Speluna jak każda inna, cztery ściany z sękatych bali, parę niezdarnie rzeźbionych okien, krzywy szynkwas, wysłużone krzesła, które to nijako miały się do stołów będącymi w nieco lepszej jakości. A wieczór to nadal zimowy, bodajeś wiosną pachnieć poczęło, acz gdy słońce znikało za horyzontem ciągnąc na promieniach słonecznych księżyc niczym chłopiec młody ciągnący drewnianą zabawkę po łbach kocich przyciągało ze sobą mrok, mroźny wiatr, który spowijał Królestwo to w chwilach paru. Dlategoż to Karczma aż kipiała pod kątem mieszkańców, którzy to próg przekraczając zamiar mieli ogrzać się, czy wypić trunku smacznego podczas opowiadania coraz to bardziej wybujałych historii. Gwar, krzyk, śmiech donośny, krzyknął ktoś, tu zaś ktoś klepnął w pośladki dziewoję, która pod nadzorem zamożnego Karczmarza obsługiwała klientów. Monotonia. Jeno komar, krwiopijczyk mały, z zaciekawieniem latał pod sufitowymi balami mierząc wszystkich rubinowym odwłoczkiem.
Wszak poddasze karczma owa posiadała, i to wyróżniało ją ponad wszystkie, acz poddasze nie służyło do trzymania beczek z trunkami mocnymi a jako kąt, w którym to dzielnie kurtyzany zabawiały, by grosza trochę zarobić, miejsce, w którym to do transakcji tajemniczych dochodziło, do dziwnych schadzek i plecenia prześmiesznych waśni.
Wampir nie małe miał pole do popisu wsuwając się przez małą dziurę w dachu na owe poddasze, kierując się za młodą dziewką, która to przygód szukając znalazła odważnego, by porozmawiać z nim na tematów wiele.. Wszak obyło się bez gierek nie potrzebnych, jeno mlaskanie ciche wydobyło się z kąta najjaśniejszego, w którym to leżeli na garstce worków polepionych. Pocałunkom końca nie było, pocałunkom delikatnym niczym tchnienie skrzydeł motyla, acz pozory grać należało, by noc ta na głodzie podtrzymywana do ciekawych należała. Dłonie człowiecza dziewka przerzuciła przez szyję, nie mogąc nacieszyć się nim, by zaspokoić swe dzikie potrzeby. On podporządkowywał się tylko, dłonie splatając na Jej biodrach. Kciukami jął wodzić po krzyżu by zmysły swe najskrytsze obudziła. Język na siłę wcisnęła do ust Jego, by pocałunki Jej namiętniejszymi się stawały, piękniejszymi i wyśmienitszymi, drobnymi łapkami sunąc wyraziście po Jego torsie. Zerwała zeń koszulkę beżową, która ciasno przylegała do ciała Jego. Brak krwi, głód owy spowodował iż zmysły wyczulone pozwoliły posłyszeć tłoczenie krwi w Jej żyłach, Jej miarowy oddech, a czekać wieczność nie zamierzał. Z gracją podbródek ku powale uniosła językiem sunąc jeszcze brutalnie po nosie Jego na znak, iż gotowa jest, na znak iż czas owy nastał, by w łuk uniesienia ciało swe wygiąć mogła wraz z jękiem i okrzykiem podniecenia.
Nikły ironiczny uśmieszek wpłynął na lico Jego zamiaru nie mając szybko uciekać. Przylgnął z Nią do ściany, obdarzając ją spojrzeniem źrenic czerwono krwistych, bordowych wręcz niczym drewno tonące w potężnych jęzorach ognia, by twarzyczkę Jej zmarkotniałą zapamiętać. Muskał Jej policzek delikatnie, podbródkiem swym wyznaczając trasę po której to usteczkami sunąć pocznie. Dostrzegając jeszcze Jej szeroki, pełen zadowolenia uśmiech, zarechotał głośniej nieco, dłonie przyciskając do ramion Jej, by wyrywać się nawet nie próbowała. Językiem wodził po szyi dziewczęcej wyszukując tętnicy.. Oddychał ciężko, nierównomiernie, podsychał, umierał, lecz jeszcze chwila, jeszcze dwie i w pełni szczęścia się odnajdzie. Spiął mięśnie swe wszystkie, jakby chciał szykować się do uniknięcia ataku, acz mięśnie spięte oznaczały tylko jeszcze szybszą reakcję, która i tak posłana by była w mgnieniu oka. Dłoń prawą przerzucił na Jej żuchwę odchylając głowę gwałtownie mało co nie łamiąc kobiecie karku, drugą nawet nie drgnął naciskając na Jej ramię. Uniósł górną wargę, bladą wargę, u, by ukazać kły dwa, wampirze kły, które to aż prosiły się by zatopić je w skórze delikatnej niczym jedwab kobiety młodej. Wpił się mocno nie czekając na Jej reakcję, trafił bezpośrednio w tętnice szybko zasysając się, by nawet kropla smakowej krwi nie wyciekła marnotrawiąc się tym samym. Obyło się bez krzyku, bez wrzasków, jeno ciche jęknięcie, ostatnie tchnienie z ust kobiety się wydobyło, która to szukając przygód znalazła ją. Umorusany w krwi sączył ją wytrwale, On coraz silniejszy, Ona coraz bladsza. Docisnął kły co by resztek krwi dopić, przymknął powieki na chwilę tylko, by z rozkoszującą chwilą odejść na chwilę w niepamięć, w objęcia żaru i pychy.
Wyrwał kły niemalże szybciej niż je wbił i zsunął z siebie truchło, spoglądając na teraźniejszy wyraz twarzy kobieciny.
- Tak, kawał ze mnie Skurwiela - Rzekłszy słowa z ironią niemałą, wręcz z cynizmem, który aż pod nadmiarem wylewał się ze słów ciśniętych przez zęby zaciśnięte splunął na niemrawego trupa wciskając leniwie, smętnie, teatralnie wręcz koszulinę swą, by falbankowym mankietem przetrzeć zakrwawione usta i policzki. Kołnierzyk na sztorc postawił, by ukryć ranę kłutą, gdy ugryziony w zamierzchłych czasach został zmieniając się w to coś - w Wąpierza. Uśmiech pełen zadowolenia nie spływał mu z oblicza, wręcz stał się jeszcze szerszym i paskudniejszym niż dotychczas. Na pięcie się zwrócił strzepując nadgarstkami, by resztek krwi z mankietów zrzucić. Oblizał groteskowo wargi, by w niezliczonych pomrukach powrócić do szarego towarzystwa, co by trunek swój dokończyć z kompanami na znak nocy udanej. A łowy wyjątkowe to, sztuką jest być innym, gdy tworząc swą odrębność odnajdujemy się w szarej rzeczywistości.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
D34th · dnia 21.09.2008 14:37 · Czytań: 911 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 4
Inne artykuły tego autora: