Zasłona śmierci - Vasamir
Proza » Obyczajowe » Zasłona śmierci
A A A
Od autora: Każdy komentarz będzie na wagę złota (zarówno te pozytywne i negatywne).

Nigdy nie dowiedziałem się, po co naprawdę była ta zasłona - biała, pofałdowana firanka. Usprawiedliwiali jej obecność zachowaniem prywatności chorego, ale przeważnie mówili mi po prostu, że jest potrzebna, ot, tyle, koniec rozmowy. Z czasem w mojej głowie powstała własna teoria. Jakoś bardziej miarodajna od prostego: „jest potrzebna”.

Osobiście uznałem, że to zasłona śmierci - granica zaświatów.

Stałem w drzwiach pokoju opłacanego przez podatki obywateli i datki charytatywne; zdecydowanie za mało funduszy politycy przelewają na tych ludzi. Ale już się nie dziwię. Nie dziś. Dzisiaj wiem, że my i inna ciężko harująca siła robocza ich nie obchodzi. A już na pewno nie obchodzą ich ludzie przebywający za zasłoną śmierci.

Za małym, kwadratowym oknem, jakby przeniesionym z szopy, ujrzałem, jak zimowy wiatr targa nagimi gałęziami drzew. Szare niebo rozpłakało się i na nasz świat spadła ostra ulewa.

- Jesteś tam? - usłyszałem słaby głos zza zasłony. Był ledwie słyszalny.

- Jestem, Basiu, już idę.

Krocząc do śniadej zasłony po obrzydliwej wykładzinie, poczułem chłodny dreszcz.

Ona już tutaj była. Czekała. Być może w kącie, być może idąc ze mną ramię w ramię. Tak często ją czułem, moglibyśmy już nazywać siebie znajomymi, choć wiedziałem, że ta znajomość i w moim przypadku może zakończy się w jednym z takich łóżek, choć w innym miejscu i czasie.

Kiedy wyjrzałem za parawan, dostrzegłem orzechowe źrenice spoglądające na mnie spod przymrużonych powiek. Wychudzona, zapomniana przez rodzinę dziewczynka o skórze koloru awokado była do połowy przykryta kocem. Trzęsła się. Wiedziałem, że to nie z zimna. Wyczuwała to, co ja. Każde z nich zawsze to wyczuwało.

- Boję się, Remiku... Tak bardzo, bardzo... - Głos Basi załamał się. Na gładkiej głowie siedmiolatki, chorej na nowotwór żołądka, zalśniły refleksje odbite od jarzeniówek na suficie. Obecnie nowotwór był w czwartym stadium. - I to boli... A ja... nie mogę...

Usiadłem bezradnie na brzegu łóżka. Ująłem drobniutką dłoń między swe grube palce, uważając, żeby nie zahaczyć o wenflon, który pozwalał na dożylne dostarczanie mało pomagających już środków przeciwbólowych. Niewiele można było obecnie zrobić.

- Nie bój się, Basiu, jestem przy tobie – powiedziałem cicho.

- Nie tylko ty – wyszeptała.

Nie tylko ja, potwierdziłem w duchu. Ale nikt na to nie miał wpływu.

- Przeczytałam...

- Słucham? - Przyłożyłem ucho do jej ust.

- Romea i Julię – powiedziała słodkim i niemal aroganckim głosikiem. - A mówiłeś, że nie dam rady. Ładna... książka...

Siedmiolatka przeczytała Romea i Julię. Powinny to usłyszeć zdrowe dzieciaki, pomyślałem, które tylko narzekają na groszek i marchewkę podczas obiadu. Ale nie ma co się dziwić – Basia była wyjątkową dziewczynką.

- Cieszę się. - Ale zaraz coś ścisnęło mi serce, jakby zimna dłoń rzeczywistości.

- Tam też była – wyszeptała. Ze smutkiem uświadomiłem sobie, że skóra zaledwie wisi na jej młodych kościach. - Tam też zebrała... zebrała...

- …żniwo – dokończyłem.

Basi udało się kiwnąć głową.

- Ona jest z nami od zawsze – powiedziała – i na zawsze pozostanie. A potem wszystko zgaśnie... Jak moje życie...

Zimna dłoń żalu i smutku opuściła moje serce i boleśnie ścisnęła gardło.

- To nie koniec, Basiu...

- Nie? - wtrąciła. W jej słabym głosie brzmiała nutka niedowierzania. - Ja nie chcę wierzyć, Remiku, chcę... doświadczyć... I zaraz mi się to uda. - Ochrypły, chrzęszczący wdech, a potem powolny wydech. - Przyjdzie pan ksiądz?

Zawsze nazywała ich per pan.

- Jeżeli chcesz.

- Nie chcę – wyszeptała i odwróciła głowę.

Zatkało mnie. Pierwszy raz usłyszałem te słowa właśnie wtedy. O dziwo pierwszy i nieostatni.

- Dlaczego? - zapytałem zdziwiony.

Przez moment milczała. Wiedziałem, że Basia zbiera w sobie siły, żeby wykrztusić jakiekolwiek słowa.

- Bo nic złego nie zrobiłam – powiedziała jednym tchem. Potem stęknęła i krucha jak ciastko dłoń powędrowała na brzuch. - Boli... - Oddech zwolnił. Choć grzejniki pracowały na najwyższych obrotach, wiedziałem, że unoszącego się w powietrzu nietypowego zimna nie ogrzeje i tysiąc z nich. - Jestem niewinna, Remiku. Podasz mi Pana Misia? Dziękuję. - Przytuliła go, swojego jedynego przyjaciela; brązowego, bez jednego oka, z wychodzącą z ucha watą. - To nie ja krzyżowałam Go... Więc czemu to ja mam cierpieć... Jeżeli taki On jest, to nie chcę Go znać... Nie chcę... Nie chcę...

Malutkie palce ścisnęły moją dłoń.

- Wiesz, co myślę, Remiku?

Pokręciłem przecząco głową.

- Myślę, że Go chyba jednak nie ma, bo przecież nie pozwalałby na to, prawda? A poza tym... Chyba wiem, co jest potem... po drugiej stronie. - Na moment zawiesiła głos. Przeszyła mnie jakby nie swoim wzrokiem, jakby jej oczami spoglądał na mnie ktoś inny. - Po śmierci jest to, co jest przed narodzinami... Jest wszystko, ale dla nas nie ma już nic.

Zimna dłoń rzeczywistości pozornie poluzowała uścisk na moim gardle, gdy po policzkach spłynęły łzy. Kim mogłaby Basia zostać, gdyby dorosła? Gdyby mogła spełnić skryte marzenia? Nigdy się tego nie dowiem... Tym razem dwie niewidzialne, lodowate dłonie ścisnęły zarówno moje serce, jak i gardło. Żal wykrztusił dalsze łzy.

I wtedy osobliwy, bo nieobecny przecież chłód zmierzwił mi włosy, potem jakby musnął polik i spłynął na szyję.

Rączka w mojej dłoni rozluźniła się. Pierś już się nie podniosła, ciało zastygło niby monument. Pan Miś osunął się na podłogę.

Orzechowe oczy Basi straciły iskrę życia.

Skoczyłem do dzwonka nad łóżkiem i wcisnąłem czerwony przycisk. Zanim otarłem łzy, do pokoju wbiegły dwie pielęgniarki i doktor Sandra. Tutaj, w Hospicjum Ostatniej Nadziei, pieczę nad dziećmi trzymała kobieta po czterdziestce, w farbowanych na blond włosach i tragicznym makijażu, który nie zakrywał worków pod oczami. Atoli Sandra była wspaniałym lekarzem, czuwającym nad zdrowiem każdego dziecka...

…i potwierdzającym kres ich młodego istnienia.

Mimo jednomiarowego dźwięku śmierci, mimo zielonej prostej linii na ekranie monitora i zera w prawym dolnym rogu, doktor Sandra sprawdziła Basi tętno, przyłożyła ucho do ust... Zanim się wyprostowała, pokręciła przecząco głową. Potem zerknęła na zegarek.

- Zgon nastąpił trzydziestego pierwszego grudnia o godzinie piętnastej trzydzieści jeden – oznajmiła.

Minąłem zasłonę śmierci, robiąc miejsce dla pielęgniarek, które zaczęły szykować ciało do przedostatniej podróży – wpierw do kostnicy, a potem na cmentarz. Oparłem się o ścianę na korytarzu i otarłem łzy, które

(po śmierci jest to co jest przed narodzinami jest wszystko ale dla nas nie ma już nic)

przywołały ostatnie słowa Basi.

Wtedy poczułem ciepłą dłoń na ramieniu, dotyk, który na moment przegnał unoszący się w powietrzu chłód.

Podniósłszy wzrok, zobaczyłem tylko kremowe lica ścian biegnące pustym korytarzem w kierunku zielonego znaku z napisem EXIT.

Halucynacja, pomyślałem, zwykły omam.

- Remiku? - usłyszałem głos doktor Sandry. Stała w drzwiach i spoglądała na mnie bystrymi oczami koloru letniego nieba. - Wszystko w porządku?

- Tak – odpowiedziałem. - Wszystko w porządku.

- Nie musisz już tutaj pracować i... oglądać tego wszystkiego. Twój wolontariat się skończył.

Tak, skończył się dobry miesiąc temu. Ale po tych kilku tygodniach poznałem świat ukryty za chichotami dzieci w przedszkolach, za rodzinnymi spotkaniami przy niedzielnym obiedzie, za pijackimi piosenkami w barach... To było osobliwe podziemie powierzchownego świata, o jakim nie myślą przeciętni zjadacze chleba.

A ja nie mogłem przestać o nim myśleć.

- Wiem, pani doktor – odrzekłem ze smutnym uśmiechem. - Wiem o tym.

Nie odpowiedziała. Odwzajemniła uśmiech i wróciła do pokoju.

Stałem tak przez moment jak kołek wbity w ziemię.

Dzisiaj o północy Nowy Rok, pomyślałem.

Ale nie dla wszystkich.

- Młodzieńcze? - usłyszałem głos z prawej strony. Szedł do mnie ojciec Paweł, jeden z tych ludzi, którzy przypominali swoją posługą papieża Franciszka. - Czemu po mnie...

- Nie chciała – wtrąciłem, kręcąc przecząco głową. - Nie chciała.

Minąłem zaskoczonego kapłana i ruszyłem w przeciwnym do wyjścia kierunku. Chciałem napić się kawy... A może szklaneczkę Jacka Danielsa? Nie wiedziałem. Do dziś tego nie wiem.

Nagle poczułem znajomy chłód. Zimne, jakby lodowate podmuchy płynące wśród pokoi i wybywające się z nich niewidzialnymi kłębami na korytarz.

- Łemiku? - zawołał wysoki, chłopięcy głos z bocznego pokoju. Znałem ten głos i tę wadę wymowy. Znałem ich właściciela. - To ty?

Zatrzymałem się przed zasłoną śmierci.

- Jestem, Stasiu, już idę.

- Boję się... Tak bałdzo się boję...

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Vasamir · dnia 18.11.2013 19:18 · Czytań: 500 · Średnia ocena: 4,8 · Komentarzy: 24
Komentarze
Usunięty dnia 19.11.2013 10:09 Ocena: Świetne!
Vasamir - cóż powiedzieć o tak dobrze napisanym tekście... że przejmujący, wzruszający, że ukazuje dramat i popycha myśli do pytań o sens cierpienia dzieci, o cel i dlaczego?
Cytat:
Ale po tych kilku ty­go­dniach po­zna­łem świat ukry­ty za chi­cho­ta­mi dzie­ci w przed­szko­lach, za ro­dzin­ny­mi spo­tka­nia­mi przy nie­dziel­nym obie­dzie, za pi­jac­ki­mi pio­sen­ka­mi w ba­rach... To było oso­bli­we pod­zie­mie po­wierz­chow­ne­go świa­ta, o jakim nie myślą prze­cięt­ni zja­da­cze chle­ba.

To jedno z najbardziej prawdziwych zdań, jakie przeczytałam.

Pozdrawiam

B)
al-szamanka dnia 19.11.2013 11:17 Ocena: Świetne!
Cytat:
po co na­praw­dę była ta za­sło­na - ta biała, po­fał­do­wa­na fi­ran­ka.

drugie możesz spokojnie wyrzucić
Cytat:
Tak czę­sto ją czu­łem, że mo­gli­by­śmy już na­zy­wać sie­bie zna­jo­my­mi, choć wie­dzia­łem, że ta zna­jo­mość

pierwsze możesz spokojnie wyrzucić


Hmm, cóż można powiedzieć przeczytawszy taki tekst...
I gdy pięści zaciskają się z bezsilności, a łza spod powieki nie chce płynąć tylko tkwi tam jak ostry kamień.

Rozumiem Remika. Wiem dlaczego przedłużył wolontariat.
Są chwile w życiu człowieka, które raz na zawsze mu pokazują, co tak naprawdę jest ważne.
Są chwile, które z człowieka robią Człowieka.
Zobaczyła to także doktor Sandra, bo pracując z poświeceniem w hospicjum nauczyła się rozpoznawać prawdę w "drgnięciu jednej rzęsy".
Z mojego doświadczenia wiem, że odchodzenie za zasłonę jest stanem wyjątkowym. Odchodzący wie kiedy i przy kim może to zrobić. Niekiedy mam wrażenie, że staje się na krótki moment jasnowidzem... albo, jako że stoi na granicy, ma wgląd w tam i tu jednocześnie.
Jeżeli jest się wystarczająco wrażliwym, otwartym, to towarzyszenie w przejściu może stać się jednym z najważniejszych doświadczeń.
Potem jest już wszystko inaczej.

Przejmujący, ważny tekst. Piękny.
Pozdrawiam :)
Vasamir dnia 19.11.2013 18:19
Dziękuję, że odwiedziłyście ten skromny kącik i przeczytałyście moje opowiadanie; przede wszystkim dziękuję za jakże ciepłe słowa. :)
amsa Miło mi, że ten tekst wzbudził u Ciebie tak osobliwą reakcję. Cieszę się również, że wyłowiłaś zdania, które miały być, nie dosłownie, ale w w pewien specyficzny sposób jakby "kluczowe". Bardzo dziękuję za wizytę i ocenę. ;)
al-szamanko Dziękuję za wskazanie niepotrzebnych słówek; osobiście nie mogłem dojść do ładu, dlaczego te zdania tak szorstko brzmiały, a tu, proszę, wystarczyło wprawne oko z zewnątrz! Już poprawiam. Pod Twoimi słowami podpisuję się wielkimi literami, gdyż mam takie same odczucia. Dziękuję za tak pozytywną opinię. :)
Jeszcze raz dziękuję.
Madame Chauchat dnia 19.11.2013 19:12 Ocena: Świetne!
Wzruszył mnie Twój tekst. Na takie pytania, które zadaje dziecko "Dlaczego ja?" nikt nie udzieli prawdziwej odpowiedzi. Pozostaje tylko wierzyć, że gdzieś Tam będzie już tylko lepiej. I że Jej odejście ma sens, dla tych co zostają, chociażby dla wolontariusza z hospicjum.

Strasznie to smutne, że dziewczynka była tam za zasłoną samotna, bez rodziców.
Vasamir dnia 19.11.2013 21:10
Dziękuję za wizytę, ocenę i komentarz, Madame Chauchat. Starałem się, żeby ten tekst wzruszył, i po Twoim komentarzu mogę jeszcze głębiej odetchnąć z ulgą.
Wiara zawsze pozostanie, choć dla mnie świat więcej przypomina przypadek, w którym nie istnieje jakiś większy sens albo głębsze przesłanie... Ale to nie umniejsza przyjemności z samej egzystencji, gdyż życie samo w sobie jest cudem. Śmierć również ma w sobie osobliwość, działającą na życie zwykłych ludzi, jak Ty i poprzednicy już zauważyliście. Jak powiedział Richard Dawkins: "Um­rze­my i to czy­ni z nas szczęścia­rzy. Większość ludzi nigdy nie umrze, po­nieważ nig­dy się nie na­rodzi". To pozwala w charakterystyczny sposób znieść wizję śmierci.
Tak czy inaczej, miło czytać tak przychylny komentarz, za który bardzo dziękuję. :)
swistakos dnia 19.11.2013 21:48
Naprawdę wzruszający tekst. Praca w hospicjum jest straszną pracą.
Vasamir dnia 19.11.2013 21:53
Dziękuję za komentarz, swistakos, i za wizytę. :)
Może i prawda, dla niektórych taka praca jest straszna, ale i potrzebna. Moim zdaniem ci ludzie albo rodzą się z powołaniem do pracy w hospicjum, albo górę bierze empatia i postanawiają pomagać śmiertelnie chorym ludziom.
Cieszę się, że zajrzałeś.
al-szamanka dnia 19.11.2013 21:56 Ocena: Świetne!
swistakos napisał:
Praca w hospicjum jest straszną pracą.

Nie tak do końca, Swistakosie. Przede wszystkim jest to ciężka praca i nie dla każdego.
Niemniej doświadczenie, które się w niej zdobywa jest wyjątkowo cenne.
swistakos dnia 19.11.2013 22:06
Tak wrażenie odniosłem po przeczytaniu tego tekstu. Poza tym nadmierne wzruszenie zaszkodziło najbardziej bohaterowi. Proszę nie zrozumieć mnie źle, nie chodzi mi o to, że nie należy się przejmować losem ludzi w hospicjum, ale ten jego płacz, no nie wiem, trudno to wytłumaczyć, wydaje mi się, że jednak mu zaszkodził, nie pacjentom, właśnie jemu. Oczywiście to moje subiektywne wrażenie wyniesione po lekturze tekstu.
al-szamanka dnia 19.11.2013 22:13 Ocena: Świetne!
swistakos napisał:
Poza tym nadmierne wzruszenie zaszkodziło najbardziej bohaterowi.

Nie sądzę, tu masz odpowiedź.
Cytat:
po tych kilku ty­go­dniach po­zna­łem świat ukry­ty za chi­cho­ta­mi dzie­ci w przed­szko­lach, za ro­dzin­ny­mi spo­tka­nia­mi przy nie­dziel­nym obie­dzie, za pi­jac­ki­mi pio­sen­ka­mi w ba­rach... To było oso­bli­we pod­zie­mie po­wierz­chow­ne­go świa­ta, o jakim nie myślą prze­cięt­ni zja­da­cze chle­ba.
swistakos dnia 19.11.2013 22:15
Chodzi mi o to, że płakał, nadmiernie się wzruszył, w hospicjum jest tyle śmierci i cierpienia, że to nie zawsze jest dobre.
Madame Chauchat dnia 19.11.2013 22:17 Ocena: Świetne!
No tak, ja też bym ryczała w hospicjum. Nie ma co się dziwić nadmiernie.
swistakos dnia 19.11.2013 22:22
Ale on tam pracował już od dłuższego czasu, to nie to samo co wejście tam "świeżaka". Trochę opatrzył się z atmosferą tam panującą, a płacz nie zawsze pomaga, nawet jemu.
Madame Chauchat dnia 19.11.2013 22:24 Ocena: Świetne!
Bo to nie był Czak. Czak nie zapłacze nawet na własnym pogrzebie
swistakos dnia 19.11.2013 22:26
Rzeczywiście to nie czak...
Madame Chauchat dnia 20.11.2013 09:13 Ocena: Świetne!
Znajomy kiedyś opowiadał z jakim poświęceniem zajmował się w domu ojcem w ostatnim stadium raka, że mył go, przewijał, itd. Myślę sobie, jaki wspaniały człowiek, że tak potrafi poświęcić się. Okazało się, że trwało to całe trzy dni, dopóki nie zwolniło się miejsce w hospicjum. A opowiadał tak, jakby to latami niemal trwało. Ach, ta skłonność do przesady co poniektórych.
swistakos dnia 20.11.2013 14:18
Bo dla niektórych nawet trzy dni są trudnym testem. Ale tu bohater miał dłuższe doświadczenie w hospicjum, więc to co innego.
shinobi dnia 20.11.2013 17:36
Szczera i dobrze podana historia. Dużo w niej emocji mogących wzruszyć.
Tekst podajesz sprawnie, zdarzają się momenty o potencjale wybijającym się ponad całość:

Cytat:
Zimna dłoń żalu i smut­ku opu­ści­ła moje serce (...)


Cytat:
świat ukry­ty za chi­cho­ta­mi dzie­ci


itp.

Całość nośna, może się podobać, choć sam szukam chyba innego sposobu narracji.
mike17 dnia 20.11.2013 18:41 Ocena: Świetne!
No jestem pod wrażeniem...
To, że pisanie idzie Ci jak po maśle chyba mówić nie muszę, chcę powiedzieć, żeś niesamowicie intensywnie oddał to wszystko, czuć ból, cierpienie, bezradność, osobliwe uczucia towarzyszące sytuacjom, na które nie mamy wpływu, w końcu wyraźnie czuć zapach śmierci, bardzo mocno, i tego, co jej towarzyszy... powolnego gaśnięcia.
Osobiście nie lubię takich textów.
Staram się je omijać, bo pomimo wielu lat pamiętam jak gasł mój Ojciec.
Ale śmierć jest częścią życia.
Sposób, w jaki to opowiedziałeś, jest idealny do treści, subtelny i nienachalny.
Delikatność całej narracji czyni obraz jeszcze bardziej przejmującym.

Miałem w czasach licealnych dzień, kiedy w ramach prac społecznych zbieraliśmy liście wokół pewnego Domu Starców na Służewiu, i mieliśmy okazję wejść do środka i zobaczyć tych nieszczęśników...
To już ponad 20 lat, a ja to wciąż widzę.
Odchodzenie w takich miejscach to czysty smutek i marazm.
Twarze tych ludzi mówiły same za siebie.

Jeden z lepszych textów, jakie ostatnio czytałem.
Vasamir dnia 20.11.2013 18:51
Dzięki, shinobi, za wizytę i komentarz. Rozumiem twoje odczucia co do poszukiwania innego sposobu narracji - w końcu to kwestia indywidualna. Miło, że zajrzałeś i podzieliłeś się opinią. :)
Mike17, wielkie dzięki za tak pozytywne słowa podczas wizyty i wystawienie oceny. :)
Przykro mi z powodu Twojego Ojca. Ale, jak wspomniałeś, śmierć jest częścią życia, i nic nie możemy z tym zrobić. Chociaż możemy być przy bliskich w ich ostatnich godzinach, jeżeli istnieje taka możliwość...
Także pamiętam, jak przechadzałem się korytarzem w hospicjum, będąc w wieku szkolnym. Pamiętam te spojrzenia, te subtelne słowa... To, co pisałem, zostało po dziś... Postanowiłem więc to przelać.
Jeszcze raz dziękuję Wam za wizytę.
mike17 dnia 20.11.2013 18:57 Ocena: Świetne!
Przypomniał mi się "Szósty zmysł" i chłopiec, który nawiązywał kontakt ze zmarłymi.
Myślę, że są chwile, kiedy i my czujemy obok siebie "obecność", ja tak mam od śmierci Ojca, i wiem, że są dni, że gdzieś niedaleko mnie stoi, może patrzy na stare kąty, może na mnie, kim dziś jestem i co z moim życiem.
Tak to widzę.
I wiem, że tak jest.
jasna69 dnia 20.11.2013 21:03
Ojoj, ten tekst wbija w ziemię. Jakąż wymowę ma siedmiolatka, która przeczytała "Romea i Julię" i mówi: ładna książka. Aż dreszcz mnie przeszedł, jak pomyślałam, że wie czego nigdy nie doświadczy. Podziwiam ludzi, którzy nie narzucają umierającym tych wszystkich uświęconych rytuałów. Przecież żeby odejść nie jest potrzebny ksiądz, a przyjaciel.
Pięknie odmalowałeś te zasłony.
Gratuluje i pozdrawiam
Usunięty dnia 20.11.2013 21:31 Ocena: Bardzo dobre
Jak to mówią na kiepskich filmach: God, you're good. Wychwalałabym głównie Twój styl, bo sam temat przewija się często tu i tam, gdyby nie dwie perełki.
Odprawiony ksiądz, zawodzący na korytarzu oskarżycielskim tonem (jak to oni mają we krwi) - zwykle narrator gubi buty, aby w ostatniej chwili przywołać go jednak do łóżka.
I zakończenie. Bo mnie osobiście nie dziewczynka powaliła na kolana, a właśnie "Łemik".

Cytat:
usły­sza­łem słaby głos zza za­sło­ny. Był le­d­wie sły­szal­ny.- Je­stem, Basiu, już idę.Kro­cząc do śnia­dej za­sło­ny
- trochę wpada
Cytat:
Tak bar­dzo, bar­dzo... - (G)łos Basi za­ła­mał się.

Cytat:
Nie­wie­le można było obec­nie zro­bić.
- bez 'obecnie' chyba lepiej
Cytat:
- Ona jest z nami od za­wsze – po­wie­dzia­ła(.)

I tu mam mieszane uczucia:
Cytat:
Zimna dłoń rze­czy­wi­sto­ści po­zor­nie po­lu­zo­wa­ła uścisk na moim gar­dle, gdy po po­licz­kach spły­nę­ły łzy. Kim mo­gła­by Basia zo­stać, gdyby do­ro­sła? Gdyby mogła speł­nić skry­te ma­rze­nia? Nigdy się tego nie do­wiem... Tym razem dwie nie­wi­dzial­ne, lo­do­wa­te dło­nie ści­snę­ły za­rów­no moje serce, jak i gar­dło. Żal wy­krztu­sił dal­sze łzy.

Bo niby powtarzają się tylko łzy i dłoń (i trochę wpada ten uścisk na ściśnięcie), ale kiedy się szybko czyta, to jakby dwa razy czytało się jedno zdanie. Ale może tylko ja tak mam dziwnie. A raczej na pewno.
Vasamir dnia 21.11.2013 18:03
Mike17, dobrze pamiętam "Szósty zmysł". :) A to dlatego, że mój kumpel zdradził mi wtedy zakończenie, zanim się za film zabrałem. "Wiesz", powiedział, "na końcu Bruce Willis... ". Ach, nie zapomnę tego... A co do obecności, to nieraz także odnosiłem takie osobliwe uczucie. Atoli jak jest naprawdę? Cóż, spekulacje...
jasna69, dzięki, że wpadłaś i zostawiłaś komentarz. Chciałem, żeby dziewczynka była wyjątkowa, więc cieszę się, że to wzbudziło w tobie taką reakcję. A co rytuałów, to mam mieszane uczucia. Niektórzy czują się lepiej, kiedy stanie nad nimi kapłan. Ale moim zdaniem również ważniejszy jest bliski, chociażby znajomy. Aczkolwiek chciałem, żeby dziewczynka miała własne zdanie na ten temat. Zbliżone do moich rozmysleń. Dzięki za ciepłe słowa i komentarz. :)
morfina, dzięki za ocenę, komentarz i uwagi, które wezmę pod lupę. Chciałem końcówką zaskoczyć, i mam nadzieję, że się udało. Dzięki za pochwałę stylu, choć nie wydaje mi się jakiś wyjątkowy. :)
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Jacek Londyn
12/10/2024 08:21
Dzień dobry. Czytany jest ten artykuł (liczba wskazuje na… »
pociengiel
12/10/2024 01:04
dzięki andro »
andro
11/10/2024 23:24
Dobrze się czyta. 30 tysięcy poetów z Krakowa potwierdzi… »
OWSIANKO
11/10/2024 21:57
dzięki za brak zainteresowania »
liathia
11/10/2024 12:15
„Poeta”, to stan umysłu, więcej sennej wyrozumiałości życzę.… »
Dar
11/10/2024 08:31
Carl Jung powiedział :,, Wszystko, co nas drażni w innych,… »
Zbigniew Szczypek
10/10/2024 22:53
Pociengiel Faktycznie straszny ten sen, taki… »
Zbigniew Szczypek
10/10/2024 21:50
Kazjuno, Dar Kaziu - dziękuję Ci za wnikliwy komentarz i ze… »
Dar
10/10/2024 08:02
Tekst przypomina monolog wewnętrzny człowieka zaburzonego… »
Kazjuno
09/10/2024 09:40
Dzięki, Januszu, za komentarz i dwie cenne dla mnie uwagi… »
Janusz Rosek
09/10/2024 08:42
Kazjuno Bardzo ciekawy fragment Twojej powieści. Ze względu… »
Kazjuno
09/10/2024 08:26
Klarownie Zbysiu unaoczniłeś samolubną postawę… »
Wiktor Orzel
08/10/2024 10:52
@Kajzunio - dziękuję za komentarz i gratulacje, Hłaskę… »
Janusz Rosek
08/10/2024 08:27
Zbyszku. Dziękuję bardzo za Twój komentarz. Wiersz… »
Zbigniew Szczypek
08/10/2024 00:22
Januszu R. Najpierw wrzuciłem tekst, a później przeczytałem… »
ShoutBox
  • mike17
  • 10/10/2024 18:52
  • Widzę, że portalowe życie wre. To piękne uczucie. Każdy komentarz jest bezcenny. Piszmy je, bo ktoś na nie czeka :)
  • Kazjuno
  • 08/10/2024 09:28
  • Dzięki Zbysiu, też Ciebie pozdrawiamy. Animujmy ruch oddolny, żeby przywrócić PP do życia.
  • ajw
  • 07/10/2024 23:26
  • I ja pozdrawiam :) Zdrówka i samych serdeczności :)
  • Zbigniew Szczypek
  • 07/10/2024 21:36
  • Dar, AJW, Kazjumo - serdecznie Was pozdrawiam i dziękuję Dar za troskę - będzie dobrze! Wszystkich na PP pozdrawiam - nie poddawajcie się i wzajemnie odwiedzajcie, tak zbudujecie "swoją potęgę" ;-}
  • Dar
  • 22/09/2024 22:52
  • Zbyś Oława . Mam nadzieję, że będzie dobrze.
  • Wiktor Orzel
  • 18/09/2024 08:33
  • Dumanie, pisanie i komentowanie tekstów. ;)
  • TakaJedna
  • 16/09/2024 22:54
  • Jesień to najlepszy czas na podumanie.
  • mike17
  • 15/09/2024 19:48
  • Jak jesień nadchodzi, to najlepsza pora na zakochanie się :)
  • TakaJedna
  • 12/09/2024 22:05
  • Jak jesień idzie, to spać trzeba!
  • Wiktor Orzel
  • 11/09/2024 13:55
  • A co tutaj taka cisza, idzie jesień, budzimy się!
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty