Sanitariuszka cz. 7 - lina_91
Proza » Fantastyka / Science Fiction » Sanitariuszka cz. 7
A A A
-Karina... Karina, proszę, obudź się - czyjeś ręce błądziły delikatnie po jej twarzy, odgarniając na bok zmierzwione włosy. Z trudem otworzyła oczy. Miała niejasne wrażenie, że łatwiej by było rozewrzeć ołowiane bramy.

-Co smmm... - mogłoby się wydawać, że nie ma nic prostszego niż pytanie, co się stało. Jednak jeszcze nim skończyła, pamięć sama wróciła i język stanął jej kołkiem. Poderwała się, nie zważając na gwałtowny zawrót głowy.

-Spokojnie - Nik złapał ją za rękę. Wyrwała się, czując przeraźliwy strach, jak smak pieprzu w gardle.

-Gdzie my jesteśmy? - spytała, zacinając się z lekka. Nik westchnął. Nie patrzył jej w oczy.

-W jakieś chałupie, wciąż w Miastku.

-Ale... - tego zdania nigdy nie było jej dane dokończyć. I może to lepiej.

Metalowe drzwi szczęknęły i dopiero teraz rozejrzała się błyskawicznie po pokoju, a właściwie piwnicy. Schodki prowadzące na korytarz, na ścianach puste półki, malutkie, zakratowane okienko. Niewielka żarówka.

Do piwnicy, uśmiechając się jak kot, który zjadł kanarka, zszedł Kornakov. Bez bluzy, w samej tylko flanelowej koszuli. Bez broni.

-Witaj, Karinko - teraz jego uśmiech wydał jej się szczególnie urągliwy. Powoli czuła, jak krew zaczyna jej buzować w żyłach. W Polsce przebywało obecnie co najmniej kilkaset tysięcy żołnierzy, a ona ciągle trafiała na niego.

-Witaj, Jurij - podjęła grę. Kątem oka zobaczyła, że Nik cofa się o krok i z niedowierzaniem patrzy to na nią, to na żołnierza. Trudno; na wyjaśnienia będzie czas później.

Zapomniała, że w czasie wojny nie należy niczego odkładać na "później".

Kornakov zmarszczył brwi. Jego oczy gwałtownie pociemniały.

-Chodź.

-Karina, nie! - chłopak złapał ją za ramię, szarpnął i z wściekłością spojrzał jej w oczy.

-W porządku - wydusiła przez ściśnięte gardło. Za pierwszym razem puścił ją wolno. Za drugim próbował zabić. Co zrobi teraz?

-Gówno - warknął. -Znasz go?

Odwróciła wzrok. Gdzieś w głębi duszy już wiedziała, co zamierza Rosjanin. Jednym szarpnięciem zerwała naszyjnik z szyi i wepchnęła go w dłoń chłopaka. Był tylko posrebrzany, bo całą biżuterię, która miała jakąkolwiek wartość, dawno już sprzedała. Ale przecież nie o to chodziło.

W milczeniu, nie oglądając się więcej na chłopaka, wyszła przed Kornakovem na korytarz. Pchnął ją w stronę malutkiego pokoiku z zasuniętymi zasłonami. Mebli nie było, tylko leżanka w rogu. Stanęła przed oknem i próbowała się domyślić, jaki krajobraz skrywają ciężkie sztory. Trzaśnięcie drzwi ją otrzeźwiło.

W pokoju byli sami. Kornakov zamknął drzwi na klucz i odwrócił się bardzo wolno do dziewczyny. Miała wrażenie, jakby zamknął ją w ciemnicy, że nagle z tego pokoju ktoś wypompował cały tlen.
Wcisnęła się w kąt i poczuła, że ogarnia ją panika. Ale o ileż za późno!

-Nie... Proszę, nie... - wiedziała, że jeszcze chwila, a zacznie krzyczeć. Żeby tylko to coś dało...

A przecież nic jej nie robił, wciąż stał pół metra przed dziewczyną.

-Gdzie jest Maciejewski?

Spojrzała na niego z takim autentycznym zdumieniem, że uniósł brwi. Ale nie udawała. Nie spodziewała się takiego pytania, nie w tej sytuacji. Zresztą nie miała zielonego pojęcia, dokąd przeniósł się Maciejewski. Szedł przecież w innej kolumnie.

-Nie wiem.

-Zła odpowiedź - tekst jak z taniego filmu. Tyle że tanie filmy na ogół nie wywołują zimnego dreszczu.

-Ale ja...

To były ostatnie słowa, jakie wypowiedziała świadomie. Kolejne pół godziny, jeśli wracała do nich kiedykolwiek myślą, jawiły jej się w formie oderwanych obrazów, postrzępionych fotografii. Jego silne ręce, zbyt silne, by się opierać, trzask rozdzieranego materiału jej ubrania, brutalne usta, wciskające się w zakamarki ciała i ten uśmiech, na tle szarych oczu. Uśmiech, który nie pasował do tego świata, do tego, co się działo. I krzyk. Przeraźliwy, nieustający krzyk, wwiercający się w uszy. Jej własny, bezsilny wrzask.
W którymś momencie, modląc się o utratę przytomności, uderzyła ramieniem w poręcz leżanki. Przed oczami zamigotały jej różnokolorowe gwiazdy. Uderzyła jeszcze raz, tym razem świadomie. I jeszcze raz. Ból wzmagał się, ale upragniona ciemność nie nadchodziła. Choć czuła, że świeża rana znów się rozognila, że czysty opatrunek nasiąka krwią, wciąż była przytomna.

Zostawił ją, zakrwawioną, w kącie pokoju. Drżącymi rękoma próbowała przytrzymać na sobie rozlatujące się strzępy koszulki. Bluza była cała, spodnie tylko naderwane. Cały świat skurczył się do wielkości tych łachów. Wiedziała, że to tylko instynkt samozachowawczy. Nie mogła myśleć o tym, co się stało, żeby nie zwariować.

Gdzieś za oknem rozszczekał się pies. Nie zwróciła na to większej uwagi. Czemu on szczeka?

Odpowiedź wpadła parę minut później z uzi w ręku, z tak przerażająco obitą twarzą, że wstrząsnęła nawet pogrążoną w szoku Kariną.

Nik, myśląc, że dziewczyna jest nieprzytomna, chciał ją zarzucić sobie na plecy, ale ona kiedy tylko poczuła na sobie jego ręce, skoczyła jak oparzona. Patrzyła na niego w milczeniu o kilka sekund za długo.

Nik miał łzy w oczach. Rzucił jej pistolet z dokręconym tłumikiem, pomógł otulić się kurtką i ruchem ręki pokazał drzwi.

-Przepraszam cię - powiedział cicho, kiedy przeskakiwali przez płot i biegli w stronę lasu.
I jeszcze raz: przepraszam. Przepraszam. Nie pomyślałem. Nie chciałem. Nie...

Nie wiedziała, które słowa padły z jego ust, a które ona sama pomyślała.

Do linii drzew wciąż mieli kilkaset metrów, kiedy usłyszeli za sobą krótkie strzały. Nik, nie mierząc, wystrzelił serię i biegł dalej. Złapał ją za rękę.

Ten strzał był cichszy niż pozostałe, jakby wystarczył sam ciężar, który ze sobą niósł i nie musiał dodatkowo hałasować. Nik stęknął cicho i padł z rozkrzyżowanymi rękoma na trawę, pociągając za sobą Karinę. To ona krzyknęła.

-Nik... Nik... - odruchowo, nie myśląc, rozerwała mundur i przesunęła dłonią po soczystej plamie na wysokości miednicy. Instynkt był szybszy niż myśl. Wiedziała, że on już nie wstanie. -Nie, proszę...

-Idź.

-Nie zostawię cię.

-Idź. Mnie już nie pomożesz.

-Przekonamy się? - spytała twardo przez łzy i wyszarpnęła mu z rąk karabin maszynowy. Uderzył ją w łokieć. Nawet ranny, wciąż miał więcej sił niż ona.

-Nie zabijesz człowieka. Nawet dla mnie - dodał, bo patrząc w jej wykrzywioną bólem twarz, zobaczył coś, co powinien był dostrzec już dawno temu. -Zresztą nie mogłabyś zabić wszystkich. Karina. Daj pistolet i idź.

Setki argumentów zamarły jej na ustach. Wiedziała, co miał zamiar zrobić. A przecież był katolikiem. Tylko jakie to miało teraz znaczenie?

Zapomniała, co się stało w ciemnym pokoju. Teraz ważny był Nik.

-Nie mogę. Nik. Nie mogę. Nie proś mnie o to.

-Ten kraj cię potrzebuje. Ci ludzie, którym pomagasz, cię potrzebują. Karina. Słuchaj. Posłuchaj... - zakaszlał chrapliwie i pobladł. Już widziała, że w ich stronę biegną Rosjanie.

-Nie! - prawie krzyknęła. Łzy ją oślepiały. Wiedziała już, że to będzie ostatni widok Dominika: zakrwawionego, pobitego... A jednak on nawet w takim stanie ją ratował. Wrócił po nią, choć mógł uciec sam.

-Obiecaj mi... Obiecaj, że się nie złamiesz. Że się nie poddasz, bez względu na to, co się stanie. Że zrobisz wszystko, przeżyć, żeby wrócić do rodziny, założyć własną. Nauczyć swoje dzieci, jak kochać... Naucz je kochać tak mocno, jak... - zawahał się, jakby nie wiedział, co powiedzieć. -Jak mnie kochałaś. Karina, ja wiem. I na to uczucie zaklinam cię, nie daj się zabić. Uciekaj.

Wsunęła mu w dłoń zimną kolbę pistoletu. Pochyliła się i go pocałowała. Ten pocałunek, jej marzenie przecież, pachniał krwią i łzami. Bólem tak cierpkim, że niemal obojętnym dla organizmu. Mówią przecież, że powyżej pewnego stopnia cierpienia się nie czuje...

Ostatnie spojrzenie w jasne oczy, na blond włosy, zaciśniętą dłoń na glocku.

-Przepraszam - wyszlochała już w biegu. Dopadając drzew, usłyszała strzał. Przeraźliwy paroksyzm bólu zgiął ją wpół, ale nie zatrzymywała się. Nie musiała się oglądać za siebie. Wyobraźnia usłużnie podsuwała jej obraz Dominika, przeładowującego pistolet, czarnego wylotu lufy, kierowanej do jego skroni, smukły palec, szarpiący za spust i świeża fala krwi na trawie.

Jak długo tak biegła, nie wiedziała. Słońce powoli schodziło coraz niżej, kiedy wydostała się z lasu. Nie zastanawiając się, dokąd ją nogi zaniosły, czy nie pędzi przypadkiem prosto na posterunki rosyjskie, wypatrzyła mały domek, otoczony różami. Siatka była zerwana. Przepełzła pod płotem i zaszyła się w kwiatach.

Mogła zrobić dwie rzeczy. Zasnęła.

Obudził ją intensywny zapach wódki i ziół. Wolno uniosła powieki. Zobaczywszy tuż nad sobą ciemne oczy postawnego mężczyzny, zwinęła się w kłębek. A więc wszystko stracone. Nie dotrzyma danej obietnicy.

-Nie bój się, spokojnie - ciepły, serdeczny głos, bez śladu obcego akcentu. Otworzyła oczy i spojrzała na mężczyznę, nie wierząc. Czarny strój, biały pasek pod szyją. Ksiądz.

-Ksiądz... Ksiądz...

-Paweł Cichy. Zmieniłem ci opatrunek, miałaś paskudnie rozjątrzoną ranę. Napij się - wsunął jej do ręki kubek. Była tak otępiała, że wychyliła go bez słowa sprzeciwu.

-Jak ksiądz...

-Pogniotłaś mi najpiękniejsze kwiaty - uśmiechnął się spokojnie, bez śladu emocji. -O nic nie pytam. Ale jeśli potrzebujesz pomocy...

-Gdzie ja jestem? - przerwała mu. Nie pustych słów teraz potrzebowała.

-W Kołtkach.

Z trudem uniosła się z łóżka. Chwilę pomyślała. Maciejewski do Miastka nie mógł dojść, więc musieli się zadekować gdzieś niedaleko. Tylko gdzie?

-Nie wie ksiądz...

-Gdzie jest najbliższy polski kontyngent? - odgadł. -Niedaleko, pięć kilometrów na zachód. Jesteś sama?

Przeraźliwy spazm bólu, silniejszy niż cokolwiek, co mogłaby sobie wyobrażać, zacisnął jej gardło w supełek. Zakrztusiła się własną śliną i, nie panując w tym momencie nad swoimi odruchami, wybuchnęła gwałtownym płaczem.

-Ciii, ciii, już dobrze - wyszeptał ksiądz, przerażony jej stanem. Chciał ją objąć, ale odepchnęła go i zeskoczyła na podłogę. W jego oczach odmalowało się zrozumienie i zaraz potem gorąca nienawiść, która z pewnością nie przystoiła duchownej osobie.

-On nie żyje... On... - nie wiedziała, co mówi, co robi. Zerwała z oparcia drewnianego krzesła swoją bluzę i zarzuciła ją na plecy. Wzrok już szukał karabinu.

-Spokojnie. Usiądź - siłą niemal pchnął ją na krzesło. Łzy obsychały szybciej niż krwawiące, poszarpane serce. -Zawiozę cię. Ruscy mnie znają, przepuszczą.

Bez słowa pozwoliła zaprowadzić się do mini vana, zapakować do bagażnika. Nie jechali długo. Nawet nie zatrzymywali się po drodze. Rytmiczne buczenie silnika brzmiało niemal jak skowyt ranionego zwierzęcia. W pewnym sensie przynosiło jej to ulgę.

Wysadził ją na leśnej drodze, niedaleko jakiegoś budynku, w ręce wcisnął jeszcze harcerski plecak. Wskazał coś palcem.

-Powodzenia.

Nie obejrzała się. Plecak zarzuciła na ramiona, karabin wzięła w ręce. Wartownik pozwolił jej podejść na bliską odległość, pewnie ze względu na polski mundur.

-Kapral Karina Wiśniewska, Szósty Oddział Piechoty pod dowództwem porucznika Maciejewskiego. Chcę rozmawiać z dowódcą.

-Twoim czy moim? - młody chłopak w założonej na bakier czapce wykrzywił usta w uśmiechu.

Karina uniosła w milczeniu brwi. Starszy szeregowy przekręcił oczami, że nie doceniła jego żartu.

-Maciejewski też tu jest. Poczekaj.

Krzyknął coś w stronę otwartych drzwi. Ktoś wyjrzał przez okno, rozległo się wołanie. Parę sekund później wybiegł Maciejewski.

Słaniając się na nogach, Karina uniosła dłoń w geście salutu.

Maciejewski zacisnął usta, potrząsnął głową, żeby odgonić słabość i porwał ją w ramiona.

-Dziecko...

Teraz rozkleiła się zupełnie. Prowadząc ją do środka, słyszał wciąż jedno tylko zdanie: Nik nie żyje.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
lina_91 · dnia 17.09.2008 10:57 · Czytań: 763 · Średnia ocena: 4,33 · Komentarzy: 14
Komentarze
lina_91 dnia 17.09.2008 12:12
No, czemu do jasnej paskudy nikt sie nie wysili?
anek_ch dnia 17.09.2008 14:19 Ocena: Świetne!
Ja się wysilę!
czytam od dawna twoje opowiadanie i zawsze z niecierpliwością czekam na następne. Historia fajna, napisana dobrze (przynajmniej ja mam takie odczucia).
Kiedy będzie następna część? :D
pawelh dnia 17.09.2008 15:00 Ocena: Bardzo dobre
przeczytałem... ta część jest bardzo pesymistyczna, dołująca, a jeszcze w taką pogodę.... eh... pod względem formy - nie zauważyłem większych błędów... ;) myślę że mógłbyś wydać to jako osobną powieść (tzn. - "Sanitariuszki";)
lina_91 dnia 17.09.2008 15:03
Pesymistyczna... Oczywiscie zgadzam sie, ale na litosc boska, trudno pisac o wojnie optymistycznie! Dziekuje za komentarze, na Was mozna liczyc... :)
pani jeziora dnia 17.09.2008 15:20 Ocena: Bardzo dobre
czekałam i czekałam na tę część i nie zawiodłam się!

mmmm, jeeeeszczeeeee!!
lina_91 dnia 17.09.2008 15:31
A bedzie jeszcze... nie wiem kiedy, ale do konca tego tygodnia na pewno :). Cieszycie sie? :p
pani jeziora dnia 17.09.2008 16:51 Ocena: Bardzo dobre
strasznie ! ;)
ginger dnia 17.09.2008 22:15 Ocena: Bardzo dobre
Ja sie nie ciesze, bo mi sie wlasnie chusteczki skonczyly i bede musiala jutro isc do tesco, zeby nowe kupic...

A tak serio - bardzo dobrze.
Hyper dnia 18.09.2008 00:23 Ocena: Świetne!
Normalnie mnie sparaliżowało przy tej części. Nie poszłam do ubikacji, proszę uznać wagę tej informacji, nie zapaliłam papierosa, tylko chłonęłam 7! część! Akcja jest mocno zagęszczona, pełna napięcia. Kto by tam zważał na błędy.. były w ogóle jakieś? :) Świetnie! Dalej, dalej. Popadłam w uzależnienie.
lina_91 dnia 18.09.2008 10:25
Byly bledy, teraz mi sie rzucily w oczy :D. Ale ciesze sie, ze tak odebraliscie ten tekst. Dziekuje za mile slowa :)
lina_91 dnia 18.09.2008 16:47
Ale tak z drugiej strony, nieskromnie mowiac, to z tej czesci do tej pory jestem najbardziej dumna :)
Usunięty dnia 18.09.2008 22:58 Ocena: Bardzo dobre
Ja się "czepnę" jednego drobiazgu. Zapadła w sen w kwiatach, po przebudzeniu widzi księdza, rozmawia z nim, a potem nagle zrywa się... z łóżka. Trochę to dezorientuje. Proponuję: Albo o tym łóżku jakoś w rozmowie bohaterki z księdzem napomknąć, albo oddzielić fragmenty opowieści (gwiazdkami?) w miejscu między: 'Zasnęła' a "Obudził'.

Pozdrawiam :)
lina_91 dnia 19.09.2008 14:13
Poprawie. Dziekuje za poswiecony czas :)
lina_91 dnia 23.09.2008 10:55
Powinna niedlugo sie pojawic kolejna czesc. Zapraszam serdecznie.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty