Wiedziała, że musi dążyć, drążyć, drążyć. Przydałaby się łopata, by wygrzebać tę zbędną ziemię, cały ten balast, który ciążył. Przez cały ten balast nie mogła dojść do sedna, do czystki, w której mogłaby spotkać się metafizycznie z drugim człowiekiem, ze światem, narodami i wszystkimi zwierzętami. A to wszystko bez podania dłoni. Kontakt cielesny to zbędność. Mogłaby zasiąść czyjeś ramię jak ptaszek, na owo ramię nie siadając. Ona lubi ramiona. One otulają ją tak czule, a czasem bezwiednie. Woli te pierwsze uściski. One prawdziwsze, może na pozór. Nie, ona czuje które są prawdziwe, lecz nie wierzy. Nie wierz w ani jedno słowo, ani jeden gest, toteż należy szukać tej łopaty, co to cały ten osad zbierze i z dokładnością do jednego miligrama wydzierga prawdę na ramieniu, lecz tym razem własnym. Jej ramię będzie jej ramieniem, ale i cudzym. Jej ramię to ramię świata. Jego ramię to jej ramię, więc i ramię wszystkich. Wszyscy są wspólnotą i powinni karmić się nawzajem, nie zaś włazić w swe korzenie w sposób destrukcyjny, bo na chleb zabrakło. Nigdy nie będą mieli jedzenia. Pól uprawnych sporo, a efektów żadnych. Każdy ma swoją przestrzeń, której naruszanie powoduje upadek. Ta przestrzeń powinna być wszystkim i dla wszystkich. Zgładzić powierzchnię, by wszyscy byli jednym, a jedno wszystkim. Jedność, to sprawa najwyższa, najdoskonalsza. I ona dąży do zrównania chropowatości, która nie pozwala osiągnąć tej gładkości, do której skrupulatnie zmierza, lecz na razie nie wygrywa. Jeszcze. Dziś. Może jutro, bądź za miesiąc. Uda się. Musi się udać. To jej życie, jej świat. Nasze. Ich. Wszystkich. Nie wolno jej zaprzepaścić szansy, którą to od bogów dostała, jako jedna jedyna. Ani to zaraza, ani to nagroda; po prostu Jej misja – nie tyle zbawienia, co dążenia ku Prawdzie i wyzwoleniu ludu. Jedyna droga, którą może podążyć, by móc ocalić narody w niej zgromadzony i te wszystkie postaci.
Nie wiedziała jak, nie wiedziała którędy dotrzeć i jakie ma ubrać skarpetki lub pończochy. I czy buty jej potrzebne. Wkoło mówią, że i tak, owszem, są niezbędne. Kolców na drodze pełno, a ona nie powinna ryzykować, by nie pobrudzić palców u nóg krwią – tak brudną, nieczystą, brzydką. Brzydka krew. Nieczysta. Nie powinna... Poza tym – mówią, że wtedy byłaby zużyta i już niecała, poćwiartowana taka. Doprawdy, nie powinna... Przestroga dla niej i narodów – tych Jej narodów, które to chciałaby ocalić, bo... bo musi, powinna. Jak udoskonalić pięty, palce, całą stopę, by buty okazały się zbędne i mogły zostać nieprzyodziane. A w ramach kompromisu – ubierze żółte pończochy. Cienkie, cieniutkie, ale pończoszki będą żółte; prześwitujące, ale będą. Żółte. Mogłaby ubrać czerwone, takie z wełny, a pod spodem ogrzewałyby ją czerwone rajstopy ucięte w połowie. To znaczy – takie do kolan tylko, co podkolanówkami zwą się. Tak mówią. Oni. Dziewczynko, przygotuj się, malutka. Gotowi, do startu i START. Przycisku STOP zabrakło, w sklepie wyprzedano; były na promocji. Skarpetki, skarpetki. Sama je uszyła. No, a rajstopy? Kupiła, ale ustrzygła, by również były swoje i takie jej, tylko Jej. To znaczy – całego świata. Dziewczynka przeprasza. Nie tak chciała się wyrazić... To obce dla niej. Nie jej, a Świata. Całego, dla każdego. Powinna jaśniej się wypowiadać, by zrozumiano, że to nie dla siebie, a dla losów ludzkości, czy rozwoju nadczłowieczeństwa w duchach naszych. Bo o duchach to dawno zapomniano. Nie ma, zmyto. Urodzaj dusz przypadał na okres, kiedy byliśmy w kosmosie i znaliśmy imię wszechrzeczy. To imię zostało zapomniane, jakby strzeżone tajemnicą. Nie wiadomo o co chodzi, po co, dlaczego. Po co, dlaczego. Ach, mniej więcej – oznacza to samo. Nie o to chodziło... Różnice są mgliste, nieuchwytne i jakby zabiegane w locie. Trzeba chcieć zauważyć, przystanąć choć na chwilę. Pończoszki nie są skarpetami z wełny, roboty własnej, tak zwany handmade... Różnica jest spora, nie tylko w kolorze, wzorach i grubości materiału, a co za tym idzie - odporności czaszki. Ta odporność z kolei, to jest niejednolita. Oni krzywią się z niesmakiem na myśl o usterce, toteż zakładają różowe rajstopy (wszakże muszą ich ogrzewać, a nogi winny zostać niewidoczne...) w zabawne kropki o podkolorze wina (kwaśny, smak kwaśny... a miał być słodki), z grubego filcu, w sam raz na przyodzianie ciała. To już nie nici, a cała plaga materiału, nie do zdarcia, a skrawek ciała nie piśnie ani słowa, jako że tak gruba kurtyna nawet echa nie przepuści. Ani jedna litera, sylaba, ani jeden wyraz. Nic nie przedostanie się, nic nie przecieknie. Deszczoodporne rajstopy. Któżby takich nie chciał...? A jaka przednia to zabawa – zdejmować je, tak niekonwencjonalnie klęcząc przed posiadaczem błagając Istotę o ułaskawienie jego duszy i przywrócenie kolanom skóry, by zbędne stały się wizyty w sklepie bieliźnianym i odzieżowym.
Biedne laleczki marionetki.
I na co komu te nici, i to całe szycie, jeśli wciąż wszystko porozrywane. Tak długo odkładali na maszynę do szycia, a tu nic. Soczewka wciąż ta sama, nici – grube, nie pozwalające urwać się lub przeciąć, nawet ostrymi narzędziami, słowami na przykład – o podobnych kolorach i ściegach pozostają nienaruszone. Przynajmniej te znaczące... Efekt mizerny, jeśli już nie powiedzieć – żaden. Szyja niezmiennie taka długa, a tkwiąca w podłodze. A szyja nie ta, to i głowa nie zapachnie perfumami o tropikalnej woni. Właściwie, to nie wiadomo co głupotą należy nazwać, a co mądrością obnażającą prawdę na wskroś, i czy prawda to kująca jest - niczym kolce róży, czy ma konsystencję niemalże balsamiczną.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt