Poruszała się niepewnie po pokoju pełnym kolorowych zabawek o niezidentyfikowanych kształtach. Lubiła przyglądać się im, jednak z bliska nic nie było już tak piękne – barwy przybierały słony posmak i gorzki zapach. Pragnęła zatrzymać obraz, który z oddali ukazywał się jej oczom. Na daremno. Myśli i emocje przykazań nie znają. Wstrętne myśli, wstrętne emocje. Chciała się ich pozbyć, bo dzięki nim i przez nie była nieżywa podczas życia. Cały nieład pokoju tracił beznamiętnie swój urok, kiedy podchodziła bliżej o krok, o dwa...
Co potem? Czy rzeczy nie tylko zmarnieją, ale i rozpadną się? Czy będą pokryte barwą zgniłej zieleni? Widziała dokładnie ten sam obraz nie raz podczas swego - pełnego marnoty i szczęścia - życia; żaden nie był taki sam. Zawsze inaczej, podług czegoś, bądź kogoś, czasem Kogoś, czy też Czegoś. Zależnie od natury, godziny wschodu i zachodu słońca. Pory bywały różne. Pragnęła zastać pokój w złotym świetle przed-zachodnim. Kochała noc, toteż nie sposób... Czasem, gdy wchodziła, wpatrywała się w wyblaknięte kolory pytając siebie „kiedy to?”. Blakły bez powodu, jakby zalane zarazą. Nigdy nic, nikt... Rozpacz nad zmianą. Zapominała, że nie otwarła całkiem oczu i ma doklejone rzęsy będące parasolem ochronnym z filtrem. Tak wyraźnie, tak jasno, tak ciemno i pochmurno. Deszcz skraplał się nad nią i padał, padał, padał; padał tak długo, aż zachłysnęła się. Najpierw się, siebie utopiła. Małe coś. Wyjść, krzyknąć, skakać. Gdzieś, jakoś. W samotni, w pralni pełnej brzęczących klejnotów. Padało. Wciąż. Za mały parasol; i za gruby. Bez filtra miał być. Chciała, prosiła. Lubiła szloch i nie cierpiała płakać. Ogarnęła ją rozpacz skwapliwie pogrążając w braku. Deszcz nie padał, parasol pozostał. Zbyt cenny, by wyrzucać. Darzyła go nienawiścią. Wyrzucać nie chciała. Chciała wymienić na prawie-taki-sam, lecz niewyblaknięty. Ów stary miał żywe kolory, przechodnie podziwiali go - przede wszystkim wtedy, kiedy był zamknięty. Błąd. Tylko wtedy... Złe światło, zbyt wiele gwiazd. O jedną (może dwie?) za dużo. Każdy ma swoją definicję czystości. Weszła. Nie było odwrotu; mogła jedynie uciec; uciec od tego, co zwą kochaniem. I wciąż ten parasol nad nią. I sztuczne rzęsy, które wraz z nią, a raczej „obok” i „poza”.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt