Szedłem za nią. Śledziłem ją. Każdy by tak zrobił, więc szedłem, przeciskałem się przez masę ludzi, wymijałem objuczone siatkami kobiety, potrącałem starszych panów z laseczkami, aż wreszcie odwróciła się i zapytała, dlaczego za nią idę.
I wówczas zrozumiałem. Była naga! Zupełnie naga. Tak ją widziałem. Tak widziałem Prawdę. Jeszcze nie wiedziałem, że jest Prawdą, ale gdy patrzyłem na nią, rosła między nami nić porozumienia i sympatii.
Nikt nie wiedział, że jest naga. Wymijało nas tysiące ludzi, samochody, potok mężczyzn, kobiet, dziadków, dzieci, dorastających panienek i wyrostków, ale nikt tego nie widział. Patrzyliśmy na siebie. Pudełko było małe i drewniane. Wnętrze obite pluszem. W środku leżał pierścień. Tysiącem barw iskrzył na wszystkie strony. Prawda delikatnie ujęła go w palce. "Piękny" - wyszeptała. Świat poszarzał, zniknęły kolory. Pierścień zamienił się w metalową nakrętkę. Prawda spojrzała w lustro. Ujrzeliśmy brzydką, starą, pomarszczoną twarz. Prawda zamknęła oczy. Z krzykiem na ustach upuściła śrubkę. Ja też zamknąłem oczy, ale czułem, jak zachodzi transformacja. Nie wiem, jak, ale czułem. Gdy wreszcie otworzyłem oczy, dziewczyna w lustrze była młoda, ładna, uśmiechnięta.
"Co to było?" - Zapytałem.
"Prawda" - odpowiedziała niskim, śpiewnym głosem. U jej stóp spoczywał pierścień.
Zostaliśmy przyjaciółmi. Spotykaliśmy się na rogu ulicy, w knajpie albo w miejskim parku. Czasami, gdy byłem samotny i smutny, wychodziłem i spotykałem ją. Czasami ona do mnie przychodziła. Spacerowaliśmy po mieście, wzgórzach okalających wschodnie rogatki miasta, lasach porastających północny skrawek. Chodziliśmy trzymając się za ręce, uśmiechając do siebie, niekiedy rozmawiając. Przy Prawdzie czułem się spokojny, dojrzały, ufny w siebie i ludzi. Jej obecność napełniała radością i optymizmem.
Weszliśmy do knajpy. Nie chciałem iść, ale ona nalegała. Barman oszukiwał. Do piwa dolewał wody. Próbowałem powstrzymać Prawdę, ale i mnie coś powstrzymywało. Dolatujący zza ściany, przybliżający się hałas. Narastał wolno. Początkowo nieśmiały, daleki, z każdą chwilą zwiększał się. Jechał samochód. Stara, zdezelowana ciężarówka. Nikogo nie widziałem za kierownicą. Samochód płynął bucząc i posapując. Jechał wprost na nas. Rejestracja składała się z czterech zer. Był coraz bliżej. Auto nie zwalniało, nabierało prędkości. Próbowaliśmy uciec, ale na nic to się zdało. Samochód wjechał na twarz Prawdy.
Podniosłem ją i wytarłem krew sączącą się z wargi. Bardzo szybko zregenerowała siły.
"Skąd jesteś?" - Pytałem, ale nie umiała odpowiedzieć. Może nie wiedziała, może nie chciała. Może nie rozumiała pytania.
"Jestem, zawsze byłam, jestem i będę, nawet, gdy mnie nie będzie" - odpowiadała. Ale nic z tego nie rozumiałem. Może miała ukryte tajemnice, których nie chciała zdradzać. Czekałem cierpliwie rozkoszując się chwilą.
Czasami Prawda przekazywała ciekawe historie. Nie wiem, na czym to polegało, ale obrazy jaśniały we mnie, czułem je, dotykałem oczami wyobraźni. Pokazywała różne swoje oblicza. On stał. Był bardzo przystojny, aż mi się żal zrobiło. Prawda, gdy zobaczyła go, podniosła się. Podszedł i objął ją. Mocno przytulił. Całując zniżał się i uklęknął u stóp. Przytuliła jego głowę, gdy nagle ugryzł ją w udo. Moje wszystkie kłębuszki nerwowe przeniknął ostry, świdrujący ból. Odepchnęła głowę. Z rany sączyła się krew. Piekło. On przeżuwał odgryziony kawałek uśmiechając się ironicznie. Stał w rogu pokoju. Był przystojny. Podszedł do niej. Objął i mocno przytulił. Całując zniżał się, aż klęknął u jej stóp. Patrzyliśmy, jak całuje aksamitne ciało. Jego zęby wbiły się w nogę. Mocno szarpnął. Wygryzając kawałek tkanki wydarł cienki, czerwony kabelek. Patrzyłem w ciemny otwór, gdzie roiło się tysiące drucików. Stał w rogu pokoju i patrzył na jej młode, zgrabne ciało. Podszedł do niej. Objął. Mocno przytulił. Całując zniżał się. Klęknął u jej stóp. Ugryzł ją. Wyrwał kawałek mięsa. Nie było żadnej reakcji. Systematycznie obgryzał jej udo, aż do znudzenia. Patrzyliśmy, jak rany zabliźniały się, wygładzały i już po chwili nie było żadnego śladu. Idealnie gładka skóra.
Siedzieliśmy w knajpie, Zamówiłem dwie filiżanki kawy i torty, ale Prawda nie miała ochoty jeść. Była smutna. Czasami Prawda była zasępiona. Nie lubiłem jej takiej. Jej melancholia i mnie się udzielała, zarażałem się jak katarem. Właśnie wtedy czułem, że czeka na coś, na kogoś, na tragiczne, co przerwie naszą sielankę, zburzy spokój, na coś złego, ale nieuchronnie zbliżającego się.
"Co ci jest?"
"Nic" - kiwała głową i uśmiechała się smutno.
"Pójdziemy do lasu?" - Spytałem. Zgodziła się. Zostawiliśmy kawę i pobiegliśmy trzymając się za ręce.
Prawda lubiła słuchać moich opowieści. Snułem rozważania o samotnych i nieszczęśliwych ludziach, szaleńczym tempie świata, a ona chłonęła. Odnosiłem wrażenie, że karmi się przykrymi wiadomościami. Opowiadałem o krzywdzie, niesprawiedliwości, nietolerancji, zepsuciu, braku miłości, znieczulicy. Wydawało się, że Prawda nie wiedziała o tym, słuchała wytrzeszczając ufne bławatkowe oczy, szczere, ogromnie zadziwione, błyszczące niepojętym zdumieniem. Ale po każdym traumatycznym seansie, ubywało zła, a wzrastała ilość dobra.
Byliśmy na łące, przepięknej pachnącej łące. Wśród kwiatów i świergotu ptaków spacerowali ludzie. Ich twarze były dobre. Czułem to. Emanowała z nich dobroć. Uśmiechali się i pozdrawiali nas.
"Nie jesteśmy na ziemi?" - Pytałem, ale Prawda nie odpowiadała. Ciągnęła mnie dalej, na samotne wzgórze, a gdy dotarliśmy zdyszani, powiedziała: "Popatrz, jaki świat jest piękny". Przed nami w dole rozpościerało się miasteczko sennie otulone połaciami pól i małym zagajnikiem, nad którym sterczał pagórek porośnięty brzozami. Znałem takie obrazki z książek. Ten wydawał się prawdziwy.
Pierścień iskrzył się w słońcu. "Weź go" -usłyszeliśmy. Prawda popatrzyła na mnie. Dawałem znaki, by tego nie robiła. Schyliła się. Z lekką obawą musnęła pierścień palcem i zaczepiła na długim, wypielęgnowanym paznokciu. Czułem, że rzeczywistość się wykrzywia. Świat wokół nas intensywnie ożywał. Prawda wyprostowała się i spojrzała w lustro. Odbicie delikatnie falowało, przedstawiało dziewczę cudowne, piękne, urocze. Ramy lustra uśmiechnęły się. Fotel pomachał oparciem. Łoże zamruczało. Pierścień zsunął się z palca, spadł i brzęcząc potoczył pod łóżko. Przeraziłem się, ale nic nie uległo przemianie. Prawda stała. Podszedłem do okna. Spojrzałem. Po drugiej stronie nie było nic. Niczego nie mogłem dojrzeć. Otworzyłem okno i usiłowałem wyjść. Siła przeniosła mnie pod przeciwległą ścianę. Zdumiony patrzyłem na dziwne okno, które nie pozwalało wyjść na zewnątrz. Prawda nadal stała w tym samym miejscu i psotnie groziła palcem. Rozejrzałem się. Drzwi nie było. Okno powoli zamknęło obie połówki. Na środku stało łoże, a obok fotel. Na ścianie wisiało lustro, a w rogu dziwny przedmiot, który widziałem pierwszy raz. Prawda podeszła do ściany. Mimo iż zaczynał się mur, śmiało postawiła krok. Noga zanurzyła się, a właściwie to ściana umknęła, przesunęła się dalej. Prawda przyśpieszyła. Mur również. Wykonała kilka kroków i z lewej strony zamajaczył przedmiot w innym odcieniu. Coś się zaczynało, zrobiła jeszcze dwa kroki i ujrzeliśmy szafę. Prawda otworzyła i intensywnie wpatrywała się do środka. Też usiłowałem zajrzeć, ale moc przeszkadzała. Prawda stała przed szafą jak przed obrazem. Jej usta szeptały słowa: żarliwe, proszące. Szafa mruczała, odpowiadała. Rozmawiały. Chciałem, ale nie mogłem brać w dialogu udziału. Gdy skończyły, Prawda odwróciła się i zobaczyłem, że była trochę ubrana.
"Co się stało?" - Zapytałem wskazując na odzież.
"Czasami nagość przeszkadza" - odpowiedziała. Nic nie rozumiałem, ale jak zwykle przytaknąłem i pogodziłem się. Prawda taka była. Miała swoje tajemnice i musiałem je szanować. Czułem, że każda zdrada, każde wyłudzenie jej sekretu spowoduje coś ... strasznego. Nie wiedziałem, co, ale promieniował z niej strach, gdy usiłowałem rozwiązać zagadkę.
"To szafa życzeń" - powiedziała. "Czy masz jakieś?"
"Chciałbym, byś już zawsze była ze mną".
"Będę, zawsze, w pamięci, nic już nie mów" - zamknęła moje usta swoją dłonią.
Ucieszyłem się, że zawsze będzie ze mną, a radość burzyło słowo "w pamięci". Zastanawiałem się, co może znaczyć, ale Prawda nie pozwoliła bym marszczył czoło kłopotami. Poszliśmy na lody. Później na jakiś czas Prawda zniknęła. Nie pokazywała się ani na rogu ulicy, ani w drzwiach mojego pokoiku, ani w knajpie naprzeciwko. Szukałem jej, chodziłem po ulicach, odwiedzałem miejsca, nasze miejsca. Gdy wreszcie znalazłem ją, z ledwością poznałem. Prawda była ubrana i smutna. Ale cieszyłem się, że jest.
"Będziemy już razem?" - Pytałem, a ona uśmiechała się. I było dobrze. Znowu biegaliśmy, spacerowaliśmy, ale widziałem, że straciła dawną radość. Umierała, a ja nie mogłem jej pomóc, nie umiałem.
Któregoś dnia na naszej drodze pojawiło się dwóch mężczyzn. Prawda zatrzymała się i zadrżała. "Mamy cię wreszcie" - powiedział jeden z nich i wyciągnął pistolet. Prawda nie uciekała, nic nie mówiła, stała i patrzyła. Mężczyzna podniósł rękę z pistoletem, wycelował w Prawdę i strzelił. Kula trafiła, przeszła przez ciało jakby Prawda była obłokiem. "Cholera" - zaklął facet i strzelił po raz drugi z takim samym skutkiem. "Spróbuj tym" - powiedział drugi i wyciągnął zupełnie inny pistolet. Tym razem poskutkowało. Po pierwszym strzale Prawda skrzywiła się, ból wstrząsnął też moim ciałem, po drugim przewróciła się, a po trzecim zniknęła. Faceci śmiali się, a ja płakałem.
"Jego też?" - Usłyszałem pytanie. Chciałem, by mnie zabili. Nie widziałem sensu życia bez Prawdy.
"Nie, on jest już trupem" - powiedział drugi i odeszli.
Zostałem sam. Znowu jestem sam. Idąc zatłoczonymi, cuchnącymi ulicami szukam nagiej sylwetki, wypatruję w metrze, w kawiarni, wszędzie, bo Prawda mówiła, że jest ich więcej. Życie bez Prawdy straciło sens.
Ostatnio spojrzałem w lustro. W niektórych miejscach moje ubranie poprzecierało się. Zmieniłem je na nowe, ale nie pomogło. W wielu miejscach widzę duże połacie odkrytego ciała. Każdego dnia powiększają się.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt