Rozdział 12
Kim jest Całka?
Na szczęście rozmowa z Rudym przebiegła bez większych problemów. Co prawda niczego nam nie obiecał, ale podpisał wniosek, stworzony na szybko przez Całkę, z prośbą o pozwolenie na ukończenie studiów bez uczestniczenia w wykładach. Naszym zadaniem miało być dostarczanie materiałów do Teresławia. Co oczywiście nie było dla nas żadnym kłopotem. Myśl o powrotach do tego uroczego gospodarstwa była i miła, i ciepła za razem. Żegnając się z Rudzińskimi mieliśmy wrażenie, że stali się naszą wspólną rodziną a Teresław - miejscem, w którym każdy z nas będzie mógł znaleźć azyl i spokój.
Święta, święta i po świętach, więc wracaliśmy stopniowo do życia. Dogadaliśmy się, że 29. grudnia spotykamy się u Całki i ustalimy Sylwestra. Smuciło nas, że Rudego nie będzie. Mimo udanej operacji wiedzieliśmy, że noga nie funkcjonuje nawet na tyle, by mógł chodzić o kulach. Uszkodzenie podczas wypadku było zbyt duże, bo obejmowało łydkę, kolano i połowę uda.
- Cześć, gdzie reszta?
- Chudy napisał, że będą z Kaśką dopiero pod wieczór, bo idą na obiad do Radzimieckich. Chyba faktycznie poważnie się zbliżyli.
- Popatrz, popatrz, kto by pomyślał.
- Ludzie są nieprzewidywalni, dlatego wolę liczby. – Całka był wyraźnie czymś poddenerwowany.
- A Zocha? – pytałam, bo trochę bałam się przebywać sama z Całką. Nie chciałam, by wyczuł, co się ze mną dzieje.
- Nie wiem. Dzwoniłem trzy razy, ale nie odbiera. Może spróbuj do Kaśki, ona powinna wiedzieć. – Mówiąc to patrzył na kopertę leżącą na biurku i stukał palcami tuż przy jej krawędzi.
- No, nie wiem. Przecież jest z Chudym. Nie chcę im przeszkadzać.
- Przestań. Jest południe, więc raczej z wyrka już wyszli a na obiedzie jeszcze nie są. – Zerknął na mnie tylko przez ułamek sekundy. Mimo że mówił o lekkich rzeczach, miał dziwny smutek w głosie.
Wolałabym, by trochę dłużej zahaczył na mnie swój kasztanowy wzrok. Byle nie za długo…
- Dobra, zadzwonię. Przecież nie będziemy tu siedzieć we dwójkę, jak stare, znudzone małżeństwo. – Jak on by wyglądał w garniturze, przed ołtarzem, jejku…
Sięgnęłam po komórkę.
- Taak? O, matko. Nie wiedzieliśmy. A długo tam będzie? Pojutrze Sylwek… Aha, mhm. Może ją odwiedzimy? – Gdy Kaśka skończyła wywód, pożegnałam się, wyłączyłam komórkę i wypuściłam z siebie nadmiar powietrza. Ustami, ma się rozumieć.
- I co?
- Zocha jest od wczoraj w szpitalu. Ponoć coś z wątrobą, czy żołądkiem. Nie wiedzą. Robią jej badania. Niby jutro ma wyjść. A najsmutniejsze jest to, że pojechała zaraz po świętach do kuzynki do Szczecina i tam złapały ją te bóle. Więc nawet jej nie odwiedzimy.
- Jest w szpitalu w Szczecinie?
- Tak, nawet rodzice i Kaśka je nie odwiedzą, bo po pierwsze to kawał drogi, a po drugie ona nawet nie chce słyszeć, że przyjadą.
- Widocznie nie jest z nią tak źle. Poza tym ma tam kuzynkę.
- Cholera, nie za dużo szpitali w ostatnim czasie. Najpierw rektor, potem Rudy, teraz Zocha. Fatum jakieś, czy co? – Gdy wspomniałam rektora, Całka drgnął i położył rękę na tajemniczej kopercie. - A z tobą wszystko w porządku, tak?
Zapadło dość długie milczenie. Nie wiedziałam, co o tym myśleć. Czyżby Karol też był na coś chory? Tego bym już nie zniosła.
- Muszę ci coś powiedzieć. - Całka zaczął nerwowo trzeć dłońmi uda. – Muszę ci to powiedzieć. Już dłużej nie mogę dusić tego w sobie.
Jezuniu, czy on chce mi powiedzieć, że …
- Była tu moja mama.
Co ma twoja mama do tego, że się we mnie zakochałeś? Chłopie, co ty bredzisz?
- Przywiozła mi list, który napisała dwadzieścia dwa lata temu, ale nigdy nie wysłała.
Zaczęłam rozumieć, że sprawa wcale nie dotyczyła mnie. Zabolało.
- I? – Mimo dławienia w gardle, poczułam ciekawość.
- Wiesz, że mąż mojej mamy nie jest moim ojcem.
- Ale przecież wiedziałeś o tym i nie to jest w tym liście, prawda?
- Tak, nie to. Poczekaj naleję sobie czegoś. – Wstał i wyszedł do kuchni.
Dlaczego Całka zwierza się właśnie mi? Pewnie dlatego, że jestem pod ręką a mu jest ciężko. Cóż, dobre i to. Wspólne tajemnice łączą.
Wrócił z dwoma kieliszkami babcinej nalewki, a chwilę później przydreptała „babuleńka” i, z nie do końca pełnym uśmiechem, postawiła flaszeczkę z resztą trunku obok monitora.
- Bawcie się dobrze, kochani. Jeszcze pamiętam jak to było, gdy Ludwik przychodził do mnie …
- Dobrze, dobrze, moja słodka. Innym razem umówimy się na opowieści sprzed wieku. – Całka objął staruszkę ramieniem i delikatnie wyprowadził z pokoju. Obraz, gdy całował ją w czoło, pozostał w mojej głowie na długi czas.
Podał mi kieliszek i usiadł obok na tapczanie.
- Wiedziałem, że moja mama zaszła w ciążę będąc na studiach. Odkąd pamiętam dobrze wspominała czasy studiowania. Bardzo to lubiła. Wybrała inżynierię środowiska. Nie skończyła nauki. Były to lata osiemdziesiąte. Ogólnie nie było łatwo. Tym bardziej dla samotnej matki. – Całka mówił krótkimi zdaniami, jakby chciał szybko zdać z czegoś relację.
- A twój ojciec? Nie pomógł jej?
- Mirek. – Zamyślił się chwilę i pokręcił głową. – Tak o nim mówiła. Niewiele opowiadała. Nie wiedziałem, dlaczego. Sądziłem, że to była wpadka a on nie poczuwał się do odpowiedzialności. Co prawda mama nie pozwalała mi mówić o nim źle. Gdy czasem rzuciłem jakiś tekst, że to niegodny cham, zaraz go broniła. Kochała go.
- Cóż, kobiety często przykładają wielką wagę do pierwszej miłości.
- Próbowała łączyć naukę z niemowlęciem. Jakoś jej szło, ale do czasu. Musiała odpuścić. Babcia zaniemogła i mama została ze wszystkim sama.
- Studiowała inżynierię środowiska? Czyżby na naszej politechnice?
- Tak. Pamiętam sytuację, gdy powiedziałem, którą szkołę wybieram. Zrobiła wielkie oczy i z trudem powstrzymywała się od płaczu. Nie sądziłem, że ta uczelnia była jej tak bliska.
- Faktycznie niezły zbieg okoliczności, że dokonaliście podobnych wyborów, bo przecież i kierunek zbliżony. – Łyknęłam nieco nalewki.
- Powiem ci jeszcze coś. Przypominasz sobie, jak spytałaś pod szpitalem, co znaczy słowo „jednak”? – Po raz pierwszy od początku naszej rozmowy Całka spojrzał mi głęboko w oczy i czekał na moją odpowiedź.
- Jasne. Mnie o takie rzeczy pytać? Czy pamiętam rozmowę? Oczywiste. Bardziej niż kolor moich dzisiejszych majtek. – Bardzo chciałam być dowcipna, bo bliska obecność Karola działała na mnie tak, że czułam się jak po „głupim jasiu”.
- Ja za to pamiętam dobrze te z Wigilii. – Całka zaśmiał się i trącił mnie ramieniem tak, że o mało nie wylałam przepysznego trunku.
Czy on musi mnie tak upokarzać? Miałam nadzieję, że nie pamięta tamtej żenującej sytuacji. Jestem skończona.
- Do rzeczy. Co z tym „jednak”?
- Przez wiele lat miałem żal do Kownackiego. I dlatego, gdy przytrafiło mu się to całe nieszczęście, nie wiedziałem, czy wolno mi się cieszyć. Gdzieś w głębi duszy czułem radochę, że los mu zapłacił za utracone studia mojej mamy. Jednak nigdy nie życzyłem mu takiego losu.
- A jaki związek miał rektor ze niedokończonymi studiami twojej mamy? Oblał ją, czy wywalił? Przecież wtedy nie mógł być rektorem, prawda? – Niczego nie rozumiałam.
- Był wykładowcą. Ponoć strasznie wymagającym i bezlitosnym. Podejrzewałem, że między innymi przez niego się poddała. – Wychylił kieliszek do dna. Wstał, by dolać sobie ponownie z karafki. Machnął szkłem w moją stronę gestem pytając, czy dolać. Pokręciłam głową. Nie miałam nigdy mocnej głowy i wiedziałam, że przesada nie jest wskazana.
- Dlatego byłeś zawsze jakiś taki wycofany, gdy na tapecie był Stary. Teraz rozumiem.
Całka stał chwilę przy biurku, odwrócony do mnie plecami. Gdy usiał obok mnie trzymał w dłoni kopertę. To był ten list sprzed dwudziestu lat. Karol podał mi go milcząc. Nie wiedziałam, czy mam otworzyć. Trzymałam go i przyglądałam się kopercie. Widziałam jej tył, na którym widniał adres nadawcy: Lucyna Kozimierska, ul. Jodłowa 13, 13-200 Działdowo.
- Czytaj – polecił cicho.
Odstawiłam kieliszek na podłogę przy ścianie. Otwierałam kopertę, jakby to był jakiś tajny dokument rządowy. Delikatnie, z pietyzmem. Ręce drżały mi, jak w delirce.
„Drogi Mirku,
to jest pierwszy i ostatni list, jaki do Ciebie piszę. Nie wiem jeszcze, czy go wyślę. Wiem jednak, że muszę go napisać.
Czas kiedy byliśmy razem był najwspanialszym czasem w moim życiu. Domyślam się, że powiedziałbyś teraz, że jeszcze mnóstwo większych cudów mnie czeka. Zawsze tak mówiłeś. Że zasługuję na wszystkie skarby świata. Że pragniesz, bym zaznała tak wielkiego szczęścia, jakiego nie byłabym w stanie objąć zmysłami.
Muszę Ci powiedzieć, że miałeś rację. Mam ten skarb. Ten, który wypełnia każdą moją lukę. Każdy mój brak. I każdą moją tęsknotę…”
Gdy czytałam, Karol także zerkał kątem oka na treść listu. W pewnym momencie odsunął się nieco ode mnie i położył mi głowę na kolanach. Zesztywniałam. By nie myśleć o jego głowie na moich udach, wróciłam do listu.
„… Ma na imię Karol. Jest najwspanialszym cudem, jaki mógł mi się w życiu przydarzyć. Boli mnie, że nie możesz razem ze mną doznawać tej przepełniającej trzewia dumy i radości.
Ma wspaniałe brązowe oczy. Po Tobie, Mirku. Na szczęście nie odziedziczył moich bladoniebieskich. Ma bardzo mądre spojrzenie i tak słodki uśmiech, że nie potrzebujemy w domu ani cukru, ani żadnych słodyczy. Wczoraj skończył rok.
Wiem, że nie możesz z nami być. Wiedziałam o tym, jak tylko Cię poznałam i pokochałam. Nigdy nie obiecywałeś mi, że się ze mną zwiążesz na stałe. Że zostawisz żonę. Byłeś wobec mnie szczery. Mnie to nie przeszkadzało. Kochałam każdą chwilę z Tobą i niczego nie żałuję.
Piszę tylko po to, by Ci podziękować. Za czas z Tobą, jaki mi podarowałeś. Za Twoje pocałunki. I za uczciwość. Ale przede wszystkim dziękuję Ci za Karola. To on sprawia, że nigdy nie pożałuję swoich decyzji.
Nie będę pisała, że Cię kocham, bo to niczego nie zmieni.
Bądź zawsze szczęśliwy i dobrze traktuj swoją małżonkę. Ona na to zasługuje.
Twoja Lucyna”
Gdy skończyłam czytać zorientowałam się, że głaszczę Karola po włosach. Czułam mrowienie w palcach i piasek w oczach. Nie mogłam tylko zrozumieć, po co mama Całki przywiozła mu ten list właśnie teraz. Chwyciłam kopertę, by schować list i zobaczyłam do kogo był adresowany: Radzimir Kownacki, ul. Adama Asnyka 15, 02-028 Warszawa.
Spodnie na kolanach miałam mokre od łez…
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt