Od małego nie umiałem zdrowo podchodzić do tych kruchliwych pksów, które dawały mi możliwość przystanku między pracami domowymi. Cichota tych momentów dawała możliwość paru rozkosznych połknięć, które do dzisiaj pozostały moim największym sekretem życiowym. Czynność o której mowa, w wielu oczach nie jest niczym co trwale uzupełnia sieć interesujących zdarzeń. Nie zdarzyło mi się odczuć by zaistniała na stałe w powszechnych intrygach, porywach miłosnego balejażu lub przy tragicznych zabójstwach. W takich chwilach prędzej przychodzi nam na myśl chociażby zamykanie drzwi kluczem, które spina nam włosie wspomnianych losów w niepowtarzalny kok. Zazwyczaj wtedy nie da się ich otworzyć. W takich momentach bardzo często młoda Magdalena pyta ojca przed telewizorkiem- „dlaczego?”. Rodziciel spocony z wrażeń i jak najbardziej obojętny na zagiętą z tyłu firanę wydusza z szybkością i po krótce - „...bo klucz..”.
Zapewniam więc, że moje zachowanie nie spotkało się nigdy z jakimś zafascynowaniem, ani nie stało się motywem prowadzącym fascynujące losy. Nikt nigdy nie zauważył czym dla mnie jest przerwa w pracy. Nigdy nie usłyszałem tego zdania: „dzisiaj chcę popatrzeć na Alberta, który je biszkopciki”.
Gdy szorowałem olbrzymi bufet rodzinny w skandynawskim salonie pełny kubków w kształcie lisa – myślałem o jednym.
Tylko jedno przychodziło mi do głowy podczas czyszczenia garderoby ciotki Felicity. Nigdy nie zwróciłem uwagi na ilość skurzonych, czarnych klawiszy na pianinie ojczyma Gazpra, ponieważ pochłaniało mnie tylko i wyłącznie myślenie o tym, co będzie gdy skończę. Godziny mijały mi na kręceniu się po pokoju babci Telippy i zbieranie kolorowych kauczuków. Uwielbiałem dni, w których ta zgrezaltowana staruszyna wybębniała garść tych barwnych kulek na cały dom. Mogłem sprzątać je cały dzień, cierpiąc i płacząc jak bóbr, wśród kubkowych lisów.
Całe dnie pozostawałem sam. To matka nauczyła mnie dbać o dom, który z czasem zaczął spełniać dla mnie jedną rolę: miał się doskonalić w stałej, nienaruszonej atmosferze czystej planety. Umierałem z rozpaczliwego szczęścia gdy dokładano mi choćby jeden, malutki obowiązek. Mogłoby to być chociażby doglądanie rozwijającego się eukaliptusa, którego babcia Telippa nazywała Słowianin. Ból doprowadzał mnie do wspaniałego szału, w którym potrafiłem robić kosmiczną, samowitą w pełni swego „nie” kawę, której fundamentalnych wspaniałostek nauczyły mnie rodzinne zasady. Zdarzyło mi się dolewać do niej odrobinę maggi, przez co przybierała kolor naszego domu. Chlipałem z całych sił i płakałem tak rzewnie jak może płakać tylko królowa Elżbieta, z powodu koszmarnych manier przy stole.
Zawsze wyglądało to podobnie: od rana zaczynałem mechanicznie dbać o dom, myśląc o odległej przerwie. Gdy ktoś dokładał mi obowiązek lub o coś mnie poprosił zaczynałem pięknie melancholnieć, doprowadzając się do skrajnych emocji. Wtedy parzyłem kawę. Zdarzało się, że zapełniałem wszystkie lisowe kubki, wyobrażając sobie, że mam dwie matki, dwóch ojczymów, dwie ciotki i dwie babki. Dom stawał się pełen ich wrzasków. Może dlatego kawa się wylewała. Nikt jednak nie zauważał plam, bo żyliśmy w całkowicie brunatnym Pałacu. A co z zapachem kawowej egzystencji? Zdarzało się, że babcia Telippa zasypiała na świeżo zalanych dywanach, mrucząc „...profumo meraviglioso”. Były to cudowne widoki, przy których ojczym płakał jak mama, która błagała bym aż tak o nich nie dbał.
W tym wszystkim ukryłem rzecz najważniejszą. Przerwę w pracy. Kawa, o której opowiedziałem stanowiła tylko śniadanie. Prawdziwe życie zaczynało się codziennie o 12:00. Do stoliczka w przedpokoju zakradałem się jak kochanek. Zawsze widziałem się przez sekundę w lustrze. Wtapiałem się w ten przykry urywek szafy, świadczący o tym, że da się ją otworzyć. Ekscytowała mnie moja rozciągnięta bluza, która nie miała szansy stać się w swej rozlazłości dostojną, zbrązowiałą marynarką. Siadałem wyraźnie i miękko. Oddałbym wszystko żeby udowodnić, że jestem w tym najlepszy. Zawsze chciałem pokazać, że moje wyczucie dosięga wyrafinowania najpiękniej zadrganej struny i gdyby tylko mogło doprowadziłoby rozwidlenie na jesiennym listku do krawędzi.
Na talerzyku leżały biszkopty. Zawsze te same, sporządzone w leżeniu przez matczyne ręce. Dbałość o ich uchwycenie czyniła mnie prawdziwym mężczyzną. Upajałem się świadomością, że otacza mnie czystość własnej sumienności, wszędzie czuć mój niedawny dotyk, a moim wcześniejszym przeciwnikiem był kurz. Bałem się, że ktoś nakryje mnie na badaniu tych idealnych, nieco innych od zbrązowiałej komnaty biszkoptów, które w swoim odcieniu prezentowały się niemalże “wyjściowo” lub “wieczorowo”. Padałem często na posadzki i patrzyłem na nie długo, w godzinnych sesjach odmierzając ich kształty w dłoniach. Topiłem je czasem w resztkach kawy, ciesząc się, że rozpuszczam je własnoręcznie stworzonym cudem.
Wszystko to odbywało się w ciszach, o których nie wolno mówić. Dudniły codzień moim napięciem i potrzebą zamknięcia się w rozkosznych komnatach.
Biszkopty nigdy się nie kończyły. Dzień w dzień przybywały liczbą 15 i rysowały me ostre kontury. Jakże bym chciał byście usłyszeli wtedy choćby jedno moje słowo!! Mogło być to chociaż “cavallo”. Każdy z was runąłby w huk podłogi. Przepaść ta wydawała mi się zawsze nieskończonością, jak gdyby nie istniała żadna grawitacja w normalnych, ziemskich warunkach. Nie chce nawet mówić o tym, że istnieje coś takiego jak “ugryzienie biszkopta”. Nigdy nie przeżyłem niczego ważniejszego. Pobyt w domu był moim codziennym zbawieniem. Matka zawsze starała się bym nigdzie nie wychodził i nauczył się szacunku do tego miejsca. Czułem się tam jak kosmita, którego los rozkruszał na niebieskim talerzyku, polewanym przypadkowo boską kawą. Codziennie wieczorem, gdy już zasypia, całuję rodzicielkę w nos. Codziennie wydaje mi się, że ma olbrzymie, mamine, biszkoptowe usta.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt