Na linii horyzontu rozciągały się góry Sckerons. Przez szalejący wiatr, niosący ze swoim nurtem niezliczone ilości śniegowych płatków szczyty były niewidoczne dla zwykłego człowieka. Jednak czarodziej dzięki swoim umiejętnościom, bez problemu mógł zwiększyć zasięg swojego wzroku i zobaczyć to, czego inni nie widzą. U podnóża gór znajdowało się miasto Pargnento. Legendarne miasto założone przez starożytnego króla krasnoludów Trepena.
Pargnento słynęło ze sztuki płatnerskiej, charakteryzującej się najwyższym kunsztem, a elementy ekwipunku wyprodukowane w krasnoludzkich kuźniach posiadały swoje własne specjalne właściwości. Przykładem może być chociażby antyczny łuk Kleffena wykonany dla elfickiego księcia. Już sam fakt, że krasnolud wykonał łuk dla elfa jest zaskakujący. Pikanterii dodaje fakt, że był to kompozyt lepiej wyważony i wykonany z lepszych elementów, niźli robiły to elfy, do czego same się przyznały.
Książę Algeniufh za pomocą tego łuku i strzał, których groty stanowiły zatrute szpony strzygi, zabił ostatniego dwugłowego smoka Perkinga, przynosząc tym wyczynem swojej rasie wieczną sławę i miejsce w historii.
Trzy postacie w granatowych burkach z narzuconymi kapturami na głowę zatrzymały się na małym wzgórzu tuż przy skraju gęstego jodłowego lasu, skutecznie chroniąc się przed podmuchami zimnego powietrza.
- Musimy poszukać miejsca na obóz. Niebawem zacznie się ściemniać. Wladir, wiesz co robić – spod kaptura wypłynął lekki, ale dźwięczny głos kobiety.
- Już to zrobiłem. Sto siedemdziesiąt kroków w głąb lasu, następnie sześćdziesiąt pięć na północny zachód – odpowiedział osiemnastoletni Wladir Burlockat.
- Tym razem tak blisko? - zdziwiła się trzecia postać, mężczyzna.
- Tak. Tym razem mieliśmy szczęście. Za mną.
Po kilku minutach marszu w śniegach do połowy goleni, trzy zakapturzone postacie dotarły do otworu skalnego o wysokości człowieka. Jeden z czarodziei pstryknął palcami i przed nim rozżarzyła się kula ognia, oświetlająca wnętrze niewielkiej groty. Następnie kontynuując marsz dotarli do końca jaskini. Nie śmierdziało zgnilizną ani rozkładającymi się ciałami. Wędrowcy odetchnęli. Oznaczało to, że grota jest niezamieszkana przez żadnego zwierza ani potwora. Wladir ułożył na ziemi mały stojak i usytuował na nim magiczną lakrymę w postaci kuli. Zainkantował zaklęcie i lakryma zapłonęła ogniem, przyjemnie ogrzewając zmarznięte ciała.
Wszyscy zrzucili z siebie przesiąknięte do ostatniego włókna burki i rozwiesili je na prowizorycznym wieszaku, który zrobili z kilku patyków. Dopiero teraz w świetle lakrymowego ognia można było dostrzec oblicza wszystkich podróżujących.
Jedyną kobietą w trzyosobowej załodze była czarodziejka znana pod pseudonimem Arwen G. Jej twarz, choć ładna, miała ciągle ten sam, surowy wyraz. Długie włosy o kolorze ciemny blond opadały w kosmykach polepionych przez stopiony śnieg na śniadą twarz. Wpatrywała się w ogień refleksyjnym spojrzeniem, pociągając co chwilę lekko zadartym noskiem.
Wladir był najmłodszy w załodze. Liczący sobie osiemnaście lat czarodziej posiadał rozległą wiedzą na temat alchemii, prekognicji oraz wszelkiej magii demonicznej. Młodego Burlockata charakteryzowała specyficzna fryzura. Bujne loki rosnące we wszystkie możliwe strony świata stały się natchnieniem do przezwiska... Baranek, które przylgnęło do niego bardziej niźli nazwisko. Baranek miał problemy ze wzrokiem toteż nosił okrągłe okulary.
Rozpakował swój podręczny zestaw alchemiczny i zaczął kombinować coś z ziołami i ekstraktami, których zapachy szybko wypełniły przestrzeń jaskini. Brzdęknął kilka razy fiolkami, wymierzał fioletowy proszek z parującym wywarem i rozlał do trzech probówek.
- Zażyjcie to. To wzmocni wasz system odpornościowy oraz znieczuli na zimno.
Towarzysze bez słowa wlali substancję do gardła, wykrzywiając się nieznacznie.
- Nie cierpię tego paskudztwa.
- Zamknij się, Gitresin. Gdyby nie te paskudztwa, już dawno leżelibyśmy gdzieś daleko stąd pod grubą warstwą tego białego gówna – Wadir nie przebierał w słowach, co było dosyć sprzeczne z jego przezwiskiem.
Mężczyzna w średnim wieku spojrzał pogardliwym wzrokiem na młodego alchemika. Twarz czarodzieja zarastał bujny zarost, co dodawało mu lat i wyglądu mędrca. W rzeczywistości Gitresin
Keyler słynął wśród swojej kliki z mądrości i umiejętności podejmowania dobrych decyzji nawet w sytuacjach mocno stresowych.
- Ta wasza młodzieńcza zuchwałość w końcu was zgubi – żachnął się czarownik.
- Jasne... Brrr. Mam już dość tego zasranego mrozu, ciągłego brodzenia w śniegach po pas! Kiedy w końcu dotrzemy do tego miasta i to zdobędziemy, biorę sobie wolne i wyjeżdżam na Złotą Wyspę, gdzie zawsze panuje lato – młodzik rozmarzył się, układając na przeschniętej już burce.
- Jeśli w ogóle uda nam się ją odnaleźć – od wejścia do groty Arwen odezwała się pierwszy raz, nie odrywając wzroku od ognia. - Tak w ogóle, to czy ty nie miałeś rozpocząć szukania już teraz? - spojrzała na Wladira.
- Miałem, ale tego nie zrobię.
- Bo? - ton głosu Arwen uległ nieprzyjemnej zmianie.
- Co ty sobie myślisz? Uważasz, że szukanie w taką pogodę jest łatwe? Otóż nie! Do skanowania potrzebna jest czyste powietrze, najlepiej bez gwałtownych podmuchów wiatru, ciśnienie w normie, odpowiednia wilgotność powietrza... I w ogóle. Teraz nie mam najmniejszych szans na znalezienie czegokolwiek mniejszego niż posąg Bertonga.
Bertong był antycznym bohaterem ludowym. Przed głównym ratuszem w stolicy Garsttu znajduje się jego najwyższy pomnik – rzeźba o wysokości trzech sążni wykonana przez samego Dre am Celona, najwybitniejszego rzeźbiarza w historii tego świata.
- Czyli jesteśmy w dupie. Swoją drogą, ciekawe jak idzie Nikolasowi.
- Na pewno nie oszczędził sobie nawtykania jakimś represom – zaśmiał się Wladir.
- Jak to Nikolas. Zawsze musi zrobić coś dla przyjemności zanim zacznie robić coś, co powinien – włączył się do dyskusji Gitresin.
- Powiedzcie mi, co dalej? - alchemik odwrócił się do ognia i położył na boku, podpierając głowę dłonią.
- Jak to, co dalej?
- No co, jeśli znajdziemy już Niebiańską Lakrymę i Różdżkę Chaosu? Co dalej zrobimy z tymi potężnymi artefaktami?
- Sagena ma plan. Sami nie znamy szczegółów. Informacje, które posiadamy są szczątkowe. Jedno wiemy na pewno. Zostało nam powierzone bardzo ważne zadanie i nie możemy tego spartolić. Od nas zależy przyszłość wszystkich czarodziei, a co za tym idzie przyszłość całej magii. Musimy wykonywać polecenia i nie pytać „dlaczego tak, a nie inaczej”. Rozumiesz? - wyjaśnił Gitresin.
- A Nikolas zna plan? W końcu jest jednym z radnych całej Sageny?
- Zapewne zna, ale nie może się nim z nami podzielić – zabrzmiał lekki kobiecy głos.
Później wszyscy posiliwszy się pigułkami przygotowanymi przez Wladira udali się na spoczynek.
Nazajutrz najwcześniej wstał Gitresin i obudził swoich towarzyszy. Nie obeszło się bez przekleństw i narzekań na swój żałosny los Wladira oraz reprymendy od Arwen. Trójka opuściła grotę i wyszła na skraj jodłowego lasu. Na zewnątrz panowała ładna słoneczna pogoda. Światło spotęgowane bielą śniegu nieprzyjemnie kuło w oczy, ale poranek dawał szansę i wypełniał serce nadzieją.
- Czy teraz dasz radę skanować? - bez owijania w bawełnę Arwen przeszła do konkretów.
- O tak! To wymarzona pogoda do skanowania w zimę.
- Ile ci to zajmie czasu?
- Kochaniutka Arwen – Wladir wciągnął ogromny houst powietrza, przytrzymał go chwilę w płucach i wypuścił ze świstem. Potem zaczął kreślić runy na gładkiej powierzchni zaspy. - Wiele zależy od samego miejsca znajdowania się przedmiotu. Sądzę, że artefakt o takiej mocy jest dobrze ukryty, zatem to wydłuży poszukiwania, ale moc emanująca od lakrymy powinna przebić się przez wszelkie zakłócenia. Sądzę, że po południu powinniśmy znać lokalizację artefaktu z przybliżeniem do stu sążni.
- Eh, czyli do popołudnia nic nie zrobimy?
- No raczej nic. Ale powiedz mi, czemu nie zbliżymy się do miasta? Przecież z bliższej odległości dokładność szukania będzie większa, a i szybciej by mi poszło – Wladir przygotowywał swoje stanowisko pracy, na które składały się magiczne figurki pięciu świętych bestii ułożonych w kształcie pentagramu, na każdym wierzchołku gwiazdy jedna. Sam zaś uścielił sobie środek pentagramu i usiadł skrzyżnie.
- Haha. Myślisz, że Niebiańska Lakryma jest gdzieś w pobliżu miasta? Też chciałabym, żeby to było takie proste. Będziemy mieć szczęście, jeśli znajdziemy ją w przeciągu kilkunastu najbliższych dni. Codziennie skanując oczywiście – Arwen rzuciła we Wladira lekko złośliwym spojrzeniem.
- Co?! Mam codziennie skanować przez kilkanaście dni? Czy cię do reszty pogięło, kobieto?
- To twoja misja. Twój wkład dla Sageny.
- Zaraz, zaraz. Niby dlaczego lakryma może nie być w pobliżu miasta. Przecież musi ktoś pilnować przedmiotu o takiej potędze.
- Oczywiście, że pilnuje. Ale na pewno nie człowiek, ani żaden nieludź.
- To niby kto?
- Najbardziej prawdopodobną możliwością jest smok.
- Smok?! Mamy zwinąć lakrymę smokowi? - młodzieniec się przeraził.
- Takie zostało nam przydzielone zadanie – odezwał się Gitresin, który właśnie dołączył do swoich kamratów.
- Gitresin? Zaraz, tak właściwie to gdzieś ty był? - Baranek od razu zainteresował się Keylerem.
- Pomagałem ci.
- Niby w jaki sposób? Włócząc się gdzieś po lesie? Zaraz! A co ty tam targasz w tym worze?
- To jest właśnie moja pomoc – Gitresin rzucił worek na ziemie, z którego od razu wyskoczył chochlik i rzucił się do ucieczki. Czarodziej wysunął rękę w stronę uciekiniera, a na całym ciele stworzenia zaskrzyły wyładowania elektryczne i stworek upadł bezwładnie na ziemię.
Chochliki były niewielkimi i sprytnymi stworzeniami. Teraz na ziemi, wygląd tych istot mało przypomina ich pierwotną formę. Dawniej były czortami z piekła rodem. Były wysokie na półtora sążnia, miały dwa kilkucalowe kły, z czoła wyrastał im mocny, zawinięty ku górze róg, a z palców długie szpony. Całej krasie ostatecznego uroku dodawał jaszczurzy ogon zakończony kolcami. Po tysiącach latach ewolucji, chochliki zmniejszyły swoje rozmiary do dwóch łokci, pozbyły się rogu, ich szpony uległy radykalnemu skróceniu, natomiast na grzbiecie wykształciły się niewielkie, błoniaste skrzydła umożliwiające przemieszczanie się na niewielkie odległości. Poprzez ewolucję stwory będące niebezpiecznymi demonami stały się niegroźnymi, leśnymi stworkami.
- Co to ma być, do cholery?! Przynosisz mi tu chochlika, razisz go błyskawicą i mówisz, że mi pomagasz?! Otrząśnij się człowieka. Myślmy poważnie! - Młodzieniec zdenerwował się nieco.
- Uspokój się gówniarzu. Wyciągniemy zaraz z niego ważne informacje. Arwen, czy mogłabyś się tym zająć?
Blondynka skinęła głową i podeszła do stworka. Odwróciła niewielkie, pokryte śliską skórą ciało na plecy i położyła dłoń na czole stworzenia, ze skupieniem zamykając oczy.
Chwilę trwało zanim Arwen oderwała się od chochlika. W tym czasie Wladir zasypywał Kelyera gradobiciem pytań. Chciał dowiedzieć się między innymi o to, w czym może im pomóc taki chochlik. Gitresin spokojnie wyjaśnił mu, że te małe, przebiegłe stworzenia są dużo mądrzejsze niż wyglądają. Chochliki posiadają dużą wiedzę na temat otaczającej ich okolicy. Gitresin wytropił chochlika, aby wydobyć od niego informacje o Niebiańskiej Lakrymie i Różdżce Chaosu. Stworki słynął z długowieczności oraz, co dziwne, z przywiązania do historii. Całe chochlicze pokolenia przekazują sobie ustnie historie ich przodków i dzieje świata od niepamiętnych czasów. Dzięki umiejętnościom wkradania się w umysły Arwen, załoga może poznać przybliżoną lokalizację artefaktów oraz nawet ich strażników.
- Mam – Arwen zakończyła poszukiwanie informacji w umyśle chochlika.
- Więc? Co nam powiesz.
- Zajęło mi to dłuższą chwilę, gdyż musiałam wejść głęboko w podświadomość stworka, aż do pamięci jego pradziadów, ale udało mi się mniej więcej ustalić miejsce ukrycia lakrymy.
- Czyli co? Będę musiał się zwijać? - Baranek spojrzał na towarzyszkę błagalnym wzrokiem, która jednak nie zwróciła na niego żadnej uwagi.
- Najpierw musimy się kierować za południowy zachód.
- W góry?
- Nie tyle w góry, co za góry. Za pasmem Sckerons jest dolina, Dolina Stu Jezior. Według starej, czarciej legendy jedno ze stu jezioro nie ma dna. Pod akwenem znajduje się pieczara i to właśnie gdzieś w tej pieczarze rzekomo ma być smok, broniący dostępu do Niebiańskiej Lakrymy.
- Dolina Stu Jezior - powtórzył Wladir. - Wiesz które to jezioro, prawda?
- Niestety będziemy musieli dokładnie sprawdzić wszystkie jeziora.
- O święty Proroku – chłopak spojrzał błagalnie na niebo – dopomóż!
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt