Powiedział mi to w więzieniu: Morderstwo, gwałt, pobicie... Wszystko jest równie proste.
Wystarczy wierzyć, że druga osoba jest tylko rzeczą, przedmiotem. Kawałkiem mięsa pełnym żył i kości, które zasilają reakcje chemiczne. Nie ma duszy. Nie ma życia. Nie jest jak ja.
Przeważnie oznaczało to, że właśnie chce bym mu dupy nadstawił. Nadstawiałem więc. Zdejmowałem wpierw spodnie i majtki, układałem wszystko ładnie w kostkę, by zostawić na taborecie obok. Kładłem się na pryczy brzuchem do dołu, chowając twarz w poduszkę. Nie lubił w trakcie patrzeć na mnie. Może chciał myśleć, że posuwa swoją miłość z siódmej klasy. Może nie.
Kładł się na mnie, przygniatając swoim ciężarem. Ślinił swoje palce i grzebał tam, gdzie nie powinno się grzebać. Potem wchodził swoim kawałkiem. Zawsze na początku bolało w ten nieprzyjemny, rozpychający sposób. Szybko nauczyłem się, że wystarczyło myśleć o czym innym. Mnie pomagały konie biegnące przez łąkę. On wbijał mi swoje tłuste, serdelkowate palce w barki, przyciągając mnie coraz mocniej do siebie, a ja widziałem mięśnie tańczące pod skórą ogierów. Jego paznokcie zdzierały mi skórę z pleców, a ja chciałem wtulić twarz w rozwianą grzywę. Wyobrażałem sobie, że jego wystający brzuch, który ocierał mi do czerwieni plecy, jest pędem powietrza.
Niestety im dłużej to trwało, tym ciężej myśli tworzyły w głowie wyraźne kształty. Do tego stopnia, że kiedy on wychodził i wylewał się ze mnie, ja tylko leżałem na pryczy, osiągając moje katharsis. Oczy wlepione w ścianę i ślina skapująca spomiędzy na wpół otwartych ust. Chyba myślał, że jestem nieprzytomny, albo że śpię i słyszałem czasem, jak płacze. Wzywa swoją mamę. Bałem się wtedy ruszyć, by go nie sprowokować, a on mógł płakać długo i długo.
Potem wyszedłem na wolność, a jego przenieśli potajemnie do więzienia w Iranie, gdzie odcięto mu głowę. Porwał, zgwałcił i zabił kogoś zbyt ważnego, by nie przeszło to bez echa. Nawet w więzieniu wszyscy interesowali się tą sprawą. Kiedy przydzielono go do mojej celi, dostałem immunitet na wszystko. Pewnie dlatego akceptowałem jego gwałty. Nigdy się nie opierałem, a on wyzywał mnie od szmat. Kurew. Dziwek.
Ważne, że byłem JEGO kurwą. Szmatą. Dziwką. Nie dotykał nikogo innego, chyba że chciał kogoś pobić. Zabić. Cztery najlepsze miesiące w więzieniu, kiedy musiałem się bać tylko jego. Bił mnie i łamał kości, ale robił to rzadko. Jak ktoś mi nabruździł, dotknął nawet, ów pechowiec mógł liczyć na co najmniej połamane palce. Mój pan i władca dostał dożywocie, więc nie zależało mu, czy bardziej go ukarzą. Nie mieli sposobu, by go złamać. Stąd ten Iran i ciach w karczycho. Sprawiedliwość wymierzona.
W dniu, w którym wyszedłem, wszystko było dziwne. Przyznam, że bałem się tej przestrzeni. Jest tyle pustego miejsca w świecie. Nie wiedziałem, gdzie mam właściwie iść, mając tak duży wybór. W celi wiesz, że ściany są granicami. Chodzisz od jednej do drugiej i wszystko jest proste. Na zewnątrz ogranicza tylko umysł. Przerażająca sytuacja. Zwłaszcza że zostało mi sporo nawyków.
Musiałem się zmusić, by iść do kibla w McDonaldzie kiedy wszyscy inni jedli. Ledwo powstrzymałem wymioty, kiedy przypomniałem sobie ostatnią szklankę pełną soli, ale to minęło. W ogóle szybko doszło do mnie, że wróciłem do innych zasad. Parę dni i większość nawyków po prostu znikła. One należały do tamtego świata. Byłem więc sam, bez pieniędzy, bez przyszłości i z posiniaczonym odbytem. Wspaniała perspektywa.
Moi przyjaciele albo siedzieli w pace, albo kończyli zapijać się na śmierć. Poszedłem więc do Jana. Mieszkał w starej kamienicy, na której jeszcze były ślady po dojczowskich nabojach. Jan opowiedział mi historię. W tej części Warszawy nie było żadnych epickich walk, ale przy tej właśnie kamienicy Szwaby zabijały ludzi z łapanek. Podwórko było odseparowane od reszty miasta i akustyka była taka, że dźwięki zostawały pomiędzy ścianami, nie dochodząc do okolicznych osiedli. Gestapo zawsze miało bardzo przemyślane pomysły. Stąd te dziury.
Pierwszego dnia, gdy tam poszedłem przyjrzałem się im uważnie. Jan opowiadał tę historię tak często, że musiałem zobaczyć to wszystko na własne oczy. Patrzyłem więc. Widziałem stare, wygładzone czasem punkty czerni w cegłach. Prawie wszystkie na na wysokości głów dorosłych mężczyzn. Niektóre na wysokości głów dzieci.
Jan mówił, że jego ojciec przeżył taką egzekucję, w tym właśnie miejscu. Jeńcy stali w rzędzie, Niemiec podchodził do każdego i przystawiał lufę swojego Lugera do czoła złapanego. Jeden strzał, jeden mózg na ścianie. Jan mówił, że od tego strzelania lufa nagrzała się. Do tego stopnia, że kiedy nadeszła kolej na staruszka Jana, wypaliła mu mały okrąg na czole, aż pojękiwał z bólu. Szwab coś zagrzechotał po swojemu, wszyscy jego podkomendni roześmiali się. Bez uprzedzenia, oficer pociągnął na spust, ale pistolet tylko zaklikał głośno. Zamek nie chciał zapalić spłonki. Niemiec rzucił polskie „kurwa” z paskudnym akcentem, a ojciec Jana posikał się z przerażenia. Ciemna plama szybko pokryła jego spodnie. Oficer pogrzebał przez chwilę przy Lugerze, ale zaciął się na dobre. Albo przeszła mu chęć na kolejny mord. W zamian uderzył ojca Jana w twarz kolbą od broni. Wybił mu trzy zęby, nieładnie rozciął górną wargę, ale zostawił żywego. To był znak.
Od tego czasu rodzina Jana mieszkała w tej właśnie kamienicy. Ojciec Jana opowiadał Janowi co wieczór tę historię, a potem pędził chlać wódkę z innymi Ocalonymi. Na koniec zginął, wpadłszy pod pociąg, zostawiając małego Jana samego z matką, której uprzednio złamał szczękę. Ot, proza życia. Jan wylądował potem w mojej celi, zakolegowaliśmy się i teraz stoję pod drzwiami jego mieszkania. Stare, odrapane z farby drzwi drewniane. W środku Jan mówi, żebym nie chciał piwa czy innego alkoholu. U niego nie znajdziesz choćby kropli. Pokazuje mi krzesło i pyta, co chcę robić dalej. Siadam ciężko, czując wreszcie komfort bezpiecznego miejsca. Stare sprężyny przebijają się przez równie stary materiał i wbijają mi w tyłek. Stara kuchenka węglowa, pokryta odrapanymi kafelkami przypomina mi czasy, kiedy babka prała mnie pasem, kiedy mówiłem na głos "chuj".
Co dalej? Myślę. Zanim zacząłem dawać dupy za kolejny, bezpieczny dzień. Zanim sędzina o mściwych, głęboko osadzonych w twarzy oczach wykrzykiwała swój wyrok. Zanim zrobiłem, to co zrobiłem drugiemu człowiekowi. Zanim to wszystko stało się faktem, studiowałem prawo. Tak po prostu, marząc, by mieć kiedyś spokojną pracą za najmniej trzy tysiące brutto na miesiąc. Nawet myślałem o żonie i dziecku. Emeryturze i wnukach. Domku w lesie. Pierdolony standard.
Śmieję się wraz z Janem z tej historii. Nie muszę mu tłumaczyć, że cokolwiek chciałem wtedy, teraz nie ma racji bytu. Jan wszystko rozumie. Dodaje tylko, że jego mama miała rację, mówiąc by uważał, bo nigdy nie wiadomo jak los pierdolnie. Dodał jeszcze, że ją pierdolił tak, że zawsze się z pijakami zadawała, co jej wybijali kolejne zęby. Oślepili na jedno oko. Złamali obojczyk dwa razy. Pogruchotali nos dwanaście razy.
Nikt nie rozumiał, że, wtedy jeszcze młody, Jan tylko ją bronił. Nie chciał nikogo krzywdzić. Gdyby znał lepiej prawo, pchnął by tylko raz, by móc kłamać, że to w afekcie było. Że był niepoczytalnym nastolatkiem. Ale cóż. Pchnął czterdzieści sześć razy. Bywa i tak.
Ale nie użalamy się jednak nad sobą. Dawno przestaliśmy to robić. Powtarzamy tylko stare historie, by nie zapomnieć o nich. Możliwe, że naprawdę nie chcemy popełniać starych błędów.
Jan mówi, że może mieć dla mnie pracę. Mówi na głos, co mógłbym robić, a ja nawet nie mrugam szybciej oczami. Nie jestem zdumiony. Nie jestem zasmucony. Zanim odpowiem, zapalam papierosa. Po pierwszym wypuszczeniu dymu z ust, pytam jakie by były z tego pieniądze. Po dwóch moich zaciągnięciach i wydmuchnięciach, wiem że mógłbym robić nawet cztery tysiące, jeśli nie więcej. Jan zna ludzi, którzy znają ludzi. Ci ludzie znają ludzi, którzy mają bardzo konkretne pragnienia. Jan mówi, że nawet nie wyobrażam sobie jaki jest popyt na tego rodzaju usługi. Ilu bogatych ludzi, mężczyzn chce spełnić – swoje skrywane przez całe życie – pragnienia. Mężczyzn, którzy musieli ożenić się z kobietami, bo tego wymagała ich pozycja, status społeczny. Synów najbogatszych rodzin w kraju. Najbardziej prominentni politycy. Biskupi i arcybiskupi.
Wystarczyło, że wpadałbym do nich raz w tygodniu, do jakiegoś hotelu, czy ukrytego przed żoną i księgowym mieszkania. Jan dodaje od razu, że ponad połowa aktorów porno w gejowskich filmach, to hetero. Że za takie role producenci płacą czasem nawet trzykrotnie więcej. Że nie muszę być homo, by to robić. Oczywiście, że nie muszę być, dodaję od razu. W więzieniu chciałem być bezpieczny i nie musiałem być pedałem, by to osiągnąć.
Jan nie śmieje się ze mnie. Nie szydzi, nie wyzywa od pedałów. On też korzystał z mojego tyłka i zobowiązał się wtedy kiedyś mi pomóc. Pomaga więc. Mówi, że jedyne co muszę teraz robić absolutnie co miesiąc, to test na HIVa. Muszę go zawsze mieć przy sobie papier z negatywnym wynikiem. Zresztą, na inne choroby też.
Jan nalewa sobie i mnie herbaty z porcelanowego dzbanka, który pamiętał jeszcze cara. Wrzuca po kostce cukru do każdego kubka i podaje mi jeden. Patrzy mi głęboko w oczy. To jest dobry rynek, rzecze, jest mało chętnych do pracy, więc zgarniesz połowę tego, co ci dadzą za noc. Żeńska dziwka dostaje najwyżej trzydzieści procent. Czterdzieści, jeśli pracuje w dobrym miejscu.
Mogę tylko przytakiwać.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
amoryt · dnia 18.09.2008 12:36 · Czytań: 1225 · Średnia ocena: 3,64 · Komentarzy: 15
Inne artykuły tego autora: