kołnierz - bioko
A A A
Klasyfikacja wiekowa: +18

Część 5

 

       Bruna obudziło natarczywe szarpanie za ucho, a kiedy z trudem zamachną ręką, żeby odpędzić natręta usłyszał piskliwy głos i oddalające się tupanie malutkich stópek:

- Mamo! Chodź szybko!  Już nie śpi!!

Otworzył oczy i rozejrzał się po pomieszczeniu. Pokój, w którym leżał nie był duży, ale mimo wyraźnej skromności sprawiał przytulne wrażenie. Przede wszystkim był czysty, ale nie tylko to sprawiło, że rozglądał się dokładniej; na stoliku stała metalowa rura wypełniona suszonymi kwiatami, a nieduże okno przysłonięte było niebieską firaną z lekkiej, półprzeźroczystej tkaniny. Wyraźnie było widać wkład kobiecej ręki. On sam nigdy by nie pomyślał o tym, żeby zamiast do lasu pójść na łąkę po kwiaty. A niby po co? Więdną szybko i ściągają duże ilości robactwa. Dziwny i zbyteczny zwyczaj. Wystraszył się, gdy do pokoju weszła kobieta:

- Dzień dobry - Uśmiechnęła się lekko – Jak się czujesz?

- Gdzie jestem? – Odpowiedział pytaniem na pytanie. Ostatnia rzecz, jaką pamiętał to schowek na drewno, tak, dostał wtedy gorączki - przypomniał sobie jak bardzo trząsł się z zimna, a potem tylko jakieś urywki, migawki wyrwane z kontekstu.

- Paweł, mój syn, znalazł cię leżącego w komórce. W nocy musiałeś się tam schować i prawdopodobnie tam straciłeś przytomność. Pamiętasz coś?

Przez chwilę nic nie mówił i w myślach próbował poukładać sobie wszystkie elementy w jakąś logiczną całość. Spojrzał na nią z wdzięcznością:

- Nie pamiętam wszystkiego, ale podejrzewam, że sam nie wskoczyłem pod tą puchową kołdrę.

Zaśmiała się serdecznie:

- Nie, sprawiłeś nam trochę kłopotów – spoważniała – Było z tobą naprawdę źle. I coś ty zrobił ze swoimi nogami. W ranach pełno piachu i błota. Wyglądało to paskudnie. Kilka trzeba było zszyć. Nie czułeś tego?

Pokiwał przecząco głową.

- Zresztą nieważne. Jesteś jeszcze bardzo słaby. Wyjdę do kuchni przygotować coś do jedzenia i potem porozmawiamy.  A ty, jeżeli potrzebujesz… - przysunęła ze zgrzytem metalowe wiadro pełniące rolę nocnika pod samo łóżko.  – Tylko nie stawaj jeszcze na nogi. Musisz sobie jakoś poradzić.

Kobieta wyszła zamykając drzwi. Przy stole w największym pokoju siedzieli pozostali mieszkańcy i wpatrywali się w nią z ciekawością. Artur podniósł się z krzesła:

- I jak? Co to za typ?

- Trudno ocenić, ale nie wydaje się groźny. Przygotuję mu coś i pójdziesz ze mną. Sam zobaczysz, to tylko młody chłopak, który przypadkiem wpadł w kłopoty. Inka, zagotuj trochę mleka.

        Dziewczyna posłusznie wykonała polecenie. Nie rozumiała, dlaczego rodzice zabraniają jej tam teraz wchodzić, przecież nie zrobi nic złego - chce tylko popatrzeć. W okolicy nie mieszkało zbyt dużo ludzi, zaledwie kilka rodzin trudniących się hodowlą bydła. Każdy znał każdego, a ona miała już dosyć zaczepek młodych sąsiadów; wiedziała do czego dążyli i wolała ich unikać. Mimo swoich siedemnastu lat ciągle była na etapie platonicznych miłostek i denerwowały ją podszczypywania i nagłe zachodzenie od tyłu. Większość z nich była zaniedbana, a na jej widok śmiali się rubasznie pokazując żółte, nigdy niemyte zęby. Ten obcy był zdecydowanie inny, nie śmierdział obornikiem jak tamci - w czasie, gdy przepierała jego spodnie, w mieszkaniu rozszedł się zapach świeżego, leśnego igliwia. Wzięła kubek z gorącym mlekiem i rozmieszała wytworzony korzuch.

- Zaniosę mu. – Powiedziała tak cicho jak tylko mogła, pospiesznie i nie czekając na reakcję czmychnęła jak mysz do przechodniego pokoju, w którym znajdowały się drzwi. Otworzyła je niepewnie, Bruno leżał na plecach z zamkniętymi oczami. Ciągle czuł w sobie gorączkę i czuł się fatalnie, ale umysł miał trzeźwy i mimo senności ocknął się natychmiast, gdy usłyszał słaby dźwięk uginającej się, podłogowej deski. Uniósł się na łokciach i spojrzał na wchodzącą dziewczynę. Miła dla oka, sprawiała wrażenie łagodnie usposobionej, ale też i nerwowej. Oglądała się za siebie, jakby się czegoś bała. Włosy związała w niedbały warkocz, z którego splotów wystawały niesforne kosmyki. Nic nie mówiąc podała mu kubek i z przyjemnością patrzyła jak przykłada usta do jego brzegu. Na górnej wardze została cienka biała smuga, którą najpierw oblizał a potem dla pewności przetarł ręką.

- Dziękuję - nie spuszczając z niej wzroku oddał puste naczynie. Dziewczyna lewą ręką je odebrała, a prawym kciukiem dotknęła jego czoła. Nakreśliła niewielki krzyż, a gdy chciała się odsunąć poczuła mocny uchwyt na swoim nadgarstku:

- Co zrobiłaś?

- Nic - zarumieniła się - To, co czasami robi się chorym ludziom. Ten znak przynosi szczęście. Uchroni cię od choroby. – Mówiła po cichu, jakby zdradzała największą tajemnicę. – Puść mnie, muszę już iść.

Nie czekając aż to zrobi, delikatnie wyszarpnęła rękę i pospiesznie opuściła pokój zostawiając uchylone drzwi. Do jego uszu doszedł pełen oskarżenia głos Sary:

- Po coś tam poszła!? Mówiłam, żebyś tam nie wchodziła!

- Przecież ci mówiłam! Nie słyszałaś? – Odpowiedziała niewinnym głosem.

Bruno zaśmiał się sam do siebie: co za dziwna dziewczyna. Poruszał swoim stopami kurcząc palce. W kilku miejscach poczuł silny, przeszywający ból. Drobne otarcia go nie martwiły, ale biegnąc przez las ogarnięty paniką, nie czuł jak rozrywał skórę o ostre i wystające konary. Teraz dzięki pomocy rany były oczyszczone i zawinięte w czystą bawełnę, ale zszyte brzegi ran ciągnęły go przy każdym ruchu. Położył się z powrotem - musi wracać do domu, ojciec na pewno się martwi. Kręciło mu się w głowie i przyłożył ręce do skroni, był ciekawy, jaka jest pora dnia. Za oknem było już szarawo, ale bywało, że o tej porze roku słońce w ogóle nie wychodziło. Usiadł na łóżku, kiedy do pokoju wszedł pełen autorytetu, wysoki mężczyzna. Ponad bladoniebieskimi oczami wyrastały gęste i krzaczaste brwi. Przez chwilę przyglądał mu się z zamyśleniem:

- Co robiłeś w naszej komórce? - Spytał stanowczo.

- Znalazłem się tam zupełnie przypadkiem. W domu, w którym nocowałem napadnięto na mnie i skradziono wszystkie osobiste rzeczy. Musiałem szukać miejsca, żeby się trochę ogrzać i spędzić resztę nocy. Krążyłem po okolicy i tak trafiłem do waszego obejścia - Z zamysłem pominął wiele szczegółów, nie chciał się narażać na potok dalszych i niepotrzebnych pytań. Podniósł wzrok ku górze, aby nawiązać kontakt wzrokowy - Nie stanowię zagrożenia. Opuszczę dom jak tylko będzie to możliwe.

Artur przytaknął, widocznie odpowiedź, którą usłyszał go zadowoliła. W tym momencie do pokoju weszła Sara, niosąc w misce parującą zupę. Brzegi naczynia rozszerzały się po bokach, dzięki temu mógł jeść swobodnie nie parząc dłoni. Bulion był rzadki i mętny, ale mimo silnie odczuwanego aromatu czosnku, smakował doskonale.

- Jak masz na imię? -  Spytała kobieta.

- Bruno, mieszkam z ojcem na północ od miasta. Żyjemy głównie z polowań i zbieractwa. Do miasta przychodzimy tylko sprzedać towar. Niestety tym razem nie zachowałem dostatecznej ostrożności. – Oddał pustą miskę Sarze

- Dziękuję.- Zniżył ton głosu, aby nadać temu słowu głębszy sens, nie chodziło mu o bulion. Wiedział, że wprowadzając go do domu wiele ryzykowali, dlaczego to zrobili? Był nieznajomy, obcy. On sam nigdy by tak nie postąpił. Wielokrotnie wokół jego domu kręcili się bezdomni, głodni, czasem chorzy, ale nawet przez myśl mu nie przeszło, żeby im pomóc. Całe życie radzili sobie sami, więc nie potrzebują żadnej opieki, przecież to jasne.

- Robi się ciemno - odezwał się Artur – Jak chcesz to idź do domu, ale proponuję abyś został na noc. Jutro pożyczę ci ubranie, buty i pójdę z tobą. Ile czasu zajmuje ci droga?

- Około trzech, czterech godzin – Czuł się zbyt słabo, aby opuszczać ciepły dom i wychodzić na hulający wiatr. Miał wyrzuty sumienia, wiedział, że ojciec się martwi, ale byłby głupi odrzucając taką pomoc.

- Chciałbym się kawałek przejść, muszę się rozruszać żeby jutro nie było kłopotów z nogami.

Sara spojrzała na puste, metalowe wiadro.

- Artur pomoże Ci się ubrać, wyjdźcie na zewnątrz.

Najtrudniej było zrobić kilka pierwszych kroków. Niektóre zbyt mocno pociągnięte szwy puściły, ale właściwie dobrze się stało, ponieważ teraz nie krępowały ruchów.  Mimo, ze byli na dworze tylko kilka chwil, Bruno poczuł szczypiący policzki, marznący deszcz. Cieszył się, że noc może spędzić w ciepłym domu.

 

 

      Bastek szedł główną aleją targowiska i rozglądał się na boki. Był zły, ponieważ nie znalazł ani synów Andrzeja, ani żadnego śladu Bruna. No bo też co miał znaleźć? Odciski butów? Nie wiedział, od czego zacząć. Uważał za stratę czasu chodzenie bez celu po tłocznym i głośnym mieście. Jeżeli coś mu się stało to nie znajdzie go w centrum, a miejsc do przeszukania było bez liku. Zrezygnowany przysiadł na poprzecznej, stalowej rurce słupa dawnej linii energetycznej, z której smętnie opadały przepalone na końcach, czarne kable.  Musiał chwilę odpocząć i przemyśleć dalszą drogę. Nie ma zbyt wiele czasu, jeżeli chce przed nocą wrócić do domu, to zostały mu niecałe dwie godziny na szukanie. Gromada czarnych ptaków przysiadła na pobliskim, łysym drzewie. Ich ciemne sylwetki odznaczały się na tle purpurowego nieba a z ich ostro zakończonych dziobów wydobywało się przeraźliwe krakanie. Zrobiło się chłodno. Wstał i poszedł w kierunku rzeki, przy której nadal tłoczyło się wiele osób. Kilku ludzi grzało swoje ręce przy rozpalonych koksownikach i wesoło o czymś rozprawiali wybuchając co chwilę śmiechem. Wokół walały się sterty niepotrzebnych rupieci a w błotnistej drodze odciśnięte były duże ilości butów. Po przeciwnej stronie drogi stał nieduży budynek pełniący teraz rolę magazynu. Wąskie i wysoko umieszczone okna rozświetlały się blaskiem jasno świecących żarówek. Zwrócił uwagę na fasadę budynku, była ozdobiona dużą odlewaną płaskorzeźbą przedstawiającą węża oplatającego kielich. Ogon zawijał się wokół podstawy a głowa z wysuniętym językiem wpatrywała się w osobę wchodzącą do budynku. Odnosiło się ponure wrażenie, że trójwymiarowy wąż rzuci się na ludzi niegodnych wejścia. Zastanawiał się, co oznacza symbol, pierwszą jego myślą było to, że nie powinien przekraczać progu tego domu. Do głowy mu nie przyszło, że dawniej wąż był symbolem odrodzenia, a ludzie umieszczali go w różnego rodzaju placówkach chroniących ludzkie życie. Teraz drzwi pilnował duży pies zajęty obgryzaniem wołowej kości a w jego pobliżu na plastikowych skrzynkach siedziało dwoje mężczyzn. Przed nimi stał stół informujący przechodniów, że są handlarzami. Był pusty, widocznie towar jaki sprzedawali nie nadawał się na widok publiczny. Bastek podszedł bliżej, ponieważ jedna rzecz zwróciła jego uwagę. Kurtka jednego z nich. Kolor moro był bardzo popularny, ale ta była identyczna, jaką miał Bruno. Nosił wszak ją tyle lat, znał ją doskonale. Krążył w około i przyglądał się dyskretnie, aby nie wzbudzić uwagi mężczyzn. Wiedział, że miała charakterystyczne i niezdarnie zaszyte rozdarcie przy kołnierzu - pamiątka po jednym z polowań, ale jak mógłby to sprawdzić? Mężczyźni zauważyli dziwne i niepewne zachowanie Bastka

- Chcesz coś kupić? –  Odezwał się jeden spoglądając podejrzliwie.

Chłopak przez chwilę zastanawiał się nad odpowiedzią, wyglądali groźnie, więc musiał przemyśleć swoją odpowiedź.

- Interesuje mnie ta kurtka – pokazał palcem na drugiego

Obaj roześmiali się tak, jakby usłyszeli najlepszy dowcip i długo trwało zanim doszli do siebie.

- Dzieciaku, nie handlujemy tu kurtkami - ponownie zanieśli się śmiechem. -  Idź do domu, twoja mama na pewno się martwi.

Zielone oczy Bastka rozszerzyły się ze wzburzenia. Czuł, że traci kontrolę.

- Nie potrzebuję broni. Szukam właściciela tej kurtki. – Powiedział donośnie.

Większy z nich podniósł się opierając dłonie o blat. Wychylił się do przodu groźnie marszcząc brwi:

- Sugerujesz, że nim nie jestem?

Chłopak cofnął się o krok i podniósł dłonie wnętrzem w stronę sprzedawców. Wystraszył się, ponieważ rozmowa zdecydowanie toczyła się w złym kierunku.

- Nie szukam kłopotów. Staram się znaleźć znajomego, który od jakiegoś czasu nie daje znaku życia. Proszę tylko o kilka informacji.

Tamten usiadł ponownie i wpatrywał się w Bastiana. Prawdopodobnie się nudzili, ponieważ bez żadnej namowy ani zapłaty podjęli temat.

- Kupiłem ją dzisiaj rano. Poprzedni właściciel to idiota, wziął za nią tylko garść naboi.

- Chciałbym wiedzieć jak wyglądał – zapytał nabierając pewności siebie

- Co mam ci powiedzieć? Tutaj wszyscy wyglądają tak samo. Jedyne, co rzuciło mi się w oczy to brak małego palca u ręki.

- I był z kobietą – dodał drugi – wiesz jak wygląda kobieta? –  Obaj najpierw zanieśli się długim, histerycznym śmiechem, a potem wrócili do prowadzonej wcześniej rozmowy całkowicie ignorując chłopaka.

Bastek nie odpuścił im tak łatwo, nabrał pewności, że osobą, którą opisywał handlarz na pewno nie był Bruno, ale wciąż nie był pewny kurtki. Podszedł do nich tak blisko, aby zwrócić na siebie uwagę.

- Coś jeszcze chcesz wiedzieć? – Ironiczne zapytał pierwszy.

- Tak. Chciałbym się przyjrzeć kołnierzowi - Podszedł do nich i nie czekając na zgodę podniósł kawałek materiału. Pod wpływem presji zupełnie zapomniał, że nie powinien nikomu majstrować przy kołnierzu a szczególnie, jeżeli tym kimś jest handlarz bronią. Mężczyzna chwycił mocno za jego nadgarstek, podniósł się i gwałtownie kopną Bastka w splot słoneczny. W momencie, gdy pod wpływem ciosu chłopak zatoczył się do tyłu, mężczyzna wyciągną zza pazuchy krótką broń i wycelował prosto w jego głowę.

- Spierdalaj! – Krzyknął, wypluwając z siebie fontannę białej śliny.

Chłopak wycofał się najpierw tyłem na rękach, a potem zerwał się z ziemi i z przerażeniem uciekł w ciemną gęstwinę krzaków. Za sobą słyszał głośny, szyderczy śmiech. Biegnąc przed siebie próbował wyrzucić z siebie obraz, który jak mantra pojawiał się przed jego oczami - charakterystyczne rozcięcie zaszyte męską, niewprawną ręką

 

c.d.n.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
bioko · dnia 17.12.2013 18:43 · Czytań: 371 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 2
Komentarze
al-szamanka dnia 17.12.2013 19:56 Ocena: Bardzo dobre
Cytat:
po­dej­rze­wam, że sam nie wsko­czy­łem pod pu­cho­wą koł­drę.


Cytat:
Krę­ci­ło mu się w gło­wie i przy­ło­żył ręce do skro­ni

bez i, ale za to z przecinkiem
Cytat:
- Robi się ciem­no - ode­zwał się Artur(.) – Jak chcesz to idź do domu

Cytat:
Mimo, (ż)ze byli na dwo­rze tylko kilka chwil

Cytat:
we­so­ło o czymś roz­pra­wia­li(,) wy­bu­cha­jąc co chwi­lę śmie­chem.

Cytat:
- In­te­re­su­je mnie ta kurt­ka – po­ka­zał pal­cem na dru­gie­go(.)

Cytat:
- Chciał­bym wie­dzieć jak wy­glą­dał – za­py­tał na­bie­ra­jąc pew­no­ści sie­bie(.)

Cytat:
pod­niósł się i gwał­tow­nie kopną(ł) Bast­ka w splot sło­necz­ny.


No i dzieje się.
Z przyjemnością wracam do Twojego opowiadania.
Bardzo mnie ciekawi jak potoczą się losy Twoich bohaterów.

Pozdrawiam :)
bioko dnia 18.12.2013 21:09
Dzięki, sama jestem ciekawa jak to się rozwinie :)
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
27/03/2024 22:12
Serdeczne dzięki, Pliszko! Czasem pisząc, nie musiałem… »
pliszka
27/03/2024 20:55
Kaz, w niektórych Twoich tekstach widziałam więcej turpizmu… »
Noescritura
25/03/2024 21:21
@valeria, dziękuję, miły komentarz :) »
Zdzislaw
24/03/2024 21:51
Drystian Szpil - to i mnie fajnie... ups! (zbyt… »
Drystian Szpil
24/03/2024 21:40
Cudny kawałek poezji, ciekawie mieszasz elokwentną formę… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:18
@Optymilian - tak. »
Optymilian
24/03/2024 21:15
@Zdzisławie, dopytam dla pewności, czy ten fragment jest… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:00
Optymilian - nie musisz wierzyć, ale to są moje wspomnienia… »
Optymilian
24/03/2024 13:46
Wiem, że nie powinienem się odnosić do komentarzy, tylko do… »
Kazjuno
24/03/2024 12:38
Tu masz Zdzisław świętą rację. Szczególnie zgadzam się z… »
Zdzislaw
24/03/2024 11:03
Kazjuno, Darcon - jak widać, każdy z nas ma swoje… »
Kazjuno
24/03/2024 08:46
Tylko raz miałem do czynienia z duchem. Opisałem tę przygodę… »
Zbigniew Szczypek
23/03/2024 20:57
Roninie Świetne opowiadanie, chociaż nie od początku. Bo… »
Marek Adam Grabowski
23/03/2024 17:48
Opowiadanie bardzo ciekawe i dobrze napisane.… »
Darcon
23/03/2024 17:10
To dobry wynik, Zdzisławie, gratuluję. :) Wiele… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
  • Slavek
  • 22/03/2024 19:46
  • Cześć. Chciałbym dodać zdjęcie tylko nie wiem co wpisać w "Nazwa"(nick czy nazwę fotografii?) i "Album" tu mam wątpliwości bo wyskakują mi nazwy albumów, które mam wrażenie, że mają swoich właścicieli
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty