Miejsce
Naszej wioski nigdy nie nawiedzały burze, wichry, ani mrozy. Pod ręka mieliśmy spokój i spełnienie. Cichnące przy zakończeniach baśni starców szlifowały nas, nieociosane kamienie. Surowe życie uczyło nas zmian, a jego prezenty - trwania.
Mogliśmy mieć wszystko: kilka dni w stronę zachodu słońca był wysoki ciemny las, nieco dłużej zajmowało spłynięcie rzeką do nieskończonego, słonego morza, a daleko na północy wznosiły się góry. Mówili, że śnieg padający tam wygląda jak sypane z całego nieba płatki stokrotek. Ciekaw jestem jak wygląda świat, przykryty ich warstwą.
Nasza kraina była cicha. Przemawiała rzadko, a i wtedy ciężko było zrozumieć jej język. Przemawiała przez kwiaty, drzewa, deszcze i powietrze. Wiatr rozpoczynał swoją przeciągła pieśń co wiosnę. Wtedy wszyscy przez kilka nocy słuchaliśmy jego opowieści o odległych miejscach, które odwiedził. Deszcz szeptał nam swoje melancholijne odpowiedzi na niezadane pytania, a słodka mowa kwiatów i drzew zapowiadała nastające szczęście.
To było kiedyś. Teraz nasze miejsce jest gdzie indziej. Chodzi przed nami pokazując nam drogę, a i tak zwykle gubimy je we mgle. Odnajdujemy je na nowo przypadkiem po tygodniu lub miesiącach - trafiamy na jego niemal niewidoczna ścieżkę. Mamy sobie nawzajem tyle do powiedzenia… Być może kiedyś zostanie przy naszym ognisku na zawsze.
***
Słupy we mgle
W oddali, na równinie, mgła powoli odsłania kamienne słupy. Spośród gęstych, wystawiających poskręcane gałęzie krzaków widać ich szare kontury. Są nieco wyższe i szersze od człowieka, pełne wyrytych żółtych drobnych znaczków – pisma opisującego wspaniałości tajemniczego i nasyconego mądrością świata. Miały przypominać jego ukryte piękno tym niepewnym celu, drogi lub miejsca tutejszego życia.
Nasza wędrówka staje się coraz żywsza, powietrze cieplejsze, przejrzystsze. Z mgły wyłaniają się czubki chat. Na widok wilgotnej od rosy słomy dachów wszyscy cieszą się, czując nadchodzące okrycie przed przenikliwym zimnem poranka. Wyryte na słupach żółte znaki nieśmiało odbijają wschodzące słońce. Parzona promykami ziemia pozbywa się resztek mgły, która zawraca do wierzchołków gór. Tam nikt nie będzie jej przeszkadzał. Zaiste, jedynym jej gościem będzie spacerujące echo wieczornych dzwonów, szepczące długie „wróć”.
Jest cieplej. Dla miejscowych nie ma to najmniejszego znaczenia. Podobnie zresztą, jak inne, równie błahe zmiany. Ich poglądy nigdy nie mogą zostać przez nas przyjęte; możemy tylko ich podziwiać, gardzić nimi, albo starać się zrozumieć. Nasze drogi są inne, jednak zmierzamy do tego samego celu. Sądzą, że świat byłby szczęśliwszy, gdyby wszyscy żyli jak oni - zastygli w spokoju.
Dochodzimy do osady. Nie wiemy czego się spodziewać po miejscowych: głębokiej kontemplacji, czy odosobnienia i strachu przed nieznanym. Chyba nie mamy zamiaru się teraz tego dowiedzieć… Nasza wędrówka będzie trwała dalej.
***
Chłód
Panuje przenikliwe zimno. Wilgotne powietrze nic robi sobie z naszych, grubych, nieco zużytych skór. Idziemy gęsiego po twardym, zmarzniętym gruncie. Mgła jest tak gęsta, że bezlistne gałęzie wyrastają z siwej zawiesiny. Nasze oddechy zamieniają się w słupy pary. Co pewien czas ponad naszymi głowami przeleci wrzeszczący kruk. Powietrze jest nieruchome i ciężkie, jakby odpoczywało na naszych barkach po ostatniej wichurze. W każdym wychylającym się z mgły konturze widzimy schronienie. Na razie to tylko żarty drzew i cieni.
Kilka dni temu usłyszeliśmy jednak cichy szum. Brzmiał jak echo dalekiej, wielkiej rzeki. Z jej prądem można było by podążać do wielkiego morza, a przeciw niemu szukać w górach źródła.
Rzeka nie narzucała długo swojego zaproszenia - po tygodniu wędrówki szum ucichł.
Innym razem zadawało się nam, że otaczają nas ludzie. Słychać było niewyraźne urwane rozmowy, kroki, parskanie koni i odległe nawoływania. Przez mgłę jednak nikogo jeszcze nie widzieliśmy. Być może ktoś stąd, jeśli ktoś tu jeszcze jest, widział nas. Zostawił jednak nas sam na sam z tą krainą.
Kraina ta jest pustkowiem pełnym szeptów, wzbijających się znikąd chmur pyłu i tętentu dzikich koni. Przeszliśmy już wiele z jej długich i ciasnych dolin, niekończących się zamglonych równin i obrośniętych karłowatymi drzewkami gór. Ona jednak cały czas nas zaskakuje.
Wierzę, że kiedyś poznamy odpowiedzi na jej pytania. Na razie wędrujemy jak ślepcy.
***
Stara studnia
Dolina jest szeroka i płaska, prawie bez drzew. Przez mgłę jej zbocza są tylko odległymi cieniami, widać zaledwie ich podnóża. Otacza nas pustkowie. Cisza przysłuchuje się jedynym tu, naszym oddechom. Wybijają one nierówny rytm długiej wędrówki.
Od kilku dni powinniśmy być w okolicy wioski, jednak w tej mgle możemy się o nią otrzeć, będąc zupełnie pewnymi pustki dookoła. Otrzeć się o nową kulturę, odrębne zasady, nigdy wcześniej nie próbowane podejście do życia, dzikość.
Czasem dolina jest węższa, zaskakując swą wysokością. W takich miejscach słychać echa dalekich, starych odgłosów. Kiedyś słyszeliśmy jakby muzykę kotłów - wiadomości wysyłanych pomiędzy szczytami gór. Nie znaleźliśmy jednak ich twórcy.
Kraina ta jest dla nas jak księga. Odczytujemy ze starych studni, resztek kamiennych domów i zapisanych głazów dzieje jej dawnych mieszkańców. Ich radości, rozterki i pewność spełnionego życia. Mgła była ich powiernikiem, wiatr odświętnym gościem, a słońce nauczycielem. Nie pojęli sensu trwania, ale uczyli się życia.
***
Talizmany
Siedzimy w dusznym skórzanym namiocie. Deszcz pada od kilku dni i nie zbiera się do odejścia. Niebo pozbyło się wszystkich swoich odcieni, jest szare; wydaje się puste i zamknięte. Wiem, że takie nie jest.
Jesteśmy zmęczeni, szliśmy od kilku miesięcy wzdłuż tej niekończącej się rzeki. Odpoczynek byłby dobry, gdyby nasz namiot nie przesiąkł po kilku godzinach ulewy. Nikt z nas nie wie, co ze sobą zrobić. Siedzenie i czekanie jest najlepszym wyjściem.
Nad paleniskiem zawieszone są nasze talizmany, pozdejmowane z nadgarstków, szyj i palców. Przez te kilka dni patrzyliśmy się w nie tak długo i uparcie, że kiedy tylko będziemy chcieli przywołać ich widok, choćby pod koniec naszych dni, na pewno pojawią się wyraźne pod zamkniętymi powiekami.
Tęsknie za ogniskiem, za wiatrem wiejącym w plecy i za przesypującym przez dłonie piaskiem, ale na pewno się nie poddam. Nikt z nas się nie podda, choćbyśmy mieli czekać tu miesiąc, choćbyśmy mieli nigdy nie wrócić, choćbyśmy mieli zrezygnować z siebie i stać się kimś obcym, nie poddam się! Wierzę, że jesteśmy coraz bliżej naszego celu, jestem pewien!
***
Wulkan
Powietrze staje się suchsze i przejrzystsze. Unoszący się z ziemi pomarańczowy pył błyszczy na tle wygasłego wulkanu. Ruchy pracujących na polu są spokojne, jak zawsze. Nie mają powodu do niepokoju.
Głęboko zaakceptowali swoje życie. Wynikałoby z tego, że są szczęśliwi. Narzędzia nie zawodzą, praca ich nie męczy. Praca to doskonalenie się lub trwanie w ludzkiej doskonałości, dar będący też zadaniem otrzymanym od Stwórcy.
Ich narzędzia magazynują w sobie część ich duszy - przydaje się ona, gdy podczas trwania na tej zaludnionej pustyni zgubi się swoją przeszłość lub przyszłość…
Niebo jest bezchmurne. Z niewinnego pastelowego błękitu sączy się zdyszany żar, jakby uznał za zmarnowany czas dany na odpoczynek ludziom nocą. Teraz chce to jak najszybciej nadrobić. Nikt nie narzeka jednak na upał; bez niego nic nie było by takie jak teraz: kamienne murki układane wspólnie przez wszystkich mieszkańców długimi tygodniami z płaskich, formowanych przez wieki kamieni, nie byłyby kanciaste i kruche. Wyschnięta ziemia nie byłaby skąpą, uczącą pokory żywicielką. Rośliny nie byłyby bezlistnymi poskręcanymi i kolczastymi oazami życia, w jedynej w zasięgu wzroku błotnistej kałuży.
Słońce wschodzi coraz wyżej, przeganiając zagubione robaki z powrotem do ziemi, a długoszyje, padlinożerne sępy pod ruinę trzymającą się wbrew wszystkim prawom, nazywaną stodołą. Wszyscy wiedzą, że nigdy się nie zawali.
Wulkan na południu, jak zwykle o tej porze daje znać, że jeszcze będzie miał swój udział w formowaniu historii. Czas będzie mijał na zapamiętaniu poprzedniej przemowy góry i cierpliwym oczekiwaniu na następną.
***
Las
Kiedy szliśmy, las mówił do nas tylko przez szmer liści, poskrzypywanie konarów i ciche skoki wiewiórek. Podczas wkraczania do tej krainy, nasze dotychczasowe talizmany stawały się przeszkadzającymi tylko ozdóbkami. Porzuciliśmy je więc wszystkie pewnego razu przy jednym ze starszych stawów. Stawy wydają się być niezmienne dla ludzi, a dla gór i lasów są niemogącymi znaleźć miejsca na dłużej tułaczami.
Polana za zgromadzeniem starych buków jest duża, porośnięta gęstą, miękką jak dywan trawą. Otaczają ją drzewa. Tworzą swoimi gałęziami i pniami szczelny krąg, z którego wyjść można tylko przez kilka wąskich szpar. Słońce prześwituje przez otaczającą ścianę liści - mruga do tańczących na niej rusałek. Ich haftowane czerwono-biało spódnice falują w rytm obrotów, a ciemnozielone gorsety odznaczają się na tle starych drzew.
Zaczęliśmy w końcu zdawać sobie sprawę z celu naszego istnienia, jakby w tym wiecznie zielonym, kwitnącym świecie było dla nas przygotowane miejsce. Jakby ktoś poświęcił swój czas właśnie nam, sadząc lasy z naszych ukochanych dębów, zrzucając z gór orzeźwiające strumienie i pozwalając mieszkać tu tym pięknym rusałkom.
***
Czas
Wąska leśna ścieżka zaczyna ginąć w ciemności, wilgotne igły odbijają blade światło nocy. Czuć niewyraźny odór stęchlizny. Gdzieś w oddali spadł stary konar. Ciemną zieleń zarośli pokrywa warstwa mroku. Drogą podąża posłaniec. Gałęzie biją go po głowie, spróchniałe kłody zapadają się pod jego ciężkimi stąpnięciami. Przebył już wiele lasów. Już dawno skończyły mu się siły do biegu; teraz jedyne na co może się zdobyć to niezłomne człapanie przez błoto. Cel musi być gdzieś tutaj…
Droga kończy się bagnem. Posłaniec oddycha ciężko, potyka się, ale kroczy dalej. Upada. Nie może się podnieść. Pełznie na kolanach, zapadając się w coraz bardziej miękkiej ziemi.
Z mgły wyłania się zawieszona nisko na gałęzi czerwona wstążka.
koniec
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt