Praca do późna potrafi być bardzo męcząca, szczególnie jeśli pracuje się do późna przez ostatni miesiąc. Dla Adama był to bardzo ciężki, ale jakże pracowity okres. Dostał bardzo długo wyczekiwany awans. Jako nowy na stanowisku musiał pokazać kierownictwu, że nie popełnili błędu. Zbliżała się końcówka miesiąca, a co za tym idzie czas składania raportów. Póki co, jego zadaniem była pomoc swojemu nowemu koledze Jędrzejowi. Masa krzywych, procentów, słupków oraz wykresów. Coś na co przygotowywał się przez całe lata. Ktoś patrzący z boku mógłby powiedzieć, że papierkowa robota to totalna nuda, ale on był zgoła innego zdania. Po prostu to lubił.
Na dziś jednak kończył. Dopijał kawę. Kiedy kubek z fusami stał się jego całym horyzontem dobiegło go pytanie:
- Dalej walczysz mistrzu? - Opuścił kubek. Jędrzej.
- Nie. Na dziś mam już dość.- Odpowiedział zamykając laptopa, jednak taka odpowiedź nie satysfakcjonowała jego kolegi.
- A tak. Podsumowanie RGB masz już na mailu. Grandie podrzucę Ci jutro do dwunastej max. Dzisiaj nie dałem już rady.
Na twarzy pełnej dezaprobaty natychmiast wskoczył uśmiech pełen szczerzących się zębów.
- Stary wiedział co robi wrzucając cię za to biurko.
- Cóż mogę dodać. – odpowiedział zmieszany.
- Ok. Pakuj się. Ja jeszcze trochę się pomęczę. Dobranoc Adaś.
- Dobranoc.
Zaczął pakować komputer do torby. Spojrzał na miasto skąpane w mroku. Przypomniał sobie czasy kiedy był jeszcze młodszy. Mył okna w budynkach taki jak ten żeby zarobić na życie. Pamiętał jak zawsze zaglądał w okna widząc facetów w garniturach. Chciał być na ich miejscu. Czuł się jak dziecko w okresie świąt, które ogląda wystawę z zabawkami. Przykłada swoją twarz tak blisko, że nie jest świadome tego kiedy nos rozpłaszcza się mu o szybę. Każdy chce złapać swoje marzenie. Usunąć tę cienką warstwę szkła, które dzieli go od niego. Nie, nie może rozbić szyby. Pokaleczyłby sobie wtedy ręce a na dodatek ściągnąłby na siebie kłopoty. Na marzenia trzeba sobie zasłużyć ciężką i uczciwą pracą. Tak uczył go ojciec. W tym momencie czuł się jak dziecko które odpakowało prezent. Jednak sama droga może czasem być bardziej wartościowa niż nagroda czekająca na końcu.
Ocknął się. Na dzisiaj koniec myślenia – przeszedł szmer po głowie.
Radio na końcu pokoju przeszło z trybu puszczania muzyki na tryb informacyjny. Wiadomości jak każde inne. Wojna w Iraku, skandale w polityce, kłótnia Prokopa z Wellman o to kto ma mówić ”dzień dobry” w TVN, ostrzeżenia policji o nożowniku, wybuch gazu w kamienicy, na końcu pogoda. Prawie nic z tego go nie interesowało. Wieczór ma być ciepły. Na tym zakończyła się aktywność radia. Narzucił marynarkę i wyszedł ze swojej wystawy.
Stanął na ulicy. W domu czekała na niego żona z psem. Zastanawiał się nad taksówką lecz doznania z tego wieczoru mogły być zbyt piękne, żeby móc je przegapić jadąc samochodem. Do mieszkania nie miał daleko. Specjalnie wybrali miejsce bliższe jego pracy, aby zaoszczędzić na biletach, paliwie, czasie oraz nerwach. Rower w cieplejsze dni też wchodził w rachubę. Ostatnio dużo spacerował. Lubił światła miasta objęte ciemnością. Ciemność zdawała się tylko uwydatniać piękno świateł. Bez mroku światła bledną, tracąc swoją halucynacyjną moc. Spacerując miał czas wyłącznie dla siebie. Był z dala od zgiełku codziennych obowiązków. Chwila wytchnienia po pracy przy wieczornym spacerze. Nigdy nie lubił chadzać tymi samymi drogami, zawsze – w miarę możliwości - obierał inne. Dzisiaj postanowił przespacerować się po parku. Wieczór był ciepły a gwiazdy ochoczo rozświetlały niebo. O tej godzinie zapewne park był opustoszały ale warto było spróbować. Chciał delektować się spokojem i ciszą tego miejsca. Gałęzie o tej porze roku przywdziewały liście. Wstyd z powodu nagości nie był im jeszcze dany. Pomyślał, że to właśnie na tą okazję drzewa przywdziały swoje najlepsze kreacje. Samotna wierzba na pagórku była gwiazdą wieczoru. Zachwycony księżyc skupił na niej całą swoją uwagę. Wytworne dęby również trzymały fason. Kasztan stał trochę na uboczu. Nigdy nie lubił tego nadętego towarzystwa.
Dla Adama wieczór był prawie idealny. Brakowało mu tylko jednego elementu. Ostatniego elementu ikony. Mijał puste ławki które za dnia emanowały śmiechem wagarowiczów oraz narzekaniem emerytów. Nawet one jednak potrzebowały odpoczynku od hałasu ludzi. Postanowił uszanować ich przerwę i szedł dalej. Azymut na dziś miał już wyznaczony. W połowie parku w niewielkiej odległości zobaczył kontury postaci która zbliżała się w jego stronę. Pomyślał, że to kolejna ciężko pracująca istota zmierzająca w stronę domu. W ikonę włożył ostatni element. Im bliżej byli siebie tym szybciej zaczęła pulsować krew w żyłach. Bał się. Nie wiadomo kogo można spotkać po zmroku. Postanowił zachować ostrożność. Nieodpowiednia osoba mogłaby zepsuć całą jego przyjemność z nocnego spaceru.
Postać przystanęła wydając z siebie pytanie:
- Przepraszam Pana bardzo. Czy nie ma Pan przypadkiem zapalniczki. Moją szlag trafił.
- Oczywiście – odrzekł. Coś nerwowego odezwało się w Adamie. Może wątpliwość?
Sięgnął do kieszeni. Metal przyjemnie chłodził spoconą dłoń. To co wyciągnął nie było zapalniczką ale z taką samą ochotą poczęstował nieznajomego parę razy. Wymiana spojrzeń nie trwała dłużej, niż pomyślenie życzenia na widok spadającej gwiazdy. Nieznajomy zakasłał. To nie dym lecz coś innego spowodowało kłucie w płucach. Adam odszedł zostawiając kasłającego nieznajomego. Zbliżał się już do wyjścia. Na chwilę odwrócił się, w oddali zauważając postać która przestała już kasłać. Pewnie za chwilę odejdzie - pomyślał Adam. Wieczór uważał za udany. Małe przyjemności są najcenniejsze w życiu. Z parku miał już kilka kroków do domu. Rozpoznał znajomą klatkę. Na domofonie wcisnął odpowiedni numer.
- To ja kochanie – wyprzedził pytanie o tożsamość.
Wspiął się po schodach i otworzył drzwi do mieszkania. Momentalnie u jego boku zjawił się pies, merdając wesoło ogonem.
- Spokojnie mały, już jestem w domu – zwrócił się do swojego ogara.
W progu kuchni pojawiały go oczy które tak bardzo kochał i do których widoku codziennie tak bardzo tęsknił. Spoglądając w nie świat przestawał istnieć. Rzeczywistość zdawała się kurczyć. Na moment on sam czuł, ze przestaje istnieć.
- Podbiłeś świat, mój biznesmenie? - zapytała z uśmiechem.
- Ciągle daje innym fory – odpowiedział zanurzając się w jej ustach.
- Ach tak – odparła z przekąsem – Pomożesz mi zatem z kolacją? Niestety nie zdążyłam się wyrobić.
Adam nie poczuł irytacji. Pokiwał głową na znak zgody. Sprzeczka nie była przecież nikomu potrzebna.
Weszli do kuchni, gdzie czekała na nich ostatnia bitwa tego wieczoru.
- Gdybyś był tak dobry i przygotował kurczaka. Ja zajmę się resztą - z szuflady wyciągnął nóż i zabrał się za mięso.
Adamowi – oprócz monologu żony o doświadczeniach dnia codziennego - towarzyszyło grające radio. Słuchał ich oboje na przemian.
- ….niestety nie rozumie, że mam wystarczająco dużo na głowie. Baśka powiedziała, że mam rację /ostatniej chwili/ ale zawsze jego musi /kolejna/ na wierzchu /ofiara/ potem zadzwoniłam do mamy i powiedziałam jej /w parku/ wyprowadziła psa.
Przypomniał sobie park.
Adam przestał słuchać radia. Skupił się na żonie.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt