Piotrek pracował w salonie odzieżowym. Jednym z tych sklepów, których nie wypada tak nazywać, bo sklep to sobie można mieć z warzywami, z mięsem, ale na pewno nie z luksusową odzieżą, którą nosić mają gwiazdy i celebryci po znanych warszawskich ulicach, które w Polskiej edycji Monopoly mają kolor niebieski i zielony.
Kiedy przekroczył iluzoryczny próg obrotowych drzwi w środku których znajdował się wielki wazon z żółtymi tulipanami, jego szef stał za kontuarem(bo przecież nie ladą) i bacznie go obserwował.
- Jest 10:20 - rzekł spokojnie
- Wiem, przepraszam - odparł Piotrek. Starał się udawać zdyszanego.
- Wiesz, ile kosztuje wynajęcie tego lokalu? - spytał dobrotliwie.
- Nie wiem - odparł zgodnie z prawdą.
- No to nawet nie będę ci mówił, bo się złapiesz za głowę, że tak dużo.
- Jeszcze raz przepraszam - otarł czoło ze sztucznego wysiłku i pośpiechu - autobus, którym jeżdżę do pracy nieoczekiwanie rozkraczył się na środku ulicy i musiałem jechać następnym.
- Czyli mówisz, że kolejny nieszczęśliwy wypadek wdarł się w twoje życie?
- Coś takiego - Piotrek udał, że nie zauważył przytyku.
- Postaraj się więc wyeliminować tego rodzaju wypadki jeśli chciałbyś tu dalej pracować.
A teraz idź się przebrać i do roboty. Zobacz jaki ruch dzisiaj mamy. Może uda nam się nie zbankrutować w tym miesiącu.
Szef Piotrka wcale nie zakładał rychłego bankructwa, ale taka pełna pokory postawa była według niego bardzo na miejscu, a poza tym sklep faktycznie nie prosperował najlepiej.
Warszawa nie jest po prostu tak bogata, by za skrawek materiału wyrzekać się miesięcznej pensji, o czym szef Piotrka nie wiedział, albo udawał, że nie wie.
Piotrek bez słowa pomaszerował na zaplecze wymieniając mimochodem grzecznościowe skinienia głów ze współpracownikami.
Swój laicki strój ściągnął tak wolno jak tylko potrafił. W końcu osiem godzin to kupa czasu i trzeba gdzieś poupychać zbędne minuty, które i tak będą mu się dłużyć w nieskończoność. Następnie upchnął wszystko w czarną reklamówkę i umieścił ją w zamykanej na kluczyk szafce z napisem "Piotrek". Coby nie mówić, szafka z jego własnym imieniem sprawiała mu przyjemność. Za kilka miesięcy, kiedy może znajdzie już inną, bardziej intratną posadkę, ktoś, kto przyjdzie na jego miejsce zapyta: "A kim był ten cały Piotrek?" a współpracownicy nakreślą jego trochę przybrudzoną charakterystykę, przysparzając mu tym samym ociupinkę sławy.
Z górnej części szafki dobył wełniany uniform i zaczął wciągać go na swoje lekko różowe kończyny. Spodnie opinały mu tyłek, a koszula cisnęła pod szyją tak bardzo, że równie dobrze po godzinach mogła służyć jako stryczek i to nawet bez tego jedwabnego zabójcy, który chwilę później zawisł na jego dość szczupłej i mięsistej szyi. Marynarka również była lekko mówiąc dopasowana.
W pełnym mundurku wyglądał jak książę Harry na ślubie swojego brata. Ostatecznie wszyscy rudzi ludzie tak właśnie wyglądają w garniturach.
Wychodząc na sklep starał się od razu zawiesić na czymś wzrok i rozpocząć owocną kontemplację. Dawno temu nauczył się zabijać czas właśnie w ten sposób. Na przykład wielką witrynę bardzo często zdobiły ledwo dostrzegalne ślady dłoni. Kim byli ich właściciele? Humaniści? A może umysły ścisłe. Co do humanistów, sam uważał się za jednego z nich, ale nie przeszkadzało mu to wcale mieć o nich jak najgorsze mniemanie. Ckliwe obiboki dumające nad bzdurami, idioci, którzy mają niby władanie nad czymś wyższym, nieodgadnionym, a tak naprawdę nie są w stanie władać nawet własnym życiem, o którym myślą niebanalnie, że przecież jest nieodgadnione. I dalej w tym stylu. Mógł tak w nieskończoność. A czas leciał. A czas to przecież 12 złotych za działkę zawierającą 60 minut albo 3600 sekund, gdyby dalej się w to zagłębiać. I mógłby zagłębić się jeszcze dalej, na przykład spróbować dotrzeć do istoty czasu. Czy czas jest tylko wymysłem człowieka? A może natura nam go narzuca? A gdyby jeszcze dorzucić do tego Boga? Może to Bóg wymyślił sekundę i dał trybikom zegarków ich niezachwiany bieg? Lub choćby natchnął ludzi, by ten nieszczęsny czas pchali i pchali - stale do przodu.
Nagle, gdy już prawie doszedł do tego, czy to kura narodziła się z chaosu, czy może jajko wystrzeliło z jego odmętów, podeszła do niego dobrze zakonserwowana kobieta po czterdziestce.
Miała podrasowane piersi i usta i Piotrek mógłby się założyć, że gwarancja na te wspaniałości nie wywodziła się wcale z Ojczyzny.
Wspaniała Madame, bo na pewno nie Mademoiselle wyciągnęła przed siebie rękę z drobnym złotym zegarkiem, a w niej wieszak z ażurową sukienką i spytała lekko ściszonym, w jej mniemaniu tajemniczym głosem, czy będzie do niej pasować.
- Trzeba sprawdzić - odparł z wyuczoną uprzejmością, która świetnie sprzedawała się wśród starszych pań często słusznie branych za Kuguarzyce.
- A pomoże mi pan ją zapiąć? - uśmiechnęła się. W jej uśmiechu miała zawrzeć się niewinność, ale gdzież tej ordynarnej megierze było do słodkiej niewinności?
Piotrek rozejrzał się dyskretnie. Szef wciąż stał za ladą pochłonięty jakimiś szefowskimi sprawami, które znajdowały się na ekranie laptopa, a jego głupawi współpracownicy obsługiwali już jakichś podstarzałych, wypachnionych kochanków z czasów Radzieckiej okupacji.
- Jasne - odparł więc i odwzajemnił uśmiech.
Kobieta weszła do przebieralni i z trzaskiem zasłoniła welurową czerwoną kotarę.
Przypatrywał się nieostrym cieniom poniżej kotary, bo tylko dzięki nim mógł w ogóle rozeznać, że ktoś tam jest. Była absolutnie bezszelestna. Pewnie za sprawą jakichś drogich pillingów, które sprawiają, że stopy swoją miękkością zaczynają dorównywać kocim łapom.
- Może pan wejść - odezwała się nagle.
Piotrek przestraszył stanowczego tonu, który jak tygrys wyskoczył z ciszy.
Delikatnie odsłonił kotarę, a potem mógł już tylko stać i wytrzeszczać oczy.
Kobieta była zupełnie naga, a jej ciało w cudowny sposób oparło się okrucieństwu czasu. W dodatku z poważną miną spoglądała mu głęboko w oczy.
Piotrek już od kilku długich sekund stał bez ruchu, więc z pełną gracją postąpiła pół kroku do przodu i wciągnęła go do środka za krawat, po czym szybko zasłoniła kotarę.
- Przecież ja nie mogę... - szeptał między jednym, a drugim pocałunkiem.
Kobieta jednak doskonale wie, jak zamienić niewinne "nie" w pełne rozkoszy, wykrzykiwane całym gardłem "tak". Ta z pewnością wiedziała. Tak więc, gdy Piotrek wzbraniał się w pełny kokieterii sposób, ona po prostu uśmiechała się i guzik po guziczku rozbrajała jego wolę
- Jeśli ktoś nas nakryje, będę miał nieprzyjemności. Chciał powiedzieć "przejebane", ale był w towarzystwie starszej kobiety i wulgarne słowo ugrzęzło mu w gardle. Zabawne w jakich momentach dopada ludzi kurtuazja.
- Znasz z dzieciństwa grę w Króla Ciszy? - spytała delikatnie całując jego klatkę piersiową. W jej szepcie było coś obraźliwego, a zarazem ostatecznego.
Piotrek zdał sobie sprawę z tego, że został upolowany, a przez niebanalność ostatniego zapytania też lekko uwiedziony. Skinął tylko głową i delikatnie przymknął powieki oddając się temu, co poeta eufemistycznie nazwałby oślizgłą lekkością bytu.
Kilka minut później, któryś z nieudolnych współpracowników Piotrka włączył płytę z kolędami, bo do świąt zostało tylko 38 dni, a nikt z takim zapałem nie wydaje pieniędzy, co podkomendni Świętego Mikołaja na łasce kapitalizmu. Co ciekawe, "Przybieżeli do Betlejem" idealnie oddawała tempo z jakim drobny złoty zegarek stukał o wielkie lustro zawieszone w przymierzalni.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt