Płonące ostrze cz. I - Vasamir
Proza » Fantastyka / Science Fiction » Płonące ostrze cz. I
A A A
Od autora: Na potrzeby opowiadania zmieniłem odrobinę zasady panujące na turniejach i kodeks rycerski.

Okrągła tarcza leniwie wstającego słońca zawisła nad murami miejskimi na wschodzie niby utalentowany malarz nakrapiający niebo purpurą i sieną. Marmurowe mury miasta jakoby te lustra odbijały piękno poranka od swych gładkich i lśniących lic, mieniąc się na zmianę to bielą, to lilią. Czarne proporce z wyszytymi nań szkarłatnymi lwami - niemal szykującymi się do skoków - trzepotały nad blankami w rytm jesiennego wiatru. Pod murami zaś rosły krzepkie dęby i jako ostatnie ze swych leśnych braci zrzucały rude liście, układając nimi na drodze miękki dywan pod kopyta przejeżdżających przezeń wierzchowców.

Sir Arathon Talgrade opuścił swój namiot i wyszedł na rześki poranek, by zaciągnąć głęboki haust orzeźwiającego powietrza i w pełni się przebudzić.  

Paul, giermek Arathona, pomógł mu wcześniej wdziać płytową zbroję ze stali. Rycerz zawżdy nosił czarne jak smoła napierśnik, naramienniki, rękawice, nagolenniki i szyszak, który wyjątkowo teraz spoczywał w jego namiocie obok herbowej tarczy i miecza z żelaza. Na sercu zbroi widniała złota koniczyna – herb rodu Talgradów. Arathon rozejrzał się i skupił wzrok na wzniesionych w pobliżu namiotach szlacheckich; przybyli Ornowie, Egnarowie, Brulowie, Zacknosi, Restardzi, Verianowie i wielu innych, których herbów Arathon nie rozpoznał. Nie dziwiła go ilość tak wielu rycerzy; każdy chciał zabłysnąć przed królem Welrykiem II i królową Erieną. Zwycięzca otrzymywał często dziesięć funtów złota, a nieraz i nowe włości lub chłopów na folwark.

Paul wybiegł z namiotu. Skołtunione włosy otaczały jego lisią twarz.

- Sir, przygotować kopię i śniadanie? - zapytał młodziak.

- Kopię tak – odrzekł Arathon, drapiąc szczecinę na policzkach – śniadania zaniechaj. Zjem z pozostałymi waćpanami wspólny posiłek. Możesz tego nie wiedzieć, ale tak nakazuje tradycja. Rycerze, którzy stają w szrankach, wpierw przyjaźnie spędzają czas nad ciepłą strawą.

- Rozumiem, sir. Pójdę zatem przygotować kopię.

- A Brylda? - Brylda była klaczą bojową Arathona.

- Uczesana, napojona i nakarmiona. Gotowa do pojedynku.

Arathon pokiwał z aprobatą głową i ruszył wolnym krokiem przed siebie. Nogami rozgarniał kolorowe liście naznaczone skrzącą się rosą. W pobliżu zobaczył opuszczone stragany i wozy kupieckie. Nic dziwnego, pomyślał, wszyscy mieszkańcy zapewne gromadzą się teraz w pawilonach. Zeszłego dnia kupcy obskakiwali rycerzy i chwalili swoje najlepsze towary, nieraz dosłownie wciskając je w dłonie. Nie brakowało również kłamliwych szarlatanów. Jeden z nich oszukał Paula zeszłego wieczora. Chłopak dał aż dwa srebrniki za medalion zwiększający atrakcyjność. Arathon zaśmiał się tylko wtedy i oznajmił młodemu giermkowi, że lepszym sposobem na jego atrakcyjność będzie mydło i świeże ubranie.

Z daleka dobiegały gromkie śmiechy i okrzyki. Odgłosy pochodziły z największego namiotu w okolicy z powiewającym u szczytu proporcem króla Welryka II.

Arathon odgarnął zasłonę i wszedł do środka. Po obu stronach długiego poszczerbionego stołu z dębiny siedzieli rozweseleni rycerze - dwudziestu zawodników, którzy wkrótce zmierzą się na polu turniejowym. Arathon zasiadł na ławce obok wielkiego jak monument wojownika w stalowej zbroi. Wielkolud miał na napierśniku wymalowanego czarnego kruka.

- Sir Trave – przywitał się Arathon, wyciągając do umięśnionego rycerza dłoń. - Miło cię widzieć.

Trave z rodu Brulów zerknął przez ramię i szeroko rozwarł oczy. Rzucił na talerz udko pieczonego kurczaka, po czym przytulił Arathona, ignorując wyciągniętą dlań dłoń. Zbroje zderzyły się ze sobą z metalicznym brzdękiem.

- Arathonie, ty ludzka gnido – rzucił Trave przyjaznym tonem. Kędzierzawą brodę miał upaćkaną tłuszczem. - Nie widziałem twojego proporca i już byłem skłonny myśleć, iż się nie pojawisz!

- Czyżby? - uśmiechnął się Arathon. - Myślisz, że zignorowałbym okazję, aby wyrzucić cię z siodła?

- W tym roku będzie inaczej! - zaprotestował wesołym tonem.

Arathonowi zaburczało w brzuchu. Ujrzał spoczywające na blacie stołu miski z pieczenią nadziewaną śliwkami, kurczaka pieczonego na ruszcie, golonkę, groszek i marchewkę z ryżem, suszone gruszki i jabłka, chleb owsiany, a nawet placek z morelami zza morza. Woń świeżości tym bardziej zachęcała do chaotycznego wtranżolenia. Choć rycerzowi pociekła ślinka, skosztował zaledwie odrobinę mięsa i wina. Nie chciał się objeść i spić przed turniejem. Inni również zachowali umiar. Tylko Trave sobie nie żałował.

- Powiedz mi, Arathonie, przybyłeś z żoną i dziećmi? - zapytał Trave, żując mięsiwo.

- Sam. Żona i dzieciaki zostały w zamku. A ty?

- Ze mną też nikt nie chciał się zabrać. Do diabła. Wiesz, co mi Karina powiedziała? Że nie mam po co jechać, bo i tak nie dotrwam do drugiej walki. Wyobrażasz sobie?

- Wyobrażam.

Trave szturchnął Arathona ramieniem i zarechotał.

- Bez takich, stary druhu, bo będziesz żałował, żeś w ogóle przyjechał.

Arathon spostrzegł milczącego mężczyznę siedzącego przy krańcu stołu. Miał naciągnięty na głowę kaptur i schowane w rękawach dłonie. Wyglądał, jakby spał, atoli Arathon odniósł osobliwe wrażenie, że ów mężczyzna baczy na całą salę. Nie miał na opończy wyszytego herbu, a podeń nie lśniła zbroja, co zaintrygowało Arathona.

- Hej, wielkoludzie – odezwał się do Travea i wskazał brodą na nieznajomego na krańcu stołu – wiesz, kto to?

- A, ten dewota? Podobno kapłan Smoczego Ognia. Jest jednym z tych szaleńców, którzy nadal wierzą, że smoki powrócą.

- Nie ma herbu.

- Bo nie potrzebuje. Poprosił o audiencję u króla i z tego co słyszałem, złożył nie lada propozycję. Podobno udobruchał naszego miłościwego władcę, żeby ten pozwolił mu walczyć w turnieju. Kapłan mówił, że jeżeli wygra, weźmie tylko połowę nagrody, a drugą ofiaruje królestwu. Tudzież jeżeli przegra, odda wszystkie skarby zakonu. A wiesz, jakie pogłoski krążą na temat ich skarbów. Królowi złota nie brakuje, ale, moim skromnym zdaniem, zapewne chce poznać prawdę. Rozumiesz? Król jest ciekaw, czy kapłani naprawdę posiadają skarby. - Oderwał kawałek mięsa z kurczaka, rozbryzgując wokół tłuszcz. - Lordom i rycerzom to się nie za bardzo spodobało, ale słowo króla jest święte, tedy każdy milczy. Nikt też nie kwapi się, żeby pogadać z kapłanem. Ale co się dziwić?

Arathon przytakiwał głową, słuchając. Kiedy pozostali biesiadnicy śmiali się w najlepsze i kosztowali potraw, rycerz odniósł wrażenie, że spod kaptura kapłana wyjrzały żółte, niczym dwa bursztyny, ślepia. Arathon poczuł, że włosy jeżą się mu na karku.

- Waćpanowie! - usłyszał i spojrzał na wejście. Stał tam Granos, herold o białych jak mleko włosach i idealnie ogolonych policzkach. Odziany był w jedwabną szatę koloru szmaragdu obszytą złotymi nićmi. - Wielce rad jestem, iż mogę was widzieć w zdrowiu i szczęściu na kolejnym turnieju organizowanym przez naszego miłościwego pana, króla Welryka Drugiego.

- Niech żyje król! – rozległy się okrzyki.

Herold uciszył ich gestem dłoni.

- Widzę, że dobrze się bawicie, ale czas bieży. Damy i mości panowie zasiedli już przed polem turniejowym. Chodźcie zatem, szlachetni wojownicy. Turniej czas zacząć.

- Zaczyna się zabawa – mruknął Trave, biorąc na drogę upatrzoną wcześniej golonkę.

Pole turniejowe zostało wzniesione przed ogromnym parawanem dla króla, zaś na wkopanych po bokach belkach zawisły proporce z herbami zawodników. Na ławach siedziała już publiczność i głośno gawędziła. Dwa długie odcinki do szarżowania koni rozciągały się na pięćdziesiąt metrów i oddzielone były od siebie drewnianą balustradą.

Rycerze stanęli przed ozdobionym bluszczem królewskim pawilonem. Królowa, młoda kobieta o śniadej cerze, siedziała z dumnie uniesioną głową. Po chwili raźnym krokiem wkroczył król. Miał czterdzieści jeden lat, ogromny bebech i rumieńce na policzkach. Na krągłej i dużej głowie korona zdawała się być jeno małą, złotą plamką. Arathon zastanawiał się, czy królowa spełnia obowiązki w łożu męża. Została wydana za mąż, kiedy miała zaledwie trzynaście lat, a nadal nie miała dzieci.

Król zasiadł na swoim miejscu... a właściwie rozlał się na obitym poduszkami fotelu.

- Wasza Miłość! - zaczął herold. - Ci szlachetni rycerze zjawili się na twe wezwanie, by ku czci bogów i twego majestatu zmierzyć się na turnieju.

Rycerze ukłonili się teatralnie, dźwięcząc zbrojami.

- Niechaj turniej się rozpocznie! - krzyknął król.

Publiczność wiwatowała, kiedy rycerze wracali do namiotów, by przygotować się do pojedynków.

Paul polerował klingę Arathona, kiedy ten wszedł do swojego namiotu. Zobaczył, że kopia leży na ziemi gotowa do starcia, wypolerowana i błyszcząca. Tarcza i miecz rzadko brały udział w pojedynkach, chyba że doszło do remisu, a kopie uległy zniszczeniu.

- Zrobili już losowanie? - zapytał Arathon.

- Tak, panie. - Giermek wstał, podszedł do stolika i porwał zwinięty zwój. - Walczysz w drugim pojedynku, sir. - Podał dokument rycerzowi.

Arathon rozwinął papier i przeczytał go uważnie.

- Varactimos?

- Tak – potwierdził giermek. - Bez tytułu szlacheckiego. Myślałem, że to kpina, więc udałem się do zastępców herolda, ale powiedzieli, że wszystko jest w porządku. Bo udział w turnieju bierze...

- …kapłan – dokończył Arathon.

- Widziałeś go, sir?

- Tak. I coś mi mówi, że to nie będzie zwykły pojedynek. Lepiej naostrz miecz i obij od wewnątrz tarczę jesionem, a od zewnątrz ćwiekami.

- Będziesz walczył mieczem, panie?

- Nie wiem, Paul. Ale chcę być na to przygotowany. Będę czekał na ciebie na wschód od pawilonu króla. Widziałem tam wierzbę płaczącą.

- Zdążę na czas, sir.

Arathon Talgrade stał tam, gdzie oświadczył – pod szarymi warkoczami płaczącej wierzby. Słońce stało wysoko na wschodzie, świecąc jasno pomiędzy gęstymi kłębami chmur. Pierwszy pojedynek jeszcze się nie zaczął i rycerz zachodził w głowę, kto weźmie udział w wiodącym starciu. Na odpowiedź nie czekał długo.

Na kasztanowym koniu podjechał rycerz ze smolistym krukiem wymalowanym na napierśniku.

- A niech mnie – mruknął Arathon. - Trave?

Arathon podszedł prawie pod sam pawilon. Trave wyglądał potężnie, a koń, odziany w stalową zbroję, szlachetnie i groźnie. Kopia z jesionu była długa na trzy metry. Głowę chronił półhełm z szeroką osłoną na nos.

Po drugiej stronie wjechał na białej klaczy rycerz w pozłacanej zbroi. Spod hełmu spływały złote, gęste włosy. Sir Inerius Ornan, pomyślał Arathon, ulubieniec dam. Rycerz w złotej zbroi posłał publiczności pocałunek znad dłoni. Kobiety spoglądały na niego pożądliwie, niczym Trave na golonkę podczas uczty.

Sir Trave Brul dostrzegł Arathona i kiwnął mu prowokująco głową, unosząc podbródek. Arathon skrzyżował dłonie na napierśniku i przyglądał się walce.

Herold dał znak dłonią, aby rozpoczęli szarżę.

Popędzili konie i skierowali na siebie kopie. Zbliżali się nieubłaganie, galopując, aż spod kopyt wylatywały opary kurzu. Znaleźli się w zasięgu kopii... i spudłowali. Obaj. Nawrócili konie i ponownie zaszarżowali. Arathon zobaczył, że Inerius odciągnął wodze w prawo, kierując wierzchowca dalej od Travea. Trave natomiast uderzył piętami w bok konia, żeby ten jeszcze przyspieszył.

Trave otrzymał cios kopią w bok. Uderzenie było tak silne, że ta pękła i drzazgi wzbiły się w powietrze niczym tysiące owadów. Kobiety wstrzymały oddech. Inerius zawrócił konia.

Trave siedział przechylony na bok. Koń prawie się przewrócił, ale jakoś utrzymywał równowagę. Trave nadal dzierżył kopię i trzymał się siodła. Nie spadł, zaśmiał się w duchu Arathon, co za farciarz.

Trave nawrócił konia. Pod hełmem pojawił się szelmowski uśmiech. Wtedy Arathon zrozumiał. Trave chciał, żeby młody rycerz trafił go i zniszczył sobie tym samym kopię. Jak zawsze nieprzewidywalny, pomyślał Arathon.

Inerius zastygł. Giermek stał pod rycerzem w złotej zbroi i, stanąwszy na palcach, podawał mu miecz. Inerius nie miał nim szans na kopie. Atoli kontynuował pojedynek.

Niepotrzebnie.

Trave podczas kolejnego starcia wychylił się z siodła i nadział biedaka na kopię, wyrzucając go w powietrze, jakby nadziewał na nią dzika. Kopia rozkruszyła się. Inerius leżał na ziemi.

- Zwycięzcą jest sir Trave z rodu Brulów! - ogłosił herold.

Trave ukłonił się na siodle i pociągnął za wodze. Podjechał do Arathona.

- I co, stary druhu? - zaśmiał się Trave. - Niezły pokaz, prawda?

- Szalony, muszę przyznać. Gdyby król ustanowił wcześniej, żebyśmy mogli wymieniać kopie...

- Ale nie zrobił tego – wtrącił Trave, ściągając hełm. - Do diabła, ale się spociłem. Uff, zaraza. A ty kiedy walczysz?

- Teraz.

- Żartujesz? Nieźle nas podzielili. A z kim?

- Z kapłanem.

- Phi! Masz szczęście. Takiego robaka załatwisz zanim zdążę się ogarnąć w namiocie.

- To lepiej się pospiesz.

- Ano, racja. - Pogonił konia do namiotu.

Arathon nie był pewny zwycięstwa. Cały czas oczami wyobraźni widział złote ślepia wyglądające spod kaptura.

- Panie? - usłyszał. To był Paul. Prowadził Bryldę za uzdę. Przy siodle zamocował kopię, a sam dźwigał szyszak, okrągłą tarczę i miecz niczym objuczona kobyła.

- Jestem gotów, Paul. - Arathon płynnym ruchem wskoczył na siodło, założył hełm. Odpiął kopię i podjechał na koniec placu. Po drugiej stronie zobaczył kapłana. Zza jego ramienia wyglądała tylko obita skórą rękojeść dwuręcznego miecza. Nie miał kopii, zbroi, a już tym bardziej wierzchowca. - Zgłupiał?

Varactimos stał z dłońmi schowanymi w rękawach i czekał.

- Paul? - Arathon zawołał giermka.

- Tak, sir?

Zeskoczywszy z wierzchowca, podał giermkowi wodze i kopię, odbierając przy tym miecz i tarczę.

- Panie?

- Albo oszalał, albo jest cholernie silny. Tak czy inaczej, nie zmierzę się z przewagą. To niehonorowe.

Król nie reagował. Herold był zdziwiony, aliści dał znak do rozpoczęcia potyczki.

Varactimos szedł wolno, zgarbiony, jakby pogrążony w modlitwie. Arathon również ruszył doń wolnym krokiem. Chłodny wiatr sunął po placu turniejowym i uderzał niczym bicz w twarz rycerza. Słońce schowało się za chmurami. Ludzie patrzyli w skupieniu. Niektórzy wstali.

Arathon zatrzymał się, zamłynkował mieczem. Ile to lat minęło, od kiedy walczył bez wierzchowca? Dziesięć? Piętnaście?

Kapłan również się zatrzymał.

- Wasza miłość! - krzyknął nagle Varactimos. - Rze­kłeś, że za­wod­nik może dzierżyć taką oręż, jakiej tylko za­pra­gnie, praw­da?

Król podrapał się w polik.

- Prawda – odparł.

Varactimos sięgnął przez ramię i wyciągnął z pochwy miecz dwuręczny ze stali. Zamknął oczy i zacisnął dłonie na rękojeści, aż zbielały mu knykcie.

I wtedy ostrze pokrył czerwony, buchający we wszystkie strony płomień.

- Bez żartów... – Arathon usłyszał skądś głos Travea.

Rycerz zamarł. Przecież to było niemożliwe. Magia nie istniała.

A jednak miecz palił się niby pochodnia.

Varactimos zaatakował płynnie, skacząc w przód i tnąc na odlew. Arathon zasłonił się tarczą. Miecz kapłana zabębnił o nią, wytrącając Arathona z równowagi. Rycerz wpadł na balustradę i poczuł silny swąd. Tarcza płonęła. Odrzucił ją i zaklął siarczyście.

- Zapłonie wszystko, czego tknie się moja głownia – oznajmił kapłan. - Prócz metalu. Wybacz, sir, ale potrzebujemy złota. Zakon nie może umrzeć. Smok nie może zginać.

Zaatakował z góry na dół, ale prędko zmienił ułożenie nóg i ostatecznie poprowadził atak od dołu. Arathon przejrzał cięcie i sparował cios. Poleciały iskry. Chciał przerzucić ostrze kapłana z prawej strony i ciąć go przy tym w ramię, ale ogień buchnął mu w twarz i rycerz został zmuszony do zwiększenia dystansu. Arathon zdjął szyszak i rzucił nim w piach, albowiem strasznie mu ciążył i nagrzał się niemiłosiernie. Zacisnąwszy zęby, rycerz zwalczył pieczenie na twarzy.

Arathon dostrzegł, że w momencie zamachu oczy kapłana przyjmują barwę złota. Magia nie tkwiła już tylko w mieczu, ale i w duchownym. Gdyby wiedział, że tak przebiegnie walka, nigdy nie poniechałby wierzchowca i kopii.

Rycerz parował ciosy raz za razem. Atoli czuł, że opuszczają go siły. Nie mógł nawet znaleźć miejsca na wyprowadzenie ciosu. Kapłan zmusił go do solidnej defensywy.

Varactimos ciął ponownie na odlew. Arathon zaryzykował i zanurkował pod ostrzem. Wiedział, że drugiej takiej okazji może już nie dostać. Błyskawicznie ciął na wysokości kolan i, ku jego zdziwieniu, ostrze odbiło się od nogi kapłana niczym młot od kowadła. Rycerz poczuł promieniujący ból w przedramieniu.

Wtenczas kapłan uderzył go głowicą w twarz. Rozległ się chrzęst i do ust Arathona z nosa spłynęła krew. Rycerz zachwiał się, upuścił miecz. Straciwszy równowagę, runął na ziemię.

Ostrze kapłana już zmierzało ku szyi Arathona, kiedy król krzyknął:

- Dosyć! Na turniejach nie wolno zabijać, kapłanie!

Duchowny ukłonił się przepraszająco.

- Wybacz, Wasza Miłość. - Zgasił ogień i schował oręż do pochwy przewieszonej przez plecy. Potem podał rękę Arathonowi. - Daruj, sir, ale trochę mnie poniosło.

Arathon przyjął pomocną dłoń i wstał na równe nogi. Zachwiał się. Momentalnie u jego boku pojawili się Paul oraz Trave i podtrzymali go przed upadkiem. Rycerzowi kręciło się w głowie, czuł mdłości i narastający ból na twarzy.

- Trzeba było zostać na koniu – mruknął kapłan, minąwszy ich.

- Trzeba było – przyznał Arathon.

Przez rany nie mógł oglądać kolejnych pojedynków, ale i tak wiedział, że mówiło się tylko o kapłanie. Arathon miał poparzoną twarz, złamany nos i skręconą kostkę. Giermek poinformował go, że Trave przegrał po czwartym losowaniu. Wielkolud przyszedł wieczorem ze zwichniętym ramieniem do namiotu Arathona. Przyniósł dwie butelki czerwonego wina.

- Kapłan wygrał – stwierdził, siadając obok Arathona. Pociągnęli sowity łyk wiśniowego trunku. - Ludzie są przerażeni i nadal o tym gadają. Ale bigota zrobił, jak obiecał. Wziął tylko połowę nagrody.

- Szybko poszło – stwierdził Arathon, siadając w barłogu. - Myślałem, że turniej potrwa jeszcze dzień albo dwa.

- Po tym, co widzieli? - Zaśmiał się szyderczo. - Nikt nie chciał walczyć z kapłanem prócz Marika z rodu Zacknosich. No i mnie, ale Marik wyrzucił mnie z siodła.

- Walczył w finale na koniu?

- Tak, ale nie długo. Rumak przeraził się płomieni i zrzucił Marika z grzbietu.

Więc niewiele by to zmieniło, pomyślał Arathon, odkładając butelkę i kładąc się na kocu.

- Co za szalony dzień – parsknął Trave. - Ale zaimponowałeś królowi i wszystkim rycerzom. Mówią, że gdyby nie magia, wygrałbyś. Zaraza. Słyszysz mnie? Już mówię, jakby to było coś normalnego. A nic nie będzie takie samo. - Dopił wino i westchnął. - Idziesz na uhonorowanie zwycięzcy? Arathonie?

Sir Arathon Talgrade spał.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Vasamir · dnia 20.11.2013 18:56 · Czytań: 746 · Średnia ocena: 5 · Komentarzy: 10
Komentarze
Usunięty dnia 20.11.2013 19:36
Przynieś ser!
Camembert czy roquefort, sir?
Sir? Ja ci dam nazywać mnie serem!

Lubię takie opowieści, ale taki drobny szczegół zraził na tyle, że nie przebrnąłem nawet 1/3.
Przepraszam.
Vasamir dnia 20.11.2013 19:42
Cóż, ciężko mi to zrozumieć. Kiedy pisałem "sir", zostałem pouczony, żebym pisał "ser" - jako argument dostałem fragment powieści George'a R.R. Martina. Dlatego też tak zostawiłem. Choć i mi się nie podobało.... Może jednak to zmienić?
Ok, zmieniłem, mam nadzieję, że już nie kuje w oczy. :)
al-szamanka dnia 20.11.2013 19:56
Cytat:
na wscho­dzie niby to uta­len­to­wa­ny ma­larz na­kra­pia­ją­cy niebo pur­pu­rą i sjeną.

bez to, sieną
Cytat:
igno­ru­jąc wy­cią­gnię­tą dlań dłoń.

nie jestem pewna czy nie doń
Cytat:
Kró­lo­wa, młoda ko­bie­ta o śnia­dej jak kość sło­nio­wa cerze,


kość słoniowa jest mlecznobiała
Cytat:
Zo­sta­ła wy­da­na na ślub­ny ko­bie­rzec

na ślubnym kobiercu raczej się stoi
Cytat:
Ry­cerz w zło­tej zbroi po­słał po­ca­łu­nek znad dłoni pu­blicz­no­ści.

Ry­cerz w zło­tej zbroi po­słał pu­blicz­no­ści po­ca­łu­nek znad dłoni.
Cytat:
In­e­rius nie miał nim szans z kopią.

In­e­rius nie miał z nim szans na kopie.
Cytat:
Rze­kłeś, że oręż może dzier­żyć za­wod­nik taki, jaki tylko za­pra­gnie, praw­da?

Rze­kłeś, że za­wod­nik może dzierżyć taką oręż, jakiej tylko za­pra­gnie, praw­da?

Nie przepadam za sifi, ale ciekawa byłam co właśnie Ty masz na ten temat do powiedzenia.
I jest tak...
Nie zaznaczyłeś czy jest to cześć jakiejś większej całości.
Bo jeżeli tak, to poczekam na rozwój wypadków.
Jeżeli nie, to zbyt mało, bo wychodzi na to, że tylko opis turnieju.
Niemniej czytało się ciekawie.
Zobaczymy, co dalej.

Pozdrawiam :)
Kaero dnia 20.11.2013 19:58
Vasamir napisał:
jako argument dostałem fragment powieści George'a R.R. Martina

To akurat jest słabe źródło, bo "Pieśń Lodu i Ognia" to fantastyka i nie ma nic wspólnego z prawdą, autor książki po prostu sobie taki tytuł wymyślił. W naszym świecie, ser to wciąż przysmak, a nie tytuł honorowy:)

Samo opowiadanie jest wciągające, napisane bardzo dobrym stylem i obrazowo. Trochę czuje się w nim inspirację sagą George'a R.R. Martina. Ale może to tylko moje subiektywne odczucie.

Fajnie się czytało:)
Vasamir dnia 20.11.2013 20:10
Al-szamanko, dziękuję za wizytę i wskazane błędy. Natychmiast zabieram się za poprawę. To jest większy fragment, ale nad dalszą częścią jeszcze rozmyślam. Nie chciałem też wrzucać za długiego fragmentu, bo z własnego doświadczenia wiem, że takie długie ślęczenie nad tekstem męczy oczy... Ale mogłem dorzucić słowo "fragment". Ach, mea culpa. Dzięki za wizytę i komentarz. :)
Kaero, masz rację. Cieszę się, że wreszcie mogę zostawić za sobą tę niepewność między używaniem "ser" a "sir". A inspirację czerpałem z Wikipedii... co brzmi trochę głupio. :) Po prostu chciałem poczytać trochę o orężach i tytułach średniowiecznych. I tak jakoś od linku do linku...
Tak czy inaczej, dzięki za wizytę.
Usunięty dnia 21.11.2013 20:06 Ocena: Świetne!
Vasamir
Cytat:
mury mia­sta ja­ko­by te lu­stra
-jakoby tutaj nie pasuje, jakby owszem, bo jakoby jest powątpiewaniem, a przecież nie o to idzie.
Cytat:
Czar­ne pro­por­ce ... wierz­chow­ców.
- podziel do zdanie
Cytat:
Zbro­je zde­rzy­ły się ze sobą, wy­wo­łu­jąc me­ta­licz­ny brzdęk.
- może lepiej - z metalicznym...
Cytat:
wyj­rza­ły żółte ni­czym dwa bursz­ty­ny śle­pia.
- wyj­rza­ły żółte(,) ni­czym dwa bursz­ty­ny(,) śle­pia
Cytat:
Na ła­wach sie­dzia­ła już pu­blicz­ność i gło­śno ga­wo­rzy­ła.
- gaworzyć to raczej dziecko, publiczność raczej nie:)
Cytat:
sie­dzia­ła już z dum­nie unie­sio­ną głową
- wyrzuć już albo przestaw szyk
Cytat:
panie. -Gier­mek
- spacja
Cytat:
In­e­rius za­wró­cił konia.
- akapit niżej masz znowu nawrócił, pokombinowałabym
Cytat:
Ry­cerz zwal­czył pie­cze­nie na twa­rzy, za­ci­snąw­szy zęby.
- przestaw szyk


Jestem zachwycona i zaintrygowana. Mam nadzieję, że ta historia ma ciąg dalszy i zakończenie ;). Użyty język bardzo w klimacie, nie przeszarżowałeś ale dałeś fajne tło.

Pozdrawiam i przypominam, że ja taki trochę głodomór jestem, trza mnie nakarmić ;)

B)

P.S.

A inspirację czerpałem z Wikipedii... co brzmi trochę głupio. :) - a niby dlaczego? to dobry zbiór informacji, nie naukowy, ale nie rozprawę piszesz, ja też z niej korzystam, głupio by było gdybyś nie skorzystał i opisał jakieś wymyślone farmazony.
Vasamir dnia 21.11.2013 22:20
Dzięki za wizytę, komentarz i ocenę, amsa, ale przede wszystkim dziękuję za wnikliwe przeanalizowanie błędów. :)
Cóż, już zdążyłem się przekonać, że niezły z ciebie głodomór :D , ale z karmieniem może być ciężko, bo ze mną jest tak, że częściej czytam, niż piszę. O wiele częściej. ;)
A co do P.S., to chyba prawdę rzeczesz, bo, w końcu, jak rzekł Stephen King, Terry Goodkind i wielu innych pisarzy, inspiracje czerpiemy ze wszystkiego. No a z farmazonami to miałem niegdyś przykre doświadczenie przez własną ignorancję i nie zamierzam więcej powtórzyć tego błędu. :)
Usunięty dnia 21.11.2013 22:56 Ocena: Świetne!
Vasamir - znaczy się czeka mnie post?

B)
Vasamir dnia 21.11.2013 23:02
Nie nazwałbym tego postem. Na portalu jest tyyyle fantastyki, ze spokojnie zaspokoisz swój głód. ;) Przynajmniej na razie... :O
Usunięty dnia 21.11.2013 23:16 Ocena: Świetne!
Vasamir - Ty mnie oczu nie zamydlisz, ja tam łyknę wszystko i będzie mi mało...

B)
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
Gabriel G.
14/04/2024 12:34
Bardzo fajny odcinek jak również cała historia. Klimacik… »
valeria
13/04/2024 23:16
Hej miki, zawsze się cieszę, gdy oceniasz :) z tobą to jest… »
mike17
13/04/2024 19:20
Skóra lgnie do skóry i tworzą się namiętności góry :)»
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty