, a to dlatego, że ejst "zimna". Jednak mimo tego oddaje dokładnie tyle samo emocji co dwie kolejne "łzawe". Dlatego "łzawe" bo umiera dziecko, a to zawsze jest powód do wyciskania łez, pociągania nosem i ogólnie wprawiania czytelnika w ponury nastrój. Natomiast w pierwszej cześci jest to jakby najlepiej zbilansowane. Całość na wielki plus. Albo na diamencik.
Figiel dnia 10.09.2013 19:34 Ocena: Świetne!
Ujął mnie tekst i treścią i wykonaniem. Piękny, oszczędny język doskonale skorelowany z klimatem poszczególnych epizodów.
A to, zapamiętuję:
Cytat:
ale im więcej zła, tym więcej dobra można wydłubać, im więcej łez, tym weselszy uśmiech, a diamenty są wszędzie,


Pozdrawiam:)
puma81 dnia 11.09.2013 12:30
Jack niezmiernie mi miło widzieć Cię pod tekstem. Cieszę się, że odnalazłeś w opowiadaniu coś dla siebie:)
Wiem, że dwie części są "łzawe", sama przy nich ryczałam. Dziękuję serdecznie za komentarz:)

Figiel super, że udało mi się do ciebie trafić. Dziękuję za uznanie. Lubię to zdanie, które zacytowałaś:)

Pozdrawiam Was serdecznie:)
viktoria12 dnia 11.09.2013 13:36 Ocena: Świetne!
Diamenty...
Wśród nich Laura, obdarte z godności, bo jak inaczej nazwać spełnienie na toaletowy papier?
Wstrząsający luksus.
Ale, żeby wstrząsnąć czytelnikiem, trzeba umieć napisać porządny tekst.
Umiesz, napisałaś.
O umieraniu -
oddawaniu raz na zawsze najcenniejszego diamentu:
własnego dziecka,
z łagodnym uśmiechem na twarzy,
by się nie bało strachu rodzica, jego łez;
by się nie bało, że ,, tam" jest źle...
Oszlifowałaś słowa, podałaś diament.
Zwycięstwo: medal...
Ech, życie.
Akurat tak się składa, że widziałam naocznie,
jak się cieszą sprawni inaczej - z każdego ich zwycięstwa.
Potwierdzam:
zdobyty krążek jest diamentem.
Jak najbardziej, słusznie tak nazwanym.
Pozdrowienie ode mnie, z oceną: świetne!
puma81 dnia 11.09.2013 18:11
viktorio dzięki za piękny komentarz.
Odebrałaś każdą część bezbłędnie, dokładnie to chciałam przekazać.
Często, gdy odchodzi dziecko, dochodzi do zamiany ról i to właśnie dziecko przygotowuje rodzica na własną śmierć, oswaja, jest bardziej dorosłe niż wszyscy dorośli razem wzięci.
I zgadzam się, że sprawni inaczej są niejednokrotnie o wiele bardziej waleczni niż ludzie mający wszystko, doceniają.
Pozdrawiam serdecznie:)
jasna69 dnia 11.09.2013 18:32
Powrót do domu po kilkudniowej nieobecności zawsze jest miły. Znane mury, ulubione meble, pies merdający ogonem i ciepło emanujące z uśmiechniętych twarzy. To wszystko jest piękne i dlatego chce się wracać. Porozmawiać z bliskimi, wstawić pranie, ugotować coś pysznego i w wolnej chwili wejść na PP. A tu perła! Prawdziwa.
Pumo, Twoje teksty zawsze mnie zachwycają, ten również.
Pierwsza część jest zimna, wręcz lodowata, jak atmosfera domu, który opisałaś, jak życie bez uczucia. Laura płaci wysoki rachunek za wygodę i ciąg zer na koncie. Może to już ostatni moment by zrobić rachunek, zajrzeć w głąb duszy i zadać sobie pytanie: czy warto?
Druga część przejmująca smutkiem i nadzieją zarazem – bo miłość żyje, nawet wtedy, gdy nie możemy już tulić kochanego ciała. Na koniec historia prawdziwej, szczerej przyjaźni, która też się nie kończy, bo dla przyjaciela jesteśmy w stanie zrobić więcej niż dla siebie, pokonać słabość i ból, walczyć i wygrać.
W tak krótkich fragmentach udało Ci się zawrzeć tak wiele, a do tego w sposób subtelny i delikatny. Niby prawdy powszechnie znane i uznane, ale sposób ich podania powoduje, że dotykają, wprawiają w zadumę i nie wywołują odruchu odmowy, jak to często ma miejsce, gdy ton jest zbyt mentorski. U Ciebie wszystko jest wyważone i powściągliwe, ale jakże wymowne.
Zadziwia mnie łatwość z jaką dostosowujesz sposób narracji do sytuacji i specyfikę dialogów do bohaterów.
Brawo! Cieszy mnie bardzo, że pojawił się Twój nowy tekst i że mogłam go przeczytać. Dziękuję.

Pozdrawiam bardzo serdecznie.
Dobra Cobra dnia 11.09.2013 18:37 Ocena: Świetne!
*****

Rewelacja! A przy takiej jakości merytorycznej nie można powiedzieć niczego więcej...


Zauroczona Dobra Cobra
puma81 dnia 12.09.2013 13:22
jasna to ja dziękuję, nie tylko za komentarz. Ogromnie mnie cieszą Twoje słowa:)

DoCo super, że jesteś pod moim tekstem. Zabieram sobie te 5 gwiazdeczek i chowam do szkatułki, którą zawsze z sobą noszę. Dzięki za uznanie:)

Pozdrawiam serdecznie:)
zajacanka dnia 13.09.2013 11:42 Ocena: Bardzo dobre
Nie będę się zbytnio rozwodzić, bo pod wieloma powyższymi komentami sama bym się podpisała. Dodam tylko, że trochę po emocjach czytelników pojechałaś środkową częścią, ale pierwsza i ostatnia są na medal, pumo. Całość bardzo dobra, świetny dobór opowieści, logiczne powiązania w uczuciowych historiach. Bardzo na tak.
Pozdrawiam serdecznie.
puma81 dnia 13.09.2013 16:14
Witaj, zajacanko, bardzo, bardzo się cieszę z Twojej wizyty i dziękuję za komentarz. Pablo kiedyś napisał, że jeżeli podoba się zajacance, to już naprawdę jest dobrze. Zatem śmieję się od ucha do ucha.
Wiem, że pojechałam w drugiej części, sama czułam się przez siebie "przejechana"...
Pozdrawiam.
Arras35 dnia 13.09.2013 18:19 Ocena: Świetne!
Witam!
Chciałbym coś dodać, ale tyle już powiedziano, że zabrakło mi słów. Świetny utwór. Super się czyta. :)
Pozdrawiam
Arras
puma81 dnia 13.09.2013 18:41
Dziękuję, Arrasie:)
Pozdrawiam.
henrykinho dnia 18.09.2013 23:47
Trzy równe historie, choć najbardziej przemówiła do mnie ostatnia, nawet ciężko mi określić dlaczego. Pewnie to przez te klimaty okołośląskie, coś w nich jest...
O języku się nie wypowiem, bo jak zwykle jest w nim wszystko, absolutnie wszystko - człowiek może się tylko uczyć.
Podoba mi się, że morały nie są prawione nachalnie, czytelnik gładko przechodzi do nich wraz z przebiegiem fabuły - udało się uniknąć efektu jakiegoś taniego wyciskacza łez, co jako facet, którego czasami ciężko ruszyć, muszę naprawdę docenić. Diamentowe puenty na duży plus.

Jest forma! Kiedy jakiś medal? ;]
pozdrawiam
puma81 dnia 20.09.2013 10:10
henrykinho po cichutku liczyłam, że może i tym razem wpadniesz :)
No i jesteś, super, bardzo dziękuje za poświęcenie czasu na czytanie, zwłaszcza, że chyba narzekasz na jego brak ;)
Cieszę się, że odnalazłeś w tekście coś dla siebie. Również uważam, że klimaty okołośląskie mają w sobie coś szczególnego. Pewnie po części jest to podyktowane faktem, iż pochodzę z tamtych rejonów.
Jesteś raczej ostrożny i powściągliwy w komentarzach, sam piszesz wybornie, dlatego komplement odnośnie języka traktuje jako ten "z wyższej półki" :).
Pytasz o medal, cóż, właśnie go dostałam, dzięki:)
Pozdrawiam serdecznie.
P.S. Fajny avatar :)
Wasinka dnia 04.10.2013 09:47
Każda cząstka ma swoją specyfikę, ciągnie czytelnika na szerokie wody, by rzucić w wir emocji. To, że druga migawka jest poruszająca, to wiadomo niejako "z urzędu", ale dwie pozostałe wcale nie zostają w tyle. Pokazałaś różne oblicza miłości i różne jej rodzaje - między kobietą i mężczyzną, matką/rodzicami i córką, przyjaciółmi. A i miłość do pieniędzy również przemyciłaś wśród swoich diamentów.
Opowieść diamentowa niezła, życiowa, napisana od wewnątrz. Przyjemnie czytać, tym bardziej że wiesz, co robić z naszym pięknym ojczystym językiem (oj, chyba ckliwym patriotyzmem zaleciało...).
Nie mogę jednak odejść bez przyczepienia się - subiektywnego: mam dylemat z podsumowaniami każdej części, są ładne, puentują zręcznie sytuacje, ale gdzieś mi tam zaświergotało, że przecież po co tak dosłownie pokazywać kierunek odbioru i rozumienia. Chyba proponowałabym przemycenie tych zdań gdzieś w środku. Najbardziej na samym końcu. Wystarczyłoby mi, gdybyś skończyła an "to dla ciebie, stary". choć rozumiem zamysł takiej puentującej końcówki.
To było subiektywnie, a teraz obiektywnie - brakuje paru robaczków.

Pozdrawiam z październikiem u boku.
puma81 dnia 07.10.2013 18:23
Wasinko niezmiernie mi miło gościć Cię w moich skromnych progach:)
Dziękuję za pozytywny komentarz i komplement odnośnie języka, to kwestia niezwykle dla mnie istotna.
Bardzo lubię "czepianie", gdyż zmusza mnie do wytężonej pracy i kieruje inwencję na nowe tory. Dlatego pomyślę nad przemyceniem puent do "wewnątrz" poszczególnych części, ostatnie podsumowanie miało nieco rozładować napiętą atmosferę, dać do zrozumienia, że miewam pozytywne myśli :)
I oczywiście przejrzę tekst pod "robaczkowym" kątem.
Pozdrawiam serdecznie:)
Usunięty dnia 11.12.2013 16:39 Ocena: Świetne!
Potrafisz stworzyć niesamowity klimat. Narracja i dialogi na najwyższym poziomie. Obrazy bardzo wyraźne i prawdziwe. Pokazujące, jak bardzo zachowania ludzkie zmieniają się pod wpływem okoliczności. Z mnóstwem emocji w tle.

Bardzo fajny pomysł na kilka odsłon z tym samym motywem przewodnim.
No i Twoje mistrzowskie przeplatanie kursywą.


Cytat:
Po­ły­sku­jąc zło­tem(,) wy­glą­dał jak słoń­ce

Cytat:
- Mi­chał! - (O)d­po­wia­da mu je­dy­nie na­tręt­na mucha. - Mi­chał! - Mi­chał! - Po­oomo­cy­yy! - jego krzyk roz­dzie­ra mil­cze­nie peł­za­ją­ce po oko­licz­nych hał­dach.

połączyłabym w ciąg: - Michał! Michał! Pooomocyyy! - jego krzyk...

Cytat:
Janek(,) cze­ka­jąc przy dróż­ce(,) ob­ser­wu­je wy­sta­ją­cą spo­mię­dzy chwa­stów głowę Mi­cha­ła.

Cytat:
Mi­chał(,) wi­dząc ba­daw­cze spoj­rze­nie przy­ja­cie­la

Cytat:
- Bo dia­men­ty są z węgla. - od­po­wia­da z dumą Janek.

bez kropki

Cytat:
uspo­ka­ja Janek(,) ki­wa­jąc głową. Wie, że słowa, które wy­po­wie­dział(,) są ni­czym cy­ro­graf

Cytat:
od razu wia­do­mo, że synek... - (C)ięż­kie po­wie­trze dziu­ra­wi świst pię­ści mkną­cej w kie­run­ku twa­rzy Grześ­ka. Sły­chać chrzęst ła­ma­ne­go nosa, cie­niut­kie: „Aaaaau­uu”,

Cytat:
Grze­siek(,) wi­dząc uzna­nie w oczach Ma­te­usza

Cytat:
Wiesz(,) co on wy­ga­du­je?( )- Grze­siek lubi za­da­wać wiele pytań naraz

Cytat:
Ko­niec pier­do­le­nia, albo ła­zisz z nami, albo z tym ma­to­łem(.) – (T)warz Ma­te­usza na­bie­ra ko­lo­ru ry­czą­cej pur­pu­ry.

Cytat:
która(,) ko­niec kon­ców(,) uzna­ła tenże fakt za rzecz nie do przy­ję­cia

końców

Cytat:
Mi­chał, roz­my­śla­jąc o czar­nej zdo­by­czy(,) za­po­mniał, że nie jest sam

Cytat:
Krą­żek spo­czy­wa­ją­cy na ko­la­nach Janka, pa­rzył ni­czym roz­ża­rzo­ny wę­giel.

bez przecinka

Cytat:
Oj­ciec(,) tar­ga­jąc reszt­ki wło­sów

Cytat:
Ro­dzi­ce(,) wy­rwa­ni z wła­snych, od­ręb­nych świa­tów(,) za­wi­snę­li nad ko­cha­ną twa­rzą

Cytat:
Jak tylko wró... - (G)łos ko­bie­ty urwał się gwał­tow­nie

Cytat:
Pa­trząc, jak Lusia wkła­da kciuk lewej rącz­ki po­mię­dzy pa­lu­szek wska­zu­ją­cy a środ­ko­wy, myśli: „Taka drob­na osób­ka

Cytat:
Prze­kra­cza próg po­ko­ju Lusi(,) wie­dząc, że idzie się po­że­gnać.

Cytat:
roz­ko­szą beł­tał in­stynk­tow­nie wez­bra­ne myśli

z rozkoszą?

Cytat:
ob­ser­wo­wa­ła(,) jak świa­tło łamie się na gład­kiej po­wierzch­ni ka­mie­ni

Cytat:
Do­pie­ro(,) gdy za­pro­si­ła licz­by w skrom­ne progi wła­snej eg­zy­sten­cji

Cytat:
stała bosa(,) czu­jąc na skó­rze lekki dotyk wie­czor­nej rosy

Cytat:
uczu­cia i ich od­cie­nie(,) ma­ją­ce wy­zna­czo­ne li­mi­ty

Cytat:
pła­skich dło­niach bladą rącz­kę i szep­cząc: Cho­ciaż­bym cho­dził ciem­ną do­li­ną

Cytat:
Po­czu­ła(,) jak la­wi­ru­ją­ce w jej ob­ję­ciach ciało

Cytat:
Wi­dząc py­ta­ją­cy wzrok Laury(,) mówi: - Nowa sofa, spro­wa­dza­na z Włoch, chyba nie chce­my jej za­pla­mić, praw­da(,) skar­bie?

warto połączyć w jeden akapit

Cytat:
skrzy­wi­ła się(,) mru­żąc oczy

Cytat:
nad sta­rym za­mczy­skiem(,) skry­wa­ją­cym ta­jem­ni­cę

Cytat:
Spoj­rze­nie Laury(,) śli­zga­jąc się po luk­su­so­wych sprzę­tach(,) za­ha­czy­ło o stopę kie­lisz­ka

Cytat:
mówi wolno Laura(,) nie od­ry­wa­jąc wzro­ku od twa­rzy Pio­tra

Cytat:
Ura­do­wa­na dziew­czyn­ka(,) z buzią ob­le­pio­ną słod­ki­mi okrusz­ka­mi, prze­mknę­ła obok Anny

Cytat:
Matka upo­rczy­wie gła­dzi­ła po­ściel(,) pro­stu­jąc wszel­kie fałdy i za­gię­cia,

Cytat:
Wy­glą­da(,) jakby spała,
puma81 dnia 10.01.2014 16:37
Wszystko poprawione.
Uwielbiam kursywą wtrącać się w swój tekst.
Super, że się podobało, i że zagrały emocje.
Pozdrawiam.
ajw dnia 20.02.2014 09:57 Ocena: Świetne!
Wszystkie trzy części udane, napisane dojrzałym językiem. Każda w swoim stylu i z innymi emocjami. Ważne tematy poruszyłaś, pumo. Nasyciłaś te opowiadanka pobudzającym do refleksji przekazem. Dobrze, ze miałam trochę spokoju, by przeczytać je bez pośpiechu, zanurzając się w kazdym słowie i emocjach.
Ciekawe opowieści. Dobrze mi sie czytało. Brawo za porównania.
Do nastepnego zatem. Pozdrawiam serdecznie :)
puma81 dnia 25.02.2014 01:05
ajw, i jeszcze tutaj :) :) :) Dziękuję serdecznie za miłe słowa i czas...
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty