Sprawa 1
Jak Zabito Muffina ;)
- Karaluchy, myszy i pluskwy! -jęknęłam przekraczając próg naszego pokoju.
Kolonie wypadają raz do roku... czego się nie robi dla przyjaciół.
- Czyli prawie jak u ciebie w domu - dobił mnie Zbysio.-Ale tu są łóżka a ty sypiasz na ziemi. No popatrz jakie wygody. A jakie widoki!
- Głupol jeden - prychnęłam i stuknęłam go pięścią w łepetynę.
- Auuu - krzyknął.
- No co, to nie było mocno.
- Sprężyna wbiła mi się w tyłek.
Śmiałam się na cały głos dostał za swoje.
Po raz kolejny rechotałam gdy wyciągał z plecaka prowiant od mamusi.
- Moje babeczki! One...! -
- Ktoś ci je zjadł żarłoku? Czego tak biadolisz?
- Nieeeee... zgniecione... cały krem mam w plecaku!
- To poważna sprawa, mamy dowody i miejsce zbrodni, nazwiemy ją: Zabójstwo Muffina! -odparłam. Usłyszałam, dzwonek komórki Zbysia, muzykę z filmu akcji. Założyłam okulary przeciwsłoneczne. Czas na śledztwo.
Sprawa 2
Kisiel Dusiciel.
„Kolonie”... fuknęłam zła. Co nas (mnie: Agatę i Zbigniewa Miśkowiak alias: Zbysia Misia) różni od pozostałych dzieciaków?
Wiek.
Przyjechaliśmy tu pilnować tej dzieciarni, ja się znaczy. Bo Zbysio, któremu ten wyjazd zawdzięczam, przybył nad morze polować na opiekunki.
„Czego się nie robi dla przyjaciół”... wzdychałam w duchu.
Znamy się od podstawówki, wyczaił mnie pierwszego dnia i zapytał czy to ja jestem tą wieśniaczką z Koziej Wólki.
- Nie z Koziej tylko z Babiej! - nakrzyczałam na niego, obraziłam się i cały dzień unikałam.
W końcu, przed wyjściem podszedł i powiedział, że będzie mieszkał obok mnie.
No, tak ktoś stawiał domek na górce obok mojej dolinki.
Wbiegł nagle ten mój Zbysio Misio i drze się na całe gardło.
- Agatka ratuj, umieram!
Gdyby był to pierwszy raz, pewnie pobiegłabym na złamanie karku.
Powłóczyłam po nim wzrokiem, cały był pokryty różową, parującą masą.
Chichotałam jak szalona.
I dobrze! Niech się przekona, na co się pisał. Wyjaśnił mi niezwłocznie, że dzieciaki wysypały na niego wiadro kisielu i polały gorącą wodą.
Równie szybko wysłałam go pod prysznic i poszłam się rozliczyć z menażerią.
Sprawa 3
Blada Czekolada
W sumie kolonie to całkiem przyjemna rzecz. Pomyślałam kiedy Halinka malowała mi paznokcie. Wystarczy wiedzieć jak urobić zwierzętarnię. Kijaszek, marcheweczka, trochę naklejek za dobre sprawowanie, trochę pogrozić, że zadzwonimy do niezadowolonych rodziców. Można się przyzwyczaić.
Wiadomo maluchy są męczące.
„Pani, kupę” - słyszę na każdym spacerku, że też rodzice wysyłają już pięciolatki na samotne eskapady.
- Wytrzymaj już wracamy - zapewniam.
- Pani ja muszę teraz - po czerwonym pyszczku i wybałuszonych oczkach było widać; ledwo trzyma!
- No to chodź zrobisz do woreczka - postanowiłam zdesperowana perspektywą prania majteczek.
Pomyślałam, że wyrzucę zawartość do pojemnika na psie odchody.
Maciuś kupkę zrobił, pupę umiał sobie wytrzeć. Zawiązałam woreczek. Wsadziłam do większej reklamówki, co by widać nie było zawartości. Nie spojrzałam czy coś tam w niej jeszcze się znajdowało.
Za mój błąd zapłacił przyjaciel.
- Cholera. Tak gorąco, że mi się czekolada rozpuściła - Rzekł grzebiąc w reklamówce. Po chwili spostrzegł w co wsadził rękę.
Sprawa 4
Bąba Cynamonowa
„Niech tą cycatą Kaśkę i naszą kierowniczkę krowa kopnie” - pomyślałam. Już trzeci dzień leczę mojego kolegę z napadów kaszlu, gorączki i poparzenia mordy łącznie z niestrawnością.
Kaśka chodzi jak pawica (w końcu to dla niej było).
Wszystkie chłopaki z kadry opiekuńczej tańczą za nią jak psy za suką.
No i założyli się. Jacek i Zbyszek. Kto wygra zaprosi Kaśkę na randkę.
Bić się nie chcieli, bo obaj ciapciaki jak stąd do Hameryki. To Jacek wkręcił Misia w coroczny konkurs: Kto więcej cynamonu wciągnie. Najpierw chcieli ciągnąć przez nos, ale Misiek się opamiętał.
Dawka „per usta” zwiększała się.
Czerwoni i rozkaszlani konkurenci szli łeb w łeb. Doszli do granicznej stawki pół łyżeczki, rekordu niejakiego Brązowego Wacka.
Żaden nie chciał już patrzeć na piekące świństwo, mieli skończyć i rozegrać to w inny sposób.
Obecna na widowni Kaśka kusiła, bo nieświadoma podtekstu postawiła na Jacka.
Nasza kierownik ustawiła chłopakom na stole miejscowy miód pitny, trzy butelki.
- Kto wciągnie ten pije - rzuciła z chytrym uśmiechem. Tej kobiety trzymały się takie i gorsze żarty. Poskutkowało, obaj nie pili niczego od początku kolonii.
Zbysio wymiękł po pięciu minutach, poszedł zwrócić. Jacek zapił alkoholem, trzeba będzie ściągnąć kogoś ze Śląska na zastępstwo.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt