Ciemno. Jest 20.05, a on nadal się nie zjawił. To nic, że umówił się ze mną na 19.30. Matka miała rację żebym tutaj nie przychodziła. Miała świętą rację gdy krzyczała, żebym nie dawała kolejny raz się oszukać. Dlaczego jej nie posłuchałam? Prawda jest taka, że bardzo chciałam mu uwierzyć. Uwierzyć, że jego wizerunek, który stworzyłam w swojej głowie istnieje naprawdę, że to nie tylko urojenie. Pomyliłam się, kolejny raz. Chciałabym móc powiedzieć, że ostatni, ale nawet na to nie mogę sobie pozwolić. Mijający mnie ludzie dziwnie mi się przyglądają. Pewnie zastanawiają się co robię tutaj o tej porze. Sama. Starsza kobieta mija mnie już drugi raz rzucając litościwe spojrzenie. Być może pomyślała, że jestem narkomanką, albo nie daj Boże prostytutką. Niech sobie myśli, na zdrowie. 20.30. Mógłby przynajmniej zadzwonić, wysłać wiadomość. Czego ja od niego wymagam, pewnie zapomniał…o mnie. O spotkaniu, które sam wyznaczył. Jest tylko jedna rzecz, o której nigdy nie zapomni, niestety ja nią nie jestem. Jeszcze chwila i zacznie padać, a mimo to nie ruszę się stąd. Poczekam, mam czas. Czas wykupiony, a raczej wydarty matce. Wiem, że teraz zamartwia się o mnie. Czy on nie zrobi mi krzywdy…nie mógłby mnie skrzywdzić. Prawda? Ale mógł…te kilka lat temu. Wybaczyłam, zapomniałam, starałam się dać drugą szansę…i kolejną, kolejną. Bawimy się tak razem już kilka lat. W tym czasie wydoroślałam, zmieniłam się, ale nie zmądrzałam. Gdyby tak się stało siedziałabym w tej chwili w domu z kubkiem gorącej herbaty, dyskutowała z mamą o rzeczach zupełnie nieistotnych i była bezpieczna. Czego nie mogę powiedzieć o tym miejscu. 20.45. Niedługo minie półtorej godziny, żadnego znaku. Powinnam sobie pójść? Czuję, że kiedy oddalę się choćby o kilka metrów on właśnie wtedy przyjdzie i gdy mnie nie zastanie, znów będzie mnie nękał. Obiecywał…nieważne. Marznę, mimo iż mamy środek lata. Pogoda nie sprzyja wieczornym spotkaniom. Proszę cię, wyjdź w końcu zza drzewa, zza alejki. Wyłoń się, pokaż mi. Rozwiążmy to raz na zawsze. Co ja wygaduję, sama w to nie wierzę. Pocieram dłonie o siebie, próbując je rozgrzać. Jakiś koleś patrzy na mnie wymownie. Udaję, że idę w drugim kierunku. Nie biegnie za mną, to dobrze. Trudno byłoby mi się przed nim obronić.
Nagle za sobą słyszę czyjeś kroki. Kroki dziwnie znajome. Chwiejne kroki. Odwracam się, by się upewnić. Tak, to on. Jest tak jak zawsze, tak jak można się było spodziewać.
-Czeeść córeczko –mówi do mnie trochę niewyraźnie.
-Piłeś.
-Nie, nie, no co ty –próbuje się jeszcze usprawiedliwić, nie nauczył się, że to nigdy nie daje rezultatu?
-Przestań kłamać!
-Nie krzycz na mnie.
Kuli się w sobie, jest teraz namiastką człowieka. Może zawsze nią był? Robi mi się go odrobinę żal.
-Jak mam nie krzyczeć? –mówię już ciszej –Wystawiłeś mnie, czułam się jak idiotka czekając tutaj na ciebie…
-Już jestem –wyskakuje jak Filip próbując się nawet uśmiechnąć. Z marnym skutkiem.
-Mam być teraz szczęśliwa?
Sposępniał.
-Miałam nadzieję, taką cholernie głupią nadzieję, że dotrzymasz obietnicy i ten jeden raz będziesz trzeźwy. Trzeźwy! Kurwa, rozumiesz jeszcze co to znaczy?
Skrzywił się, nie cierpiał gdy przeklinałam. Dla niego byłam wciąż małą dziewczynką, a dziecku nie przystoi używać wulgarnych słów. Nie potrafiłam go jednak za to przeprosić. Poczucie winy z mojej strony byłoby całkowicie absurdalne.
-Przejdziemy się? –zaproponował nagle
Wszystko wydawało się lepsze niż stanie i częściowe marznięcie. Poszliśmy, żadne z nas nie patrzyło w kierunku drugiego. Wstydziliśmy się czegoś, i o ile jego wstyd byłam w stanie zrozumieć tak mój osobisty był dla mnie kompletną abstrakcją.
-Co u ciebie?
Chyba śnię, więc pomijamy wszystkie etapy wstępne i zabieramy się od razu do rzeczy? Wymazywanie przeszłości i złych wspomnień zawsze szło mu nieźle. Kiedyś wystarczył pluszak, czekolada, albo moje ulubione cukierki, widocznie dziś uznał, że to zbędne. Szkoda, mam taka cholerną ochotę na coś słodkiego…
-Nic o czym chciałabym z tobą rozmawiać.
-Rozumiem
Chciałam krzyknąć, że wcale nie rozumie i rzuca takim utartym frazesem prosto w twarz bez żadnych wyrzutów sumienia. Nie zrobiłam tego, nagle opadłam z sił, jakby ktoś wyssał ze mnie całą energię. Może to on…
Idziemy dalej, próbuję się rozkoszować ciszą, ale nie potrafię drażnią mnie nawet spadające liście. On mnie drażni. W jednej sekundzie dotarło do mnie, że moje przyjście tutaj było błędem. Myślałam, że dzisiaj się to skończy, a może, właśnie zacznie? Bardziej to drugie niż pierwsze…ale skończy. Tak będzie lepiej. Dla mnie…po prostu nie ma już nadziei.
-Chciałbym ci coś powiedzieć zanim…zanim pójdziesz.
Spojrzałam na niego niepewnie, ma dar czytania w myślach?
-Wiem, że nie czujesz się tutaj najlepiej, idąc obok mnie…chciałbym móc powiedzieć ci jak mi przykro, że wszystko tak się potoczyło, ale jednocześnie zdaję sobie sprawę z faktu, iż nie uwierzyłabyś w żadne moje słowo…
Zaczyna mówić z sensem, to może oznaczać tylko jedno. Trzeźwieje. Tego obawiałam się najbardziej. Logiczności wypowiedzi, spójności przekazu, odbudowania dobrego i przyjaznego obrazu ojca. Złudnej nadziei. Proszę przestań kolejny raz robić mi wodę z mózgu. Proszę…
-Zmieniłem się, nie musisz wierzyć, ale zmieniłem się…
Zaczyna się. Gdybym tylko mogła czym prędzej zatkałabym sobie uszy, albo przynajmniej włączyła muzykę. Niestety żadnej z tych rzeczy nie miałam pod ręką. Jak pech to pech…
-Myślałam, że miałeś problem z alkoholem, a nie z rozdwojeniem jaźni –nie mogę powstrzymać się od zjadliwego komentarza.
Przystaje na chwilę, a ja automatycznie robię to samo. Nie mam jednak odwagi spojrzeć mu w oczy, swój wzrok kieruję w ciemną przestrzeń. Widzę jak zbliża się do mnie, ale nie czuję tego charakterystycznego zapachu, nawet wtedy gdy wieje w moją stronę wiatr. Zaczynam nabierać podejrzeń.
-Masz rację nienawidząc mnie, masz rację odrzucając mnie i wreszcie, masz rację mówiąc, że zawiodłem. To wszystko prawda, w twoich oczach jestem przegrany…i słusznie. Nie proszę cię o zapomnienie tego wszystkiego co zrobiłem, ale może kiedyś będziesz w stanie mi wybaczyć..
Chcę uciec jak najdalej się da. Jak najszybciej się da, bo niebezpiecznie czuję, że serce z lodu zaczyna topnieć.
-Wiesz…kiedy poznałem twoja matkę…
Nie wspominaj o mamie! Nie masz prawa! Rozumiesz? Nie masz cholernego prawa! Kołacze mi się po głowie, ale zachowuję milczenie. Bezsensownie pozwalam mu mówić dalej. Czekam, aż utopię się w jego potoku słów i nikt mnie już nie uratuje.
-…sądziłem, że to już na zawsze. Kochałem ją...
-Kochałeś? Żartujesz sobie, prawda? Powiedz, że żartujesz, pośmiejemy się chwilę i zapomnimy o tym. Tylko to powiedz! –nie wytrzymuję w końcu.
-Kochałem-powtarza zupełnie ignorując moją wypowiedź. Czuję się przez to taka mała i nieważna jak kilka lat temu.
-Wiem też, że ją skrzywdziłem, ale nie o tym chciałem mówić. To nie czas by rozdrapywać stare rany..
Boże jak poetycko, chyba się wzruszę.
-Więc po co to? Po co to spotkanie, rozmowa? Po co? Mógłbyś mi to wyjaśnić?
Zastanawia się chwilę i teraz dopiero widzę, że resztki alkoholu nadal w nim tkwią. To daje siłę.
-Chciałem podzielić się z kimś swoim szczęściem.
-Co? Ja-ja-jakim szczęściem? O czym ty mówisz? –jestem kompletnie otumaniona tymi słowami. Wygrał darmowy karnet na wódkę? Znalazł na drodze dodatkową zgrzewkę piwa?
-Mam syna-wypala nagle i bez żadnego ostrzeżenia.
-Syna? –powtarzam słabnącym głosem.
-Syna-powtarza radośnie –dzisiaj się urodził, to dlatego trochę się spóźniłem..-dodaje i mówi coś jeszcze, ale nie wiem co. Nic już nie słyszę, jakby obuchem ktoś pozbawił mnie słuchu zupełnie. Nie jestem w stanie wykonać żadnego ruchu. W głowie pojawia się myśl, że to tylko psychologia, że tak naprawdę mogę chodzić i słyszeć, jeśli tylko tego chcę. Nie chcę…chociaż może lepiej zakończyć to od razu? Po chwili, która wydaje się być wiecznością odzyskuje słuch i poczucie równowagi. Widzę jego troskę na twarzy, a może to tylko złudzenie?
-Wszystko dobrze? –pyta jakby nie znał odpowiedzi.
-Tak –tylko tyle mogę powiedzieć, choć to i tak przesada.
-To dobrze, i wiesz…chciałem podzielić się tą radosną nowiną z kimś bliskim. Z tobą, byłem pewien, że zrozumiesz, mimo, że nie zawsze układało się między nami najlepiej. Tak się cieszę, że zacznę od nowa. Mam nadzieję, że nie masz do mnie żalu? Jesteś już dużą dziewczyną, więc pewnie nie…
I mówi..i mówi. Nie, on nie mówi on pieprzy kompletne bzdury, a mój mózg odmawia słuchania tego wszystkiego. Szepcze mi do ucha: Mam dosyć, uwolnij mnie do tego. Proszę. Uwolnij. Jak mogę mu odmówić? Powoli odwracając się do niego tyłem zaczynam się oddalać. Nie wypowiadając przy tym ani jednego słowa, nawet pomruku. Oddalam się, ale nie czuję spokoju. O, krzyknął za mną, że ma nadzieję, iż kiedyś się spotkamy i normalnie pogadamy. O, i jeszcze, żebym nie chowała urazy. Zabawne. Doprawdy komiczne.
-Nie tato, ja nie mam do ciebie żalu –mówię odwracając się w jego stronę –Naprawdę, ja po prostu chciałabym, żebyś umarł i w końcu zostawił mnie w spokoju –dodaję i z powrotem odwracam się plecami. Ciemność mnie pochłania, czule przytula, obejmuje zapewniając anonimowość. Bezpieczeństwo. Mimo to nie czuję się dobrze, bo jedyne czego teraz oczekuję, to pozbawienie mnie uczuć i emocji bym nie musiała smakować żałosnych łez spływających z moich oczu wprost na wargi.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt