Zombie były wszędzie. Powinien właściwie się wycofać, ale gdy się zorientował i tak było już na to późno. Na razie go nie zauważyły. Sunęły wśród oszronionych drzew, wszystkie w jednym kierunku. Zupełnie jakby migrowały. Zupełnie jak stado.
Nie poruszał się. Obserwował. Myślał. Szukał rozwiązania. Szwędy szły niemrawo przed siebie, a on przywarł do drzewa. Były ze wszystkich stron. Pozostało mieć nadzieję, że przeczeka, a jeśli go zauważą zrobi to, co trzeba: spróbuje przeżyć. Zombie człapały tuż obok. Czuł ich smród. Wszystkie mięśnie miał naprężone, a palce prawej dłoni zaciśnięte kurczowo na trzonie toporka. Ta wyprawa to było niepotrzebne ryzyko – wiedział o tym. Ale musiał coś zrobić, żeby ten dzień miał jakąś cząstkę dawnej normalności. Choćby udawaną. I nie chciał tego dla siebie, o nie. Jemu na tym nie zależało. Już nie.
Jeszcze dwie godziny temu nawet nie przeszłoby mu przez głowę, żeby jechać po choinkę. Dopiero wzrok małego. TE SZARE OCZY. Jezu…
Tak, tego nie mógł znieść. To spojrzenie chłopca patrzącego się na swoją matkę opowiadającą mu o tym jak wyglądało Boże Narodzenie zanim świat oszalał. Tak, to było to. Jedno z tych wydarzeń, które wywołuje impuls zmuszający do w zasadzie irracjonalnego działania. Siedział wtedy pogrążony w marazmie, gapiąc się w ognisko, a ona opowiadała o Świętach, o jedzeniu, o dwunastu potrawach, o kolędach… I o choince. Wtedy zobaczył oczy chłopca. Wielkie szare oczy, w których zmieszała się rozpacz, zmęczenie, ale też smutny zachwyt nad tym, co widział w swojej wyobraźni. W tych oczach było zbyt wiele, aby Art mógł to znieść. Wstał wtedy, odszedł, wziął toporek i wiedział już, co zrobi. Przywiezie małemu choinkę. Przywiezie mu ją choćby nie wiem, co. I pieprzyć zombie. Pieprzyć je. Liczyło się tylko jedno. Oczy małego. Wielkie szare oczy.
Jezu, co za świat, co za cholerny popierdolony świat. Ja chcę tylko choinkę dla dzieciaka, czy to zbyt wiele? Czy to jest kurwa zbyt wielki luksus?
Stado przeszło. Po tym, gdy ostatni z Idących zniknął mu już z pola widzenia, Art odczekał jeszcze chwilę, po czym podniósł się i wyszedł zza drzewa. Oparł dłonie o kolana, odetchnął. Poczuł charakterystyczny odór, wyprostował się i spojrzał prosto w trupie oczy Szwędy. Zombie zacharczał i zaatakował.
- Pierdol się skurwielu – warknął Art pakując mu toporek w czaszkę.
Zombie upadł.
Art wyszarpnął broń i wytarł o śnieg.
Teraz choinka - pomyślał. Teraz już tylko choinka i spieprzam z tej imprezy. Najwyższy czas wracać. W końcu jest Wigilia…
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt