K O P R O P O R K I.
Rafaello po latach szaleństw i nieprzystosowania się świadomo celowego, gdy już nikt z nim nie rozmawiał, oprócz ludzi z którymi on nie chciał rozmawiać i licznych pomysłach po których jaja miałybybyć niesamowite , ale to on sam padał ofiara głupkowatej i niczym nieuzasadnionej zemsty nabitych w butlę po piwsku ludziskach -postanowił
co nieco posprzatać w życiorysie.
KOSMOS -bo jak można było inaczej nazwać ten burdel który się utworzył gdy Rafaello zorientował się jak bardzo i niesprawiedliwie jest krzywdzony - był mu nieprzyjazny. Nie pomogły żadne odkadzania, dzwonki czy też jednorazowa wizyta w kościele zakończona awanturą z miejscowym proboszczem. Ten ostatni przez moment kontaktował się z górą, ale powrócił nieco zawalony zawałem.
Nie było silnych, pech wlókł się za nim jak sienny katar.
Dopiero bliska znajoma -prostytutka o miłej aparycji i cenach poniżej kosztów produkcji-powiedziała,a raczej wykrzyczała w ekstazie, że na jego zmartwienia najlepsze będą pory( jest to długaśne, zielonkawe warzywo z rodziny cebulaków-wiedza ogólna autora),- a przy wiekszych kłopotach to jeszcze
koprochnąłby sobie dwa razy podwójnie (zielonkawe warzywko o obrzydliwie skutecznym smaku).
Wróżba tej miłej i tak drogiej sercu damy wydana w tak specyficznych okolicznościach sprawiła, że Rafaello rzucił słodycze, a stał się wielkim fanem koproporu i zjadł wraz ze swa rodziną wszystko co ją przypominało w promieniu dwudziestu kilometrów.
Wygodny byt stawał się jednak coraz trudniejszy , bo warzywiska te po prostu wyszły i nie wróciły.
Dopiero poprzez telepatyczne łącza telefonii komórkowej dowiedzieli się gdzie rosną poziomki czyli kopropory.
W sile trzech osób najechali pewnej nocy na uprawne ziemie i postanowili już po pierwszej biesiadzie, że zostana tam do końca życia- ile by go jeszcze nie było. Ta cudowna dieta dawała szanse, że paznokcie bedą rosły aż po łokcie.
Wywiad donosił, że okolicznym magnatem koproporków był pewien twardy człowiek zwany nie wiadomo dlaczego ORP BŁYSKAWICA. Służył co prawda w młodości na tym statku, ale nie jest to powód, aby nadawać mu takie tajemnicze przezwisko.
Fama o tym człowieku była gorsza od niejednego a moze i dwóch zawodowych zabójców.
Podobno...na jego polach gniły pod klosami poszarpane przez psy setne zwłoki...
Nie przeszkadzało to Rafaellowi w nocnych wyprawach na przyjazne tereny tego złego człowieka. Podnoszenie rękawic z ziemii -to było ulubione zajęcie naszego bohatera.
Kto mieczem wojuje - ten emeryturki nie doczekuje,-trafność tego wojskowego powiedzenia o mało nie sprawdziła się , albowiem właśnie na nocnym wypadzie Rafaello został namierzony przez jedną z dwóch przepięknych córek tego potwora...
To ona, czujna jak kotka broniaca swych małych zobaczyła w pewną burzliwą noc, tę chyżą porowata postać smakującą w błysku błyskawicznych błyskawic ich najlepsze z najlepszych warzywisk. Wybiegła pewna najgorszych przeczuć, albowiem zboczeńców nie brakowało - a spadające , grube kroplicha deszczu uczyniły ją jeszcze bardziej ponętną i podatną na różne takie...
Rafaello zaskoczony nagłym szmerem bicia czyjegoś serca, odwrócił sie gwałtownie, bo słuch miał jak chart, tylko uszka mniejsze. Nie darmo zwano go Słońcem Mazur.
Spodziewał sie sam nie wiedział kogo, ale na pewno miało to być coś brzydszego od niego.
Zakoprowało go na jej widok. -Anioł-powiedział i zadusił się właśnie wsysanym osobiście potężnym porem. Oczy wywalił w słup i tyle widział nim stracił przytomność.
Monika, bo to ona własnie była tą piekna córką ORP podskoczyła do niego
z długaśnym wałkiem z ponabijanymi różnymi wersami Tory. Nie miała jadu, ale też nie traciła czasu, nieraz już w życiu przyszło jej dobijać kogoś po niezdarnych łapach swego ojca. Moment zawahania kosztował ją wiele. Gdy spojrzała w tę nieprzytomną orlą twarz poczuła, że jest jego. I choć na pierwszy rzut oka zorientowała się, że nie jest to człowiek nawykły do pisania wierszy-tym bardziej go pokochała, bo zrozumiała, że od tej pory bardziej lubi proze. Jednym ruchem ręki wepchała nieszczęśnego pora jeszcze głębiej, wiedząc, że jej miłość prędzej się zadławi nim co odda.
Wnętrzności zabulgotały i pochłonęły swoja własność, a ich szef zapytał zamroczony jeszcze brakiem tlenu:
-Kim jesteś i co robisz na moim polu?
-Nie wiem kim jestem, jestem na to jeszcze za młoda. Na imie mam Monika, a mój grozny ojciec ORP Błyskawica jak cię zobaczy na twoim, to znaczy na jego polu, to ci wyrwie....
-Co mi wyrwie- zapytał bezmyslnie, by podtrzymać rozmowę.
-Może lewą rączkę, może coś ważniejszego-niewinnie zażartowała Moniczka,czując jak nieprawdopodobna miłość rozwija sie między nimi.
Rafaello pamiętający przestrogi matki Steni postanowił nie wiązać się już na dłużej z żadną kobietą niż do końca okresu wegetacyjnego.
Patrzyła w jego maślane oczy i próbowała zgadnąć o czym on myśli.
-Czy zostaniesz ze mną do końca-zapytał mając na myśli okres wzrastania roslin powyzej +5 stopni.
-Tak, tak, jestem Twoja-odpowiedż Mony padła szybciej niż myślał, a za nią poszły czyny.Silna ręka owinęła jego wiotką szyjkę,przydusiła niczym ostatnio obserwowany na odpuście wąż boa, a bromowany oddech mało nie zdławił resztek chęci do życia.
-To ty zostaniesz z nami do końca swego krótkiego zycia -jak bez gaci motylek, ale wczesniej powiesz jakim cudem przedarłeś się przez moje zabezpieczenia-ryczał tatuś Moniczki-ORP Błyskawicą zwany. Żyły pulsowały mu w swietle księżyca na nieprzykrytej włosem czaszce.
Czemu psiaczki cię nie pogryzły. Dlaczego nie szczekają?-stary nie mógł się nadziwić.
-Dobermany zagryzłem, a rotwailerka też -Rafaello błysnął swymi zębami, na które rodzice wydali kupe forsy, żeby je w takim stanie utrzymać.
-Co znaczy też? Też.!!!-ryczał ORP czując jak cisnienie chce wypchnąć mu oczy, bo język to sam wyskakiwał.
-Nakarmił je ten ....-Monika opamietała się, że nie wypada jej kląć na ukochanego - miły młodzieniec.
-Miły -zdziwił się ORP- to on nie chciał Cię zgwałcić.
-Nie zdążył bo nadszedłeś-ze złościa warknęła Monika.
-Przeszkodził nam Pan. To jest despotyzm, nepotyzmi, megalomania i inne idiotyzmy-wypluł z siebie Rafaello wijąc się dalej w rękach siłacza.
-A gdzie są pieski?-upierdliwie dopytywał sie ORP.
- Dał im szynkę, pierwszy raz od urodzenia tak się nażarły. Pospuszczał je z łańcuchów, ekolog-ojrzesz ty! Jaja sobie z Ciebie Tatku robi- był to głos siostry Mony, znanej dziennikarki wybiórczej- chodzącej zawsze w wysokich obcasach.
Jak zwykle wszystko nagrywała żmija, nauczyła sie tego od swojego szefa.
-Ojrzan, jesli już, jestem-przedstawił się oficjalnie Rafaello, obejmowany juz nie tak silnie, opiekuńczą ręką swego być może teścia.
Mógł dzięki temu kątem oka podziwiać figurę swej przyszłej laski.
Jesli on mnie nie zadusi, to Mona musi być moja-obiecywal sobie to i owo, tak jak to zwykle czynili przed śmiercią wszystkie Ojrzany.
- A jakżeś spryciulku ominął szczuroszczęki?- z pewnym podziwem pytał ORP swego byc może zielonego zięcia.
-Rozłapkowałem teren długim płaszczem-tu Rafaello zabrzęczał połami prochowca, który był pokryty dziurami z których wystawały obrzydliwe metalowe szczęki - podobno na szczury.
-Skąd ty jestes taki mądry, przecież nie ze szkół, bo szkiełek żadnych nie nosisz, a trzymasz sie prosto, w ławce ty nienauczony siedzieć-tu ORP aż głowę przekrzywił, co było u niego najwyższą formą zdziwienia..
-W wojsku byłem, brom piłem i od tego popatrz - zmądrzałem.-wyjasnił cierpliwie Rafaello.-
Uchwyt zwolnił się, ORP Błyskawica aż zamarł z wrażenia.
Prze chwilę wydawało się, żę stary padnie bez tchu.
-Bromkumplichu mój jedyny. Mnie to mało tym nie wykończyli taki miałem temperament, że w marynarce nie było już co rżnąć. Żyłem na bromie, jadłem go jak kapuste, popatrz włosy straciłem, same córki-a miał być jeden syn-tak mi wróżyła pewna portowa dama.
-Mnie też pewna dama wywrózyła , że mam jeść kopry i pory.
-Jedz, jedz ile chcesz, ty taki żylasty,ludożercy by nie mieli z Ciebie pociechy-poczucie humoru wracało do ORP-Mona pokaże Ci nasze najlepsze odmiany koproporów. Dwa w jednym, lepsze od szampanu.
-Szamponu-poprawiła go córka dziennikarka- i mów wyrażniej bo mi się za słabo nagrywasz. Nikt tego w sądzie nie uzna. Co tam tak cicho piszczy?Bieda?
Monika popdeszła do wolnego już Rafaella i przlgnęła do niego z całych sił, wtedy właśnie coś a raczej ktoś zapiszczał.
Rafaello wyciągnął z kieszonki małego nagiego chłpopczyka-
-To mój jedyny synek Gabriello.Wczoraj wykluty. Pierwszy krzyk wydał widząc nasze, przepraszam-wasze koproporkowe pole.
-Jaki śliczny, taki podobny do Ciebie, zawsze marzyłam o takim maleństwie-głos Mony drżał ze wzruszenia, tak, że nawet "r" nie zagrało.
-Czy mogę go dotknąć i zostać z Wami na zawsze, jesli tylko on zaświeci.
-Prosze, prosze-odparł beztrosko Rafaello, albowiem poza gwiazdami w jego rodzinnym Moragu bez zapałek świeciły tylko nieliczne żarówki.Przy tak wysokim stopniu bezrobocia nawet gazet nie czytali, a jego syn na pewno nie był neonówką.
Mona delikatnie wzięła na ręce małego Ojrzana, a ten po chwili pomroczności zaświecił jasnym,zielonym światłem.
-O w morde jeża, toż to koproporek-krzyknęła wzruszona Weronika, czarna kuzynka Rafaella, która pojawiała się zawsze w histerycznych chwilach.-Jest twój Mona.
-No popatrz, no popatrz - powtarzał osłupiały Rafaello, patrząc z niedowierzaniem na poruszjących się w oddali członków swej rodziny:
Mam Stenia pod rękę z ojczulkiem Januszem który opowiadał jej o swych przedwojennych koligacjach i przezyciach wojennych, za nimi szli w słusznej odległości brat Mich z rzeczona narzeczoną Anią, jak zwykle z boku szedł ten walnięty 15 kilogramowym młotem umięśniony Maro .Oni wszyscy łazili po koproporkowym polu i migotali na zielono.
Rafaello przytulił Monę z ich synkiem Gabrielem i światło poszło od nich ostre, mocno zielone.....
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt