Pierszy raz-defekacja
Pierwszy raz nie było zbyt fajnie, może to przez ten nocny pociąg i ciągłe budzenie na granicy.Nasi przelecieli przez przedziały błyskawicznie, kultura i pełny profesjonalizm, ale potem weszli tamci w czapach wielkich, okrągłych, jak kapulusze gigantycznych grzybów. My cali rozmamlani, trochę od picia, trochę z niewyspania z mocno nieświeżym oddechem. Przeglądali każdą kartkę w poszportach, gdy nam je w końcu oddali, z ulgą wyciągnąłem się na kolejowej pryczy.
- To koniec- pomyślałem sennie, moszcząc się do spania. Światło latarki dało mi po oczach a w nozdrza uderzył dziwny zwierzęcy smród. Gdy ostrożnie otworzyłem ślepia, zobaczyłem psią mordę zakutą w kaganiec, jakieś pietnaście centymetrów od mojej twarzy. Bydle ziało na mnie odorem nieprzetrawionych kości, surowego mięsa, kaszanki i chuj wie czego jeszcze. Właściel psa uważnie szperał latarką po każdym zakamarku, a zwierzę niuchało pod dolną pryczą. Nic nie znaleźli.
Zasnąłem, utulony stukotem kół i łagodnym kołysaniem.
- Nu grażdanie, za poł czasa Mińsk!!- Kuszetkowa była bezlitosna, po chwili waliła w drzwi następnego przedziału.
- Nu grażdanie, za poł czasa Mińsk!!!.
Sprint, poranny sprint do kibla i smak zwycięstwa, byłem pierwszy. Smród podziałał jak sole trzeźwiące ze starych filmów. Woda w kranie miała metaliczny posmak, szkoda że nie wziąłem do mycia zębów mineralki. Kibel wył kolejowym rytmem, przynajmniej popierdzieć można sobie było bez stresu. Na korytarzu zderzyłem się z kuszetkową.
- Czaj, kofie?, tolko adin dolar- zachęcająco wyszczerzyła złote jedynki i zafalowała biustem.
- Spasiba, niet- wymarotałem usiłując przecisnąć się przez jej cielsko. Towarzysze podróży byli już spakowani, z wielką starannością składali pościel i pomimo wczorajszego picia wódki, patrzyli z dezaprobatą na mój łóżkowy burdel.
Pociąg zwolnił i dostojnie zatrzymał się na peronie w towarzystwie przeraźliwych zgrzytów hamulców i nerwowego terkotu megafonów. Czystość prawie sterylna, żadnego smrodu, śmieci i budek z hamburgerami. Ściany nieskalane żadnym żydzewem, jebaną legią, albo HWDP. Może to Europa a może spraye za drogie.
Taksówka pod postacią wołgi zaburczała silnikiem i pognała do centrum. Patrzyłem zaciekawiony na fantazyjne blokowiska w pastelowych kolorach, grządki z kwiatami układające się w słowo Białoruś i wielkie bilbordy z uśmiechniętymi ludźmi, żołnierze, sportowcy, dziewczyny w ludowych strojach, wszyscy cieszyli się, że są z Białorusi, jakby wygrali w totka. Centrum zaczęło się trzypasmową arterią i istną paradą socrealistycznych budowli. Czego tam nie było, kolumny, antyczne portyki,betonowe girlandy,laurowe wieńce i wizerunki spracowanych, ale dumnych robotników. Dech w piersiach zapierało, wszędzie reflektory do nocnego podświetlania i znowu bilbordy, że oni wszyscy są z Białorusi. Gość zatrzymał się przed zbiorowiskiem antycznych kolumn, reliefów i czerwonym dywanem. Hol był kandelabrowo-bombastyczny, wzruszyłem się, ilu ważnych dygnitarzy wchodziło tutaj w pokornej asyście śmertelników, ile kawioru i szampana zjedzono i wypito za pokój miedzy narodami i wieczny socjalizm. Z tego wszystkiego jelita zapracowały gwałtownie i zaczęły przeć w dół. Grawitacji się nie oszuka, pognałem do recepcji Trzy nadęte dupy patrzyły na mnie wrogim wzrokiem, wyciągnąłem paszport i uśmiechnąłem się przymilnie. Blondyna z kurzajką na brodzie przez pięć minut studiowała wizę, a następnie sięgnęła po wystrzępiony kajet, jechała systematycznie, strona po stronie, nie zwracając uwagi na moje zapewnienia, że na pewno mam rezerwację. Znalazła mnie w końcu i wykreśliła ogryzkiem ołówka.
- Nada płacić- rzuciła beznamiętnie- Eta budiet dwiesci dolarow.
-Ok- położyłem na stłół dwa Frankliny.
- Nie u mienia- prychnęła pogardliwie i wskazała wzrokiem przeciwległą ścianę. Odwróciłem głowę, trzy kontuarki z równie nabzdyczonymi laskami. Zgarnałem dolary i podeszłem do okienka. Pokornie położyłem papierki.
- Mnie nużna faktura.-wydukałem nieśmiało.
- Szto wy chatieli?- wydarła się na mnie. Od razu zaiskrzył się w mózgu translator.
- Ja chaczu szcziot- wykrzyknąłem triumfalnie.
- Budiet, budiet, na nastupnyj dień- osadziła mnie w miejscu i podała maleńki kwitek, jak za parking. Poszedłem do lasek z recepcji, uważnie przejrzały kwitek i wydały mi inny z numerem piętra i pokoju. Pognałem do windy, pokazałem papier gościowi w dziwnym mundurku i już mogłem poszybować w obłoki. Na piętrze najważniejsze było biurko i siedząca za nim etażna. Bez słowa wzięła kwit i wczzytywała się w niego, jak w najlepszą powieść.
- Nu da- westchnęła leniwie i podniosła rozlazłe dupsko z krzesła- Paszli.
Pokornie ruszyłem za nią, wpatrzony w przewalające się rytmicznie pośladki. Szła nieskończenie wolno a u mnie gówno brało ostatni zakręt. Z wielką pieczołowitością otworzyła drzwi i wpakowała się do środka, jak caryca ogarnęła pokój krytycznym spojrzeniem.
- Wsio w pariadkie- mruknęła w moją stronę.
- Da, wsio OK- wyciągnąłem pokornie rękę po klucz.
- Tolka nikakich dziewuszek wieczeram- rzuciła groźnie i zabrała swoje tłuste dupsko. Nie miałem czasu się rozejrzeć, rzuciłem walizkę i pognałem do łazienki. Przedpotopowy kibel zwieńczony był szarfą informującą i zrobionej dezynfekcji. Jednak Europa, pomyślałem z ulgą i ściągnąłem gacie. Zdarłem białą szarfę i podniosłem deskę, w mętnej wodzie pływał sobie ogromny brązowy balas a nad nim unosiła się kremowo-biała prezerwatywa, jakby nad atomową łodzią podwodną pływała panna młoda z wielkim welonem. Kompozycja kiblowego Chagalla urzekła mnie swoją prostotą.
Pojechałem na ważne spotkanie, taksówka minęła socrealne fajerwerki i wjechała w przemysłową strefę z umierającymi ciężarówkami, dziurawymi płotami i rurami prowadzącymi donikąd. To była sól tej ziemi, nie było uśmiechniętych plakatów, ale dziury w asfalcie wylazły w obfitości wielkiej. Biurowiec był typowo sowiecki, z białej cegły, wyłożony w środku boazerią i parkietem startym do żywego drewna przez całe pokolenia gryzipiórków. Facet siedział w obszernym gabinecie, mając za sobą rozbudowaną do granic możliwości meblościankę zawaloną segregatorami. Najważniejsze jednak było biurko, obszerne jak lądowisko dla helikopterów z całą baterią telefonów. Patrzyłem się na nie, jak zaczarowany, to nie były jakieś tam japońskie albo chińskie cudeńka, to był porządny przysadzisty sprzęt z lat 70-tych, z okrągłymi tarczami i solidnymi słuchawkami. Gość błysnął w uśmiechu złotem i zaproponował kawę, zgodziłem się nieopatrznie, tęgawa dziewoja przyniosła dwie wyszczerbione filiżanki kawy po turecku. Facet gadał jak najety, a ja cały czas wygarniałem językiem żużel z pyska, mówiłem niewiele, prześladowała mnie wizja czarnych fusów na zębach. Nie wytrzymałem, przeprosiłem misia i pognałem do łazienki w celu przupłukania paszczy
Zapach gówna wyrzucił mnie na korytarz, ale byłem już twardy, jak każdy sowiecki człowiek. Zebrałem w nozdrza korytarzowe powietrze i jeszcze raz zaatakowałem kibel. Otworzyłem drzwi kabiny, zamiast normalnego kibla zobaczyłem narciarską skocznię z dziurą pośrodku a obok kosz wypełniony po brzegi zużytym papierem toaletowym, kwintesencja wschodu, w gębie kilo złota a resztki mozolnej pracy jelit do wglądu dla innych.
Kolacja była wspaniała, te wszystkie marynowane grzybki, pierożki, słoninki i prawdziwy bimberek jadący drożdżami. Gość się rozluźnił, zdiął krawat i ogarnął wzrokiem salę, kilka stolików dalej grupa dziewczyn siedziała nad szklankami piwa. Smukłe brzozy bez grama tłuszczyku, machnął władczo ręką, wstały i podeszły pokornie do naszego stolika. Patrzyłem rozanielony, nic nie trzeba, tylko machnąć i pokazać kto tu rządzi. Jedna wczepiła się we mnie całym naiwnym słowiańskim zaufaniem, że nie skrzywdzę, a zabiorę do lepszego świata. Lgnęła do mnie całym ciałem, jak pies ze schroniska albo dzieciak z biedula, posłusznie napełniała kieliszki, podpalała papierosy i nakładała żarcie na talerze.
- Nikakich dziewoczek- kołatało mi się we łbie przykazanie etażnej, ale jak to zrobić, gdy młodsze o dwadzieścia lat ciało napiera z całych sił, a ważny gość wziął sobie dwie i bez skrępowania zanurza łapy w dekoldach, błyskając złotem przy każdym uśmiechu.Ochronię swoją turkaweczkę przed zepsuciem tego świata, z powagą wielką poprosiłem o rachunek, trochę wytrzeźwiałem patrząc na cyfrę, ale co tam, w końcu to firma płaci. Pożegnałem się czule i zagarnąłem zwiewną nimfę do taksówki, jak ona się tuliła, szczebiotała cała radosna, jeszcze tylko recepcja z ponurym wzrokiem, facet w służbowym uniformie, zmiękczony dolarową dychą i ostatnia przeprawa w postaci etażnej. Nie było miękkej gry, sparła się z sowiecką butą, że klucza nie da i koniec. Posadziłem młode zjawisko na fotelu i zagoniłem babsko do służbowego kontorka, poniosło mnie na całego, wyjąłem zielonego Franklina i wcisnąłem jej za dekold.
- Ty będziesz następna- dostała z całej siły klapsa w dupę i podziałało, zmiękła od razu, błysnęła zębowym srebrem, widać nie przelewało się w domu i dała klucz. Dostałem skrzydeł, pożeglowałem przez korytarz, zgarniając młodą brzózkę po drodze. Wpadliśmy do pokoju, znów miałem osiemnaście lat, przywarłem do niej z tak wielką ufnością, jakbym ją znał od lat, ale ona zesztywniała trochę, stanowczo odepchnęła moje żarłoczne łapy i usiadła na fotelu.
- Ty chocziesz seksa- spytała zimno, a mnie zapaliła się pierwsza czerwona lampka w głowie.
- Ja chaczu liubwi- opadłem na kolana położyłem głowę pomiedzy jej udami, niech teraz pogłaszcze, rozchyli nogi albo przynajmniej pojęczy trochę. Nic z tego, zesztywniała do reszty.
- U mienia sierioznyj prabliem.
- Kakoj- jeszcze nie traciłem nadziei.
- Ja wzieła kriedit na kompiutier i mnie nużna płacic sto dolarow w każdyj miesiac - zjeżyłem się w sobie, podniosłem powoli głowę i popatrzyłem krytycznie na swoje zjawisko. Za sto baksów w swoim mieście mógłbym mieć trzy takie młode wypłochy.
- Paszła- warknąłem
- Nu szto ty?- wyraźnie się spłoszyła.
- Paszła w pizdiec- warknąłem jeszcze raz i poskutkowało, wypruła na korytarz. Zapaliłem fajkę, we łbie łomotał wypity bimber, coś zadrgało w środku, chciałem biec po nią, w dupie z tą stówą, ale zachwiałem się trochę. Usiadłem na kiblu, dobrze poszło, potem prysznic i dyskretne psiknięcie toaletową wodą po jajkach, Dla przyzwoitości założyłem nowe majtki, obcisłe, podkreślające jedrność pośladków, powoli uchyliłem drzwi. Etażna siedziała za swoim biurkiem.
- Zachadzi w kabinu- starałem powiedziec to jak najbardziej wyraźnie. Podniosła się ociężale, zgasiła małą lampkę i zbliażała się do mnie nieubłagalnie. Niech żyje Białoruś, pomyślałem z rezygnacją.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt